Wojna na ekranie monitora

opublikowano: 2006-08-30 20:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Od początku lat 90. powstało ponad 200 gier komputerowych osadzonych w realiach II wojny światowej bądź luźno z nimi związanych. Producenci gier prześcigają się w tworzeniu coraz bardziej realistycznych, trzymających się ściśle faktów historycznych tytułów.
REKLAMA

Spojrzenie wstecz

Tematyka wojenna ze szczególnym natężeniem występowała w grach strategicznych. Większość z nich była osadzona w alternatywnej rzeczywistości II wojny światowej, brakowało takiej, która bazowałaby na autentycznych zdarzeniach. Mało kto pamięta dzisiaj taki tytuł jak wydana w 1992 r.: „Clash of Steel: World War II, Europe 1939-45”. W swoich czasach ta hybryda turowej gry strategiczno-taktycznej zrobiła dużo zamieszania. Rozgrywka poza przemieszczaniem swoich oddziałów na mapie i walkami na lądzie opierała się m.in. na takich elementach jak wysyłanie bombowców na tereny wroga, odkrywanie nowych broni czy dyplomacja. Całość okraszały odpowiednie efekty dźwiękowe: pikujących samolotów, karabinów maszynowych, wybuchów itp. Nie to jednak zdecydowało o jej sukcesie. Dzięki trybowi „hot seat” „Clash of Steel…” oferowała możliwość gry dwóm graczom na jednym komputerze. Nie od dzisiaj wiadomo, że możliwość stoczenia bitwy z żywym przeciwnikiem, w dodatku siedzącym obok, daje dużo więcej frajdy niż analogiczna rozgrywka z komputerem.

Ojciec wszystkich FPS-ów

Mimo iż „Wolfenstein 3D” niewiele miał wspólnego z wojennymi realiami, błędem byłoby o nim nie wspomnieć. Przygody Williama „B.J.” Blazkowitza, agenta alianckich sił specjalnych znają wszyscy fani gier na świecie. Fabuła gry jest bardzo uproszczona: sterowana przez nas postać, komandos polskiego pochodzenia, stara się uciec z hitlerowskiej twierdzy. Na drodze do jego wolności stoją rzesze nazistów, psy strażnicze oraz efekty eksperymentów genetycznych doktora, Schabbsa, które należy bezlitośnie eksterminować. Program rażący dzisiaj monotonnymi lokacjami oraz niewielkim zróżnicowaniem przeciwników był i według niektórych wciąż jest niesamowicie grywalny. „Wolfensteina 3D” uważa się za ojca gatunku FPS.

Do końca lat 90-tych pojawiło się wiele gier osadzonych w realiach II wojny światowej, ale nie osiągały one jakichś znaczących sukcesów. Owszem, zdarzały się znakomite pozycje takie jak kultowa seria niesamowicie realistycznych strategii turowych „Panzer General”, czy ukierunkowany bardziej na taktykę, doskonały cykl „Close Combat”, były one jednak rzadkością.

REKLAMA

Pierwsze dwie części „Panzer General” są w pewnym sensie unikatowe, bowiem w całości poświęcono je nazistom, a to w grach komputerowych zdarzało się wtedy wyjątkowo rzadko. Jedynie tryb pojedynczej misji pozwalał wybrać stronę konfliktu. Scenariusze kampanii przygotowano w oparciu o zdarzenia, jakie miały miejsce w czasie II wojny światowej.

Prowadząc armię Wehrmachtu w pierwszej części „Panzer General”, będziemy mieli okazję wziąć udział w ofensywie niemieckiej na Polskę (1939), toczyć boje o strategiczne pozycje w Afryce Północnej (1941), uczestniczyć w operacji Barbarossa (1941), bronić ziem włoskich (1943) i przypuścić atak na pozycje Sowietów w okolicach Charkowa (1943). Gra jest rozbudowana pod każdym względem. Ilość jednostek przyprawi o drżenie rąk wszystkich pasjonatów II Wojny Światowej, a należy podkreślić, że program nie ogranicza się tylko do wojsk naziemnych, ale występują w nim także siły powietrzne i morskie.

Brutalna, wojenna rzeczywistość

Rozgrywka w pierwszej odsłonie cyklu „Close Combat” przenosi nas do Normandii. Naszym zadaniem, w zależności od wyboru strony konfliktu, jest sprawne przeprowadzenie lądowania wojsk alianckich na plaży Omaha, bądź też skuteczna jej obrona. Autorzy gry doskonale odwzorowali wygląd jednostek wojskowych, ich uzbrojenie, mobilność oraz siłę bojową. Dodatkowym atutem programu jest użycie przez twórców archiwalnych filmów i fotografii z czasów II wojny światowej, dzięki czemu nabiera on walorów edukacyjnych.

Inne szerzej znane graczom tytuły wydane w tym okresie to „Hidden & Dangerous” i Commandos: Za linią wroga. Gry te, pomimo iż są umiejscowione w realiach II wojny światowej, więcej mają wspólnego z filmami akcji starszej daty niż z faktami historycznymi. Niemniej jednak zostały przyjęte bardzo ciepło przez właścicieli PeCetów, świadczy o tym choćby ciągły rozwój serii „Commandos”.

REKLAMA

Przełom w grach FPS

Poza leciwym „Wolfensteinem 3D” oraz rodzimym „Mortyrem” u progu XXI wieku nie było żadnej godnej uwagi gry FPS (First Person Shoter) dotyczącej II wojny światowej. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że temat ten w „strzelankach” praktycznie nie istniał. Pustkę próbował co prawda zapełnić w 2001 roku „Return to Castle Wolfenstein”, ale to nie on zapoczątkował rewolucję wśród wojennych FPS-ów. Do przewrotu przyczyniła się gra pierwotnie przeznaczona na konsolę PlayStation, przy produkcji której maczał palce sam Steven Spielberg. Mowa oczywiście o „Medal of Honor”.

Desant w puszczy

Pojawienie się PeCetowej wersji tej taktycznej gry akcji wyróżnionej podtytułem „Allied Assault” zatrzęsło całą branżą elektronicznej rozrywki. Przed wypuszczeniem ostatecznej wersji programu jego twórcy zatrudnili wielu specjalistów, podobnie jak to miało miejsce przy tytułach na PlayStation. To oni zajmowali się faktami historycznymi, uzbrojeniem, poszczególnymi scenariuszami. Duży wpływ na ich pracę miały takie filmy jak „Szeregowiec Ryan” czy „Cienka czerwona linia”. Czerpali z nich ile tylko się dało.

Finalny produkt zaskoczył wszystkich. PeCetowa wersja „MoH” w niczym nie przypominała konsolowego odpowiednika. Producenci stanęli na wysokości zadania i stworzyli grę o II wojnie światowej, jakiej jeszcze nigdy nie było na komputerach osobistych. „Allied Assault” natychmiast zdeklasował „Return to Castle Wolfenstein”. Niepowtarzalny realizm, historyczne lokacje, wojenny klimat, idealnie odwzorowane modele broni, muzyka a'la „Szeregowiec Ryan” ustawiły tę grę na pozycji niekwestionowanego lidera. Już jedna z pierwszych misji, lądowanie w Normandii, żywcem przeniesiona ze wspominanego wcześniej dzieła Spielberga, dosłownie wgniata w fotel. Jak pamiętamy z lekcji historii, desant na plaży Omaha jest krwawym symbolem operacji „Overlord”, gdyż to właśnie tam Niemcy stawiali największy opór, a alianci ponieśli spore straty. I to właśnie ta misja jest najbardziej kojarzona z „Medalem”. Już na samym jej początku alianccy żołnierze padają niczym muchy od kul niemieckich CKM-ów i moździerzy. Ci, którzy jeszcze nie zginęli, wzywają sanitariuszy, szukają dowódców i punktów zbornych. Co prawda twórcy gry zastosowali wiele uproszczeń i przeinaczeń, ale i tak klimat jest odczuwalny.

REKLAMA
Nie ma to jak porządna sowiecka maszyna

Sukces „Allied Assault” spowodował, że powstały do niego dwa dodatki: „Spearhead” oraz „Breakthrough”, przenoszące nas na nowe pola bitew. Producenci tym razem się nie wysilili, wyciskając z pierwotnego silnika i schematu rozgrywki ile się da, dlatego trudno się dziwić chłodnemu przyjęciu wspomnianych rozszerzeń.

W międzyczasie pojawiła się konkurencja w postaci „Call of Duty”, stworzonego przez osoby odpowiedzialne za pierwszego „Medala”. Tytuł ten wniósł nieco świeżości do opanowanego przez „MoH” rynku. Po raz pierwszy gracze zobaczyli wojnę z kilku perspektyw, oczami żołnierzy różnych nacji, wcielając się w amerykańskiego spadochroniarza, brytyjskiego komandosa lub rosyjskiego piechura. W tej grze nie jesteśmy już sami, należymy do oddziału żołnierzy, którego członkowie osłaniają się nawzajem ścianą ognia i pomagają rannym dotrzeć w bezpieczne miejsce. Autentyczne bronie, pojazdy, lokalizacje bitew i ich epickość, wspaniale odtworzone dźwięki tworzą bardzo realistyczny obraz II wojny światowej. Na myśl przychodzą mi tutaj zaprezentowane w programie walki o Stalingrad, przedstawione niemal tak jak w filmie „Wróg u bram”. Misję zaczynamy w przepełnionym, bydlęcym wagonie, skąd później przechodzimy do barki sterowanej przez oficerów Stalina, następnie pod ciężkim ogniem nieprzyjaciela, wspomagani przez kolegów przebijamy się do miasta. Obraz wojny został przedstawiony w jej najtragiczniejszej formie, bez przejaskrawień i rozmiękczania dramatycznych wydarzeń.

Swoje „pięć minut” miała w ubiegłym roku gra „Brothers in Arms: Road to Hill 30”. Nowością w rozgrywce była możliwość sterowania całą drużyną na specjalnej mapie taktycznej. Dzięki temu mogliśmy lepiej przygotować się do walki z przeważającymi siłami nieprzyjaciela, planować ataki na niemieckie bunkry, bądź szykować zasadzki. Wszystkie misje w grze związane są z historycznymi wydarzeniami, jakie miały miejsce po lądowaniu sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych we francuskiej Normandii.

REKLAMA
Drzwi zamknięte więc trzeba sprobować wejść oknem

Kolejne odsłony „Medal of Honor”, „Call of Duty” i „Brothers in Arms” bezapelacyjnie deklasują wszystkie wojenne „strzelanki”, takie jak „Sniper Elite: Berlin 1945” czy wydanego niedawno „Super Żołnierza”.

Mnogość strategii

Gier strategicznych w realiach II wojny światowej ukazywało się i ukazuje wciąż bardzo dużo. Są to wszelkiej maści RTS-y, taktyczne symulacje wojenne czy programy ukierunkowane na dyplomację. Wśród dostępnych tytułów królują kolejne generacje takich serii jak: „Sudden Strike”, „Blitzkrieg”, „Codename: Panzers” czy „Europa Universalis: II wojna światowa” („Hearts of Iron”). Jeszcze w tym roku ma ujrzeć światło dzienne gra „Company of Heroes”, której gracze już nadali przydomek „Call of Duty RTS-ów”. Na stronie polskiego wydawcy, firmy CD Projekt, możemy przeczytać następującą zapowiedź: Trzon fabuły stanowią perypetie Kompanii Able, od czasu pamiętnego desantu w Normandii, po walki w głębi Europy. Rozbudowana kampania dla pojedynczego gracza przedstawia działania wojenne na całym zachodnim froncie najkrwawszej wojny w historii ludzkości. W grze nie zabraknie widowiskowych scen i dynamicznych walk różnorodnych jednostek. Zachowanie żołnierzy zostało odwzorowane w najdrobniejszych szczegółach. Wystrzeliwane przez nich pociski na stałe zmieniają scenerię gry i dają możliwość zburzenia niemal każdego elementu otoczenia! Dzięki specjalistom ze studia Relic poczujesz się jak na polu bitwy! Czy tytuł ten rzeczywiście wniesie coś nowego do gatunku, przekonamy się dopiero w dniu jego premiery, na razie musimy się zadowolić dostępną w sieci wersją demonstracyjną programu.

REKLAMA

Polacy nie gęsi… swoje gry mają

Wspomniany już wcześniej „Mortyr”, stworzony przez polski zespół Corwin Software Studios zrobił bardzo dobre wrażenie na rodzimych graczach. Gra przedstawia alternatywną wizję historii, w której hitlerowskie Niemcy wygrały wojnę. Zadaniem prowadzonej przez nas postaci jest zmiana biegu wydarzeń na taki, jakiego uczymy się dziś w szkole. Kolejnym tytułem wyprodukowanym przez Polaków jest „Another War” - pierwsza gra fabularna w realiach II wojny światowej. Znajdziemy w niej wiele odwołań do filmów i książek, takich jak: „Indiana Jones”, „Allo Allo”, „Szeregowiec Ryan”, „Parszywa Dwunastka”, „Stawka większa niż życie” czy „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”. Wykorzystane w „Another War” pomysły znalazły swoje rozwinięcie w kolejnej produkcji Mirage Interactive - „Jak rozpętałem II wojnę światową: Nieznane przygody Franka Dolasa”. Niesamowita atmosfera i specyficzne podejście do tematu może i przypadłyby graczom do gustu, gdyby nie liczne błędy uprzykrzające rozgrywkę. Niemniej jednak nasze rodzime produkcje zaznaczyły swoją obecność wśród innych tytułów poświęconych zagadnieniom II wojny światowej.

Franek Dolas i Murzynek Bambo zwiedzają żółtą łódź podwodną

Wszystkich gier osadzonych w realiach II wojny nie sposób wymienić. Świadomie pominąłem w tekście różne symulatory lotu i łodzi podwodnych, uważam, bowiem, że tego typu gry są dla wybranych amatorów danego gatunku. Natomiast „Day of Defekt” czy „Battlefield 1942” - to gry sieciowe, nakierowane raczej na rozrywkę, (czytaj: czerpanie przyjemności z zabijania „żywego” przeciwnika) niż dbałość o historyczne realia.

Jaki z tego morał?

Branżę elektronicznej rozrywki charakteryzuje dynamizm. Na rynku mają możliwość utrzymać się tylko pozycje przełomowe, wnoszące do swojego gatunku coś nowego. Tymczasem w przypadku gier komputerowych osadzonych w realiach II wojny światowej panuje stagnacja i co jakiś czas zasypywani jesteśmy kolejnymi odsłonami bądź klonami wojennych hitów takich jak „Medal of Honor”, „Commandos” czy „Sudden Strike”. Brakuje czegoś nowego, naprawdę twórczego, co zmotywowałoby twórców i producentów gier do wytężonej pracy i przełamania monopolu kilku serii. Tegoroczne targi E3 częściowo rozwiały moje obawy, na przyszły rok zapowiada się bowiem parę obiecujących tytułów. Może też doczekamy się wreszcie gry, w której poprowadzimy do walki zwykłego szeregowego z Polskiej Armii, który rozpocznie swoją wojenną historię od obrony przyczółka Westerplatte. Na razie możemy o tym tylko pomarzyć.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Machura
Absolwent politologii na Uniwersytecie Śląskim.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone