Z moją Mamą

opublikowano: 2009-05-03 00:24
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Książka, o której chciałabym opowiedzieć raczej nie zalicza się do kręgu literatury wybitnej – zawiera bowiem mnóstwo nieścisłości i niejasności, w jej faktografii można dostrzec niewątpliwie błędy, a styl i język niekoniecznie zachwycają. Książka ta nie została nawet oficjalnie wydana. Dlaczego jest więc dla mnie wyjątkowa?
REKLAMA

Na samym początku warto zadać sobie pytanie – na czym właściwie polega praca historyka? Moim zdaniem to nie tylko gromadzenie i analizowanie faktów przeszłych. Każda osoba pretendująca do tego tytułu powinna zawsze o tym pamiętać, czuć brzemię i mieć oczy szeroko otwarte. Historia dzieje się przecież współcześnie, tu i teraz, i nie mam bynajmniej na myśli historii tyczącej faktów najnowszych. Ja doświadczyłam namacalnego dowodu jej obecności, gdy leżąc w szpitalu w oczekiwaniu na operację, zupełnie przez przypadek spostrzegłam na przegubie dziewięćdziesięciosiedmioletniej pacjentki z sąsiedniego łóżka numer wytatuowany nad nadgarstkiem – 37558, i to podczas prozaicznej sytuacji – pomagałam jej po prostu zjeść obiad. Dalsze wnioski prowadzą do rozmowy z odwiedzającą kobietę córką (wywiad bezpośredni to przecież jedna z ulubionych metod naukowych!) – musiałam przecież wytłumaczyć, że kieruje mną „zawodowa ciekawość”, a nie wścibstwo. I finał – oto mam w rękach książkę wydaną prywatnie: „Z moją Mamą – Podróż w przeszłość”.

Lucyna Gruszczyńska-Jeleńska podjęła się zadania tyle trudnego co delikatnego. Postanowiła bowiem spisać opowieść swojej matki, która w lutym 1943 roku trafiła do obozu Auschwitz. Tu pojawia się pierwszy fakt, który czyni książkę wyjątkową – oto mamy przed sobą relację osoby, którą spotkałam, z którą zamieniłam parę zdań, która w przypływie bezradności prosiła o podanie kubka z herbatą czy poprawienie poduszki, a która była świadkiem i ofiarą największej, perfekcyjnie zaplanowanej zbrodni w historii ludzkości. Jak wielu pasjonatów historii, tak i ja miałam okazję zetknąć się z wieloma publikacjami o obozie oświęcimskim, poczynając od prac naukowych na pamiętnikach kończąc. I kiedy czytałam wspomnienia Kazimiery Gruszczyńskiej (pisane ręką córki) przyszły mi na myśl słowa, którymi mogłabym właściwie zamknąć opis książki: wstrząsające zeznanie.

Pomijam wyznanie o braku nienawiści w stosunku do oprawców, to przecież jest słyszane na każdym kroku. Patrzę na niemieckiego uchodźcę, który dostaje od ledwie wyzwolonej więźniarki kromkę chleba (dobro w warunkach obozu największe), wyjaśnienie staje się niepotrzebne, ponieważ ten gest jest niemal alegorią pojednania. Takich epizodów jest na trochę ponad stu stronach bardzo wiele. Książka mimo wszystkich niedociągnięć (styl, który momentami przywodzi na myśl szkolne wypracowanie, faktografia nie zawsze spójna z „oficjalnymi” wersjami etc.) zawiera w sobie ogromny ładunek emocjonalny, jest opowieścią, po której po raz kolejny musimy powiedzieć sami sobie – to się stało!

REKLAMA

Z tego typu historii powstają komercyjne filmy z rozmachem, mamy więc konspirację i młode małżeństwo. Aresztowanie i obóz koncentracyjny. Mamy wiarę Kazimiery Gruszczyńskiej w to, że jej mąż żyje. I jeśli czytelnik od początku nie wiedziałby, że w maju 1943 został rozstrzelany pod ścianą straceń bloku 11, tak jak „główna bohaterka” czekalibyśmy na jakąkolwiek wiadomość. Kolejną rzeczą, która mnie uderzyła podczas lektury jest stała obecność religii. Było to dla mnie pewne novum w literaturze obozowej. Wiara stanowi tu metodę na przetrwanie, proroctwo wolności i zapowiedź życia. Jest wreszcie ufnością samą w sobie – prostą i bezrefleksyjną, bynajmniej nie w pejoratywnym znaczeniu tych słów. Kazimiera Gruszczyńska uciekała w modlitwę, kiedy jej los wisiał na włosku, uciekała w nią, aby wesprzeć współwięźniów, uciekała w momentach, kiedy myśli o tym, że już nie da rady zaczynały ją przytłaczać. I ta silna obecność wiary w jej życiu zaskoczyła mnie, kiedy rozmawiałam z nią w szpitalu – pamiętam, jak kilkakrotnie powtarzała, jak bardzo Bóg był dla niej łaskawy, dając jej tak szczęśliwe i piękne życie (nie wiedziałam, jak wtedy zareagować, mając przed oczyma historię z Auschwitz).

Kolejny niesamowity moment w książce to opis, kiedy w chwilę po śmierci towarzyszki pojawia się prośba ze strony niemieckiej kryminalistki o zmówienie modlitwy za zmarłych. Auschwitz miejscem wydarzeń mistycznych? Dlaczego nie? Największy sceptycyzm umyka w zderzeniu z naoczną relacją. Prawdę mówiąc, mogłabym, przywołując inne wspomnienia, chociażby „Anus mundi” Kielara, powiedzieć, że Kazimiera Gruszczyńska nie doświadczyła w oświęcimskim obozie aż tak wielu dramatycznych chwil. Jakie mam jednak prawo oceniać próg ludzkiej wytrzymałości, ja – osoba, która nie widziała zasnutego dymem z krematoriów nieba nad Birkenau? Żadne.

Na czym więc polega wyjątkowość opowieści Kazimiery Gruszczyńskiej? Wydaje mi się, że przede wszystkim na oddaniu bardzo osobistych (związanych przecież nie tylko z obozem) przeżyć, utrwaleniu ich dla rodziny i w wyniku zbiegu okoliczności ufne oddanie w ręce początkującego historyka. Osobliwość przejawia się w pokazaniu duchowości człowieka w piekle Auschwitz, którą możemy przełożyć na codzienność. Polega na wielkim wewnętrznym rozłamie, kiedy spotykamy część przeszłości w życiu teraźniejszym i stajemy przed tym samym obowiązkiem, który podjęła Lucyna Gruszczyńska-Jeleńska. I w którym zwyciężyła pisząc „Z moją Mamą – Podróż w przeszłość”.

Artykuł został nadesłany na konkurs Wygrzebane z półki. Konkurs dla miłośników książek

Zredagował: Kamil Janicki

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Agata Niegowska
Studentka historii na Uniwersytecie Jagiellońskim i ochrony dóbr kultury na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Od maja 2009 stała publicystka „Histmaga” i członek rady merytorycznej

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone