Jaką tajemnicę skrywa rodzinny album?

opublikowano: 2016-08-16 15:52
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Powrót do rodzinnych pamiątek wywołuje wspomnienia, jednak odnaleziona koperta z fotografiami i listami wymusza też pytania o przeszłość najbliższych, czas wojny i pobyt na robotach przymusowych...
REKLAMA

Następnego dnia nie wstałam o zwykłej porze. Wprawdzie nie spałam już, ale postanowiłam poleżeć sobie w łóżku z ulubioną książką. Wyszłam do kuchni, zrobiłam kawę i z filiżanką wróciłam do mojej sypialni. Renaty nie było, wyjechała na kilka dni do teściów, więc nikt mi nie przeszkadzał.

Pogrążyłam się w lenistwie, co było dla mnie uczuciem zupełnie nowym. Wstałam koło południa, wzięłam prysznic i wyszłam z domu. Postanowiłam pójść do kosmetyczki, a potem zrobić zakupy. Robiłam to wolno, przecież nigdzie się nie spieszyłam. Upajałam się niemal swoją wolnością. „Nic nie muszę, nic nie muszę...” podśpiewywałam sobie sobie w duchu.

Polska dziewczyna, będąca robotnicą przymusową (domena publiczna).

Wiem, że komuś mogłoby wydawać się to śmieszne. Komuś, kto nie wie, co to znaczy żyć ciągle w kieracie obowiązków.

Po wizycie u kosmetyczki poszłam do kawiarni, potem rozpoczęłam wycieczkę po okolicznych sklepach. Nawet nie wiedziałam, że to taka frajda, takie łażenie i przymierzanie tego, co wpadło w oko. Bez pośpiechu i nerwów, że coś muszę zrobić i coś załatwić, że ktoś na mnie czeka.

W rezultacie mojej wędrówki, kupiłam sobie nową granatową spódniczkę i popielaty blezer. Zawsze marzyłam o takim zestawie, toteż w dobrym nastroju przekąsiłam coś w barze i wolnym krokiem wróciłam do domu.

Powitała mnie cisza, co w pierwszej chwili mnie uderzyło. Nigdy prawie nie zdarzało się, żeby w domu nie było nikogo. Stałam chwilę, nasłuchując.

Z ulicy dochodził szum przejeżdżających samochodów, ale w domu panowała cisza niemal namacalna. Nagle dotarło do mnie, że dalsze życie spędzę już samotnie. Tak, samotnie, gdyż nie miałam zamiaru już szukać nowego partnera. Broń Boże! Znów wpaść w kierat obowiązków? Nigdy więcej!

Byłam pewna, że ułożę sobie życie w samotności i będzie mi z tym dobrze.

Następne dni upłynęły jak sen. Próbowałam przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Brak obowiązków, nadmiar czasu i samotność, wszystko to stanowiło dla mnie nowość. Musiałam się z tym oswoić i nauczyć żyć w nowej rzeczywistości.

Przez następne dwa dni nie wychodziłam z domu. Nie miałam na to ochoty. Nie odbierałam też telefonów, chcąc pobyć teraz „sama ze sobą”. Ktoś przemądrzały powie, że to depresja. Nic podobnego! Nie byłam ani smutna, ani zrozpaczona. Po prostu miałam ochotę odpocząć i jeszcze raz odpocząć!

REKLAMA

Rozleniwiona chodziłam po mieszkaniu w piżamie, jadałam byle co w łóżku i przede wszystkim spałam po kilka godzin w biały dzień. Wszystko stało mi się obojętne, nie miałam nawet ochoty myśleć o czymkolwiek.

Zamiast tego wyciągnęłam album ze starymi zdjęciami i zaczęłam przeglądać fotografie zrobione wiele lat temu.

Dzieciństwo. Rodzice stoją obok wózka z małym dzieckiem. To ja. Wózek śmieszny, drewniany, obszyty białymi koronkami. Dzisiaj byłby już zabytkiem, ale w 1946 roku był pewnie dla nich szczytem szczęścia. Gdy oboje wkrótce po wojnie wrócili z robót w Niemczech, podobno ja byłam już w drodze.

Niemiecki plakat propagandowy zachęcający do wyjazdu na roboty do Niemiec (domena publiczna).

Mój tatko. Bardzo go kochałam. Zmarł, gdy rozpoczynałam studia. Wysoki brunet, niezwykle przystojny. Zawsze chciałam spotkać mężczyznę podobnego do niego. Mama uśmiechnięta, lecz wyglądająca na smutną. Jej długie blond włosy rozwiewa wiatr. Ojciec bardzo kochał mamę. Byli dobrym małżeństwem. Dzięki nim moje dzieciństwo było radosne i szczęśliwe. Byłam kochanym dzieckiem i czułam to do dzisiaj. Ta miłość osłodziła mi całe późniejsze życie.

Może dlatego tak ciężko znosiłam niechęć i brak miłości ze strony męża?

A tu znowu ja, już kilka lat starsza i obok wózek z moją siostrą. Rodzice uśmiechnięci, a mama wygląda tu na szczęśliwą.

O, to znów rodzice, ale wózek już inny. Obie z siostrą stoimy obok, a w wózku siedzi nasz braciszek. Zmarł wcześnie w dzieciństwie, co było tragedią dla nas wszystkich.

Długo oglądałam zdjęcia z dzieciństwa i młodości, przypominając sobie różne sceny i zdarzenia, rozmowy i miejsca. Tak mi żal, że wszystko odeszło razem z ukochanymi osobami. Nie mogłam powstrzymać łez, rozszlochałam się jak małe dziecko.

Nagle zatęskniłam za tamtymi czasami, za rodzicami i siostrą, która tak szybko odeszła. Dlaczego umarła tak wcześnie? Dzisiaj wspierałybyśmy się wzajemnie!

Już chciałam zamknąć ten stary album, gdy z grubej okładki, pękniętej z jednego brzegu, wypadła szara, gruba koperta. Obejrzałam ją dokładnie. Co to za koperta? Czemu była ukryta w okładce albumu? Może to jakiś testament wskazujący drogę do rodowego skarbu? Wprawdzie mój „ród” wywodził się z chłopskiej chaty, ale może jakiś arystokrata lub dziedzic był autorem kogoś z moich przodków?

REKLAMA

Tekst jest fragmentem książki Jolanty Szymanek pt. „Spotkanie z wrogiem”:

Jolanta Szymanek
„Spotkanie z wrogiem”
cena:
Wydawca:
Self publishing
Rok wydania:
2016
Okładka:
Miękka
Liczba stron:
166
Format:
148x210
ISBN:
978-83-936637-5-0

Ostrożnie otworzyłam kopertę i na stół posypały się jakieś kartki i zdjęcia. Na zdjęciu pierwszym stała młoda dziewczyna w roboczym fartuchu na tle wielkiej stodoły. Przyjrzałam się uważnie. To mama!

Ile mogła mieć wtedy lat? Chyba ze dwadzieścia. Ale gdzie to zdjęcie zrobiono? Przecież o ile wiem, dziadkowie nie mieli gospodarstwa. Chyba że... Tak, to musiało być zrobione w Niemczech, gdzie mama została zesłana na roboty. Tam poznała tatę. Razem pracowali u jakiegoś bauera!

Nie znałam dokładnie tej historii, bo oboje nigdy o tym nie chcieli opowiadać.

Książeczka pracownicza dla robotników przymusowych oraz naszywka dla Polaków (fot. Sjam2004, opublikowano na licencji Creative Commons CC0 1.0 Universal Public Domain Dedication).

Zaraz, zaraz, było i drugie zdjęcie. Na nim znów mama, a obok niej jasnowłosy chłopak, chyba w jej wieku. Trzyma ją za rękę i śmieje się zadowolony. Mama też uśmiecha się promiennie. Tła nie widać, więc nie wiadomo, gdzie zrobiono tę fotografię. Zakręciło mi się w głowie z emocji!

Czy to niemożliwe? Mama przed ojcem miała innego chłopaka? Co się z nim stało? Kim był? Może znała go jeszcze przed wywiezieniem na roboty?

Pytania cisnęły się do mojej głowy. Chciałam poznać tajemnicę mamy, chociaż podświadomie wiedziałam, że to nie w porządku. Jeżeli schowano to wszystko przed oczami innych, to był w tym jakiś cel. Może mama tamtego bardzo kochała i nie mogła rozstać się z tymi fotografiami? A może ja miałam to wszystko znaleźć? No, bo gdyby chciała zabrać tę tajemnicę do grobu, to po prostu zniszczyłaby to wszystko i po sprawie.

Ciekawość zwyciężyła. Podekscytowana sięgnęłam po stos karteczek, wyglądających na listy. Zaczęłam przeglądać je gorączkowo, lecz westchnęłam rozczarowana.

Tak jak słusznie przewidywałam, były to listy. Niestety, wszystkie napisane w języku niemieckim. Przyjrzałam im się uważnie. Nie miały nic wspólnego z tymi zdjęciami mojej mamy.

Nadawcą był jakiś Frank, pewnie Niemiec, a adresatką jakaś Hedwig. Hedwig? Zapewne też Niemka.

REKLAMA

Pytanie, dlaczego listy zostały ukryte? Może należały do Niemców, którzy przed wojną i w czasie okupacji zamieszkiwali ten dom? Może zostali zamordowani i dlatego zostały w opuszczonym budynku? Czy babcia znała tych ludzi przed ich śmiercią? A może znała morderców? Czemu schowała je po wprowadzeniu się do tego domku? Czemu ich nie zniszczyła? Dlaczego strzegła ich tajemnicy? A może oni wyjechali do Niemiec razem z tłumem innych, wypędzonych stąd mieszkańców, a babcia chciała ich odnaleźć?

Zdjęcie mamy dało się jakoś wytłumaczyć. Była mężatką, więc babcia mogła zataić przed jej mężem, że przed ślubem związana była z innym mężczyzną. Może nie chciała, by jej zięć o tym się dowiedział?

A może te listy w jakiś sposób związane były z samą babcią? Może umierający Niemiec prosił ją o przekazanie ich jego żonie i gdy okazało się, że ta nie żyje, listy zostały u babci?

Znałam trochę niemiecki, ostatecznie uczyłam się go w szkole i na studiach, gdyż tatko twierdził, że język wroga trzeba znać. Spróbowałam przetłumaczyć jeden z listów. Szło mi to opornie, bo od czasów szkolnych upłynęło wiele lat. Zrozumiałam tylko, że był to chyba list zakochanego mężczyzny, który tęskni i czeka na spotkanie z ukochaną.

Nie chciałam czytać dalej. Czułam, że nie mam prawa poznawać intymnych sekretów tych ludzi, zwłaszcza jeżeli oboje nie żyją.

Zawinęłam listy i zdjęcia w kawałek serwetki i na powrót włożyłam do koperty.

Gdy to robiłam, wypadł na moją dłoń mały wisiorek ze srebrnym łańcuszkiem. Obejrzałam go uważnie. Był bardzo ładny i chyba stary, gdyż łańcuszek zrobiony został z ogniwek przypominających listki. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Na łańcuszku zawieszono mały wisiorek w kształcie serca. Było to czerwone serduszko w srebrnej oprawie. Odetchnęłam głęboko. Co to wszystko znaczy? Miałam ochotę założyć klejnocik na szyję, ale wydawało mi się to profanacją zmarłych. Po namyśle schowałam wisiorek do koperty.

Nie wiedziałam, co z nią zrobić, więc pozostawiłam ją w szufladzie mojego małego sekretarzyka, zamykanej na klucz. Pomyślę o tym później.

O swoim odkryciu postanowiłam nikomu nie mówić, nawet córce. Uważałam, że tej być może bolesnej tajemnicy dwojga ludzi, skrywanej przed światem, nie powinnam wyjawiać nikomu. Jednak nie przestałam myśleć o swoim znalezisku. Bardzo chciałam poznać prawdę o autorze listów i ich adresatce.

Tekst jest fragmentem książki Jolanty Szymanek pt. „Spotkanie z wrogiem”:

Jolanta Szymanek
„Spotkanie z wrogiem”
cena:
Wydawca:
Self publishing
Rok wydania:
2016
Okładka:
Miękka
Liczba stron:
166
Format:
148x210
ISBN:
978-83-936637-5-0
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Jolanta Szymanek
Polonistka i pisarka, autorka powieści m.in. „Czy warto było?”, „Szczęście Joanny” i „W pułapce zbrodni”. W 2016 roku wydała powieść „Spotkanie z wrogiem”, dotykającą problemu stosunków polsko-niemieckich. Prowadzi bloga literackiego

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone