3 najbardziej kontrowersyjne eksperymenty psychologiczne w historii

opublikowano: 2023-02-06 07:01
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Naukowcy od dawna dążyli do poznania mechanizmów rządzących ludzką psychiką. Aby je zbadać, byli gotowi posunąć się daleko i poświęcić wiele – w tym również innych. Chociaż historia zna wiele różnych eksperymentów na ludziach, niektóre budzą szczególne kontrowersje. Poniżej niektóre z nich.
REKLAMA
"Strażnicy" stanfordzkiego eksperymentu więziennego (fot. PrisonExp.org)

Stanfordzki eksperyment więzienny

Co sprawia, że ludzie czynią zło? To pytanie nurtowało amerykańskiego psychologa Philipa Zimbardo z Uniwersytetu Stanforda. Dotąd większość odpowiedzi bazowała na wyraźnie zarysowanym dualizmie dobra i zła oraz wpływie wychowania na zachowanie jednostki. Zimbardo odrzucał jednak takie wyjaśnienie, proponując własną koncepcję – tzw. efekt Lucyfera. Zgodnie z jej założeniami, kluczowym elementem transformacji człowieka jest nie tyle jego doświadczenie, ile czynniki sytuacyjne. Aby sprawdzić tę teorię, wraz z grupą psychologów postanowił przeprowadzić eksperyment.

W 1971 roku w jednej z lokalnych gazet pojawiło się ogłoszenie, w którym oferowano płatny udział w eksperymencie, proponując 15 dolarów za każdy dzień trwania badania. Z około 70 osób, które wysłały swoje zgłoszenie, wybrano 24 studentów – niekaranych i niemających żadnych zaburzeń psychicznych. Uczestników podzielono na dwie grupy: „strażników” i „więźniów”.  Eksperyment zaplanowano na dwa tygodnie – przez taki czas mieli wcielać się w swoje role. „Więźniowie” przebywali w celi – specjalnie zaadoptowanym na potrzeby badania budynku Wydziału Psychologii Uniwersytetu Stanforda – przez 24 godziny na dobę, „strażnicy” pracowali zaś w trybie zmianowym, po osiem godzin dziennie.

Aresztowanie uczestników eksperymentu na potrzeby badania (fot. PrisonExp.org)

Wszyscy zostali w pewien sposób przygotowani do odegrania swoich ról. „Więźniom” kazano włożyć jednakowe koszule z wyszytymi numerami, „czapki” wykonane z damskiej pończochy, a do prawej nogi przypięto im łańcuch z kłódką. „Strażnicy” mieli zaś możliwość wyboru umundurowania – wybrali strój przypominający ubiór żołnierzy, do tego ciemne okulary przeciwsłoneczne utrudniające kontakt wzrokowy oraz pałki policyjne. Miały być one jednak wyłącznie atrybutem władzy – „strażników” poinstruowano, że mają sprawować jak najlepszy nadzór nad więźniami, ale nie wolno im używać przemocy fizycznej. Przełożonym obiektu został sam Zimbardo.

Aby nadać badaniu realizmu, studenci odgrywający role więźniów zostali zatrzymani przez policję pod zarzutem napaści z bronią w ręku – w badanie zaangażowano miejscową komendę. Pobrano im odciski palców, zrobiono zdjęcia do kartoteki i osadzono w „celach”. Nie było w nich okien ani zegarów, był zaś interkom, przez który podsłuchiwano „więźniów” oraz kamera rejestrująca obraz na „dziedzińcu”. Zakazano „więźniom” używania imion – mieli zwracać się do siebie po numerach, do „strażników” zaś używając formułki: „panie oficerze penitencjarny”.

REKLAMA

Pierwszy dzień minął względnie spokojnie. Już drugiego dnia doszło jednak do buntu – „więźniowie” zabarykadowali się w celach, zerwali numery identyfikacyjne, zdjęli czapki z głów i zaczęli drwić ze „strażników”, którzy nie byli jeszcze w stanie zmusić ich do posłuszeństwa. Tym bardziej zszokowała wszystkich ich reakcja – do złamania oporu „więźniów” użyli gaśnicy z dwutlenkiem węgla. Następnie wtargnęli do „cel”, kazali „więźniom” zdjąć ubrania, zabrali im łóżka, a inicjatorów buntu zamknęli w izolatkach. Dla „dobrych więźniów” stworzyli zaś „celę uprzywilejowanych”, aby w ten sposób wywołać dezorientację i złamać jedność „osadzonych”.

Uczestnicy eksperymenty odgrywający role więźniów (fot. PrisonExp.org)

Z każdym dniem okrucieństwo „strażników” rosło. Ponieważ nie mogli stosować przemocy fizycznej, postanowili sięgnąć po przemoc psychiczną. Zaczęli zabierać „więźniom” racje żywnościowe, odmawiali prawa do korzystania z toalety, a po godzinie 22:00 było to całkowicie zabronione – mogli opróżniać się do wiader pozostawionych w celach. Szczególną bezwzględnością „strażnicy” wykazywali się po zmroku, sądząc, że nie są obserwowani przez badaczy.

Pierwsze niepokojące objawy eksperymentu zaobserwowano już po 36 godzinach – „więzień” z numerem 8612 zaczął się „łamać”. Choć „strażnicy” zaproponowali mu łagodniejsze traktowanie w zamian za funkcję informatora, jego stan psychiczny był tak zły, że badacze zdecydowali się zwolnić go z badania. Aby załagodzić nastroje, następnego dnia zorganizowali odwiedziny znajomych i przyjaciół. Choć część z nich widziała pogarszający się stan psychiczny swoich bliskich, ze względu na autorytet dyrektora projektu – Zimbardo – nie zdecydowała się na żadne działania. Dla większego realizmu eksperymentu do „więzienia” zaproszono również księdza katolickiego, który spotkał się z większością „osadzonych”. Co istotne, niemal połowa z nich przedstawiła mu się podając nie imię, a numer.

Mimo tych zabiegów atmosfery nie udało się jednak poprawić. Pewnego dnia jeden ze „strażników” podsłuchał rozmowę „więźniów” snujących plany ucieczki. To jeszcze bardziej zaostrzyło kontrolę i zwiększyło prześladowania. Nasiliły się one do tego stopnia, że po sześciu dniach badacze zdecydowali się przerwać eksperyment, w czym niemałą rolę odegrała Christina Maslach – partnerka Zimbardo. Zwróciła ona uwagę na zgubny wpływ badania na psychikę „więźniów” i zanegowała jego moralną stronę.

Polecamy e-book Mariusza Gadomskiego – „Kryminalne Wilno”

Mariusz Gadomski
„Kryminalne Wilno”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
184
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-56-3
REKLAMA
Załamany "więzień" (fot. PrisonExp.org)

Analiza eksperymentu doprowadziła amerykańskiego psychologa do przekonania, że diametralna zmiana zachowania wszystkich badanych była efektem nie tyle ich osobowości, ile czynników sytuacyjnych. Badanie wywołało sporo kontrowersji. O tym, jakie piętno odcisnęło w psychice jego uczestników, najlepiej świadczą słowa jednego z nich:

Zacząłem mieć poczucie, że tracę tożsamość. Tożsamość osoby, którą nazywałem „Clay”, osoby, która kazała mi iść do tego miejsca, osoby, która dała się w tym więzieniu zamknąć – bo to było dla mnie więzienie i nadal jest. Nie uważam, że to eksperyment ani symulacja, bo to po prostu więzienie prowadzone przez psychologów zamiast przez państwo. Zacząłem mieć poczucie, że osoba, którą byłem i która kazała mi iść do więzienia, była mi obca – obca tak bardzo, że w końcu stałem się 416. Naprawdę byłem swoim numerem.

Eksperyment Milgrama

Amerykański psycholog Stanley Milgram zastanawiał się, jakie były przyczyny ślepego posłuszeństwa ludzi wobec rozkazów stojących za zbrodniami popełnianymi w czasie II wojny światowej, m.in. ludobójstwem w obozach koncentracyjnych. Postanowił więc przeprowadzić serię kontrolowanych eksperymentów laboratoryjnych. Aby stworzyć grupę badawczą, w 1961 roku zamieścił w prasie ogłoszenie, w którym zapraszał ochotników do wzięcia udziału w eksperymencie psychologicznym. Stwierdził, że będzie on poświęcony uczeniu się.

Zgłosiło się kilkadziesiąt osób. Badanie wydawało się z pozoru łatwe. Ochotnik wchodził do laboratorium, w którym znajdowała się już osoba – w rzeczywistości był to człowiek podstawiony przez Milgrama. Po tym następowało sfingowane losowanie ról – „ucznia” i „nauczyciela”. Ochotnikom zawsze przypadała ta druga funkcja. Następnie przystępowano do eksperymentu.

Zadaniem „nauczyciela” – czyli prawdziwie badanej osoby – było czytanie „uczniowi” par słów, które ten miał następnie powtórzyć. Jeśli udzielił poprawnej odpowiedzi, „nauczyciel” przechodził do kolejnego zadania, jeśli nie – miał zastosować wobec niego karę w postaci wstrząsu elektrycznego. Wstrząsy te były stopniowane pod kątem nasilenia – począwszy od 15 V, na 450 V skończywszy, przy czym ostatnia wartość stanowiła dawkę śmiertelną.

Po wyjaśnieniu zasad „uczeń” udał się do pomieszczenia oddzielonego szybą oraz został przywiązany do krzesła i podłączony do elektrod. „Nauczyciel” zaś ustawiał się przy aparacie, za pomocą którego miał stosować elektrowstrząsy. W rzeczywistości do tego nie dochodziło – „uczeń” nie był prawdziwie rażony prądem, miał jedynie udawać, że tak się dzieje. Jego odpowiedzi były tak naprawdę puszczane z taśmy. Wśród nich znajdowały się m.in. następujące komunikaty:

REKLAMA

„AAuuuu! Eksperymentatorze! Już dosyć, Proszę mnie stąd zabrać. Mówię panu, mam kłopoty z sercem. Serce zaczyna mi już dokuczać. Proszę mnie stąd zabrać. Serce zaczyna mi dokuczać. Odmawiam dalszego udziału w tym. Pozwólcie mi wyjść”. (przy 150 V)

 „AAAUUU! (krzyk) Pozwólcie mi stąd wyjść! Pozwólcie mi stąd wyjść! Serce mi nawala. Nie macie prawa trzymać mnie tutaj! Pozwólcie mi stąd wyjść!” (przy 195 V)

„(Głośny okrzyk bólu) Mówiłem, że odmawiam odpowiedzi! Nie chcę dłużej uczestniczyć w tym eksperymencie” (przy 315 V)

Prawdziwe krzesło elektryczne. W eksperymencie Milgrama do prądu "podłączone" były tylko nadgarstki "ucznia"

Przy wyższych dawkach miał histerycznie krzyczeć, zaś od pewnego momentu przestać jakkolwiek reagować. Początkowo sprawa była dość łatwa, pomocnik naukowca bez zastanowienia udzielał prawidłowych odpowiedzi. Wraz z kolejnymi pytaniami sytuacja zaczęła się jednak komplikować – odpowiadał źle, za co badany musiał razić go prądem. Reakcja badanych osób była różna – część z nich chciała przerwać badanie lub prosiła eksperymentatora o radę. Ten jednak zawsze odpowiadał, by kontynuować badanie, stosując cztery stałe ponaglenia. Jeśli one nie skutkowały, po czwartym kończono eksperyment.

Przed przeprowadzeniem eksperymentu Milgram poprosił znajomych psychiatrów, by przewidzieli jego wyniki. Uznali oni, że większość badanych prawdopodobnie zakończy badanie, nie docierając do jego końca – a więc nie zadając „uczniowi” najwyższej dawki. Sądzili, że na taki krok zdecyduje się zaledwie niewielki odsetek badanych i będą to jedynie osoby poważnie zaburzone. 4% badanych miała zaś sięgnąć po dawkę, która spowoduje, że „uczeń” będzie musiał symulować omdlenie. Wyniki okazały się diametralnie inne.

W badaniu wzięło udział 40 osób. Do jego końca dotrwało aż 26 z nich – tyle badanych wykazało się posłuszeństwem wobec eksperymentatora i zadało „uczniowi” – oczywiście pozornie – najwyższą dawkę wstrząsów (450 V). Ok. 90% z nich doprowadziło do jego „omdlenia”. Mimo że niektórzy badani wykazywali wysoki poziom stresu i nie czuli się dobrze z zadawaniem cierpienia, a nawet próbowali oszukać eksperymentatora, zadając niższą dawkę wstrząsów, niż powinni, ostatecznie pozostali mu posłuszni – mimo że za przerwanie badania nie groziły żadne konsekwencje.

Polecamy e-book Natalii Pochroń „Dowody zbrodni. Początki kryminalistyki”

Natalia Pochroń
„Dowody zbrodni. Początki kryminalistyki”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
153
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-53-2

Książka dostępna również jako audiobook!

REKLAMA

Po zakończeniu badania Milgram przyjrzał się tym, którzy dotrwali do jego końca, próbując doszukać się jakichś zależności związanych z wiekiem, płcią czy cechami osobowości. Okazało się jednak, że żadna z tych cech nie miała większego znaczenia. To doprowadziło go do przekonania o niezwykle silnej skłonności ludzi do ulegania autorytetom i stwierdzenia, że sytuacja ma znacznie większy wpływ na zachowanie ludzi, niż ich osobowość, postawy czy wartości.

„Potworny eksperyment”

Ten eksperyment to czarna karta w historii nie tylko psychologii, ale i logopedii – do tego stopnia, że przez wiele lat milczano na jego temat, a gdy już media poznały o nim prawdę, okrzyknęły go badaniem podobnym do nazistowskich eksperymentów na ludziach lub „potwornym eksperymentem”. Skąd takie dosadne określenie?

Wendell Johnson był psychologiem na uniwersytecie w Iowa, jednym z bardziej uznanych w tamtym czasie badaczy w obszarze logopedii. Jak przyznał, został specjalistą w tej dziedzinie, bo sam jako dziecko takiej pomocy potrzebował – do szóstego roku nie miał żadnych problemów z wymową. Pewnego dnia nauczyciel zasugerował jednak jego rodzicom, że obawia się o rozwój mowy u Wendella, co sprawiło, że temat ten stał się przyczyną obsesji – tak ich, jak i chłopaka. To doprowadziło do tego, że z biegiem czasu zaczął mówić coraz mniej wyraźnie i w ogóle coraz mniej, co ostatecznie skończyło się jąkaniem.

Johnson twierdził, że jąkanie mocno wpłynęło na jego życie i postanowił zostać logopedą, by pomóc rozwiązać ten problem innym. Okazja do tego nadarzyła się w 1939 roku – a przynajmniej tak mu się wydawało. Wtedy to, wraz ze swoją studentką Mary Tudor, postanowił przeprowadzić eksperyment. Wybrano do niego 22 dzieci z Domu Sierot Żołnierzy i Marynarzy w Davenport – 10 jąkających się i 12 niemających tego problemu. Studentka podzieliła je na dwie grupy – „jąkał” i „mówiących normalnie”. W każdej z nich znajdowało się 5 dzieci jąkających się i 6 niewykazujących takich objawów. Studentka zastosowała wobec nich odmienne metody.

REKLAMA

Spotykała się z dziećmi na 45-minutowych rozmowach – tych, które się jąkały, przekonywała, że to normalny etap i wkrótce z tego wyrosną, chwaląc za wypowiadane zdania, nawet jeśli były one z błędami. Inaczej było z dziećmi, które nie miały problemu z jąkaniem – tym wmówiła, że opiekunowie zauważyli u nich problemy z mówieniem i że zwykle tak zaczyna się jąkanie. Radziła im, by mocno zastanawiały się nad tym, co mówią i by lepiej w ogóle nie wypowiadały się na głos, jeśli nie są w stanie zrobić tego płynnie.

Dzieci oczywiście nie miały pojęcia o tym, że są uczestnikami eksperymentu, podobnie jak opiekunowie sierocińca – byli przekonani, że to ćwiczenia logopedyczne. Na efekty tych „ćwiczeń” nie trzeba było długo czekać – już na drugim spotkaniu z dziećmi Tudor zauważyła wyraźną zmianę u dzieci niemających dotąd problemów z wymową – stały się wycofane, rozdrażnione, nie chciały się odzywać, opuściły się w nauce i w efekcie większość z nich rzeczywiście zaczęła się jąkać. Jedna z badanych dziewcząt uciekła nawet z sierocińca, po latach przyznała zaś, że eksperyment zniszczył jej życie.

Eksperyment trwał pół roku. Widząc jego negatywne efekty, Mary Tudor próbowała w jakiś sposób je zniwelować – po oficjalnym zakończeniu „badania” trzykrotnie odwiedziła sierociniec, by zapewnić dzieciom bezpłatną opiekę logopedyczną. Spotkała się też z nimi i zapewniła je, że się nie jąkają. Na to było jednak za późno. Johnson próbował ukryć niechlubny eksperyment – nie nadzorował publikacji pracy Tudor, nie umieścił jej też na liście badań nad jąkaniem Uniwersytetu w Iowa.

Temat został przemilczany przez wiele lat. Do czasu – po latach studenci znaleźli w bibliotece uniwersyteckiej pracę magisterską Mary Tudor, w której opisała ów eksperyment. To właśnie oni okrzyknęli go mianem „Monster Study” – strasznego eksperymentu. Określenie to podchwyciły również media.

Stało się to jednak dopiero w 2001 roku – po serii artykułów, które ukazały się w ogólnokrajowej prasie, wielu badaczy zaczęło porównywać go do eksperymentów na ludziach popełnionych przez Niemców w czasie II wojny światowej. Zwolennicy Johnsona przekonywali w jego obronie, że nie podąłby się wykonania eksperymentu, gdyby nie wierzył, że może w ten sposób osiągnąć większe dobro i pomóc tysiącom jąkających się dzieci. Nawet jednak jeśli rzeczywiście kierowały nim takie pobudki, ich cena okazała się nieproporcjonalnie wysoka.

Polecamy e-book Agnieszki Woch – „Geniusze, nowatorzy i skandaliści polskiej literatury. Od Przybyszewskiego do Gombrowicza”

Agnieszka Woch
„Geniusze, nowatorzy i skandaliści polskiej literatury. Od Przybyszewskiego do Gombrowicza”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
113
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-24-2

Bibliografia

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Natalia Pochroń
Absolwentka bezpieczeństwa narodowego oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Rekonstruktorka, miłośniczka książek. Zainteresowana historią Polski, szczególnie okresem wielkich wojen światowych i dwudziestolecia międzywojennego, jak również geopolityką i stosunkami międzynarodowymi.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone