Francis Fukuyama - „Ład polityczny i polityczny regres” - recenzja i ocena

opublikowano: 2016-04-27 08:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Wielki myśliciel naszych czasów nie wieszczy już „końca historii”. Co nas czeka zamiast tego?
REKLAMA
Francis Fukuyama
„Ład polityczny i polityczny regres. Od rewolucji przemysłowej do globalizacji demokracji”
cena:
69 zł
Wydawca:
Rebis
Rok wydania:
2015
Okładka:
twarda
Liczba stron:
720
ISBN:
978-83-7818-719-6

Nakładem poznańskiego Domu Wydawniczego Rebis ukazała się druga część obszernej pracy amerykańskiego filozofa społecznego pod polskim tytułem Ład polityczny i polityczny regres. Jest tu kontynuacja Historii ładu politycznego, którą miałem przyjemność recenzować na tych łamach kilka lat temu.

W tomie pierwszym Fukuyama omawiał rozwój cywilizacji i państw od czasów pierwszych społeczności ludzkich oraz etap przechodzenia od plemion do państw. W Ładzie politycznym… autor mierzy się ze złożonym problemem przechodzenia od państw patrymonialnych do nowoczesnych. Przez państwo patrymonialne rozumie przede wszystkim partykularne rządy władcy, panującego z pomocą rodziny i przyjaciół. W nowoczesnym państwie natomiast, urzędnicy powinni być dobierani według klucza kompetencji, a nie powiązań relacyjnych z suwerenem. Jest to w istocie klasyczny ideał bezosobowej biurokracji, zaproponowany wcześniej przez niemieckiego socjologa Maxa Webera.

Zamierzenia Francisa Fukuyamy nie kończą się jednak na dociekaniach z zakresu historii administracji. Autor bowiem stawia sobie fundamentalne politologiczne pytania. Co sprawia, że niektóre państwa osiągają wysoki poziom rozwoju i mogą zapewnić prawie wszystkim obywatelom dobrobyt? Co sprawia, że inne państwa, nawet mając pewien potencjał i warunki geograficzne, nie mogą się wspiąć wyżej w swoim rozwoju politycznym? Amerykański badacz budując swoją teorię, opiera się w zasadzie na pomyśle monteskiuszowskiego trójpodziału władz. Jednym z głównych założeń staje się tu rozdzielenie rozwoju politycznego, państw nowożytnych i współczesnych, na trzy elementy: państwo ze swoją strukturą biurokratyczną (egzekutywa), rządy prawa (sądownictwo) oraz obszar demokracji (legislatywa).

Najwięcej miejsca w tej ponad siedmiuset stronicowej pracy zajmują analizy różnych historycznych przypadków. Autor wybrał kilka społeczeństw, które poddał szczegółowej analizie. Chociaż Fukuyama przyjmuje perspektywę neutralnego badacza, nie stroni od pewnych wartościowań. Modelowymi przykładami państw, które osiągnęły historyczny sukces budując silną egzekutywę były nowożytne Prusy oraz starożytne i współczesne Chiny, a także, w pewnym stopniu, Japonia od czasów reform dynastii Meiji.

Następnie wzorcowymi przypadkami państw z rozwiniętymi rządami prawa oraz dużym zakresem odpowiedzialności demokratycznej są Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. Ich losy historyczne są u Fukuyamy dokładnie omawiane. Chociaż różnice ustrojowe zasadniczo podzieliły te dwa państwa, to jednak tradycja anglosaska zachowała wspólny korzeń rozwiązań prawnych, obcych na gruncie azjatyckim. Wiele miejsca w książce poświęconych jest także studiom nad krajami w których nastąpiła pewna modernizacja społeczna, jednak rozwój polityczny uległ ewidentnym zaburzeniom – w tej części znajdują się Włochy i Grecja.

REKLAMA

Na tym rozmach porównawczy autora się nie zatrzymuje. Fukuyama bada także fenomen rozwoju politycznego nowożytnej Ameryki Łacińskiej. W tej cywilizacji wyszczególnia następujące państwa: Argentynę jako przykład historyczny społeczeństwa z dużym potencjałem, którego jednak elity zaprzepaściły szanse rozwojowe oraz niespodziewanie Kostarykę jako kraj, który wedle wszystkich prawidłowości politologicznych powinien utrzymywać się na niskim poziomie ekonomicznym, a jednak w swoim regionie wybił się ponad przeciętność. Swoją ojczyznę filozof także potrafi poddać krytyce: jako zjawiska regresywne, hamujące rozwój polityczny USA wymienia: nadmierny lobbing grup nacisku i organizacji, przesadną ilość pozwów w amerykańskim sądownictwie, czy skrajną nieufność znacznej części Amerykanów wobec rządu i Kongresu.

Istotny jest rozdział poświęcony czarnej Afryce. Autor wykazuje liczne przesłanki, które spowodowały, że większość tego kontynentu (pozytywnie wyróżnia tylko Tanzanię) na tle innych cywilizacji, tkwi w stagnacji i pułapce bardzo powolnego rozwoju ekonomicznego. Ciekawe są jednak uzasadnienia autora, odnoszące się do okresu kolonizacji, w którym to państwa europejskie niemal całkowicie podporządkowały sobie kontynent afrykański. Fukuyama przypomina, że kolonializm w tym miejscu świata cechowała bardzo skąpa administracja. Przykładowo w Nigerii, w zaawansowanym momencie supremacji, w 1930 roku, na 20 milionów mieszkańców przypadało zaledwie 386 administratorów i urzędników kolonialnych!

Pod rządami brytyjskimi, a później także francuskimi, a Afryce utrzymywała się specyficzna praktyka instytucji pośredniczących „kacyków” (lokalnych władców), a także sztuczne podtrzymywanie, a nawet wzmacnianie, podziałów plemiennych. W połączeniu z brakiem wcześniejszych, przedkolonialnych tradycji państwowych w Afryce spowodowało to, że na tym kontynencie powstał najgłębszy deficyt silnych struktur państwowych. Chociaż paradoksalnie Afryka jest bardziej demokratycznym obszarem niż kraje z kręgu azjatyckiego, to niestety pozostaje najbardziej zacofanym ekonomicznie i socjalnie kręgiem kulturowym świata.

Fukuyama kilkakrotnie w książce odwołuje się do tez innego znanego myśliciela amerykańskiego, Samuela Huntingtona. Ten ostatni jest znany w Polsce głównie z głośnej i obecnie na nowo odczytywanej pracy Zderzenie cywilizacji. W latach dziewięćdziesiątych spór między Fukuyamą a Huntingtonem dotyczył przyszłości demokracji. Upraszczając sprawę, Fukuyama wieszczył koniec historii i zwycięstwo liberalnej demokracji po zimnej wojnie, podczas gdy Huntingtonem przepowiadał nowe zderzenia cywilizacji. Jednak Fukuyama w omawianej książce więcej przyznaje racji swojemu niegdysiejszemu adwersarzowi. Teza Huntingtona bowiem mówiła, że proces modernizacji w społeczeństwie przeważnie nie przebiega w sposób jednoliniowy (rozwój gospodarczy nie musi być synchroniczny z rozwojem politycznym). Najbardziej niebezpiecznym dla stabilności społeczeństwa jest moment, w którym rozwój gospodarczy nie nadąża za mobilizacją społeczną nowych klas i grup, pragnących partycypacji we wcześniej ograniczanym dobrobycie.

REKLAMA

Innymi słowy, rewolucje wybuchają nie wtedy, kiedy społeczeństwo jest skrajnie spacyfikowane, ale właśnie wówczas, gdy aspirujące klasy nie są zadowolone z dotychczasowego tempa rozwoju (skądinąd myśl ta już wcześniej pojawiła się niezależnie od powyższych dwóch myślicieli w filozofii politycznej Leszka Nowaka). Między innymi tą teorią Fukuyama próbuje wytłumaczyć początkowy entuzjazm oraz późniejsze załamanie procesów demokratycznych w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, w latach 2010-2011 (tzw. Arabska Wiosna).

Niestety uwagi Fukuyamy nie przykuwa ani Polska, ani inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej. Nasz kraj jest określany jako ten, który nie potrafił w swoim czasie stworzyć silnego państwa i za wcześnie zdecentralizował ustrój (podobny deficyt władzy centralnej autor zauważa w nowożytności na Węgrzech oraz w południowych Włoszech pod rządami różnych dynastii). Jeśli ma to być jakieś pocieszenie dla polskiego czytelnika, jeszcze mniejszą estymą autor zdaje się darzyć osiągnięcia polityczne Rosji. Fukuyama wprost pisze o naszym wschodnim sąsiedzie: „poza granicami świata ludzi mówiących po rosyjsku nikt nie uważa, że jest to system polityczny wart naśladowania”. Perspektywa autora jest więc w sumie zbliżona do optyki politycznej obecnie ustępującego prezydenta Stanów, Baracka Obamy (skądinąd Fukuyama poparł jego kandydaturę w pierwszej kadencji, mimo że w młodości popierał republikańskich prezydentów). Stany Zjednoczone liczą się obecnie przede wszystkim z Chinami i opis osiągnięć chińskiego państwa zajmuje zaraz po Ameryce najwięcej miejsca w książce.

REKLAMA

Pewne wątpliwości budzi stosunek autora do wartości demokratycznych. Z jednej strony dalej deklaruje się on jako zwolennik liberalnej demokracji i praw broniących godności oraz wolności człowieka. Z drugiej, w wielu miejscach książki autor nie ukrywa pewnego podziwu dla silnych, choć niedemokratycznych państw, które potrafiły stworzyć nowoczesną administrację (nowożytne Prusy oraz Chiny w różnych okresach dziejów). W kilku miejscach myśliciel wprost pisze, że zbyt wczesny rozwój demokracji nie jest wręcz wskazany, że lepiej aby go poprzedzał rozwój silnych struktur państwowych. Fukuyama nie jawi się zatem już jako neoheglowski idealista, lecz znacznie bliżej mu do hobbesowskiego realizmu politycznego. Z jego długich rozważań wynika, że w zasadzie dla rozwoju danego społeczeństwa i umocnienia jego pozycji w świecie, lepiej jest, gdy demokracja jest ostatnią fazą w dojrzewaniu ukonstytuowanego już państwa. Pamiętać jednak należy, że dla autora silne państwo nie oznacza władzy automatycznie represjonującej obywateli. Silne państwo samym swoim autorytetem potrafi zapewnić ład społeczny, sprzyjający m.in. rozwojowi gospodarczemu.

Drugi tom długiej rozprawy autora (łącznie z pierwszą częścią całość liczy ponad 1350 stron!) jest książką mniej historyczną, a bardziej politologiczną. Fukuyama z interdyscyplinarnym rozmachem porusza się między historią państw, koncepcjami ekonomicznymi i prawnym oraz różnymi założeniami filozoficzno-socjologicznymi. Jego model rozwoju państwa charakteryzuje się dużą elegancją teoretyczną i jest oparty o mnóstwo danych statystycznych. Książka jednak ma pewne wady. Nie jest pisana z perspektywy chronologicznej, lecz problemowej, zatem pewne treści powtarzają się, a materiał sprawia wrażenie miejscami dość rozproszonego. Niektóre fragmenty są także zbyt szczegółowe i mogą być nużące dla osób, które nie pasjonują się np. historią amerykańskiej administracji w dziewiętnastym wieku.

Pomimo wszystkich zastrzeżeń, książka jest warta lektury i to nie tylko dla historyków polityki oraz politologów. Warto ją przeczytać, nawet interesując się innymi obszarami humanistyki. Czytelnicza wyprawa razem z Fukuyamą powoduje bowiem, że lepiej rozumiemy, z perspektywy panoramicznej, dzieje i kondycje współczesnego świata. W dobie nadmiaru zbędnych informacji w mediach, próba bardziej zdystansowanego zrozumienia kondycji politycznej współczesnych państw jest bardzo cenna.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Juliusz Iwanicki
Doktor nauk humanistycznych. Absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i Akademii Artes Liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował MISH, filozofię i historię. Autor książek i artykułów z obszaru religioznawstwa, historii filozofii (głównie nowożytnej), myśli społecznej (głównie w PRL) i kulturoznawstwa. Adiunkt na UAM w Poznaniu. W wolnych chwilach czytelnik literatury faktu i współczesnej beletrystyki. Jeszcze rzadziej hobbysta gier planszowych i karcianych. Lubi podróżować do krajów południowej Europy.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone