Stalin i nowa koncepcja historii Rzymu

opublikowano: 2016-05-23 07:30
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
System komunistyczny chciał opanować nie tylko całą ziemię i podporządkować sobie życie każdego człowieka. Jego celem było też zdobycie panowania nad historią.
REKLAMA

Dla tych ludzi, których interesuje pytanie jaka kultura powstaje na Wschodzie za żelazną kurtyną, książka M. A. Maszkina ([Historia starożytnego Rzymu], wydana w Moskwie w 1948, a obecnie w Polsce), przedstawia prawdziwe odkrycie. Jaskrawo ukazuje ona poziom, na jakim stoi nauka w Związku Sowieckim. Odsłania też kierunek myśli historyków sowieckich i tę atmosferę społeczno-intelektualną i moralną, w której tworzy się tam nauka. Wskazuje również na polityczne i personalne czynniki, z których istnieniem nauka ta musi się liczyć.

Nauka historii, a w szczególności badania starożytności klasycznej jest wspólną sprawą wszystkich cywilizowanych narodów świata. Chociaż Związek Sowiecki chciałby odgrodzić się od tego świata politycznie, nie może on definitywnie przeciąć kulturalnych związków, jakie istnieją od ponad 200 lat. Na złe czy na dobre historia powszechna jest wykładana w sowieckich szkołach, bada się ją w uniwersytetach i akademiach. Historycy sowieccy pracują po swojemu nad ogólnoludzkimi zagadnieniami, Oczywiście po swojemu. Gdyż w tej pracy zajmują oni szczególne stanowisko, jak sami sądzą, wyjątkowo wygodne: przecie tylko oni władają ściśle naukową metodą – „marksizmem” – i dlatego tylko im dane jest odkrywać pełną i niewzruszoną naukową prawdę.

Stalin i Lenin, marzec 1919 (domena publiczna)

To wysokie mniemanie o marksizmie i nauce sowieckiej wyraziło się, jak łatwo zgadnąć, i w książce Maszkina. W zarysie rzymskiej historiografii, stanowiącym drugi rozdział książki, wypowiedział on zdanie, że tylko Marks i Engels „dali początek prawdziwie naukowemu pojmowaniu historii” (str. 42, podkr. autora). Sytuację historyków sowieckich Maszkin uważa za wyjątkowo pomyślną. „Wielka październikowa rewolucja socjalistyczna – powiada – stworzyła wszelkie warunki dla płodnego rozwoju naukowych badań” (str. 54). „Teoria marksizmu i leninizmu – powtarza jeszcze raz – i te warunki, w jakich znajduje się nauka w Związku Sowieckim, zapewniają płodny rozwój rzymskiej historiografii i krytyczne oświetlenie tego ogromnego dziedzictwa, jakie postawił nam świat antyczny...” (str. 58). W ten sposób Maszkin od razu wystawia czytelnikowi weksel na siebie i na naukę sowiecką. Zobaczymy, jak będzie go spłacał.

Zanim przejdziemy do treści książki kilka słów o jej zewnętrznym wyglądzie. Jest to pokaźny tom liczący 679 stron, in octavo, wydany z pretensją do solidnego europejskiego wyglądu, naturalnie w miarę sowieckich możliwości. Książka jest zaopatrzona w liczne ilustracje, przedrukowane ze znanych zagranicznych Wydawnictw: Rostowcewa, Grenier i in. Niestety, niezbyt dobry papier odbiera wartość rysunkom, nadając im rozpływający się i mętny wygląd. Każdy rozdział zaopatrzony jest w bibliografię, jednak co najmniej niepełną i często przypadkową; skorowidz nazwisk i przedmiotów na końcu tomu zawiera nawet nieistotne szczegóły, ale w zamian za to grzeszy ważnymi opuszczeniami, o czym powiemy poniżej. Dodane do tomu mapy mają mało związku z tekstem. Ogromny nakład 50 000 egzemplarzy i niezwykle niska cena – 18 rubli, świadczą o życzeniu wydawców, aby rozpowszechnić jak najszerzej znajomość historii Rzymu w interpretacji Maszkina.

REKLAMA

Karol Marks

Mając na względzie podaną wyżej pochlebną ocenę teorii marksizmu-leninizmu, mielibyśmy pełne prawo oczekiwać, iż znajdziemy w jego książce naprawdę marksistowską konstrukcję historii Rzymu, jakiej nie ma w zachodniej historiografii. Tym większe jest nasze rozczarowanie. Chociaż książka upstrzona jest powoływaniem się na Marksa i „klasyków marksizmu-leninizmu”, ani w filozoficznej konstrukcji rzymskiej historii, jaką podaje, ani w ułożeniu i wzajemnym związku faktów, rzeczywistego marksizmu nie ma ani na jotę. Przecież dać naprawdę marksistowskie pojmowanie historii Rzymu znaczyłoby objaśnić jego ustrój społeczny i polityczny, życie rodzinne i kulturę, jego rozwój wewnętrzny i zewnętrzny – ekonomiką i w szczególności jego „stosunkami produkcyjnymi”. Jeżeli szczupłość źródeł nie pozwala na taką konstrukcję w pełni, to wypadałoby aby historyk sowiecki, w imię Marksa chociaż tego próbował. Zrobił przecie w swoim czasie analogiczną próbę Fustel de Coulanges na podstawie swojej oryginalnej socjologicznej koncepcji, co prawda jaskrawo idealistycznej. Jego znakomite La Cité Antique przy całej swojej jednostronności, pozostaje dotychczas arcydziełem historycznej syntezy.

Niczego podobnego nie znajdujemy w książce Maszkina. Jest ona ułożona według przyjętego poprzednio w „burżuazyjnej” nauce kanonu, według którego przygotowuje się podręczniki dla uniwersyteckich wykładów. Treść obejmuje wypadki i zjawiska, zaczynając od czasów Romulusa, a kończąc upadkiem zachodniego rzymskiego imperium w r. 476. Rozłożenie materiału jest zupełnie niedołężne: zewnętrzna historia oddzielona jest od wewnętrznej, co zaciemnia wzajemne uwarunkowanie obu. Ustrój państwowy, stosunki społeczne, gospodarka, kultura duchowa są rozpatrywane w osobnych rozdziałach, po przedstawieniu wewnętrznego i zewnętrznego rozwoju w każdym okresie. Dzięki temu czytelnik zaznajamia się z charakterem instytucji i urzędów, a także grup społecznych znacznie później niż zapoznał się z nimi jako uczestnikami wydarzeń.

Sposób przedstawienia na przestrzeni książki nie jest jednolity. Opowiadanie o okresie królewskim i wczesnej republiki przedstawia kompilację z krótko streszczonych źródeł, często niesprawdzonej rzymskiej tradycji i z rezultatów współczesnej nauki, używanych przez naszego autora dogmatycznie, jakby były powszechnie przyjętymi prawdami. Jednak równocześnie z tym tokiem opowiadania, zawartym we właściwym tekście książki, mamy drobny druk, w którym autor podaje liczne, często sprzeczne, domysły uczonych dotyczące trudnych zagadnień historii rzymskiej, jak początek Rzymu, nazwiska i osoby królów, pochodzenie plebsu, prawa Licyniusa i Sekstiusa. Być może, że Maszkin przez to chce nadać swojej książce charakter głębokiej „erudycji”. Niczego jednak nie daje, aby wyprowadzić czytelnika z labiryntu sprzecznych domysłów i przez swój sposób wykładu nie pozwala mu stanąć na twardym gruncie historycznej rzeczywistości.

REKLAMA

Tekst jest fragmentem książki „W poszukiwaniu innej historii. Antologia tekstów opublikowanych na łamach periodyków Instytutu Literackiego w Paryżu”:

Jerzy Giedroyc
„W poszukiwaniu innej historii. Antologia tekstów opublikowanych na łamach periodyków Instytutu Literackiego w Paryżu”
cena:
58,89 zł
Liczba stron:
928
ISBN:
978-83-7969-933-9
Gajusz Juliusz Cezar - jedna z największych postaci historii starożytnej (domena publiczna).

Dalej, zaczynając od epoki italskiego podboju, wykład ma charakter dogmatyczny, przy czym rzadko i tylko przypadkowo wspomniane są rozbieżności w poglądach historyków, np. o pierwszej wojnie samnickiej (str. 109). Niezrozumiałe jest, dlaczego nasz autor nadaje takie znaczenie właśnie temu paktowi i równocześnie uchyla się od krytycznego rozpatrzenia równie ważnych problemów, jak ruch Grakchów, Liwiusza Druza Młodszego, ustawodawstwo Sully i tak dalej. Wszystkie te wypadki podane są czysto dogmatycznie. Tylko w rozdziałach o działalności Cezara i o pryncypacie Augusta znów przytoczone są sprzeczne opinie współczesnych historyków, przy czym i tutaj Maszkin nie daje czytelnikowi żadnego oparcia dla ich krytycznej oceny.

W książce „sowieckiego” historyka szczególnie nas uderza nieznaczna rola przypisywana ekonomice. Autor nie tylko nie daje choć odrobiny żywego Rzymu w jego aspekcie ekonomicznym, do czego dobrze by mu posłużyły znakomite ekonomiczne historie Rzymu Tenneya Tranka i Rostowcewa, ale i biorąc rzecz czysto zewnętrznie poświęca w całej książce faktom życia gospodarczego jedynie osiemnaście stron. A przy tym poświęca faktom kultury duchowej całych osiemdziesiąt stron. Ekonomika jest całkowicie opuszczona również w skorowidzu przedmiotowym. Nie ma w nim tak ważnych terminów jak „produkcja”, „przemysł”, „rzemiosło”, „praca”, „kapitał”, „rolnictwo”. „handel” itd. Jest za to masa prawniczych odsyłaczy, jak „emptio venditio”, „usucapio” i in. Wreszcie, w książce nie ma nawet usiłowania, aby zgodnie z marksistowskim tematem przedstawić fakty kultury duchowej jako „nadbudowę” nad ekonomiczną bazą. Tylko raz znajdujemy nagle twierdzenie, że „społeczno-ekonomiczny rozwój w wiekach III i II stworzył w Rzymie przesłanki dla rozwoju kultury” (str. 190). Jednak w dalszym opisie tej kultury Maszkin wykazuje wpływ na nią Grecji, a o wpływie ekonomiki – ani słowa. Czyż nie dowodzi to wszystko, że myślenie Maszkina dalekie jest od „materializmu ekonomicznego”?

To co powiedziano wyżej nie oznacza jednak, że książce Maszkina brak jakiejkolwiek filozoficznej koncepcji. Taka koncepcja istnieje, daje ona znać o sobie nawet całkiem głośno, zawiera się jednak nie w układzie i w ukształtowaniu faktów, ale w formie deklaracji jakie wypowiada autor, zaczynając od pierwszych stronic książki. Maszkinowska „idea Rzymu” nie wypływa z toku opowieści, jest ona jak etykietka, przylepiona z zewnątrz.

Już na pierwszej stronicy książki, we wstępie, Maszkin określa Rzym jako „społeczeństwo i państwo władające niewolnikami”. Na przykładzie jego historii, powiada, „można śledzić powstanie, rozkwit i upadek społeczeństwa i państwa opartych na władaniu niewolnikami, w ich najlepiej rozwiniętych klasycznych formach” (str. 1). Tamże w ostatnich słowach swego wstępu krótko streszcza istotę wewnętrznej ewolucji Rzymu i przyczynę jego upadku: „W epoce rozkwitu rzymskiej potęgi sposób produkcji, oparty na pracy niewolniczej, dosięgnął wyższego stopnia rozwoju. Walka między niewolnikami i wolnymi, między biednymi i bogatymi, toczyła się w Rzymie w ciągu wielu stuleci, konflikty polityczne nieraz prowadziły do wojen domowych. Upadek rzymskiego imperium spowodowany był przez kryzys niewolniczego sposobu produkcji; jego rozpad był przyspieszony przez walkę klasową. Rewolucja niewolników zlikwidowała właścicieli niewolników i zmieniła formę eksploatacji pracujących, opartą na niewolnictwie. W łonie społeczeństwa władającego niewolnikami rodził się już nowy sposób produkcji” (str. 3). Ta tyrada jest w istocie prawdziwym galimatiasem pozbawionym sensu. Zgodnie z samym Maszkinem „niewolniczy sposób produkcji” tym właśnie się odznacza, że nie ma rozwoju, to jest stoi w miejscu. Poza tym Maszkin nigdzie w swojej książce nie pokazuje, co oznacza właściwie „kryzys niewolniczego sposobu produkcji”. Nie o to jednak chodzi. Ważne jest, abyśmy wskazali tu na rolę jaką Maszkin przypisuje niewolnictwu i wspomnianej przez niego jakiejś „rewolucji niewolników”.

REKLAMA

Ta wzmianka powinna zaciekawić każdego czytelnika, choćby trochę znającego historię Rzymu. Ani źródła, ani nowocześni uczeni nie wspominają nic o fakcie „rewolucji niewolników”. Fakt ten jest „odkryciem Stalina”, na którego powołuje się tutaj Maszkin. W ten sposób idea, że Rzym przedstawiał sobą „władające niewolnikami społeczeństwo i państwo”, które zginęły wskutek „rewolucji niewolników”, jest stworzona przez Maszkina zgodnie ze „wskazaniem” Stalina.

Tutaj należy niezbędnie wyjaśnić nieoświeconemu czytelnikowi, jak zdarzyła się ta dziwna ingerencja „ojca narodów” w dziedzinę historii antycznej.

Po zwycięskim przeprowadzeniu kolektywizacji wsi rosyjskiej, w Moskwie, 19 lutego 1933 roku, otwarty został pierwszy wszechzwiązkowy kongres kołchoźników-przodowników pracy. W agitacyjnej mowie, wygłoszonej na otwarciu, Stalin zrobił historyczny przegląd, z lotu ptaka, kolejnych form eksploatacji pracujących, form które obalały jedną drugą drogą rewolucji. aż dopóki rewolucja październikowa nie skończyła ze wszelką w ogóle eksploatacją. Tutaj właśnie Stalin wygłosił wspomniane wyżej zdanie o „rewolucji niewolników”, która zlikwidowała właścicieli niewolników u schyłku rzymskiego imperium.

Nie ma potrzeby rozwodzić się tutaj o niedorzeczności „wypowiedzi” Stalina. Powtarzamy, że o żadnej rewolucji niewolników w Rzymie nauka nic nie wie. W swoich agitacyjnych i politycznych celach Stalin nie robi ceremonii z faktami. Ale w Związku Sowieckim przyjmuje się każde jego słowo jako prawo i rzeczywistość niewymagającą dowodów. Wymyślony przez Stalina fakt przybrał szatę filozofii historii w książce Maszkina.

REKLAMA

Zgodnie z tą koncepcją Maszkin ogłasza, że „zasadniczą sprzecznością rzymskiego niewolniczego społeczeństwa” była normalnie „sprzeczność pomiędzy niewolnikami i właścicielami niewolników” (str. 188, podkreśl. autora, także str. 210). W związku ze swoją zasadniczą tezą Maszkin powiedział o niewolnictwie niemało wszelkiego rodzaju głupstw. Tak np. według niego jednym z głównych celów wojen punickich było „zdobycie niewolników” (str. 156). To że Katon w swoich rolniczych radach milczy o udoskonaleniu rolniczych narzędzi, objaśnia się rzekomo „niewolniczym sposobem produkcji” (str. 187); ze słów Maszkina wynika, jakoby dyktatura wojenna, która obaliła republikę, w pierwszym rzędzie powstała „dla walki ze zbuntowanymi niewolnikami” (str. 258). Wszystkim ruchom niewolników, i w szczególności dwóm powstaniom niewolników na Sycylii w drugim wieku i buntowi Spartakusa w 75 r. przed Chr., stara się nadać rewolucyjne znaczenie, chociaż takie pojmowanie obala sam swoimi opisami tych powstań, opisami zgodnymi z tym, co o tym mówią „burżuazyjni” historycy. Mówiąc o Spartakusie, Maszkin sam przyznaje, że „nie stawiał sobie za cel pełnego obalenia niewolnictwa” (str. 266). Niemniej Maszkin i tu nie porzuca swojej idei „rewolucji niewolników”, twierdząc, że „istotną przyczyną porażki (Spartakusa) był brak w tym momencie przesłanek do rewolucji niewolników”. Broniąc swojej tezy, Maszkin wchodzi w konflikt z samym Leninem, który zupełnie prawidłowo patrzy na powstania niewolników. Oto jego słowa, przytoczone przez Maszkina: „niewolnicy, jak wiemy, powstali, urządzali bunty... nigdy jednak nie mogli... jasno zrozumieć do jakiego celu idą i nawet w najbardziej rewolucyjnych momentach historii okazywali się pionkami w rękach rządzących klas”. „Ale – dodaje tu już od siebie Maszkin – „tym niemniej powstania niewolników w opartym na pracy niewolników ustroju pogłębiały kryzys zbudowanego na niewolnictwie społeczeństwa i przyspieszały proces jego rozkładu” (str. 209).

Jeżeli Maszkin stara się tutaj osłabić znaczenie słusznych uwag Lenina, dzieje się to dlatego, że za wszelką cenę musi podtrzymać stalinowską ideę „rewolucji niewolników”.

Skoro „rewolucja niewolników” jest kardynalnym faktem w historii rzymskiej, nieznanym „burżuazyjnym” historykom, i skoro ponadto stanowi ona wiekopomne „odkrycie” Stalina, powinna byłaby być opisana przez Maszkina jasno, dokładnie i szczegółowo, aby mogła wejść do światowej nauki historii jako „osiągnięcie” przynoszące chlubę nauce sowieckiej.

Tekst jest fragmentem książki „W poszukiwaniu innej historii. Antologia tekstów opublikowanych na łamach periodyków Instytutu Literackiego w Paryżu”:

Jerzy Giedroyc
„W poszukiwaniu innej historii. Antologia tekstów opublikowanych na łamach periodyków Instytutu Literackiego w Paryżu”
cena:
58,89 zł
Liczba stron:
928
ISBN:
978-83-7969-933-9

Nie ma niczego podobnego w książce Maszkina! Jak widzieliśmy, od pierwszej stronicy wstępu mówi o tej „rewolucji” jako o finale rzymskiej historii, a nieraz wspomina ją w tekście książki. Kiedy jednak wreszcie wykład jego dochodzi do tego wydarzenia, znajdujemy puste miejsce. Co prawda formalnie Maszkin stara się wypełnić tę lukę przy pomocy krótkiego paragrafu w ostatnim rozdziale, o rozmiarze nieprzekraczającym dwóch i pół strony. Ale w nim nie opisuje „rewolucji niewolników” tylko zajmuje się określeniem, jakie fakty ostatnich wieków imperium da się zaliczyć do tej kategorii. Jednakże fakty okazują się zawodne, a w ich chronologii plącze się sam Maszkin. Tu odnosi ją do wieku IV i V, ale nieco wyżej (str. 539) odnosi jej początek do III wieku, to jest rozciąga ją na trzy stulecia. Okazuje się, że przez „rewolucję niewolników” należy rozumieć różne ruchy wiejskiej biedoty, głównie kolonów, na kresach imperium, to jest ruchy niezwiązane ze sobą ni miejscem, ni czasem, ni celami. Konkretnie, są podane dwa takie ruchy: jeden w IV w., drugi w V w. Dalej Maszkin przyznaje, że ruchy te „dążyły do wskrzeszenia patriarchalno-gminnych porządków”, to jest były reakcyjne, a tylko „obiektywnie” sprzyjały rozpadowi niewolniczego państwa (str. 581). Tutaj niemały kłopot: to państwo dawno już przestało być „władające niewolnikami” i wykazywał to już poprzednio sam Maszkin. Już w pierwszym wieku imperium niewolnicy zaczynają maleć liczbowo; słowami Engelsa. Maszkin powiada, że niewolnictwo „przeżyło siebie” (str. 423, 457). Po niewolnictwie przyszedł kolonat. Jakaż może być rewolucja niewolników, jeżeli niewolników prawie nie zostało? Ale przyznać to – znaczyło by rzucić Stalinowi wyzwanie. I tu Maszkin znajduje wyjście w ten sposób, że swój paragraf o rewolucji zaopatruje w tytuł Rewolucja niewolników i kolonów ; i rzeczywiście, nosicielami wspomnianych w nim ruchów byli kolonowie. Ale przez to samo ze schematu Stalina nic nie zostaje: bo kolonowie, tj. poddani chłopi, to już forma feudalnej eksploatacji pracujących, która według Stalina pojawiła się tylko po „rewolucji niewolników” i wskutek tej rewolucji.

REKLAMA
Cyceron przemawiający w Senacie przeciwko Katylinie (aut. Cesare Maccari, 1889, domena publiczna).

Rozumie się samo przez się, że w Związku Sowieckim książkę Maszkina uważa się za „marksistowską” i że również jej autor zalicza siebie do ortodoksyjnych „marksistów”. Marksizm pojmuje się tam w szczególny sposób i bardzo łatwo jest sowieckiemu uczonemu zrobić z siebie „marksistę”. Do tego nie potrzeba bynajmniej przeprowadzania przy pomocy faktów marksistowskiej koncepcji, jest to raczej niepożądane, biorąc pod uwagę możliwość przewrotnej interpretacji ze strony napastliwych sowieckich krytyków. Trzeba tylko jak najczęściej wygłaszać dogmat o prymacie „stosunków produkcyjnych”, jak najczęściej używać imienia „klasyków marksizmu i leninizmu”, cytować ich, czy jest do tego sposobność czy nie ma, i polewać błotem zachodnią „burżuazyjną” naukę i „burżuazyjnych” uczonych. Poza tym wolno, stosownie do własnego uznania, korzystać z dorobku tej nauki, bacząc tylko, aby wynikające stąd sprzeczności i niezręczności były dostatecznie przykryte przez należne słowne formuły i etykietki.

REKLAMA

Widzieliśmy wyżej jak wypełnia Maszkin tę ostatnią część programu. Wypada teraz rozpatrzyć, jak odnosi się do przedstawicieli zachodnioeuropejskiej nauki i jak cytuje „klasyków marksizmu-leninizmu”.

U sowieckich historyków wcześni historycy Rzymu jak Montesquieu, Gibbon, Niebuhr, Mommsen cieszą się immunitetem: ubliżać im nie wypada, gdyż znali ich, studiowali i cenili Marks i Engels. Inna sprawa z historykami drugiej połowy XIX wieku, a także naszego stulecia. Do tych stosuje się ogólna nazwa „burżuazyjnych” uczonych. Maszkin jednak zna dobrze ich zasługi: w ogólnej, nieokreślonej formie wspomina ich „ważne prace”, „uogólnienia”, „udoskonalenie metody”, „odkrycie nowych stron ludzkiego życia” itd. Ale w zasadzie i tutaj decydujące okazuje się „wskazanie” Stalina, który wypowiedział się, że epoka od 1871 do 1917 stanowi „okres zaczynającego się upadku kapitalizmu, pierwszego uderzenia w kapitalizm ze strony komuny paryskiej, przeradzania się swobodnego kapitalizmu w imperializm i obalenia kapitalizmu w ZSSR przez siły październikowej rewolucji, otwierającej nową erę w historii ludzkości”.

Maszkin cytuje go, powołując się na niego wygłasza wyrok: 80. i 90. lata jest to epoka rozkwitu burżuazyjnej rzymskiej historiografii i równocześnie początek jej upadku (str. 43). „Reakcyjne nastroje”, „idealistyczne konstrukcje”, „teoria cykliczności w historii”, „zamierzona modernizacja starożytności ”, „uważanie kapitalizmu za wyższy stopień ludzkiego rozwoju”, „hiperkrytycyzm” itd. (str. 45) – takie są symptomy upadku. Jeżeli chodzi o „burżuazyjnych” uczonych XX w., to ich prace są „przeważnie kompilacjami niemającymi dużej wartości naukowej” (str. 52).

Włodzimierz Iljicz Lenin (1870-1924), zdjęcie wykonane ok. 1916 r. w Szwajcarii.

W swoim sądzie o sowieckich i przedrewolucyjnych rosyjskich historykach Maszkin składa daninę również modnemu dzisiaj w ZSSR patriotyzmowi. Rosyjskiej historiografii końca XIX i początku XX wieku wyznacza niepomiernie poczesne miejsce i pochwala ją za to, że „uwolniła się od wpływów zachodnioeuropejskiej historiografii” i „od początku lat 90. ubiegłego wieku znajdowała się pod silniejszym wpływem marksistowskiej teorii niż zachodnioeuropejska burżuazyjna historiografia” (str. 51). Co zaś do sowieckiej historiografii, to Maszkin już ex officio obowiązany jest ją wychwalać. Przewaga jej, jak się okazuje, polega na tym, że „szczególne znaczenie mają dla niej wywody i wskazania... w pracach Lenina i Stalina” (str. 54). Czytelnik może pomyśli, że to „prace” o historii Rzymu? Nie, to dwie broszury jednego i drugiego O państwie i O dialektycznym i historycznym materializmie, poza tym jeszcze Sprawozdawczy referat Stalina o robocie CK WKP (b) na XVIII Partyjnym Zjeździe. Przepraszamy czytelnika za te być może nudzące szczegóły. Jest to jednak przecież stroniczka z życia sowieckiej nauki historii, stroniczka z życia rosyjskiej kultury. Z takich to „prac” płyną „wskazania klasyków marksizmu-leninizmu”, dające historykom sowieckim „prawdziwy program badawczej roboty” (str. 55). Maszkin wylicza też rozprawy sowieckich historyków, nie omijając żadnej i zaopatrując każdą w pochwalne epitety. Zebrało się ich u niego około tuzina, z drobnymi dysertacjami włącznie. To wszystko, co zrobiła sowiecka nauka w dziedzinie historii Rzymu w latach od rewolucji. Jednak słowom Maszkina i tutaj zadają kłam jego czyny: w treści książki nigdzie nie wykorzystuje prac swoich sowieckich kolegów i, z dwoma wyjątkami, nawet nich nie wspomina. Sam, lepiej niż ktokolwiek, zna ich właściwą cenę.

REKLAMA

Tekst jest fragmentem książki „W poszukiwaniu innej historii. Antologia tekstów opublikowanych na łamach periodyków Instytutu Literackiego w Paryżu”:

Jerzy Giedroyc
„W poszukiwaniu innej historii. Antologia tekstów opublikowanych na łamach periodyków Instytutu Literackiego w Paryżu”
cena:
58,89 zł
Liczba stron:
928
ISBN:
978-83-7969-933-9
Marek Licyniusz Krassus (domena publiczna)

Przypatrzmy się teraz, jak cytuje Maszkin swoich „klasyków marksizmu-leninizmu”. Chociaż Marks i Engels nie przeprowadzali żadnych badań w dziedzinie historii Rzymu, powołań się na nich obu jest w książce znacznie więcej niż na prawdziwych historyków Rzymu razem wziętych; większość takich powołań się jest niepotrzebnym używaniem słów, bo przy ich pomocy pokrywa się dawno ustalone fakty, które przeszły nawet do elementarnych podręczników. Ze względu na brak miejsca, przytoczymy tylko jeden przykład: fakt, że zaczynając od ostatnich czasów republiki, władztwo Rzymu opierało się na bezlitosnej eksploatacji podbitych prowincji, podaje się jako słowa Engelsa w cudzysłowie, z powołaniem się na niego (str. 254). Wśród „klasyków” Stalinowi jest wydzielone, oczywiście, zupełne szczególne miejsce: Maszkin dosłownie, jakby jakieś „odkrycie”, przytacza wszystko co było „wypowiedziane” przez Stalina na temat starożytnego Rzymu. Przy czym te cytaty zawierają albo truizmy, albo płaskości, albo kłamstwa. Wspomnieliśmy już o słynnej „rewolucji niewolników” Stalina. Ponieważ stoimy wobec faktu sowieckiej kultury, pozwolimy sobie pokazać czytelnikowi kilka cytowanych przez Maszkina „wskazań”. Opowiadając o katastrofie Krassusa w wyprawie partyjskiej Maszkin, wbrew wszelkim oczekiwaniom, przytacza takie słowa: „Dawni Partowie wiedzieli o przeciwuderzeniu, kiedy zwabili rzymskiego wodza Krassusa i jego wojsko w głąb swego kraju, a później uderzyli i zniszczyli ich” (str. 301). Ciekawe, że tę perłę stalinowskiego stylu Maszkin wyciąga z odpowiedzi Stalina na list niejakiego tow. Raziny, niewątpliwie z powodu operacji wojennych ostatniej wojny. Jeszcze jedną perłę stalinowskiego nieuctwa Maszkin przytacza w ostatnich liniach swojej książki, niby pendent do tego, że zaczął ją również „wypowiedzią” Stalina. Oto ta końcowa cytata: „Wszyscy barbarzyńcy zjednoczyli się przeciwko wspólnemu wrogowi i z trzaskiem obalili Rzym” (str. 585). Taki był koniec imperium według Stalina, niemniej Maszkin o osiem stronic przedtem opowiada o tym zgodnie z powszechnie wiadomymi faktami.

Książka Maszkina jest żałosnym płodem usychającego drzewa rosyjskiej kultury. Spośród wszystkich dziedzin tej kultury rewolucja październikowa najciężej odbiła się na nauce historii. W ciągu trzydziestu lat polityka „Partii i Rządu” zmierzała niezmiennie do wykorzenienia „burżuazyjnej” ideologii i do wtłoczenia w umysły uczących i uczących się integralnego marksizmu. Stopniowo schodzili ze sceny uczeni starej szkoły, w rozmaity sposób: jedni przez naturalną śmierć, inni przez śmierć poprzedzoną zesłaniem, jeszcze inni przez dobrowolną czy przymusową emigrację; niektórzy zostali wyrzuceni za nawias jako niepoprawni „idealiści”. Część zesłanych historyków, po spłaceniu należnej Stalinowi daniny i po przekształceniu się w „marksistów”, uzyskała w latach 30. przebaczenie i rehabilitowała się. W 1929 r. zamknięto w Moskwie ostatnie schronienie historyków starej szkoły: Naukowo-Badawczy Instytut Historyczny, uznany za szkodliwy jako rozsadnik „burżuazyjnej” nauki. Na jego miejsce pojawił się tzw. GAIMK, ośrodek wyłącznie historyków „marksistów”. GAIMK i utworzone jeszcze wcześniej przez bolszewików Komunistyczna Akademia i Instytut Czerwonej Profesury zajęły się przygotowaniem nowych kadr historyków wychowanych po marksistowsku. Już w końcu lat dwudziestu historia dawno wygnana ze średniej szkoły wiodła żałosne bytowanie w szkole wyższej: tematem wykładów stały się przeważnie ruchy rewolucyjne, ekonomika i technika, fakty podawano jako ilustracje marksistowskich „formacji społecznych”. Analogiczny charakter miały nieliczne ukazujące się książki historyczne.

REKLAMA

W połowie lat trzydziestych bolszewicy, a przede wszystkim sam Stalin, opamiętali się. W r. 1934 decyzją „Partii i Rządu” przywrócono nauczanie historii w szkole średniej i wyższej. Dekret mówił o przywróceniu „grażdanskoj historii”– termin użyty przez samego Stalina, zgodnie z jego przyzwyczajeniem niedouczonego seminarzysty, gdyż w programach seminariów duchownych dawnej Rosji historia dzieliła się na „kościelną” i „grażdanską”, tj. powszechną, wg przyjętej tam terminologii. Termin „grażdanskaja istoria” nie był znany nikomu prócz byłych seminarzystów. Wywołał on powszechne zdumienie. Nikt jednak nie śmiał wskazać na niestosowność jego użycia, bo mogło to być uznane na napomknięcie o braku wykształcenia u Stalina, który był autorem tego terminu. I oto termin wszedł w użycie u uczniów, pedagogów, a nawet uczonych. Dekret przywracał również wydziały historyczne i nauczanie w nich łaciny.

Radziecki plakat propagandowy „Więcej metalu - więcej broni” z okresu wojny z Niemcami (domena publiczna).

Było jednak za późno. W latach rewolucji również średnia szkoła straciła dawne, wykwalifikowane kadry nauczycieli historii, a próba pospiesznego przygotowania nowych, zorganizowana z tępą pewnością siebie, zawsze właściwą bolszewikom, nie dała żadnych rezultatów: nauczyciele historii w szkole średniej okazali się niedoukami i niedołęgami. Studenci wstępowali na wydziały historyczne bez wiedzy i bez ogólnej kultury. Wśród profesorów uczeni starej szkoły przemalowani na marksistów stanowili wyjątki.

REKLAMA

Książka Maszkina jaskrawo ilustruje „osiągnięcia” sowieckiej nauki historii w ciągu trzynastu lat, jakie upłynęły od czasu przywrócenia historii. Sytuacja wydaje się nam beznadziejna, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Maszkin jest orłem wobec większości swoich sowieckich kolegów. W młodości zdążył jeszcze otrzymać humanistyczne przygotowanie w przedrewolucyjnym gimnazjum. W pierwszych latach rewolucji, jako student otwartego wówczas uniwersytetu w Saratowie, mógł jeszcze łyknąć prawdziwej nauki historii, pod kierownictwem młodego i wykształconego profesora P. F. Preobrażenskiego, który później zginął na zesłaniu. Maszkin zna starożytne i nowoczesne języki i oczytany jest w zachodniej literaturze historiograficznej. W normalnych warunkach mógłby z niego być użyteczny pracownik naukowy, co prawda bez szczególnych talentów, ale pracowity, rzetelny i wykształcony. Co stało się z Maszkinem w warunkach sowieckiego reżimu – wymownie wykazuje jego książka. Dla zachodniego czytelnika, interesującego się Rosją Sowiecką, książka ta ma znaczenie dokumentu, świadczącego o tym, że nie istnieje w Sowieckiej Rosji wolność twórczości naukowej. Niemożliwa jest tam ona nawet dla prawdziwego marksisty, gdyż zastosowanie koncepcji marksistowskiej do każdego konkretnego procesu historycznego jest już jego subiektywną wykładnią. Ale każda taka wykładnia w warunkach sowieckiego reżimu grozi autorowi obwinieniem go o „odchylenia”, „skażenia”, „zboczenia i trockizm” czy „zgniły liberalizm” itd. Mnóstwo jest przykładów takiego „demaskowania” sowieckiej historii. Najjaskrawszym było zdemaskowanie „szkoły M. N. Pokrowskiego”. Tak więc niewolnictwo myśli jest im zalecone jako elementarna zasada samozachowania się. Stąd proste wyjście: ślepo trzymać się „wskazań” i „wypowiedzi” Stalina jako najlepszej gwarancji.

Zachodni czytelnik, mało obeznany z warunkami jakie stwarza sowiecki reżim, może zadać pytanie: jak można było dojść do podobnie niewolniczej psychologii? Odpowiedź na to brzmi prosto. Oto jest przed nami rezultat trzydziestoletniego terroru i „społecznego wychowania” inteligencji. Jej niezależne elementy zostały eliminowane, tj. albo unicestwione fizycznie, albo zmuszone do milczenia. U „przystosowanych”, którzy z konieczności materialnej czy ambicji za wszelką cenę starali się utrzymać na powierzchni, wyrobiła się specjalna moralność, cynicznie wyrażona przysłowiem: „kto z wilkiem żyje, po wilczemu wyje”. Powszechnym ostrzeżeniem jest w Związku Sowieckim los tych wielu, którzy zginęli z powodów „burżuazyjnej” ideologii.

Powstaje też bardziej ogólne pytanie: czy podobna psychologia jest specyficzną właściwością Rosjan, czy też możliwa jest również u człowieka zachodniego? Sądzimy, że triumf komunizmu na Zachodzie przyniósłby z sobą tę samą psychologię inteligencji, co w Związku Sowieckim, bo i na Zachodzie będą zastosowane te same metody nawracania: terror, zniszczenie niezależnych elementów i społeczne wykształcenie. Zapowiedzi takiej przyszłości są już widoczne na przykładzie takich krajów jak Polska, Czechosłowacja, wschodnie Niemcy. Są one być może jeszcze lepiej widoczne, kiedy się wnika w psychologię tej części zachodniej inteligencji, która wchodzi dziś w skład komunistycznych partii Francji i Włoch, czy też grupuje się wokół tych partii.


Tekst jest fragmentem książki „W poszukiwaniu innej historii. Antologia tekstów opublikowanych na łamach periodyków Instytutu Literackiego w Paryżu”:

Jerzy Giedroyc
„W poszukiwaniu innej historii. Antologia tekstów opublikowanych na łamach periodyków Instytutu Literackiego w Paryżu”
cena:
58,89 zł
Liczba stron:
928
ISBN:
978-83-7969-933-9
REKLAMA
Komentarze

O autorze
N. N.
Były profesor Uniwersytetu Moskiewskiego.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone