Złodzieje i hobbyści

opublikowano: 2009-02-17 00:10
wolna licencja
poleć artykuł:
Na początku miesiąca informowaliśmy o ciekawym odkryciu dokonanym przez dwóch angielskich „poszukiwaczy skarbów” Jak się jednak okazuje, również w Wielkiej Brytanii osoby przeczesujące pola i lasy z wykrywaczami metalu stanowią poważny problem.
REKLAMA

English Heritage (organizacja państwowa zajmująca się zarządzaniem licznymi zabytkami i stanowiskami archeologicznymi ze słynnym Stonehenge na czele, a także konserwacją, rejestracją i ochroną dziedzictwa historycznego kraju) było tak zaniepokojone skalą grabieży dokonywanych przez wyposażonych w wykrywacze metalu poszukiwaczy, że zamówiło specjalne badania na temat tego zjawiska. Okazało się, że to, co było niegdyś hobby, stało się czymś na kształt półprofesjonalnej działalności przestępczej.

Zdaniem policji, złodzieje utworzyli luźne sieci wymiany informacji na temat nowych i niechronionych stanowisk, często używając do komunikacji forów internetowych. Zdarzały się przypadki gróźb skierowanych do farmerów, którzy napotkali w nocy grupy poszukiwaczy na swojej ziemi. Opublikowany w poniedziałek (16 lutego) raport wskazuje, że chociaż z objętych ochroną stanowisk archeologicznych i pól uprawnych znikają brązowe topory, rzymskie monety, saskie klejnoty itp., itd., to jednak niewielu sprawców kradzieży jest ściganych i stawianych przed sądem. Właściciele ziemi rzadko zgłaszają przypadki splądrowania danego miejsca, bowiem spodziewają się, że przestępstwo to będzie trudne do udowodnienia, a ewentualna kara znikoma.

Zjawisko to jest najbardziej rozpowszechnione w centralnych i wschodnich regionach kraju, takich jak Norfolk, Essex czy Oxfordshire, w których znaleźć można pozostałości z czasów zarówno prehistorycznych, jak i starożytnych oraz średniowiecznych. Udokumentowano ponad 200 przypadków kradzieży, z których 1/3 zdarzyła się w miejscach wpisanych do rejestru zabytków. Szacuje się, że liczba ta stanowi zaledwie wierzchołek góry lodowej, a nieliczni sprawcy, którzy trafiali przed sąd, otrzymywali jedynie ostrzeżenie lub karę symbolicznej grzywny.

Warto zaznaczyć, że prawo w Wielkiej Brytanii traktuje osoby poszukujące „skarbów” za pomocą wykrywaczy metalu inaczej niż polskie. Mogą oni legalnie oddawać się swojemu hobby o ile uzyskają zgodę właściciela danego terenu, a po zgłoszeniu dokonanego przez siebie odkrycia i ustaleniu jego dokładnego pochodzenia często mogą zatrzymać znaleziony przedmiot na własność. W innym wypadku wykopane z ziemi zabytki stają się dla nauki niemal bezwartościowe i często są sprzedawane np. na eBay.com

Brett Thorn, kustosz działu archeologicznego muzeum hrabstwa Buckinghamshire przywołuje historię zespołu rzadkich toporów z epoki brązu, które zostały kupione na internetowej aukcji w Holandii za 205 funtów. Nabywca przekazał je następnie brytyjskiemu muzeum, ale Thorn słusznie zauważa, że prawdziwym skarbem byłaby informacja o miejscu znalezienia tych narzędzi.

Pete Wilson, archeolog z English Heritage, tak komentuje cały proceder: Może się wydawać, że to przestępstwo, w wyniku którego nikt nie jest poszkodowany. Tak naprawdę jednak poszkodowani jesteśmy wszyscy, ponieważ kradziona jest nasza historia.

Źródło:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Roman Sidorski
Historyk, redaktor, popularyzator historii. Absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Przez wiele lat związany z „Histmagiem” jako jego współzałożyciel i członek redakcji. Jest współautorem książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009). Współpracował jako redaktor i recenzent z oficynami takimi jak Bellona, Replika, Wydawnictwo Poznańskie oraz Wydawnictwo Znak. Poza „Histmagiem”, publikował między innymi w „Uważam Rze Historia”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone