Zobaczyłem zwłoki ojca zamordowanego przez żandarmów
Ten tekst jest fragmentem książki „Relacje o pomocy udzielanej Żydom przez Polaków w latach 1939-1945. Tom 6. Białostocczyzna, Nowogródczyzna, Polesie, Wileńszczyzna”.
Protokół przesłuchania świadka Edwarda Andrzejczyka na temat zamordowania przez Niemców jego ojca Franciszka Andrzejczyka w związku z pomocą udzieloną przez niego i innych członków rodziny mężczyznom o nazwiskach Węgorz i Szczupakiewicz oraz innym osobom narodowości żydowskiej w Czyżewie-Sutkach, obwód Czyżew, komisariat łomżyński.
W okresie okupacji hitlerowskiej zamieszkiwałem wraz z ojcem, macochą imieniem Stanisława i rodzeństwem we wsi Czyżew-Sutki, na kolonii. Ojciec był rolnikiem, miał gospodarstwo liczące 18 mórg, czyli 8 ha.
Jesienią 1942 r. do nas przyszli Żydzi z Czyżewa. W tym czasie Niemcy przystąpili do likwidacji gett żydowskich i wywożenia Żydów do obozów zagłady. Znałem tylko trzech z tych Żydów. Byli to [Judel] Węgorz, Szczupakiewicz i Muniek4 . Ojciec mój znał ich wszystkich jeszcze z okresu przedwojennego. Chyba z przyjaźni dał się przekonać, aby ich przechować wraz z rodzinami. My – jako dzieci – też wyraziliśmy zgodę na przechowywanie Żydów, chociaż mieliśmy w związku z tym bardzo wiele pracy, a żadnej korzyści, bo Żydzi nie mieli zupełnie pieniędzy. Mi mówili, że jak przeżyją, to mają krewnych w Ameryce i ci po wojnie nas wynagrodzą.
Żydom przygotowaliśmy kryjówki pod podłogą w mieszkaniu. Wspomnianą kryjówkę wykonywaliśmy nocami – pamiętam, jak wynosiłem piach wiadrami. Drugą kryjówkę urządziliśmy w piwnicy stojącej oddzielnie. Było tam mniejsze pomieszczenie – też pod piwnicą. Tam byli ukryci wspomniani przeze mnie trzej mężczyźni. Pod podłogą w mieszkaniu ukryliśmy kobiety i dzieci. Na pierwszy rzut oka kryjówek nie można było wykryć. Maskowanie było bardzo dobre. Zdradził je głuchy odgłos, [gdyż] rąbali żandarmi podłogi siekierami.
Nadmieniam, że Żydzi byli przez nas przechowywani przez [– – –] , w marcu [1943 r.] jednak żandarmi wpadli na ich trop. Wbrew zaleceniom i prośbom mojego ojca, przechowywani przez nas Żydzi wychodzili z kryjówki nocami i udawali się do Czyżewa, na teren byłego getta. Nie wiem, czego tam szukali. W każdym razie wiadome mi jest, że nawet widział ich stróż nocny, który o tym powiedział mojemu ojcu, a ojciec mnie. Nie wykluczam, że mogli ich widzieć także żandarmi.
W dn. 20 marca 1943 r., w godzinach rannych, żandarmi niemieccy pojawili się na terenie naszych zabudowań. Ja, kiedy tylko ich zobaczyłem, rzuciłem się do panicznej ucieczki przez okno. Wkrótce znalazłem się w pobliskim lesie i powróciłem już po wszystkim. Po powrocie [do domu] tego samego dnia zobaczyłem zwłoki zamordowanego przez żandarmów ojca. Jeszcze wtedy nie były zakopane zwłoki Żydów. Leżały one na takiej łączce, niedaleko domu. Odjeżdżając od nas żandarmi polecili sołtysowi Adamowi Popławskiemu (nieżyjącemu obecnie), aby wyznaczył ludzi do zakopania zwłok tych trzech zamordowanych przez nich. Chyba nie wspomniałem jeszcze, że żandarmi zamordowali na miejscu mojego ojca i trzech Żydów: Węgorza, Szczupakiewicza i Muńka. Natomiast pozostałych zabrali ze sobą i rozstrzelali w Szulborzu [Wielkim]. Podobno żandarmi przed rewizją pytali mojego ojca, czy przechowuje Żydów, lecz ojciec nie przyznał się. Miał [on] przestrzeloną głowę i ręce, [a] wybite oko znajdowało się poza oczodołem.
Zwłoki ojca pochowaliśmy na cmentarzu w Czyżewie. Zanim to nastąpiło, tego samego dnia w godzinach przedwieczornych przyjechało do nas ponownie trzech żandarmów. Przywieźli ze sobą brycz[k]ą jednego z młodych Żydów, ujętych rankiem u nas. Szukali oni pieniędzy posiadanych podobno przez ukrywających się u nas Żydów. Nie jest mi wiadomo, czy rzeczywiście Żydzi mieli jakieś pieniądze – w każdym razie poszukiwania nie dały rezultatu. Żandarmi zakłuli mi ręce w kajdanki i bili po głowie kolbami karabinów. Grozili rozstrzelaniem. Zrabowali mi zegarek ręczny, a z mieszkania buty ojca, kurtkę i kożuch.
Od tego pobicia nie widzę na prawe oko – widocznie uległ uszkodzeniu nerw wzrokowy. Miałem też ubytki w czaszce. Okrwawionego i ledwie żywego po tym pobiciu żandarmi zabrali mnie do aresztu w Czyżewie. Trzymali przez kilka godzin, grożąc ustawicznie rozstrzelaniem, jeżeli nie powiem, gdzie są żydowskie pieniądze. Tymczasem Żydzi nie mieli żadnych pieniędzy, a ten młody Żyd być może powiedział o pieniądzach licząc na to, że żandarmi nie rozstrzelają go i być może nadarzy się okazja do ucieczki.
Nadmieniam, że ja – jako najstarszy w rodzinie – miałem najwięcej roboty z ukrywającymi się Żydami i poniosłem największy uszczerbek zdrowia na skutek pobicia przez Niemców. Macocha moja obecnie nie żyje.
Przesłuchałem: Waldemar Monkiewicz
Odczytałem: Edward Edmund Andrzejczyk
Dodatkowo zeznaję, że w dniach następnych komisarz niemiecki w Czyżewie Sadowski zrabował nasz dobytek, konia, krowy i inne zwierzęta. To znaczy przejął je pod swój nadzór i zabierał od nas systematycznie.