Unikat w skali światowej. O Mieście Słońca z Arturem Klinauem

opublikowano: 2009-10-15 23:07
wolna licencja
poleć artykuł:
Artur Klinau, białoruski artysta-konceptualista od kilku lat intensywnie tworzy mit Mińska jako Miasta Słońca. Inspirowany dziełem utopisty Tomasza Campanelli, przedstawia on stolicę Białorusi jako jedyną w swoim rodzaju udaną próbę stworzenia utopii społecznej. Kluczowy element projektu – „Mała Książka Podróżnicza po Mieście Słońca” – pojawił się rok temu w Polsce nakładem wydawnictwa Czarne. Tłumaczenie polskie Małgorzaty Buchalik ukazało się pod zmienioną nazwą „Mińsk. Przewodnik po Mieście Słońca”. Twórca osobiście prezentował swoje dzieło w Warszawie i Krakowie.
REKLAMA

Poniższy wywiad został przeprowadzony rok temu w Krakowie, w związku z premierą polskiej edycji książki. Z powodów niezależnych od autora nie był wcześniej publikowany.

Artur Klinau (ur. 1965) – W 1987 roku ukończył studia architektoniczne na Białoruskiej Akademii Technicznej. Od 1998 roku szef Białoruskiego Stowarzyszenia Sztuki Współczesnej, od 2001 wydawca i redaktor artystycznego magazynu „pARTisan”. Znany artysta-konceptualista, fotograf. Autor książki „Mała Książka Podróżnicza po Mieście Słońca”, w Polsce wydanej jako „Mińsk. Przewodnik po Mieście Słońca”.

Aliaksei Shota: Chciałbym zapytać o historię polskiej wersji pańskiej książki. Kto i kiedy zaproponował jej tłumaczenie?

Artur Klinau: Sytuacja jest bardzo prosta. najpierw książka ukazała się w wydawnictwie Suhrkamp w Niemczech. Niemal natychmiast po ukazaniu się wersji niemieckiej otrzymałem propozycję z Polski, gdyż wydawnictwo Czarne ściśle współpracuje z Suhrkamp – to są partnerskie oficyny. Czarne od dawna interesował pomysł wydania książki o Białorusi – akurat pojawiła się taka okazja, więc od razu zaproponowali druk polskiej wersji.

A.S.: Co może dać polskiemu czytelnikowi ta książka, czym może go zainteresować i co wyjaśnić?

A.K.: Zainteresować może tym, że, jak mi się wydaje, przekazuje dosyć specyficzny pogląd na Białoruś, na jej historię, na Miasto Słońca. Przy tym jest to pogląd podany przez autora tkwiącego wewnątrz sytuacji białoruskiej. W ciągu długiego okresu naszych dziejów mieliśmy historię kraju napisaną nie z białoruskiego punktu widzenia, a z punktu widzenia zachodniego czy wschodniego: w rosyjskiej, imperialistycznej wersji lub w jakiejkolwiek innej. Brakuje książek, w których Białorusini sami by o sobie pisali, gdzie byłby zawarty nasz własny pogląd na historię, a nie wizja transformowana przez pewne interesy, koncepcje i doktryny innych państw, przez właściwe dla nich ideologie i sytuacje.

Spróbowałem w takiej bardzo zwięzłej formie wyłożyć, po pierwsze, wiele informacji o historii naszej ziemi, podać to w formie metaforycznej, a nie naukowej. Zrobić to tak, by przekazywane były raczej nie fakty, a pewne idee, odczucie tej historii, jej atmosfera, jej makabryczność. Chodziło o przekaz nie przez fakty, a przez swoistą konstrukcję estetyczną.

Z drugiej strony chciałem też, i to jest główny temat książki, opowiedzieć o Mieście Słońca. Jest to opowieść skierowana do Polaków i szerzej – Europejczyków, jak również innych narodów, a przede wszystkim do samych Białorusinów, którzy jeszcze nie uświadamiają sobie istnienia tego unikalnego pomnika cywilizacji.

Z mojego punktu widzenia to jest absolutny unikat, niespotykana realizacja bardzo dziwnego projektu urbanistycznego. To jest nasze dziedzictwo, dorobek, fenomen, który może sprawić, że inne kraje będą mogły spoglądać na Białoruś pod trochę innym kątem. Jest taki popularny stereotyp, mówiący, że na Białorusi nic nie zostało, że to kraj pusty, że nie ma tam pięknych miejsc. W świetle tego przekonania, one były, ale zniknęły. Nie ma muzeów, warstwa kulturowa jest bardzo cienka.

REKLAMA

Ja chciałem udowodnić coś odwrotnego, że na Białorusi jest rzecz absolutnie unikatowa, coś, co być może stoi w jednym szeregu z Rzymem, Paryżem, piramidami, zabytkami starożytnej Grecji. To pomnik związany z historią Białorusi, który jest zarazem pomnikiem całej cywilizacji, wart uwagi wszystkich.

A.S.: Czy są plany tłumaczeń książki na kolejne języki? Czy otrzymał już Pan jakieś propozycje?

A.K.: Jest pragnienie wydania jej w innych językach. Nie ma póki co konkretnych propozycji. Być może będzie pewne zainteresowanie w krajach Skandynawii, możliwe, że ukaże się wersja w języku szwedzkim. Ale to etap ogólnych planów.

Oczywiście, bardzo bym chciał, żeby ta książka ukazała się po francusku. Jeżeli dla Niemców Białoruś to już nie jest pusty dźwięk, przynajmniej pewna część społeczeństwa niemieckiego z czymś ją kojarzy, to dla Francuzów jest to absolutnie czysta karta, kraj, którego jeszcze nie odkryli. Ukazanie się książki w języku francuskim pomogłoby zmienić tę sytuację. Jasne, że chciałbym, aby zrealizowano także przekłady na inne języki, ale te wymienione są na pierwszym miejscu.

A.S: Podczas prezentacji książki usłyszeliśmy, że wersje niemiecka, białoruska i polska czymś się różnią. Jedne zawierają pewne dodatkowe rozdziały, inne nie. Dlaczego tak jest i co to za rozdziały?

A.K.: W niemieckiej i polskiej wersji jest taka część – epilog, który, według mnie, nic do tekstu książki nie wnosi. To raczej taki sztuczny dodatek, ale pojawił się na prośbę niemieckiego wydawcy, by powiązać tekst z dniem dzisiejszym. To jest raczej koniunkturalny zabieg, bo książka ma bardzo konkretny okres czasu narracji: kończy się śmiercią Krainy Szczęścia, a dzień dzisiejszy jest tu przyciągnięty sztucznie. W wersji białoruskiej tego epilogu nie ma. Uważam, że jest zbyteczny.

A.S.: Można powiedzieć, że Pan ma pewien projekt tematyczny związany z Miastem Słońca. Składa się z albumu fotografii, wystawy tychże zdjęć, omawianej dzisiaj na spotkaniu książki, a także osobnych artykułów na temat architektury w czasopismie „pARTisan”. Jak Pan zamierza kontynuować ten projekt, jeżeli w ogóle ma Pan taki zamiar?

A.K.: Na pewno mam taki zamiar, bo trzecia, ostatnia faza projektu nie jest jeszcze zrealizowana. Póki co to jest mit, który już zaczął żyć własnym życiem, ma swój własny „drive”, ale w środowisku intelektualistów, inteligencji. A mit tak naprawdę zyskuje moc, gdy istnieje w świadomości wielu, w świadomości masowej. Zadziała wtedy, gdy przeistoczy się w mit masowy, gdy będzie go świadome całe społeczeństwo, gdy człowiek mieszkający na Sierabrancy czy Puszkina będzie wiedział, że mieszka w Mieście Słońca. Nawet jeśli Sierabranka i Czyżowka nie znajdują się na terytorium Miasta Słońca. Wtedy można będzie powiedzieć, że ta część projektu została zrealizowana.

REKLAMA
Fotografia Artura Klinaua zaprezentowana na wystawie Miasto Słońca w Galerii Zoya w Warszawie w 2008 roku.

A.S.: Wspomina Pan o tym, że Mińsk nie ma mitu miasta. A jakie białoruskie miasta taki mit posiadają?

A.K.: Więcej mitów mają te miasta, które za sobą mają literaturę. To oczywiste. Miasta, które mają swoje własne teksty. Wydaje mi się, że takim miastem jest Witebsk. Witebsk ma teksty. I to nie gra żadnej roli, że te teksty to w większym stopniu sztuka – mit Witebska to Szagal, Malewicz. Witebsk jako jedna z forpoczt nowej sztuki – to coś poważnego. I Grodno, królewskie miasto, ma tak bogatą historię, że te teksty tam po prostu muszą być. Hmm... co jeszcze?

A.S.: Połock?

A.K.: Oczywiście! Bez wątpienia. Co do Witebska, to my jego mit może nawet mniej sobie uświadamiamy niż obcokrajowcy. Bo dla nich Witebsk to oczywiście nie Mekka, ale jednak bardzo ważny ośrodek nowego malarstwa początku XX wieku.

A.S.: Już wspominałem o czasopismie „pARTisan”, którego jest Pan redaktorem i wydawcą. Jak zauważyłem, pojawiają się tam teksty polskie albo związane z Polską: można powiedzieć, że to osobna rubryka – „polski pARTisan”. Z czym to się wiąże? Dlaczego jest to polski partisan, a nie, na przykład, niemiecki?

A.K.: Jest to związane z tym, że po prostu mamy dobre stosunki z naszymi polskimi partnerami. Współpracujemy z warszawskim czasopismem „Obieg”. Po drugie, to jest jasne, decyduje bliskość historyczna, pewne sentymenty; powiązania historyczne istniały od zawsze i my musimy je podtrzymywać.

Ale „niemiecki pARTisan” też już się pojawił. Od teraz prawie w każdym numerze będziemy umieszczali materiały poświęcone kulturze niemieckiej. W numerze siódmym daliśmy kilka. Tak więc będą i niemiecki, i polski „pARTisan”.

A.S.: Mówił Pan o tym, że Miasto Słońca jest zagrożone chociażby przez wznoszenie wieżowca w samym jego centrum, ale także, ogólniej rzecz biorąc, przez ludzi, którzy nie rozumieją go, a chcą zarobić poprzez inwestycje w budownictwo. A czy nie jest tak, że Miasto Słońca już dziś nie instnieje? Bo jeżeli jest to uosobienie utopii, to do istnienia potrzebuje ludzkiej wiary. Dziś już nikt nie wierzy w utopię komunistyczną. Czy więc nie zostały nam tylko dekoracje, ruiny?

Fotografia z wystawy prac Klinaua w Czułym barbarzyńcy w Warszawie (ul. Dobra 31), zorganizowanej w maju 2009 roku.

A.K.: Tak, zgadzam się. Wiary już nie ma, ale dekoracje przecież zostały, cała ta szykowna scenografia. Oczywiście, jako projekt społeczny Miasto Słońca już umarło. Ale jako projekt estetyczny póki co istnieje. Jest jednak wielkie niebezpieczeństwo tego, że wkrótce zniknie pod naciskiem barbarzyńców.

REKLAMA

Trzeba dodać jeden bardzo ważny aspekt dotyczący tego projektu wybudowania wieżowca na Placu Październikowym. Nie wiem, dlaczego mieszkańcy Mińska i wszyscy ci, którym nie jest obojętne, co się dzieje z miastem, jeszcze sobie tego nie uświadomili. Po pierwsze, ten projekt niszczy Stare Miasto, czyli Górne Miasto. Bo ten wieżowiec powstanie przez drogę od domu Wańkowicza, dosłownie kilka metrów od niego. Powstanie nie na granicy Starego Miasta, a w najwyższym jego punkcie. I te wszystkie ratusze, kościoły, stare uliczki – nad nimi po prostu będzie górował ten moloch, ten potwór. To w pierwszej kolejności zabija Stare Miasto.

Dlaczego tak ważne jest, by ten projekt nie został zrealizowany? Bo to jest właśnie to miejsce, gdzie się znajduje serce miasta. Jak w legendach – by zabić wampira, trzeba wbić mu kołek w serce. Nie chcę mówić, że Miasto Słońca to wampir i wilkołak, ale oni wbijają kołek w to jedyne miejsce, w którym mogą zabić od razu dwa miasta. Dlatego to jest absolutna katastrofa i jeżeli jest jeszcze szansa do niej nie dopuścić, to trzeba to zrobić.

A.S.: Jak można uratować Stary Mińsk i Miasto Słońca?

A.K.: Trzeba aktywizować społeczeństwo, wywołać falę protestów, rozpocząć pewną dyskusję. To jest możliwe, nie tak dawno istniał projekt zbudowania kasyna na ulicy Marksa i oburzenie społeczeństwa uratowało tę część miasta, projekt będze zrealizowany w innej formie. Tu nasze milczenie będzie przyzwoleniem, a głos – sprzeciwem.

A.S.: A gdyby tworzony przez Pana mit wszedł do świadomości mas, czy to by pomogło?

A.K.: Oczywiście, bez wątpienia by pomogło! Po prostu ludzie, którzy uczestniczą w tych projektach, którzy podpisują niezbędne papiery, nie rozumieją, co to za Miasto, co to za pomnik, jak jest unikalny, jak ważny nie tylko dla Białorusinów, ale i dla całej kultury światowej. Nie znają jego wartości. Dla nich to po prostu jakieś budynki, nic więcej. A jeżeli to tylko budynki, to można z nimi robić co tylko się zechce.

Ostatni numer czasopisma współczesnej kultury białoruskiej „pARTisan” znów był poświęcony Miastu Słońca. Unikalna kompozycja socjalistycznego Mińska wciąż jest zagrożona.

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Aliaksei Shota
Student politologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, Białorusin, dziennikarz i aktywista NGO (m.in. „krytyk” filmowy serwisu www.t-styl.info

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone