Wał Hadriana, czyli jak odgrodzić się od barbarzyńców?
Ten tekst jest fragmentem książki David Frye’a „Mury. Historia cywilizacji”.
Imperium rzymskie było pierwszym zachodnim państwem, które wzorem Chin zagrodziło granice swojego terytorium. Co ciekawe, Rzym nie budował takich umocnień przed II wiekiem n.e. Czyżby dopiero Chińczycy podsunęli Rzymianom ten pomysł? Istnieją podstawy, żeby tak sądzić. Kiedy mur cesarza Wu umożliwił bezpośrednie kontakty między dwoma cesarstwami, rzymscy autorzy zaczęli wspominać o produkującym jedwab dalekowschodnim kraju, który nazywali Serica. Rzymianie zapałali nienasyconą miłością do jedwabiu. Satyryk Juwenal otwarcie utyskiwał na zniewieścienie mężczyzn, przechadzających się zalotnie po mieście w przezroczystych jedwabnych szatach. Trudno sobie wyobrazić, by przy tak intensywnej transkontynentalnej wymianie handlowej wieści o niezwykłym murze cesarza Wu nie dotarły do rzymskich uszu. Józef Flawiusz, autor Wojny żydowskiej, w której pojawia się najstarsza wzmianka o Wrotach Aleksandra, prawdopodobnie opierał się na opowieściach o Chinach krążących po Rzymie już w I wieku n.e.
O ile kwestia zewnętrznych wzorców pozostaje niepewna, o tyle ogólny zarys historii Rzymu nie budzi żadnych wątpliwości. W II wieku n.e. Rzym zrezygnował z wypraw na terytoria barbarzyńców i zaczął wznosić potężne umocnienia graniczne. Nowa strategii wskazywała na radykalną zmianę polityki państwa. Początek II wieku pod rządami ostatniego wojowniczego cesarza, Trajana, należał jeszcze do epoki ekspansji. Trajan nie był budowniczym murów. Najechał Dację (część dzisiejszej Rumunii) wbrew wyraźnym zaleceniom pierwszego cesarza Rzymu, Augusta, który radził swoim następcom, by nie wypuszczali się poza dotychczasowe granice imperium. Niewiele wiemy o charakterze Trajana. Jego postać frustruje historyków. Podejrzewamy niejasno, że miał coś na sumieniu, ale nie potrafimy tego udowodnić. Współcześni go chwalili. Rzymianie żartowali, że jego imię, wyryte na ogromnej liczbie budowli, pleni się jak wić winna. Kiedy Trajan po raz pierwszy wjeżdżał do Rzymu, mieszkańcy stolicy, bez względu na wiek i stan zdrowia, wylegli na ulice i wiwatowali na jego cześć nie tylko dlatego, że rozdawał pieniądze (tak przynajmniej twierdzili). Senatorowie, nie chcąc pozostać w tyle tej orgii czołobitności, nadali mu tytuł Optimus, czyli Najlepszy. Starożytni biografowie musieli się mocno natrudzić, by znaleźć w nim jakąś wadę. Jeden z nich napomknął tylko, że Trajan był pedofilem, ale jego chłopcy nie mieli nic przeciwko temu. Wszyscy kochali cesarza; no, może z wyjątkiem mieszkańców Mezopotamii i Żydów, którzy się przeciwko niemu zbuntowali. Buntowali się też Dakowie, i to dwa razy, a może zbuntowaliby się i po raz trzeci, gdyby zostawił więcej ich przy życiu.
Trajan wolał mosty od murów, ponieważ mosty umożliwiają prowadzenie wojen, podczas gdy mury próbują im zapobiegać. Zbudował pierwszy most na Dunaju, by przerzucić swoje legiony do Dacji. Strategie obronne nie pociągały tego władcy. Kilka miejsc zabezpieczył garnizonami, ale tylko dlatego, żeby mieć wolne ręce do kolejnej inwazji. Na północy Anglii stworzył linię fortów nazwaną później Stanegate Frontier; podobny system fortów powstał na terenie dzisiejszych Niemiec.
W 117 roku władzę nad Rzymem przejął następca Trajana i jeden z jego byłych kochanków. Wtedy wszystko się zmieniło. Nowy cesarz uciął dyskusje na temat dalszych najazdów i ekspansji terytorialnej. Całkowicie zerwał z polityką swojego poprzednika, a nawet zakwestionował, że on sam i inni chłopcy sypiali z Najlepszym tak chętnie, jak twierdzili jego apologeci. To właśnie za rządów nowego cesarza, Hadriana, Rzym dołączył do elitarnego grona wielkich budowniczych murów.
Za życia Hadrian (117–138 n.e.), znany współczesnym nie tylko z nazwanego na jego cześć muru, cieszył się niejednoznaczną reputacją. Rozpoczęcie rządów od skazania na śmierć czterech wpływowych polityków nie przysporzyło mu popularności. Nie zyskał sobie również szacunku oddaniem niedawno zdobytych prowincji Armenii, Asyrii i Mezopotamii, które uznał za zbyt trudne do utrzymania. Była to typowa decyzja Hadriana. Główną spuścizną po jego rządach okazała się strategia obronna, której materialnym wyrazem stały się ciągnące po horyzont umocnienia.
W pewnym sensie Hadrian był najbardziej cywilizowanym z obrońców cywilizacji, a już na pewno przewyższał wyrafinowaniem rozhukanego Aleksandra Wielkiego. Zapamiętanie, z jakim w młodości studiował greckich autorów, zyskało mu przydomek Graeculus (mały Grek). Jako dorosły uważał, że zna się najlepiej na wszystkim, i potrafił z pełnym przekonaniem perorować na każdy temat, od astrologii po architekturę, poezję, komedię i tragedię. Specjaliści ze wszystkich dziedzin uznawali jego wyższość nad sobą, co, jak zauważył retor Faworyn, było rozważną postawą wobec kogoś, kto miał pod swoją komendą trzydzieści legionów. Tylko architekt Apollodor nierozsądnie postawił się cesarzowi, odpowiadając na jego pytanie szorstkim: „Och, idź rysować swoje dynie”. Hadrian doprowadził w końcu do jego śmierci, czym dowiódł, że Faworyn miał rację.
Zamiłowanie do budownictwa stawia Hadriana w jednym rzędzie z Szulgim, Nabuchodonozorem i Pierwszym Cesarzem. Cesarz zostawił po sobie pomniki prawie we wszystkich miastach, które odwiedził, a kiedy nie miał pod ręką żadnego miasta, budował nowe. Na przykład Hadrianutheraj, które założył, by uczcić upolowanie niedźwiedzicy. Na każdym kroku starał się zdeprecjonować albo prześcignąć Trajana. Kazał zburzyć zbudowany przez poprzednika most na Dunaju, po którym rzymskie wojska przeszły do Dacji. Zrobił to po to, by uniemożliwić barbarzyńcom wykorzystanie go w podobnym celu. Trajan ozdabiał miasta; Hadrian ozdobił całe imperium. Optimus budował forty; Hadrian zbudował potężne fortyfikacje.
Na początku swojego panowania Hadrian objechał prowincje, by ocenić stan założeń obronnych i ustalić, czy wymagają wzmocnienia. W Germanii, gdzie poczucie zagrożenia było najsilniejsze, dla podniesienia gotowości bojowej żołnierzy pozbawił ich wszystkich wygód. Z obawy, że życie obozowe może ich rozmiękczyć, zlikwidował kantyny, zadaszone przejścia i dekoracyjne ogrody – ciekawy pomysł jak na mieszkańca willi z biblioteką w dwóch wieżach, obserwatorium astronomicznym, trzema wielkimi basenami i czwartym basenem w kształcie pączka z dziurką, być może prekursorem „leniwej rzeki” w dzisiejszych parkach wodnych.
Zbudowany przez Hadriana na północy Anglii mur, „który miał dzielić barbarzyńców i Rzymian”, jest jedną z dwóch, obok Długiego Muru Pierwszego Cesarza, takich powszechnie znanych konstrukcji obronnych. Urokliwe ruiny pośród owczych pastwisk przyciągają amatorów pieszych wycieczek i turystów, ale to tylko fragmenty monumentalnego założenia na dawnej granicy rzymskiej prowincji Brytania. Mur Hadriana, który przecina w jednym z najwęższych miejsc całą wyspę, pierwotnie mierzył około stu trzydziestu kilometrów długości i ponad cztery i pół metra wysokości. Był wyposażony w rowy, strażnice milowe, forty i obozy warowne. Łagodny klimat i słabe wiatry nie zdołały zniszczyć kamiennej konstrukcji, więc musieli tego dokonać ludzie. Lokalni mieszkańcy wydłubywali z muru kamienie do budowy ogrodzeń, kościołów i zamków. Jeszcze dzisiaj na wielu budynkach można znaleźć łacińskie inskrypcje, świadczące o pochodzeniu budulca.
Odkrycie przez Robina Birleya w Vindolandzie pokrytych pismem tabliczek zmieniło w XX wieku oblicze badań nad Murem Hadriana. Birley nie doczekał się takiej sławy jak Heinrich Schliemann czy Aurel Stein, ale jego osoba za to jest dowodem, że najważniejszych odkryć dokonuje się na własnym podwórku – zwłaszcza jeśli przypadkiem kryje ono pod sobą pozostałości rzymskiego fortu. Robin Birley należał do drugiego pokolenia aktywnego do dzisiaj rodu archeologów. Rodzinną tradycję zapoczątkował jego ojciec, Eric, który kupił teren Vindolandy po ukończeniu filologii klasycznej w Oksfordzie. Jak wszyscy Birleyowie, Robin zaczął kopać jako nastolatek. Gdy w 1973 roku przy poszerzaniu rowu odpływowego natrafił na drewniane tabliczki, dysponował już kilkudziesięcioletnim doświadczeniem. Rozdzielił ostrożnie dwa zlepione kawałki drewna i ze zdumieniem stwierdził, że są pokryte pismem. Ani rodowód, ani lata w zawodzie nie przygotowały go na takie odkrycie. Cieniutkie kawałki drewna, zapisane tajemniczym alfabetem, stanowiły dla niego kompletną zagadkę. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy litery w kontakcie z powietrzem zaczęły znikać. Po kwadransie nie było już po nich śladu.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę David Frye’a „Mury. Historia cywilizacji” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki David Frye’a „Mury. Historia cywilizacji”.
Birley zareagował błyskawicznie. Owinął drewienka wilgotnym mchem i pognał z nimi do specjalisty od paleografii (dziedziny zajmującej się starożytnym pismem). Richard Wright, który napisał książkę o rzymskich inskrypcjach z terenu Wielkiej Brytanii, obejrzał dokładnie puste tabliczki i nie okazując cienia niedowierzania, zasugerował, żeby spróbować metody fotografii podczerwonej. Trafił w dziesiątkę. Zdjęcia wykonane przez specjalistę od obrazowania medycznego ujawniły nieczytane od dwóch tysięcy lat listy i dokumenty, pisane łacińską kursywą, która tak dawno wyszła z użycia, że Birley jej nie rozpoznał, w pierwszej chwili biorąc za arabski.
Tabliczki z Vindolandy pozwoliły nam lepiej poznać codzienne życie obrońców rzymskich granic, zasymilowanych barbarzyńców, których przyjęto do armii, nauczono łaciny i wysłano na deszczowe pogranicze, gdzie od czasu do czasu musieli rozebrać przegniłą drewnianą wieżyczkę strażniczą i zbudować nową. Pilnowanie takiej granicy nawet w czasach pokoju nie było łatwe. Ani tanie. Utrzymanie wojska na wysuniętych placówkach bardzo obciążało budżet państwa. Warowne obozy auxiliów (wyspecjalizowanych oddziałów pomocniczych) zakładano w niewielkich odległościach od siebie (Vindolandę i Housesteads dzieliło tylko pięć kilometrów), a później rozmieszczono między nimi jeszcze małe forty.
Każda z tych jednostek miała liczną załogę. Według tekstu na jednej z tabliczek (jedynego zachowanego dokumentu tego rodzaju z całego terenu Cesarstwa Rzymskiego) w obozie w Vindolandzie stacjonowało siedmiuset pięćdziesięciu dwóch mężczyzn, jednak czterystu pięćdziesięciu sześciu z nich oddelegowano w inne miejsca, trzydziestu jeden było chorych, rannych albo cierpiało na ostre zapalenie spojówek, które najwyraźniej przyjęło rozmiary epidemii. Vindolanda była tylko obozem oddziału pomocniczego. W obozach legionów stacjonowało po kilka tysięcy mężczyzn.
Strażnicy granic pochodzili spoza cesarstwa, z niebudujących murów barbarzyńskich ludów, które stanowiły niewyczerpane źródło bitnych młodych mężczyzn. W okresie, w którym powstały teksty na tabliczkach, to jest około 100 roku n.e., załoga Vindolandy składała się głównie z Batawów i Tungrów, mieszkańców dzisiejszej Belgii, zaciekłych wojowników i potomków rebeliantów. Kiedy ich ojcowie wywołali bunt w rzymskiej armii i zmusili do poddania się dwa legiony, całe imperium zadrżało ze strachu. Ostatecznie buntownicy zostali spacyfikowani i przesiedleni do Brytanii, gdzie odznaczyli się odwagą na polu bitewnym. Walczyli między innymi pod Mons Grapius, gdzie „na rozległym terenie przedstawił się potężny i okropny widok […] i krwią nasiąkła ziemia”. To byli prawdziwi twardziele, przynajmniej na początku.
Służba w ochronie granic stopniowo zmieniła zahartowanych barbarzyńców. Spartanie twierdzili, że mury zmiękczają mężczyzn, którzy w nich żyją; lektura tabliczek z Vindolandy wskazuje, że mogli mieć słuszność. Na północnej granicy cesarstwa mężczyźni, wychowani na wojowników, zajmowali się pracą i spełnianiem wymogów biurokracji. Na jednym z grafików służby z Vindolandy czytamy, że trzystu czterdziestu trzech żołnierzy dostało przydział „do warsztatów”. Część z nich naprawiała namioty, pozostali budowali łaźnię, wyrabiali obuwie, kopali glinę, obsługiwali piece do wypalania cegły, zbierali gruz, pomagali w tynkowaniu i załadunku wozów – robili wszystko, tylko nie walczyli. Inne grafiki dyżurów wymieniają prace przy budowie domu, wypalaniu wapna czy przygotowywaniu plecionek z gałęzi i witek na ogrodzenia. Strażnicy rzymskich granic przez całe życie wykonywali niewdzięczną robotę, którą barbarzyńcy pozostawiali kobietom i niewolnikom. Ustawiali się w szeregach i czekali na przydział zadań. Stacjonujący w warownych fortach żołnierze powoli zmieniali się w budowniczych murów. Żyli w cieniu potężnych fortyfikacji, które sami wznieśli.
Czy wykonywanie rutynowych zajęć rzeczywiście obniżyło zdolność bojową obrońców Muru Hadriana? I znów wszystko wskazuje na to, że rację mieli Spartanie: mniej więcej pięćdziesiąt lat po wizycie Hadriana barbarzyńcy z północy przełamali linię umocnień i urządzili Rzymianom krwawą łaźnię.
Mur Hadriana w północnej Anglii, najsłynniejszy z murów tego cesarza, został zbudowany z połączonych zaprawą bloków kamienia. W innych lokalizacjach do budowy umocnień wykorzystywano materiały, które były pod ręką, kierując się przede wszystkim oszczędnością. Według jednego z antycznych biografów Hadrian stosował elastyczną strategię, która nie wszędzie wymagała ambitnych rozwiązań. Tam, gdzie się dało, wykorzystywano obronne walory rzek albo po prostu wbijano w ziemię pale. W Germanii cesarz zbudował palisadę o długości ponad czterystu pięćdziesięciu kilometrów. Wycięto ogromne połacie lasu, ponieważ na każdy kilometr drewnianych umocnień potrzeba było około siedmiuset wiekowych dębów.
W Afryce Północnej największe zagrożenie dla rzymskich rolników i miast stanowili koczownicy z gór. W 128 roku n.e. Hadrian odwiedził afrykańskie prowincje w ramach inspekcji imperium. Na zagrożonym obszarze nawet domostwa rolników przypominały twierdze. Cesarz rozkazał zbudować system wałów i rowów u podnóża gór Aurès i Hodna, by powstrzymać wojowniczych górali od pustoszenia cennych plantacji. Na terenach, gdzie głównym zagrożeniem byli koczownicy z pustyni, budował z kamiennych bloków mury sięgające sześciu metrów wysokości.
W południowo-wschodniej Europie granica cesarstwa nachodziła na zachodni skraj Wielkiego Stepu. Plemiona Gog i Magog nie dotarły jeszcze tak daleko na zachód, ale lokalni barbarzyńcy dawali się mocno we znaki, zwłaszcza na wybrzeżu Morza Czarnego, gdzie niegdyś Owidiusz tęsknił za Rzymem. Przy odrobinie determinacji plemiona nomadów mogły przedostać się przez Karpaty. Gdyby po drodze wypędziły z siedzib tamtejszych barbarzyńców, nastąpiłaby prawdziwa katastrofa. Hadrian odgrodził góry wałem z ziemi i drewna, który ciągnął się równolegle do biegu Aluty na długości stu pięćdziesięciu kilometrów. Podobnie jak większości umocnień Hadriana, strzegły go liczne forty. W późniejszym okresie, po pożarze, który strawił drewniane konstrukcje, linię obrony cofnięto na łatwiejszy do obrony zachodni brzeg rzeki.
Także miasto Tomis doczekało się wreszcie porządnej ochrony przed barbarzyńcami. Nie znamy dokładnej daty budowy owych umocnień, wiemy tylko, że powstały zbyt późno, by uwolnić poetę od uciążliwego obowiązku obrony miasta. W tym zapalnym rejonie zbudowano kolejno trzy ciągi umocnień. Najstarszy z nich to potężny wał ziemny z rowem oraz dużymi i małymi fortami (castra i castella), typowy dla II wieku n.e. Najwyraźniej nie wykonał swojego zadania, bo w późniejszy rzymski mur kamienny wmurowano fragmenty budynków z Tomis, porzuconych lub zniszczonych w czasie najazdu. Ostatnia, niewielka konstrukcja ziemna przecina obie wcześniejsze i może pochodzić z późnego okresu, kiedy już nawet zdesperowani barbarzyńcy budowali umocnienia przeciwko Hunom. Potrójny zestaw umocnień nazywany jest dzisiaj Murem Trajana, chociaż większość badaczy nie sądzi, by miał cokolwiek wspólnego z Optimusem. Poza tym byłoby bardzo dziwne, gdyby Hadrian nie odcisnął na tym obszarze swojego piętna.
W Jordanii i Palestynie, gdzie rzymskim osiedlom zagrażali arabscy koczownicy, nazywani przez rzymskich i bizantyńskich autorów Saracenami, Hadrian dokończył dzieło umacniania granic, rozpoczęte przez jego poprzednika. Ponieważ zbudowanie kamiennego muru o długości sześciuset pięćdziesięciu kilometrów przekraczało możliwości finansowe państwa, cesarz zabezpieczył pustynne pogranicze systemem fortec i wież strażniczych.
Wzmocnienie fortyfikacji granicznych na trzech kontynentach zajęło Hadrianowi niespełna dwie dekady. Zmarł w wieku sześćdziesięciu dwóch lat po dwudziestojednoletnim panowaniu. Kiedy przyszedł jego czas, nie próbował przedłużać sobie życia magicznymi eliksirami wzorem chińskiego cesarza. Stary miłośnik dramy wyreżyserował kilka nieudanych prób samobójczych, pilnując, by za każdym razem zostały w porę zauważone i powstrzymane. By zapewnić sobie nieśmiertelność, napisał parę autobiografii, które wydał pod imionami zaufanych wyzwoleńców, ale nie udało mu się nikomu wmówić, że był darzony powszechną miłością. W końcu zwyczajnie zachorował i umarł, i dopiero pośmiertnie Machiavelli okrzyknął go jednym z Pięciu Dobrych Cesarzy, za którego uchodzi do dzisiaj.
Sposób, w jaki Hadriana ocenili potomni, po raz kolejny przypomina, że opinia współczesnych bywa zupełnie rozbieżna z rzeczywistymi zasługami danej postaci. Rzymscy autorzy wychwalali agresywnego Trajana i krytykowali jego bardziej defensywnego następcę. Ale to Hadrian wywarł większy wpływ na przyszłe pokolenia, zarówno w krótkiej, jak i w długiej perspektywie czasu. Kolejni cesarze nie próbowali naśladować Optimusa. Postrzegali swoją rolę tak, jak zdefiniował ją Hadrian: skupiali się na obronie cywilizacji, a nie na rozszerzaniu jej zasięgu. Czasem oznaczało to budowanie nowych murów, kiedy indziej – wzmacnianie istniejących fortyfikacji. Nawet tam, gdzie granica biegła wzdłuż rzeki, następcy Hadriana starali się ją dodatkowo wzmocnić. Inskrypcja z końca II wieku informuje, że cesarz Kommodus (180–192) zbudował system wież strażniczych i garnizonów wzdłuż całego biegu Dunaju. Kommodus zapisał się w pamięci jako okrutnik i duże dziecko, za którego rządów „Rzym zardzewiał”. Cesarz nie zawracał sobie głowy naprawianiem sypiących się fortyfikacji Hadriana w pozostałych prowincjach. Wolał pić z kumplami i popisywać się na arenie, gdzie rzekomo uśmiercił setkę lwów.
Kiedy w końcu mury Hadriana się rozpadły, okazało się to tragiczne w skutkach dla pozbawionych murów obronnych miast w prowincjach. Wkrótce prawie wszystkie zaczęły się fortyfikować. W III wieku doprowadziło to do gruntownych zmian urbanistycznych, które całkowicie przeobraziły wygląd rzymskich miast.