Michael Reynolds – „Stalowe Piekło: 1. Korpus Pancerny SS w Normandii” – recenzja i ocena

opublikowano: 2009-04-10 21:23
wolna licencja
poleć artykuł:
Biorąc pod uwagę ilość publikacji książkowych, artykułów, filmów fabularnych i programów publicystycznych dotyczących II wojny światowej, a w szczególności walk w Normandii w 1944 roku, można by mniemać, że w tym temacie nie da się już nic nowego powiedzieć. Nieprawda! Książka Michaela Reynoldsa udowadnia, że nadal da się rzucić nowe światło na tę kampanię. „Stalowe Piekło” to pierwsza wydana w Polsce pozycja tego byłego generała armii brytyjskiej, który sam miał możliwość (jako NATO-wski dowódca) dowodzić Niemcami.
REKLAMA
Michael Reynolds
Stalowe Piekło: 1. Korpus Pancerny SS w Normandii
cena:
42 zł
Wydawca:
Instytut Wydawniczy Erica
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
416
Format:
160x230
ISBN:
978-83-89700-61-2

Autor w 27 rozdziałach przedstawia działania niemieckiego I Korpusu Pancernego SS, w którego skład wchodziły dwie dywizje noszące imię Wodza III Rzeszy Adolfa Hitlera. Były to 1. Dywizja Pancerna SS „Leibstandarte Adolf Hitler” oraz 12. Dywizja Pancerna SS „Hitlerjugend”. Obie do dziś uważane są za elitę z najwyższej półki, jeśli chodzi o armię niemiecką, a w szczególności Waffen SS. Co ważne, poza działaniami na froncie zachodnim autor po mistrzowsku przedstawia okoliczności powstania wojsk SS: zarówno gwardii przybocznej, z której w czasie działań wojennych w Europie powstała sławna dywizja LSSAH, jak i dywizji złożonej z młodego narybku narodowego socjalizmu i wychowanków Hitlera, którzy z dumą nosili jego imię na opaskach naramiennych. Interesujące jest właśnie to, że korpus ten łączył w sobie żołnierzy, którzy stanęli po stronie Wodza jeszcze przed jego dojściem do władzy i tworzyli III Rzeszę, jak i tych którzy się już w tym państwie się wychowali.

Czytając kolejne strony książki poznajemy – choć w skrócie – dzieje powstania i rozwoju najsławniejszej dywizji SS, od jej utworzenia w roku 1923 jako gwardii przybocznej, poprzez jej walki w Polsce, Holandii, Francji, na Bałkanach, Rosji i w końcu w Normandii. Podobnie rzecz się ma z przedstawieniem dywizji – jak to określił Guido Knopp – „dzieci Hitlera”, czyli dywizji „Hitlerjugend”. Jednak nie jest to tylko suchy opis poszczególnych pułków, batalionów, ich uzbrojenia i umundurowania. Poznajemy system treningowy dywizji, tak bardzo różniący się nie tylko od reszty armii, w szczególności Wehrmachtu, ale też dalece niepojęty dla żołnierzy alianckich, którzy mieli się z tymi żołnierzami spotkać w walce. Dla aliantów był to fanatyzm – dla żołnierzy SS święty obowiązek. W niewielu książkach można znaleźć podobne opisy, próbujące odpowiedzieć na pytanie dlaczego te nieliczne siły w porównaniu z wojskami anglo-amerykańskimi tak długo stawiały zacięty opór, a ich morale nigdy nie zostało złamane.

Jednak pozycja ta nie skupia się tylko na przedstawieniu walk od strony niemieckiej. Warte uwzględnienia jest też to, że Reynolds stara się również zaprezentować aliancki system dowodzenia, sposobu prowadzenia walki, a także charakterystyki zdolności bojowej i wyszkolenia żołnierzy amerykańskich, kanadyjskich, brytyjskich i… polskich. Często nie szczędząc gorzkich słów krytyki dowódcom alianckim. Autor nie boi się przytaczać również spraw drażliwych, takich jak zbrodnie wojenne. I mowa tu nie tylko o niemieckich niegodziwościach, co autorom przychodzi zazwyczaj bardzo łatwo, ale również alianckich.

W kolejnych opisach operacji, bitew i potyczek czytelnik nie tylko poznaje ogólne wiadomości dotyczące poszczególnych wydarzeń, ale jest wprowadzany szczegóły prowadzenia wojny i podejścia do walki obu stron. Tyczy się to zarówno szczebla armii, dywizji, jaki i kompanii, ale także pojedynczych żołnierzy. Nieocenione dla poznania fenomenu prowadzenia walki przez Niemców są przytaczane opisy relacji żołnierz – dowódca w obu opisywanych dywizjach Waffen SS. Bo który z alianckich dowódców, tak jak Kurt Mayer przed pierwszą walka jednego z batalionów swojego pułku, obiecuje swoim młodym 17, 18-letnim żołnierzom, że w czasie ich pierwszej akcji dowódca będzie wśród nich na pierwszej linii?! Którego z alianckich dowódców pułków czy dywizji, jak podkreśla autor, można było zobaczyć na motocyklu z bronią w ręku, atakującego z pierwszym rzutem?

REKLAMA

Poza tymi szczegółowymi, oddającymi realia opisami, jedną z najważniejszych zalet książki i tym samym samego autora jest to, że niejednokrotnie koryguje i poprawia informacje ze wspomnień niemieckich i alianckich weteranów. Dotyczy to szczególnie opisów strat, które miał ponieść przeciwnik, zarówno w sprzęcie, jak i w ludziach. Koryguje je i naprostowuje, korzystając z oficjalnych raportów armijnych i szczegółowych zestawień strat sporządzanych przez dowódców jednostek. I tu właśnie natrafiamy na drobny mankament książki. Oczywiście na końcu każdego rozdziału znajdziemy przypisy. Średnio przepadam osobiście za taką konstrukcja, ale dobre i to! Z tym, że nie zawsze przytaczane przez autora opinię innych autorów mają odzwierciedlenie w tychże przypisach. A szkoda.

Jeżeli chodzi o pomyłki i różne nieścisłości to nie ma ich na szczęście dużo, no prawie w ogóle! Jedyne co mnie uderzyło to pewne uogólnienie. Dotyczy ono opisu współdziałającej z korpusem SS dywizji piechoty Wehrmachtu, w której mieli służyć „Polacy i Rosjanie siłą wcieleni do armii”. I zgoda… jeśli chodzi o Polaków! Co się tyczy Rosjan, to nie wiem skąd się wzięli wśród „siłą wcielonych”. Literatura anglojęzyczna dotycząca wschodnich ochotników u boku armii niemieckiej nie jest wcale mała. To, że żołnierze batalionów wschodnich nie wykazywali dużo zapału do walki przeciw Amerykanom czy Anglikom to już inna sprawa, ale nadal byli to ochotnicy. Druga nieścisłość pojawia się pod koniec rozdziału o zbrodniach wojennych (s. 143). Autor, wyrażając swoją opinię, pisze tam, że „dopóki ktoś nie zostanie żołnierzem i nie doświadczy osobiście przemocy wojny oraz wściekłości związanej ze śmiercią lub ciężkimi ranami, nie powinien oceniać takich zdarzeń. Nie ma on prawa osądzać działań tych, którzy za złe traktowanie przeciwników są odpowiedzialni”. O zgrozo! Jest to wypowiedź kontrowersyjna i mogąca prowadzić do zbyt dużych uproszczeń i pochopnych wniosków. Do jakich, chyba nie muszę sugerować! Całe szczęście, że na koniec rozdziału Reynolds wyraźnie podkreśla, że obowiązkiem każdego narodu jest ścigać i karać takowe zachowania.

Na koniec chciałbym podkreślić, iż jest to pozycja godna polecenia nie tylko historykom wojskowości. Co mnie się najbardziej podobało to fakt, że wprowadzane do tekstu postacie nie są jedynie stopniem, imieniem i nazwiskiem, ale autor podaje także parę zdań o danej osobie, co tak bardzo trudno znaleźć w innych pozycjach tego typu. Książkę czyta się naprawdę dobrze i trudno się od niej oderwać. Trzeba także zauważyć, iż jest to pozycja dla osób mających już pewne wyrobienie historyczne i co nie co wiedzących na wskazany temat. Gorąco polecam!

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Leszek Molendowski
Doktorant, absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Poza historią wojskowości zajmuje się również historią Niemiec XIX i XX wieku oraz historią Pomorza Gdańskiego. W 2008 roku obronił pracę magisterską pt: „Dzieje Gimnazjum i Liceum Ojców Jezuitów w Gdyni”, teraz przygotowuje rozprawę doktorską na temat „Dzieje zakonów męskich na Pomorzu Gdańskim w XX wieku”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone