Zapomniane ludobójstwo w Afryce, czyli jak Niemcy mordowali ludy Herero i Nama

opublikowano: 2022-02-28 10:29
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
W 1904 roku w niemiecki korpus ekspedycyjny wylądował w Afryce. Stojący na jego czele gen. Lothar von Trotha wydał pierwszy udokumentowany rozkaz przeprowadzenia ludobójstwa. W wyniku działań okupanta mogło zostać wymordowanych 100 tysięcy Herero i Nama, a resztę wysiedlono. Dopiero po stu latach rząd niemiecki oficjalnie przeprosił za zbrodnie w Afryce.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Konstantego Geberta „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło”.

Wbrew powtarzanemu po 1945 r. jak zaklęcie hasłu „Nigdy więcej” ludobójstwo towarzyszyło ludzkości w drugiej połowie XX wieku stale i nic nie wskazuje na to, by w XXI miało być inaczej. Skoro tak, to jest sprawą najwyższej wagi, byśmy trafnie rozpoznawali nie tylko jego wczesne zwiastuny, ale przede wszystkim rodzaje instytucji społecznych i typy ludzkich motywacji, które sprzyjają temu, by się stało rzeczywistością. Konwencja mówi nie tylko o karaniu ludobójstwa, ale także o zapobieganiu mu. Do takiego zapobiegania w minionych dziesięcioleciach zapewne dochodziło, a bez ludzkiej dalekowzroczności lista ludobójstw byłaby dłuższa, a ich ofiar większa; nie będziemy tego nigdy wiedzieli. Ale nawet jeśli tak, to lista dokonanych ludobójstw i lista ich ofiar są wystarczająco długie, by uzasadnić przekonanie, że ludobójstwo pozostaje stałą możliwością: Auschwitz, raz powołane do życia, nie daje się unieważnić. Karanie z kolei jest sporadyczne, niepewne i najwyraźniej nie spełnia choćby funkcji odstraszającej. Jeśli nie umiemy adekwatnie zapobiegać i karać, to może także dlatego, że nie potrafimy adekwatnie rozumieć.

Jeńcy z plemienia Herero (Bundesarchiv, Bild 146-2003-0005 / Nieznany / CC-BY-SA 3.0)

Z punktu widzenia późniejszej Konwencji rozgraniczenie między losem Himmlerowskich Menschentieren […] a losem ludzi uznanych za zarazki jest nieistotne. Jeżeli Polacy, dajmy na to, mieliby przez zwycięskich Niemców zostać skazani na wymarcie jedynie dlatego, że ich obecność zawadzałaby zwycięzcom, byłoby to ludobójstwo dokładnie takie samo jak to, które spotkało Żydów Ten naród jako taki powinien zostać wyniszczony i Romów. Z punktu widzenia sprawców różnica jednak pozostałaby fundamentalna: zginęliby, bo nie znaleziono żadnego uzasadnienia dla ich istnienia – lecz ich losy mogły się potoczyć inaczej; rezultat był skutkiem okoliczności, nie ich natury. Nawet jeśli Polaków w Polsce miano by wymordować, nie wynikało z tego w sposób automatyczny, że należało też wymordować Polaków we Francji czy w USA. W przypadku Żydów i Romów było inaczej: skazywała ich na śmierć, gdziekolwiek by byli, sama ich natura – i Niemcy byli przekonani, że nie mają w tej kwestii żadnego wyboru. Stopień szkodliwości tej natury dyktował kolejność ich eksterminacji, lecz nie jej nieuchronność.

REKLAMA

Ten atrybut Zagłady nie występuje w formie tak jednoznacznej w przypadku żadnego innego ludobójstwa – z wyjątkiem, również przez Niemców popełnionego, wymordowania ludów Herero i Nama w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej (Deutsch-Südwestafrika, DSWA), dzisiejszej Namibii. Ta zbrodnia jednak nie została dotąd uznana za ludobójstwo przez żaden prawomocny trybunał i pod wieloma względami bardziej przypomina ludobójcze plany III Rzeszy wobec Słowian po zwycięstwie niż Zagładę czy Porajmos (Romów). Jednak nie pod względem skuteczności: zginęła, według różnych szacunków, ponad połowa Herero (tak jak miało zginąć prawie trzy czwarte wszystkich Żydów i jedna szósta do jednej trzeciej wszystkich Romów na terytorium pod kontrolą Rzeszy). Także w przypadku ludobójstwa Ormian i Tutsich liczba ofiar, według różnych szacunków, przekroczyła połowę ludności tych grup na terytorium państw, które ludobójstwo przeprowadziły.

Istnieje jednak także inna przyczyna, dla której ludobójstwo Herero należy wiązać z Zagładą: to wówczas właśnie wypracowano po raz pierwszy niektóre koncepcje i metody, bez których Zagłada przebiegłaby zapewne trochę inaczej, choć niewątpliwie z tym samym efektem końcowym. Dziesiątki oficerów Schutztruppen, oddziałów ochronnych, jak nazywano cesarskie wojska niemieckie w Afryce z początków XX wieku, po przegranej I wojnie światowej dołączyły do NSDAP; młody Hermann Göring, syn niemieckiego cywilnego gubernatora DSWA, był rozżalony, że z powodu zbyt młodego wieku nie został do Schutztruppen przyjęty. Nawet piaskowe mundury SA pochodziły z Schutztruppen, z niemieckiego demobilu. Nie ma jednak dowodów na to, by przy wyborze nazwy Saalschutz, ochrona sal, jaką przyjęły pierwsze hitlerowskie bojówki utworzone w 1923 r., kierowano się podobieństwem do Schutztruppen. Saalschutz, po szeregu przekształceń, nazwano ostatecznie Schutzstaffel, Szwadron Ochronny; pod swym skrótem SS miały zrealizować ludobójstwo na skalę, która dla Schutztruppen musiałaby być jednak niewyobrażalna.

W 1883 r. niemiecki kupiec nabył od tamtejszego władcy, skądinąd drogą oszustwa, znaczne ziemie na południowo-zachodnim czubku kontynentu afrykańskiego, a dwa lata później Berlin objął je swym protektoratem jako Niemiecką Afrykę Południowo-Zachodnią. Wraz z późniejszymi nabytkami i zmianami granic stały się one największą niemiecką kolonią. Osiedlający się tam niemieccy osadnicy zakładali wsie i miasta i przystąpili do intensywnej uprawy roli. Klaus Bachmann, autor znakomitej monografii kwestii ludobójstwa w niemieckich koloniach, zauważa:

REKLAMA

„Za wszystkimi teoriami o ekspansji kolonialnej, potrzebie eksploracji nowych rynków zbytu i surowców naturalnych kryła się silna nieufność i głęboko zakorzeniony lęk przed kapitalizmem, przejawiającym się pod postacią industrializacji, urbanizacji oraz ekspansji handlu i finansów w samych Niemczech. Niemiecka kultura i rozumienie niemieckiej tożsamości, jakie lobby kolonialne i jego zwolennicy propagowali w swych ulotkach, raportach, wspomnieniach i propozycjach programowych, były głęboko przedkapitalistyczne. Utrwalały obraz Niemiec bez spółek kapitałowych, giełd, ponadnarodowych korporacji; Niemiec bez klasy robotniczej, proletariatu, bez socjaldemokracji i innych partii lewicowych; w których dominowała ciężka i uczciwa praca fizyczna, wykonywana przez rdzennych Niemców, ufnych w siłę swych rodzinnych więzi, starych tradycji i dyscypliny. Były to Niemcy małych, czystych i porządnych wiosek, z jasnymi hierarchiami w społeczeństwie i w rodzinie, z gospodarką zdominowaną przez ciężko pracujących chłopów.

Członkowie ludów Herero i Nama skuci łańcuchami podczas niemieckiego ludobójstwa

Ten świat dawno już był przeminął. W swym kolonialnym śnie Niemcy śnili o kraju bez ogromnych, grzesznych, anonimowych miast, rzekomo pełnych żebraków, prostytutek, bandytów, bez wielkich i anonimowych spółek i ruchów rewolucyjnych czy wywrotowych, rzucających wyzwanie istniejącemu porządkowi politycznemu i społecznemu, kwestionujących dawne ukochane zwyczaje i nawyki, na zetknięcie z którymi narażali się ludzie, którzy ze wsi przenosili się do wielkich miast”.

Słowem, marzenie kolonialne oferowało Niemcom utopię przeszłości, umiejscowioną wprawdzie daleko, za morzem, i pozostającą do zbudowania, ale tak mocno nacechowaną przeszłości tej pozytywnymi przymiotami, że wszelki zamach na nią musiał być odbierany jako zamach nie tylko na doczesne interesy jej beneficjentów i na wysiłek włożony w ich realizację, ale wręcz na ich tożsamość i cel ich życia.

Takie radykalne zagrożenie musiało wywoływać reakcję daleko wykraczające poza rzeczywiste wymiary samego czynu, który je wywołał, lecz obejmować także musiało skutki czynu dla marzenia, w które godził. A opisana przez Bachmanna retroutopia pobrzmiewać będzie też w innych ludobójstwach, najbardziej radykalnie zapewne w przypadku kambodżańskiego.

REKLAMA

Ten naród jako taki powinien zostać wyniszczony czającą poza rzeczywiste wymiary samego czynu, który je wywołał, lecz obejmować także musiało skutki czynu dla marzenia, w które godził. A opisana przez Bachmanna retroutopia pobrzmiewać będzie też w innych ludobójstwach, najbardziej radykalnie zapewne w przypadku kambodżańskiego.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Konstantego Geberta „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło” bezpośrednio pod tym linkiem!

Konstanty Gebert
„Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło”
cena:
Wydawca:
Agora
Rok wydania:
2022
Okładka:
twarda
Liczba stron:
632
Premiera:
23.02.2022
Format:
235 x 155 [mm]
ISBN:
978-83-268-3769-2
EAN:
9788326837692

Ten tekst jest fragmentem książki Konstantego Geberta „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło”.

Niemiecki sen kolonialny, jak każda utopia, miał swych beneficjentów – osadników i tych, którzy za ich sen płacili – czyli wszystkich pozostałych. Mieszkańców kolonizowanych ziem pozbawiano w praktyce wszelkich praw. Byli wykorzystywani do prac niewolniczych, jako parobkowie rolni lub służący; kobiety były często i całkowicie bezkarnie gwałcone. Zarazem jednak uchwalono już w 1909 r. w Namibii prawo zakazujące zawierania międzyrasowych związków małżeńskich. To z kolei wzbudziło zainteresowanie w samych Niemczech, gdzie debatowano nad przyjęciem podobnego ustawodawstwa. Do tego wówczas nie doszło, ale debaty w Reichstagu oswoiły niemiecką opinię publiczną z takimi pojęciami jak Rassengefühl (uczucia rasowe), które Rassenschande (hańba rasowa, stosunki seksualne między rasami) znieważa. Konsekwencją Rassenschande, co więcej, jest rodzenie się Mischlinge (mieszańców) i konieczność radzenia sobie z całą Mischlingfrage (kwestią mieszańców) – problemy te zostaną podjęte ćwierć wieku później w ustawach norymberskich.

Postój niemieckiej armii podczas kampanii przeciwko Herero (Bundesarchiv, Bild 183-R18799 / Auteur inconnu / CC-BY-SA 3.0)

Ale w Namibii żyła już, uznawana za odrębne plemię, społeczność Bastardów – dzieci zrodzonych ze związków białych kolonizatorów i tubylczych kobiet. Niemiecki antropolog i czołowy zwolennik eugeniki Eugen Fischer przeprowadził obszerne badania nad dziećmi tego plemienia i stwierdził:

REKLAMA

„Każdy europejski naród, bez wyjątku, który wchłonął krew gorszych ras – a temu, że Murzyni, Hotentoci i wielu innych są gorsi, zaprzeczać mogą jedynie marzyciele – zapłacił za to wchłonięcie gorszych elementów intelektualnym i kulturalnym upadkiem… Winno się im [Bastardom] dać tyle ochrony, ile potrzebują, jako rasa od nas gorsza, by ich istnienie mogło trwać. Nie powinni dostać nic więcej, a i to tylko tak długo, jak długo są nam użyteczni. W przeciwnym wypadku – swobodna konkurencja, co moim zdaniem oznacza ich wymarcie”.

Adolf Hitler czytał prace Fischera i bezpośrednio wpłynęły one na rasistowskie idee wyłożone w Mein Kampf. Sam Fischer zaś został w 1927 r. dyrektorem szanowanego berlińskiego Instytutu Antropologii, Ludzkiej Dziedziczności i Eugeniki. Jako ekspert przygotował i zrealizował po dojściu Hitlera do władzy program sterylizacji „nadreńskich Bastardów” – dzieci urodzonych w okupowanej przez Francję po I wojnie światowej Nadrenii z ojców, którzy byli żołnierzami francuskich wojsk kolonialnych. Wśród doktorantek Fischera była m.in. Eva Justin, która opracowała i rozpropagowała program sterylizacji Romów; wśród absolwentów instytutu był także dr Josef Mengele.

Najlepsze namibijskie ziemie, na których miejscowi wypasali dotychczas swe bydło, osadnicy zabierali na pola uprawne. W relacji złożonej Brytyjczykom po 1915 r. Nama Adam Pienaar tak opisywał czasy niemieckiego panowania:

„Prawo nas nie chroniło; niemieccy żołnierze robili, co chcieli. Byliśmy bezradni i bezsilni. (…) Wielu naszych zmarło w więzieniu z głodu, chłosty i ogólnego złego traktowania. (…) Zeznania jednego białego (…) wystarczały dla wyroku skazującego w prawie każdej sprawie. Naszych dosłownie chłostano na śmierć. (…) Biały mógł robić z nami, co chciał. Białych nie karano. Nasze słowo w sądzie się nie liczyło. (…) Straciliśmy wszelki szacunek dla Niemców”.

Wywłaszczanie i bezprawie owocowały kolejnymi, krótkotrwałymi powstaniami, które tłumiono siłą, a buntowników zabijano lub zsyłano do karnych kolonii. Jednym z głównych powodów powstań było poczucie krzywdy, jakiego doznawali od niemieckich sklepikarzy, którzy sprzedawali Herero towary na kredyt, a potem jakoby wyolbrzymiali wielkość długu i zajmowali ich własność. Gdy w 1904 r., po bitwie lokalnej formacji z powstańcami z ludu Herero, przegranej przez Niemców, zginęło ich ponad stu (powstańcy oszczędzili jednak kobiety i dzieci), niemiecki dowódca gen. Lothar von Trotha, weteran innych wojen kolonialnych, przystąpił do generalnej kontrofensywy. Jego poprzednik Theodor Leutwein, z dziesięcioletnim doświadczeniem w DSWA, był natomiast skłonny dążyć do kompromisowego zakończenia konfliktu:

REKLAMA

„Nie mogę się zgodzić z tymi nieostrożnymi głosami, które teraz chciałyby widzieć całkowite wyniszczenie Herero. Pomijając już fakt, że lud liczący 60 do 70 tysięcy dusz nie jest tak łatwy do wyniszczenia, uznałbym takie środki za poważny błąd z ekonomicznego punktu widzenia. Nadal potrzebujemy Herero jako hodowców drobnej trzody i zwłaszcza jako robotników. Musimy jedynie zabić ich politycznie”.

Niemiecka ilustracja propagandowa pokazująca przemoc Murzynów wobec białych kobiet

Należy bacznie zwrócić uwagę na cechy, które sprawiły, że Leutwein zyskał opinię zwolennika kompromisu. Opcję ludobójczą bowiem uznawał on za „nieostrożną”, lecz nie za niedopuszczalną, a to ze względu na trudność spowodowaną skalą takiego przedsięwzięcia i jego spodziewanymi negatywnymi skutkami ekonomicznymi: ci, których zamierzano by wymordować, są wszak mordercom „nadal” potrzebni. To jednak zakłada, a przynajmniej dopuszcza, że w przyszłości sytuacja może ulec zmianie i że wówczas jedyną przeszkodą wobec realizacji „nieostrożnej” obecnie opcji jest liczba „dusz”, które trzeba będzie „wyniszczyć”. Przeszkodą, rzecz jasna, jest jedynie sama liczba; to, że chodzi o „dusze”, a więc o ludzi, obdarzonych niezbywalnymi prawami, w ogóle nie jest przedmiotem jego zainteresowania. Tymczasem jednak, zdaniem Leutweina, wystarczające byłoby „zabicie polityczne” Herero, czyli pozbawienie ich – zapewne poprzez wymordowanie przywódców i poddanie reszty stałemu terrorowi – wszelkich możliwości nieposłuszeństwa i buntu. Jego następca jednak nie będzie już taki kompromisowy.

Wcześniej przez kilka miesięcy powstańcy odnosili sukcesy, głównie dlatego, że atakowali tylko izolowane domostwa i małe osady czy pojedyncze patrole wojska. Oszczędzali także kobiety i dzieci, misjonarzy i cudzoziemców. Nie jest jasne, dlaczego zrezygnowali z tej strategii i zgromadzili się wokół płaskowyżu Waterberg z rodzinami i bydłem. Cytowany Bachmann uważa, że mogli tam pójść, by negocjować rozejm, a także dlatego, że ukształtowanie terenu sprzyjało ukryciu w gęstym lesie rodzin i stad. Frontalną bitwę musieli jednak przegrać, a von Trotha konfrontację pod Waterbergiem za taką bitwę uznał. Słowem, na racjonalną strategię powstańców Niemcy odpowiedzieli irracjonalnym, emocjonalnym wybuchem – być może dlatego, że uznali w powstaniu zasadnicze zagrożenie dla budowanej w DSWA retroutopii. W liście napisanym przed tą bitwą stwierdził: „Uważam, że ten naród jako taki powinien zostać wyniszczony lub, jeśli by to nie było możliwe, za pomocą taktycznych środków zmuszony do opuszczenia kraju”.

REKLAMA

Masowe zbrodnie na podobną czy znacznie większą skalę popełniały inne reżimy kolonialne. Ofiary brytyjskich represji wobec Kurdów w Iraku liczą się w dziesiątkach tysięcy, wobec Mau Mau w Kenii w setkach tysięcy. Kongijskie ofiary belgijskiej kolonizacji i algierskie ofiary francuskiej liczą się w miliony. Nigdzie indziej jednak celu ludobójczego nie sformułowano w tak jednoznaczny sposób. „Naród Herero – pisał von Trotha w swym obwieszczeniu z października 1904 r., już po bitwie pod Waterbergiem i kilku tygodniach „polowania na Herero”, zwanym Vernichtungsbefehl (rozkaz wyniszczenia) – musi teraz opuścić kraj… Każdy Herero napotkany wewnątrz niemieckich granic, z bronią czy bydłem, czy bez, zostanie zabity. Nie oszczędzę kobiet ani dzieci”.

Von Trotha dowodził wojskami w Afryce już dziesięć lat; wcześniej stacjonował w niemieckiej ówcześnie Tanganice. Po zwycięstwie pod Waterbergiem pokonanych powstańców wymordowano; kobiety Ten naród jako taki powinien zostać wyniszczony i dzieci wygnano na pustynię, którą następnie odgrodzono solidnym parkanem; do zbliżających się doń strzelano. Nielicznym udało się przejść pustynię i znaleźć schronienie w Afryce Południowej. Większość zginęła z pragnienia i głodu: niemieckie patrole znajdowały później na pustyni szkielety wokół rozpaczliwie kopanych rękami studni, które osiągały głębokość 13 m, zbyt płytko, by dokopać się do wody.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Konstantego Geberta „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło” bezpośrednio pod tym linkiem!

Konstanty Gebert
„Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło”
cena:
Wydawca:
Agora
Rok wydania:
2022
Okładka:
twarda
Liczba stron:
632
Premiera:
23.02.2022
Format:
235 x 155 [mm]
ISBN:
978-83-268-3769-2
EAN:
9788326837692

Ten tekst jest fragmentem książki Konstantego Geberta „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło”.

W liście z 4 października 1904 r. do szefa sztabu, gen. Alfreda von Schlieffena von Trotha tak wyjaśniał przyjętą przez siebie strategię:

REKLAMA

„Moja szczegółowa znajomość wielu środkowoafrykańskich plemion, Bantu i innych, nauczyła mnie z niepodważalną pewnością, że Murzyni nigdy nie podporządkowują się umowom, lecz jedynie nagiej sile”.

Lothar von Trotha w 1905 roku

To oczywiście klasyczny argument zwycięskich zdobywców w każdej wojnie, stających w obliczu konieczności zapanowania nad pokonanym, lecz zdolnym do oporu przeciwnikiem. Ignoruje on zarówno fakt, że to oni sami rozumieją tylko nagą siłę, której właśnie zawdzięczają zwycięstwo, jak i to, że nie mają pokonanym do zaproponowania żadnej umowy godnej dotrzymania. Ziemie Herero kolonizowano na podstawie sfałszowanego porozumienia i niczego prócz pozbawiającej rdzenną ludność wszelkich praw kolonizacji najeźdźcy nie mieli im do zaproponowania. Zarazem rzekoma „szczegółowa znajomość” osobliwości psychiki pokonanych czyniła z generała obiektywnego eksperta, bezstronnie oceniającego, co należy wykonać. Warto zwrócić tu uwagę, że domniemana zbawcza moc nagiej siły uzasadnia wprawdzie, w ramach tego rozumowania, konieczność jej stosowania – ale jeszcze nie wymordowania całego narodu. Konieczne będzie przyjęcie dodatkowych założeń.

„Wczoraj, przed moim wyjazdem [z obozu], kazałem wojowników złapanych w ostatnich dniach i skazanych przez sądy wojskowe powiesić i odgoniłem kobiety i dzieci, które się tu zgromadziły, z powrotem na pustynię, zabierając ze sobą proklamację do ludów Herero [tj. Vernichtungsbefehl]. Proklamacja ta, którą załączam i która nieuchronnie stanie się znana, będzie atakowana. Proszę jedynie, by wytłumaczono Jego Cesarskiej Mości, że te środki są absolutnie konieczne i że mój rozkaz do wojska (które jest znakomicie zdyscyplinowane i z trzema postaciami takimi jak Deimling, Estorff i Mühlenfels takim z pewnością pozostanie) daje konieczne wskazówki i gwarancje wykonania rozkazu”.

Generał jednak jest świadom, że jego bezstronnie wyciągnięte wnioski mogą nie zostać zaakceptowane przez innych, niedysponujących jego doświadczeniem i wiedzą; dzieli się ze swoim przełożonym nie wprost wyrażoną obawą, że wśród tych dyletantów znaleźć się może nawet jego suweren, któremu sytuację trzeba będzie dopiero wytłumaczyć. Von Trotha dysponuje tu jednak rozstrzygającym kontrargumentem: cesarz w swej ewentualnej krytyce jego rozkazu kierowałby się wszak jedynie troską o to, jak taka bezwzględność może wpłynąć na morale wojska. Gdy się dowie, że wojskowej dyscyplinie nic nie zagraża, z całą pewnością nie będzie się przeciwstawiał chłodnej logice, którą na drugim końcu świata kieruje się jego generał.

REKLAMA

„Z drugiej strony przyjęcie kobiet i dzieci, w większości chorych, stanowi wybitne zagrożenie dla naszych wojsk, a zaopiekowanie się nimi jest niemożliwe. Myślę więc, że jest lepiej, by ten naród sczezł, niż by zaraził nasze wojska i uszczuplił naszą wodę i żywność. Co więcej, Herero wszelką moją życzliwość odebraliby jako słabość. Muszą teraz umrzeć na pustyni lub usiłować przekroczyć granicę Beczuanalandu [z drugiej strony pustyni]. To powstanie jest i pozostaje początkiem wojny ras, którą przewidywałem już w moich raportach do kanclerza o Afryce Wschodniej… To, czy powstanie to zostało spowodowane przez złe traktowanie [Afrykanów], pozostaje bez znaczenia dla jego stłumienia”.

Choć bowiem zabijanie kobiet i dzieci w żadnym stopniu nie zagraża moralnemu zdrowiu wojska, to ich pozostawanie przy życiu i owszem, gdyż są chore, a więc mogłyby zarazić zdrowych żołnierzy. Ten naród jako taki powinien zostać wyniszczony To, czy ich choroba pozostaje w jakimś związku z tym, jaki los im żołnierze ci zgotowali, jest bez znaczenia, skoro bez znaczenia jest, czy samo powstanie jest reakcją na złe traktowanie. Te kobiety i dzieci i tak są już przecież martwe, jak martwi są powieszeni wojownicy, tyle tylko, że śmiercią odroczoną do momentu zgonu z pragnienia na pustyni, na którą zostaną wygnane. Skoro zaś tak, to marnowanie na nie wojskowych zapasów żywności i wody byłoby już nie niedopuszczalną, bo świadczącą o słabości życzliwością, ale po prostu marnotrawstwem. A w sytuacji, gdy na jednym kontynencie spotykają się dwie rasy, z których jedna rozumie tylko siłę, wojna rasowa istotnie zdaje się nieuchronna, a w niej każdy akt opieki wobec wroga byłby aktem wrogości wobec swoich.

REKLAMA
Niemiecka Schutztruppe podczas powstania Herero, 1904 rok (Bundesarchiv, Bild 183-R24738 / Autor unbekannt / CC-BY-SA 3.0)

Działania podjęte przez von Trothę zdają się składać na logiczny i spójny ciąg ludobójczych środków i tak są przez większość historyków współczesnych interpretowane. W szczegółowej i opartej na niezmiernie dokładnej analizie źródeł Bachmann stawia tezę, że wrażenie to jest mylne. Mielibyśmy raczej do czynienia z doraźnymi posunięciami, częściowo wręcz niepożądanymi dla decydentów, których interpretacja jako ludobójstwa jest anachroniczna, także i dlatego, że samo pojęcie przecież wówczas nie istniało. I tak von Trotha zamierzał całkowicie „zniszczyć siły żywe przeciwnika” pod Waterbergiem, zgodnie z wojskowym językiem epoki. To, że w skład tych sił żywych wchodziły także kobiety i dzieci, nie było efektem decyzji podjętych przez Herero, nie przez niego, ale nie było możliwości, by „niszcząc” uzbrojonych mężczyzn, nie zabijać też towarzyszących im rodzin. Wyrwanie się części Herero z waterberskiego kotła było klęską Niemców, a pustynia była jedynym możliwym kierunkiem ucieczki; z kolei jej ogrodzenie okazało się nie tak szczelne, jak niemieccy wojskowi się spodziewali, i niektórym udało się wrócić. Słowem, miast mistrzowsko przeprowadzonej zagłady mamy do czynienia z ciągiem morderczych posunięć, które się na zagładę złożyły; nie wystarcza to, by mówić o ludobójczej intencji.

Argumenty Bachmanna w znacznym stopniu przekonują, zwłaszcza jeżeli patrzeć na nie przez pryzmat funkcjonalistycznej raczej niż intencjonalistycznej szkoły myślenia o ludobójstwach, zgodnie z którą nawet zagłada Żydów dokonała się nie dlatego, że taki, szczegółowo sformułowany, przyświecał jej sprawcom od początku cel, ale dlatego, że wykorzystywali oni po prostu ujawniające się z biegiem wydarzeń nowe, coraz to szersze ludobójcze możliwości. Z całą pewnością interpretacja funkcjonalistyczna jeszcze lepiej opisuje wcześniejsze ludobójstwo Ormian i poprzedzające je ludobójstwo Herero i Nama. Ale jeśli używam w jego kontekście, mimo sensownych zastrzeżeń Bachmanna, słowa „ludobójstwo”, to dlatego, że masowy mord w DSWA różnił się zasadniczo od poczynań licznych przez wieki naśladowców chana Hulagu tym właśnie, że jego celem nie było złamanie woli oporu przeciwnika, złupienie go i zniewolenie – lecz jego fizyczna eliminacja, nawet jeśli była ona sprzeczna z doraźnym interesem sprawców.

Himmler musiał znać powszechnie debatowany Vernichtungsbefehl von Trothy, choć list do Schlieffena nie został wówczas podany do publicznej wiadomości. Na niemal 40 lat przed poznańską mową generał nie różnicował stosunku do Menschentiere i do zarazków; jego kontynuator będzie bardziej subtelny. Ale obaj obracali się w tym samym aksjologicznym uniwersum, w którym moralnymi podmiotami, obdarzonymi prawem do życia, byli tylko ci, których uznawano za swoich. Inni mogli z niego korzystać jedynie warunkowo, o ile ich istnienie było swoim w czymś przydatne – i z taką wizją świata zgodziłby się zapewne chan Hulagu. Ale jeszcze innym, jak w tym wypadku Herero, w mowie poznańskiej Żydom prawo to nie przysługuje w ogóle, niezależnie od ich użyteczności: samo bowiem ich istnienie stanowi dla swoich, i dla ich przyszłości, zagrożenie śmiertelne. Z nimi swoi toczą wojnę ras.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Konstantego Geberta „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło” bezpośrednio pod tym linkiem!

Konstanty Gebert
„Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło”
cena:
Wydawca:
Agora
Rok wydania:
2022
Okładka:
twarda
Liczba stron:
632
Premiera:
23.02.2022
Format:
235 x 155 [mm]
ISBN:
978-83-268-3769-2
EAN:
9788326837692
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Konstanty Gebert
Ur. 1953. Polski psycholog, tłumacz i dziennikarz żydowskiego pochodzenia. Od 1989 publicysta dziennika „Gazeta Wyborcza”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone