W. Julian. Korab–Karpowicz – „Traktat polityczno-filozoficzny” – recenzja i ocena

opublikowano: 2015-03-10 19:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Traktat filozoficzny, program wyborczy, deklaracja światopoglądu. Książka Korab-Karpowicza nie daje jednoznacznych odpowiedzi, za to zmusza do dyskusji.
REKLAMA
Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz
„Tractatus politico-philosophicus. Traktat polityczno-filozoficzny”
nasza ocena:
6/10
cena:
31,50 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Marek Derewiecki
Rok wydania:
2015
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
216
Format:
150 x 225 mm
ISBN:
978-83-64408-98-4

Jeżeli miałbym jednym słowem określić książkę W. Juliana Korab-Karpowicza, odpowiedziałbym: zagadka. Czytając ją nie byłem bowiem w stanie jednoznacznie powiedzieć co tak naprawdę czytam i jaki jest cel publikacji. Będę wobec tego zmuszony używać sporo takich zwrotów jak „o ile”, „jeżeli”, „być może”, bo tylko taka strategia wydaje się odpowiednim kluczem dla uczciwego zrecenzowania książki.

Najpierw powiedzmy skrótowo o kwestiach formalnych. „Traktat polityczno-filozoficzny” został wydany przez zasłużone dla polskiego życia filozoficznego „Wydawnictwo Marka Derewieckigo” (niegdyś ANTYK). Każdy kto zajmuje się w Polsce filozofią musiał mieć z nim styczność, bowiem w serii Biblioteka Europejska wydano takich klasyków jak Platon, Św. Tomasz, Szestow, Niezstche czy Bergson. Znaczenie serii jest przeogromne, bowiem to właśnie dzięki niej całe rzesze polskich adeptów filozofii formułowały swoje poglądy.

Seria, o ile rozumiem jej zamysł, ma na celu przybliżać filary myśli filozoficznej Europy. I tutaj właśnie pojawia się pierwsza wątpliwość związana z książką Korab-Karpowicza. Jest ona jedną z dwóch książek wydanych z serii, której autor żyje (drugim jest Charles Kahn). Dla mnie taki zabieg był zaskakujący, przywykłem, że Bibliotece Europejskiej wydawani są autorzy klasyczni, a nie tacy, których myśl nie jest szerzej znana. Trudno też wytłumaczyć, dlaczego „Traktat polityczno-filozoficzny”, wydany w tej serii został dodatkowo opatrzony jaskrawą informacją „Kandydat na prezydenta RP”. Niełatwo jest się zatem rozeznać: czy mamy do czynienia z traktatem filozoficznym, czy z programem politycznym? W jeszcze większe zdumienie wprawił mnie fakt, że książkę wydano w formie dwujęzycznej, polsko-angielskiej. Zabieg to niecodzienny, znany przede wszystkim z krytycznych wydań klasycznych dzieł, jak choćby Arystotelesa czy św. Tomasza.

Jeżeli „Traktat polityczno-filozoficzny” ma być przede wszystkim dziełem filozoficznym, to wydaje mi się, że nie spełnia dobrze swojej roli. Autor wybrał formułę, która w filozofii praktycznie nie jest używana. Chciał, aby jego praca miała formę słynnego „Traktatu logiczno-filozoficznego” Ludwika Wittgensteina. Traktat był po prostu zbiorem pojedynczych tez, np.: „Świat jest wszystkim, co jest faktem”. Każdy punkt miał swoje rozwinięcie w podpunktach, które razem tworzyły szkielet argumentacyjny, prowadzący ostatecznie do siódmej tezy traktatu: „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”. U Wittgensteina taka formuła była nie tylko przejrzysta, ale również bezpośrednio wynikała z zamierzenia autora. W przypadku tekstu W. Juliana Korab-Karpowicza przyjęcie tej formy jest nie do końca jasne. Dlaczego autor zamiast pisać akapit po akapicie, zastosował „metodę wittgensteinowską”? Trudno powiedzieć. Wydaje mi się wręcz, że w przypadku traktatu który dotyczy zagadnień polityki, taka formuła jest wręcz szkodliwa. O ile u Wittgensteina lakoniczne zdania miały swoje uzasadnienie, o tyle u autora „Traktatu polityczno-filozoficznego” wydają się po prostu notatkami z wykładu, albo konspektem właściwego dzieła. Czytając „Traktat” nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ktoś powycinał tekst i zostawił jedynie pierwsze zdanie akapitu.

REKLAMA

Filozofia Wittgensteina, od którego Korab-Karpowicz zapożyczył formę i tytuł, jest właściwie traktowana w sposób marginalny. Autor na wstępie przedstawia swoje motywacje, którymi były tezy Wittgensteina o tym, że o wartościach nie można mówić i wskazuje, że jego celem jest polemika z taki sądem. W gruncie rzeczy jednak, poza kilkoma punktami, Korab-Karpowicz właściwie nie podejmuje z nimi dyskusji. Nie będę tutaj dokładnie zagłębiał się w interpretacje filozofii Wittgensteina. Starczy powiedzieć, że zgodnie z jego tezą nie możemy mówić o wartościach, ponieważ nasz język jest w tej materii niewydajny i po prostu ograniczony. Nie oznacza to jednak, jakoby Wittgenstein twierdził, że w świecie nie ma wartości. Z krótkiego wstępu Korab-Karpowicza nie potrafiłem wywnioskować, czy nie przyjął on przypadkiem błędnie, że Wittgenstein w ogóle powiedział, że w świecie wartości. Co więcej, przynajmniej w jednym przypadku interpretacja myśli Wittgensteina dokonana przez autora jest bardzo dyskusyjną. W tezie 7.4311 pisze on:

Śmierci może być zdarzeniem w życiu. Można obserwować śmierć bliskich lub nieznanych osób. Śmierć może być przeżyciem. Można boleśnie przeżyć śmierć drugich i samemu przeżyć śmierć kliniczną. Strach przed śmiercią to strach przed tym co niewiadome.

Co jak rozumiem miało być odpowiedzią na wittgensteinowską tezę 6.4311:

Śmierć nie jest zdarzeniem w życiu. Śmierci się nie doznaje.

Jeżeli przez wieczność rozumieć nie nieskończony czas, lecz bezczasowość, to ten żyje wiecznie, kto żyje w teraźniejszości.

Życie nasze tak samo nie ma kresu, jak nasze pole widzenia — granic.

Wittgensteinowi nie chodziło jednak o fakt, że nie doświadczamy śmierci innych ludzi, a jedynie, że nie doświadczymy nigdy własnej śmierci (autor „Traktatu logiczno-filozoficznego” nie traktowałby śmierci klinicznej jako śmierć). W tym punkcie po prostu powtórzył on tylko tezy Epikura. W traktacie kwestia śmierci pojawia się jako wynik poprzednich tez. Trudno natomiast wyjaśnić dlaczego pojawia się ono w książce Korab-Karpowicza.

REKLAMA
Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz
„Tractatus politico-philosophicus. Traktat polityczno-filozoficzny”
nasza ocena:
6/10
cena:
31,50 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Marek Derewiecki
Rok wydania:
2015
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
216
Format:
150 x 225 mm
ISBN:
978-83-64408-98-4

Wbrew pozorom Wittgenstein odgrywa jedynie marginalną rolę w „Traktacie polityczno-filozoficznym”. Pojawiają się tam za to tacy autorzy jak Witkacy, Locke, Malinowski i Hobbes oraz niezbyt w Polsce znany perski filozof Al-Frabi. Brakuje natomiast św. Augustyna, zaś Arystoteles jest cytowany rzadziej niż muzułmański myśliciel, co z perspektywy filozofii polityki może być uznane za zdumiewające. Cały indeks osób wydaje się zresztą nieoczywisty, jeżeli mam mieć do czynienia z dziełem dotyczącym filozofii polityki. A jeszcze mniej zrozumiałym, jeżeli ma być ona formą polemiki z filozofią języka Wittgensteina.

Być może nie zrozumiałem linii argumentacyjnej autora, ale struktura traktatu wydaje mi się bardzo chaotyczna i nie do końca jasna. Czasami Czytelnik ma do czynienia z tezą, a kolejne podpunkty są albo ich argumentacją albo rozwinięciem. Czasem jednak można natrafić na fragmenty zupełnie niezrozumiałe:

4.4 Wolność jest darem kultury, a kultura jest darem wolności 4.41 Wolność jest nieodzowna dla utrzymania tradycji i mobilizacji ludzkiego talentu. Postęp kultur i cywilizacji nie jest możliwy bez wolności, bez ludzkiej samorealizacji. 4.42 Wolność jest warunkiem korzystania z osiągnięć kultury, a także z podtrzymywania jej rozwoju

Jeżeli dobrze zrozumiałem zamysł to kolejne punkty 4.41 i 4.42 miały tłumaczyć, tezę 4.4. Tymczasem nie widzę nic co był tłumaczyło dlaczego konstrukcja opierająca się jawnie na błędzie logicznym (błędnym kole), miała by być dopuszczana. Kolejnym zdumiewającym fragmentem jest punkt 4.5 który dotyczy już innego zagadnienia i nie odnosi się bezpośrednio do tego zagadnienia.

Być może jednak „Traktat polityczno-filozoficzny” tak naprawdę stanowi program polityczny. Wtedy sprawa wygląda nieco inaczej. Jego główną tezą byłoby wówczas stwierdzenie, że można i trzeba tworzyć politykę i świat polityczny oparty na wartościach. Teza taka jest nad wyraz ciekawa w postmodernistycznej rzeczywistości w której odrzucono wszystko co stałe. Szczególnie, że Korab-Karpowicz stawia sobie bardzo ambitny cel: „Myślę, że zamiast przedstawiać ostateczne rozwiązanie wszystkich problemów, moja książka jest raczej wskazaniem nowego kierunku, w jakim ludzkość powinna iść, aby dotrzeć do szczęścia.”

W takim wypadku głos Korab-Karpowicza jest wyjątkowy w polskiej, niestety postpolitycznej, rzeczywistości, w której nie są istotne żadne principia, a główną role odrywają emocje wytwarzane w wyborcach przez media. Głównym zagadnieniem jest wszak uśmiech kandydata w wyborach, a partie polityczne już dawno przestały publikować programy, ponieważ właściwie nikt się nimi nie interesuje.

REKLAMA

Tekst, który wskazuje na konkretne fundamenty, który chociaż w ograniczonym zakresie stara się zdefiniować pojęcia którymi tak frywolnie posługują się politycy, zasługuje na uwagę. Chociażby dlatego, że jest powiem świeżości i – co tu wiele mówić – oryginalności we współczesnej rzeczywistości politycznej. Jednocześnie stara się komentować całą rzeczywistość społeczno-polityczną, od zasad wojny przez dyplomację, aż po seksualność. Wprowadzony zostaje również dosyć, co tu nie mówić, zabawny termin rodzicosesksualizm, oznaczający uprzywilejowanie w społeczeństwie tradycyjnego seksu między kobietą a mężczyzną, łączących się ze sobą w celu założenia rodziny. Całość, o ile dobrze pojąłem, ma na celu przekonanie czytelnika, że można i trzeba budować świat i realizować w nim politykę na pewnych fundamentalnych wartościach, takich jak: rodzina, religia, Ojczyzna.

W tekście można znaleźć pewne tropy, które potwierdzają to przypuszczenie. Można znaleźć miedzy innymi dokładnie odniesienia go dzisiejszej sytuacji politycznej, m.in. krytykę Unii Europejskiej. Wydaje się zatem, że Korab-Karpowicz pragnie stworzyć zbiór maksym, w stylu Konfucjusza, które pomogą ludziom na osiągnięcie szczęścia. Coś w stylu mądrej drogi życia. Dlatego kolejne punktu mają formę krótkich zdań, niemalże maksym, tak aby może było je łatwo zapamiętać.

Jednak w takim wypadku też pojawiają się u mnie pewne wątpliwości. Jeżeli traktat jest tak naprawdę programem politycznym, to dlaczego został wydany w tak nieprzystępnej formie jaką jest tekst filozoficzny? Dlaczego zastosowano dwujęzyczną formę? Wydanie książki w „Bibliotece Europejskiej” nie pomoże w upowszechnieniu tekstu i nie ułatwi mu trafienia do szerszego grona wyborców. Wręcz przeciwnie dla wielu taka forma będzie zniechęcająca i – po prostu – mało kto to przeczyta. Jeżeli zaś traktat miał być skierowany do intelektualistów, to wydaje mi się nazbyt ogólnikowym i powierzchownym, zdecydowanie wymagającym rozwinięcia. Szczególnie, że wiele tez brzmi po prostu jak mało odkrywcze notatki. Część użytych pojęć nie posiada definicji, które pozwoliłyby zorientować się w intencjach autora. Wszystko sprawa wrażenie wstępu, choć wstępu do jakiegoś poważnego dzieła.

Szczerze powiedziawszy mam wrażenie, że nie zrozumiałem do końca książki Korab-Karpowicza. Być może umknęła mi gdzieś jego istotna treść. Być może nie doczytałem głębi kryjącej się w poszczególnych tezach „Traktatu polityczno-filozoficznego”. Nie zmienia to jednak faktu, że uważam tę książkę za interesującą już chociażby dlatego, że próbuje reaktywować sposób uprawiania polityki jaki dzisiaj próbuje się wymazać ze świadomości ludzi. I nawet po to, aby nie zgodzić się z tą książką, warto ją przeczytać.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Karol Rogalski
Absolwent filozofii UKSW, interesuje się filozofią polityki, twórczością Ludwika Wittgensteina oraz filozofią religii. Lubi posłuchać polskiego rapu i poczytać dobrą książkę historyczną.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone