S. Jastrzębski – „Samoobrona Polaków na Kresach południowo-wschodnich II RP w latach 1939-1946” – recenzja i ocena
II Rzeczpospolita, tak jak jej poprzedniczka, była państwem złożonym z wielu narodowości. Według spisów powszechnych, ok. 1/3 ludności przyznawało się do innej niż polska przynależności narodowej. Miało to swoje zalety, jednak w większości przyczyniało się do wielu problemów i konfliktów narodowościowych. Odrodzona Polska swe granice musiała wywalczyć, co nie przyczyniło się do poprawnego ułożenia stosunków ludności polskiej z mniejszościami. Prawdziwa erupcja nienawiści nastąpiła w wyniku II wojny światowej, kiedy to na skutek zniszczenia II RP przedstawiciele niektórych mniejszości postanowili wziąć odwet za swe prawdziwe i urojone krzywdy.
Co kryje się za okładką?
Książka Jarzębskiego jest przede wszystkim wyrazem bólu, jaki musi odczuwać każdy, kto był świadkiem okropieństw, zachodzących na kresach południowo-wschodnich II RP. Autor był nie tylko biernym świadkiem toczących się wokół niego wydarzeń, ale walczył też w składzie wspomnianych IB. Wywarło to określony wpływ na temat, styl i dobór treści stworzonej przez niego książki.
Sama pozycja przedstawia się dość dobrze. Jej wydawcą jest wydawnictwo NORTOM, które (jak można przeczytać na ich stronie internetowej), specjalizuje się w literaturze patriotycznej. Tytuł omawianej książki jest nieznacznie mylący. Mało jest w niej wiadomości z okresu lat 1939-1942, część relacji obejmuje rok 1943, większość materiału zajmują zaś lata 1944-46. Sam autor przyznaje zresztą, że celem tej publikacji jest przedstawienie całej jego wiedzy na temat Istriebitielnych Batalionów, a te na interesującym nas terenie powstały w 1944 roku (s. 6). Całość liczy sobie 244 strony, z czego 144 zajmują relacje świadków wydarzeń i opisy miejscowości, w których doszło do napadów. Resztę zajmuje krótka historia Kresów, opis powstania IB oraz krótkie biogramy przywódców UPA.
Plusy…
Wspomniane relacje są najważniejszą i najwartościowszą częścią tej pozycji. Liczba świadków tamtych wydarzeń maleje z roku na rok, więc potrzeba rejestrowania ich wspomnień jest coraz bardziej paląca. Duża część świadectw została już wcześniej opublikowana w innych książkach i czasopismach, jednak dzięki pracy autora relacje opublikowane w różnych regionalnych, nieskonakładowych publikacjach stają się dostępne dla szerszej publiczności. W efekcie pozycja jest wartościową pomocą dla osób badających opisywany okres.
…i minusy.
Jak to już zostało powiedziane, pan Jastrzębski osobiście uczestniczył w walkach z UPA. Wywarło to niestety pewien wpływ na wytworzoną przez niego treść. To, w połączeniu z brakami warsztatowymi i pewną niestarannością wydawnictwa, obniża zarówno wartość książki, jak i przyjemność z jej czytania. Wady są na tyle istotne, że postanowiłem poświęcić im większą część mojej recenzji (o czym niżej). Ilość materiału ilustracyjnego zamyka się w 16 czarno-białych fotografiach, często w zbyt małym (ok. 5,5 na 4 centymetry) wymiarze, i jakości znamiennej dla zwykłych kserokopiarek (łącznie ze smugami powstałymi w procesie kopiowania). Badacz zamierzający wykorzystać omawianą publikację do zebrania bazy źródłowej napotka z kolei na inną przeszkodę. W spisie treści wymieniona jest jedna bibliografia, podczas gdy w treści występują 3 spisy literatury zatytułowane „Bibliografia”. Co ciekawe, pierwsze dwa zawierają zwroty „tamże” i noszą pełne znamiona zwykłych przypisów, więc najbardziej prawdopodobna jest prosta pomyłka w ich zatytułowaniu. Większym błędem jest rażąca niekompletność rzekomej „właściwiej” bibliografii, która w rzeczywistości jest zaledwie wyborem ważniejszych prac, z pominięciem cytowanych w tekście źródeł archiwalnych i znamienitej większości artykułów (s. 54, 61, 223). Co więcej, trudno uznać prezentowaną przez autora bibliografię nie tylko za kompletną (biorąc pod uwagę zarówno brak prac wymienionych w tekście jak i stan obecnych badań), ale i obiektywną. Jastrzębski powołuje się na 5 prac zmarłego już, a kontrowersyjnego profesora Edwarda Prusa, bezkrytycznie przyjmując jego ustalenia. Tymczasem temu naukowcowi zarzuca się sfałszowanie uchwały krajowego prowidu OUN z 22 czerwca 1990, nawołującej do walki z Polakami i określającej zasady prowadzenia walki propagandowej. Jastrzębski nie dokonuje niestety żadnego podziału literatury ani wyróżnienia źródeł bardziej i mniej obiektywnych.
Czy Kresy były oazą szczęśliwości?
Takie pytanie trzeba sobie zadać po zapoznaniu się z przemyśleniami pana Jastrzębskiego. Jednym z podstawowych założeń jego pracy jest całkowita harmonia i pokojowe współżycie pomiędzy Polakami a Rusinami przed 1939 rokiem (s. 4). Nie ma tam najmniejszej wzmianki o tzw. kordonie sokalskim, zniszczeniu ponad 120 cerkwi i domów modlitwy, likwidowaniu szkół ukraińskich, osadnictwie wojskowym i innych większych i mniejszych „grzeszkach” względem mniejszości ukraińskiej popełnionych przez władze II RP. Brak również najmniejszej wzmianki o przeszłych próbach zbudowania niepodległej Ukrainy. Autor wspomina co prawda o rzeziach z okresu powstania Chmielnickiego, ale ten fragment ma za zadanie jedynie udokumentowanie morderczych skłonności niepolskich mieszkańców tych ziem (s. 21). Podobnie dzieje się z użyciem terminu „orlęta”, kilkukrotnie przytaczanego w książce. Jastrzębski nie wspomina ani o wojnie polsko-ukraińskiej, ani o proklamowaniu Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej 19 października 1918 roku. Przeszłość tych ziem autor zamyka w słowach „Od wieków też ta piękna część naszego kraju należała do Polski” (s. 217). Owszem, jego praca nigdy nie miała być kompletnym i wyczerpującym studium historii stosunków polsko-ukraińskich, niemniej jednak jeśli już zdecydował się na wycieczkę w przeszłość, powinien uczynić to starannie i obiektywnie.
Nieścisłości
Przypadłością „Samoobrony…” są dość irytujące pomyłki i nieścisłości w dość niespodziewanych miejscach. Jastrzębski nie jest nawet pewien liczebności opisywanej przez siebie formacji. Na stronie 47 podaje liczbę 23 015 ludzi, służących w IB na początku 1945 w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu, lecz kilkanaście stron dalej pisze, iż maksymalna liczebność IB w 1945 wynosiła 22 796 ludzi (s. 69). Sami Ukraińcy oceniali liczbę członków IB na około 18 000. Myli się również autor nazywając Wojenkomaty formacją, podczas gdy taka podgrupa radzieckich sił zbrojnych nigdy nie istniała (s. 42). Najciekawszy jest jednak fakt nazywania członków IB żołnierzami, podczas gdy w dalszej części pracy Jastrzębski przytacza uchwałę Sądu Najwyższego, z której jasno wynika, że członkowie IB żołnierzami nie byli. Być może niektórzy uważają takie pomyłki za mało istotne, jednak wobec niewielkiej ilości narracji pochodzącej bezpośrednio od autora są one dość znaczące.
Problemem jest też określenie choćby przybliżonej liczby ofiar akcji ukraińskich. Jastrzębski podaje liczbę 300 000 Polaków lub 500 000 spośród ludności terenów wchodzących przed wojną w skład II RP. Profesor Friszke podaje zakres od 80 000 do 100 000 ofiar, natomiast wspomniany pułkownik Mieczkowski przytacza liczbę ok. 120 tysięcy zamordowanych Polaków. Podobne dane (80-100 tysięcy) pojawiają się w tekach edukacyjnych IPN. Pomimo tych rozbieżności, Jastrzębski podaje tylko liczby różniące się od jego obliczeń „w górę”, czyli obliczenia M.W. Wawarcowa i O. Dobrecowa, oceniające liczbę ofiar na 800 tysięcy. W ten sposób autor chce najwidoczniej uczynić podane przez siebie dane bardziej wiarygodnymi, podając niższą liczbę jako dolny zakres przypuszczalnej liczby ofiar. Nie ma to jednak nic wspólnego z obiektywną oceną historyczną.
Pomyłki czy insynuacje?
Największym niedomaganiem „Samoobrony…” jest niestety znaczące zaangażowanie polityczne autora. Prowadzi ono niekiedy do dość ciekawych błędów i przemilczeń (choćby omówionej już sprawy przeszłości Kresów). Nie zarzucam tu Stanisławowi Jastrzębskiemu kłamstwa, jednak pomyłki świadczą o przewadze jego porywczości nad sumiennością badacza.
Najciekawszym chyba przykładem tego typu postępowania jest twierdzenie o zakazaniu przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, z inspiracji nacjonalistów ukraińskich, filmu „Ogniomistrz Kaleń”. Zdaniem Jastrzębskiego stało się tak, gdyż film ten zbyt wiernie pokazywał mordy ukraińskie na Polakach. Twierdzenie to mija się jednak z prawdą, gdyż ten film kilkakrotnie miałem okazję oglądać dzięki różnym stacjom, także publicznej telewizji. Twierdzenie autora, że film jest „zakazany do dziś” nie ma więc podstaw (s. 219). Dość niezwykle brzmią za to niektóre fragmenty obrazujące nastawienie, z jakim autor tworzył swą pracę („Wielka ukraińska nacjonalistyczna fala wlewa się w granice państwa polskiego”), a także oskarżanie Związku Ukraińców w Polsce o bycie de facto agenturą UPA (s. 67). Równie ciekawie brzmią też przytaczane przez autora słowa Michałkiewicza z artykułu zamieszczonego w Naszym Dzienniku o członkach UPA jako sile napędowej „pomarańczowej rewolucji” (s. 220). Również IPN został oskarżony o bezczynność i powtarzanie sloganów propagandy ounowskiej. Brak niestety w bibliografii jakichkolwiek pozycji wydanych przez IPN czy choćby umieszczanych na jego stronie internetowej wiadomości o działaniach i konferencjach, które wyprowadziłyby autora z błędu.
„Samoobrona…” zawiera jeszcze jeden ciekawy fragment. Jest nim „Suplement do posłowia” autorstwa Jadwigi Niedzielskiej, korektorki omawianej pracy (s. 222). Jest on niczym więcej, jak wyraźnym zasugerowaniem czytelnikowi, jakich uczuć powinien doznawać po jej lekturze, i jaki pogląd wyrażać na kwestię IB i walk polsko-ukraińskich. Rzecz jasna brak tam jakiegokolwiek krytycyzmu względem książki, ale nie to było przecież inspiracją włączenia tego fragmentu do całości publikacji.
Podsumowanie
Pomimo wszystkich wyliczonych niedociągnięć, trudno jest mi jednoznacznie ocenić tę książkę. Z jednej strony zawiera dużą dawkę informacji na temat formacji dość nieznanej szerszemu gronu czytelników (acz znanej badaczom), z drugiej jednak Stanisław Jarzębski nie uniknął wielu błędów i powtarzania schematów bliskich grupom antyukraińskim i narodowym. Z całą pewnością jego praca nie jest bezstronnym opracowaniem nt. stosunków polsko-ukraińskich, nie jest też niestety dobrą monografią udziału Polaków w Istriebitielnych Batalionach (organizowano je na całej długości Kresów Wschodnich do walki m.in. z polską i litewską partyzantką), ani też historią ich działań na Kresach Południowo-Wschodnich. Z tych powodów może być tylko i wyłącznie przyczynkiem historii IB, przeznaczonym tylko dla doświadczonego badacza tego zagadnienia, zdolnego wyłapać wszystkie pomyłki.
Zredagował: Kamil Janicki