Bolesław Wieniawa-Długoszowski – „Wymarsz i inne wspomnienia” – recenzja i ocena
Skłamałbym, gdybym powiedział, że w książce w ogóle nie ma „awanturniczych” fragmentów, jednak po wspomnieniach Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego spodziewałem się ich zdecydowanie więcej. Zwłaszcza że „Wymarsz i inne wspomnienia” zebrał Roman Loth znany ze swojej książki o Franciszku Fiszerze, będącej istną kopalnią anegdot i zabawnych bon motów. Niestety, ich znacznie mniejsza od oczekiwanej liczna to nie jedyny mankament książki.
Pierwszym jest stosunek Wieniawy do Piłsudskiego. Przynajmniej ten wyłaniający się ze wspomnień może w pewnym momencie – delikatnie rzecz ujmując – irytować nawet przychylnego Marszałkowi czytelnika. Książka będzie zaś całkowicie niestrawna dla osób, które nie pałają do niego miłością. Długoszowski bowiem patrzy w jego postać niczym w ikonę, oddaje mu cześć i uznaje niemalże za półboga. Niektóre z tych fragmentów mogą wręcz czytelnika zażenować. Mnie, który bardzo ceni postać Piłsudskiego, po pewnym czasie robiło się po prostu mdło od ilości peanów na jego cześć. Zdecydowanie odradzam zatem czytanie za jednym razem całej książki nawet największym fanom Wieniawy.
Nie miałem szczęścia być towarzyszem zabaw i psot małego Ziuka, który był na pewno niezwykłym chłopcem i swym charakterem upartym a przekornym, chęcią przewodzenia i komenderowania wszystkim dokoła utrudniał znacznie prywatne życie swoim rodzicom i swemu rodzeństwu.
Oczywistym jest, że część wspomnień było przed wojną publikowanych z powodów czysto propagandowych. Niekiedy jednak kreowanie rzeczywistości w „Wymarszu” jest tak nachalne, że może zniechęcić do dalszego czytania. Jedynie czasami, co trzeba autorowi przyznać, zdarzają się bardzo szczere analizy, polemizujące z oficjalną wersją wydarzeń – szczególnie dotyczące przebiegu walk, w których autor brał udział. Niestety, nie ma ich jednak zbyt wiele.
Czytelnik zawiedzie się również z innego powodu. Obraz pierwszego szwoleżera II RP zazwyczaj kojarzy się z ułańską fantazją, szalonymi pomysłami, hektolitrami wódki itd. W „Wymarszu i innych wspomnieniach” tego praktycznie nie ma. Co więcej, zostały one napisane językiem pogadanki dla grzecznych dzieci. Zabieg taki jest zrozumiały dla pierwotnego celu, czyli budowy pewnego rodzaju mitów, jednak przy dłuższym czytaniu jest po prostu męczący.
Oczywiście można na kartach książki znaleźć kilka zabawnych fragmentów, jak na przykład wywoływanie duchów przez Piłsudskiego przed bitwą, są to jednak wyjątki. Napisany językiem ugrzecznionym, tak aby wspomnienia mogli czytać wszyscy, „Wymarsz” wygląda na nieco ocenzurowany przez autora – tak jakby najciekawsze historie były zarezerwowane dla bywalców Małej Ziemiańskiej, gdzie Wieniawa opowiadał naprawdę pikantne historie. Czytelników głodnych takich wrażeń odsyłam raczej do wspomnień Józefa Marii Bocheńskiego.
Wspomnienia mają jednak pewne walory. Po pierwsze, historycy mogą je potraktować jako przykład propagandy sanacyjnej i budowania mitu Piłsudskiego. Po drugie, mogą okazać się cennym źródłem dla biografów Marszałka, którzy pragną przekonać się, jak silnie oddziaływał on na otoczenie.
Jeżeli chodzi o samo wydanie, to mogę wyrazić się jedynie w superlatywach. LTW stanęło na wysokości zadania i zadbało o piękną oprawę graficzną. Książka ma bardzo ładną i porządną twardą oprawę. Wspomnienia uzupełniono dużą ilością dobrej jakości fotografii, mamy też dobry gatunkowo papier i wyraźną czcionkę.
Wspomnienia Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego to książka zdecydowanie dla pasjonatów i wielbicieli sanacji, dla innych może ona okazać się nie do przebrnięcia.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska