Bernard Nowaczyk – „Masada 66-73” – recenzja i ocena
Twórczość autora „Masady 66-73” nie jest mi bliżej znana. Po raz pierwszy usłyszałem o nim przy okazji premiery książki „Powstanie Spartakusa 73-71 p.n.e.” w 2008 roku. Później Bernard Nowaczyk wydał również pracę zatytułowaną „Kartagina 149-146 p.n.e.”. Obie, podobnie jak „Masada 66-73”, ukazały się w znanej serii „Historyczne Bitwy” Bellony. Dziwić może fakt, że w przeciągu niespełna dwóch lat autor przygotował do wydania aż trzy książki, co z jednej strony może świadczyć o jego niezwykłym talencie pisarskim, z drugiej jednak – budzić wątpliwości, czy czasem nie mamy do czynienia z niezbyt poważnym potraktowaniu tak badanych zagadnień, jak i, co gorsze, czytelników.
Recenzowana książka liczy sobie 256 stron. Kiedy ujrzałem ją na półce w księgarni, zdziwiłem się nieco i pomyślałem: „gdzie autor znalazł tyle materiałów, aby na temat oblężenia Masady napisać tak obszerną pracę?” Moje wątpliwości zostały rozwiane po przeczytaniu spisu treści. Nowaczyk postanowił bowiem wywieść genezę wojny rzymsko-żydowskiej od... Mojżesza. Pomyliłem się zatem i to znacząco! Przy takiej perspektywie materiałów jest w bród. Inna kwestia, czy jest to podejście właściwe.
Książka składa się ze wstępu, dziesięciu rozdziałów (o ile można je tak nazwać, gdyż autor nie czyni rozróżnienia na „rozdziały” i nie podaje ich numeracji, choć nie uważam tego za błąd) oraz zakończenia. Na końcu zamieszczono aneks ze zwięzłymi biogramami najważniejszych postaci, a także wykaz bibliografii, spis ilustracji i mapy.
Wady, błędy, uchybienia....
Pierwszym mankamentem książki jest samo sformułowanie tytułu. Czytelnik, który sięga po pracę zatytułowaną „Masada 66-73” wnioskuje (skądinąd słusznie), że znajdzie w niej szczegółowy opis oblężenia żydowskiej twierdzy. Oczywiście, dopuszczalne, a nawet wskazane (bo ułatwia czytelnikowi zrozumienie kontekstu), wydaję się być krótkie przedstawienie przyczyn opisywanych wydarzeń. Ale powinny zostać zachowane należyte proporcje, a niestety nie zostały. Tytuł „Masada 66-73” jest nieścisły także z tego względu, że oblężenie Masady miało miejsce w roku 73. Jeśli już wspomniane cezury czasowe miałyby zostać zachowane to tytuł powinien brzmieć: „Wojna rzymsko-żydowska 66-73” (albo wręcz: „Wojna rzymsko-żydowska 66-73 w świetle relacji Józefa Flawiusza”). Opisowi samej Masady oraz oblężeniu twierdzy autor poświęcił jedynie 17 stron! Czyżby więc sformułowanie takiego, a nie innego tytułu było przemyślanym chwytem marketingowym? Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że pod tytułem dotyczącym słabo opracowanego tematu (przynajmniej w języku polskim) kryje się opis nie tylko całej wojny, ale i rys historyczny narodu żydowskiego – rzec by się mogło – ab creatione mundi? Z pewnością taki tytuł przyciągnie czytelników, choć przypuszczam, że przynajmniej część z nich już po przeczytaniu spisu treści może poczuć się zawiedziona.
Zostawmy kwestię tytułu i przejdźmy do wstępu, w którym autor konstruuje dosyć wątpliwe tezy. Już w drugim akapicie pisze: Powszechnie przyjęło się (...) traktować naród żydowski jako nie mający walecznej tradycji (s. 7). Nasuwa mi się na myśl pytanie: czy autor sformułował swe twierdzenie na jakiejś konkretnej podstawie, czy potrafi podeprzeć je rzetelnymi argumentami, czy też... są to jego osobiste odczucia. Zadaniem autora winno być przynajmniej umieszczenie właściwego przypisu. Zdanie Nowaczyka kłóci się z jego późniejszymi twierdzeniami, skoro już na następnej stronie czytamy: Historia narodu żydowskiego to ciągłe walki ze wszystkimi sąsiadami (s. 8). Jasny przykład niekonsekwencji autora. Kolejnym błędem jest, moim zdaniem, szczegółowe omawianie kwestii religijnych w książce poświęconej zagadnieniom wojskowym (oczywiste jest, że autor wspomina np. o różnicach religijnych obu stron konfliktu, ale po co rozwijać ten wątek?). Przed przejściem do omawiania kolejnych rozdziałów zatrzymam się na chwilę na krótkim wykazie bibliografii zamieszczonym w końcowej części wstępu (temat ten w sposób bardziej szczegółowy poruszę później). Otóż autor napisał, że korzystał z portali internetowych: choć ze względu na swoistą anonimowość osób umieszczających tam swoje hasła lub notki istnieje niebezpieczeństwo popełnienia błędu (s. 10). W powyższym zdaniu Pan Nowaczyk niemalże sam przyznaje się do uchybień w książce, co automatycznie sprawia, że jej wartość merytoryczna maleje. Nurtować może nas kilka pytań: czy autor korzystając ze stron internetowych nie zweryfikował treści zamieszczonych na nich artykułów z książkami stricte naukowymi? Czy korzystał z nich w sposób bezkrytyczny? Skoro autor tłumaczy się, że być może popełnił błąd, wynika że nie dochował zasad pełnej rzetelności badawczej.
66-73? Skądże by znowu!
W pierwszym rozdziale czytelnik ma okazję zapoznać się z zasadniczo całą, zwięźle przedstawioną historią Izraela. Taki zabieg wymaga od autora gruntownego oczytania w szerokim temacie. Tymczasem Nowaczyk korzysta jedynie z dzieła Flawiusza „Dzieje dawnego Izraela”, traktującego o mitycznych wydarzeniach i bazującego przede wszystkim na Piśmie Świętym. Pomija za to literaturę przedmiotu, która w sposób przekrojowy opisuje historię Izraela, w tym np. pracę Michaela Granta „Dawne dzieje Izraela” (wyd. PIW, Warszawa 1991). Autor korzysta zamiast tego z wielu portali internetowych. Nie jest moim celem weryfikacja informacji w nich zawartych, choć przyznam, że odwoływanie się do stron internetowych w pierwszej kolejności (kosztem drukowanych prac uznanych historyków dostępnych w bibliotekach) nie najlepiej świadczy o poziomie warsztatu naukowego autora.
Należy zwrócić uwagę na fakt, że w książce „Masada 66-73” daje się zauważyć swobodne (moim zdaniem zbyt swobodne) operowanie datami dotyczącymi historii Izraela. Ustalenie precyzyjnej chronologii (tym bardziej, jeśli opieramy się na Piśmie Świętym) jest zadaniem niezwykle ciężkim, stąd wiele kontrowersji w tym temacie.
Niech Herod smaży się w piekle... i o innych wątpliwych fragmentach
Wśród licznych uchybień autora spotykamy m.in.: wspominanie o Królestwie Judy (s. 14), po czym na następnej stronie stosowanie innej, błędnej terminologii – nazwy Królestwo Judei (Judea to kraina historyczno-geograficzna); pisanie o ludach pochodzenia izraelskiego (s. 17); wysuwanie tez, że Macedonia stała się nową siłą polityczną i militarną już w VI wieku p.n.e. (s. 17) oraz brak ujednolicenia form osobistych dygresji podawanych w nawiasie.
Na kilku stronach Pan Nowaczyk rozpisuje się o Herodzie Wielkim (s. 28-33). Jego źródłem są „Dawne dzieje Izraela” Flawiusza. Dziwi fakt, że autor nie dotarł do żadnej biografii Heroda, tym bardziej że np. książka „Herod Wielki” autorstwa Michaela Granta jest powszechnie dostępna w naszym kraju (wyd. Cyklady, Warszawa 2000). Swoją tezę: Ale nawet jeśli rzeź niewiniątek nie została historycznie potwierdzona, to i tak ten władca zasłużył swoim postępowaniem na wieczne potępienie autor oparł chyba jedynie na „wiarygodnym” źródle, jakim jest Pismo Święte i własnych domysłach. Nie wiem czy jest to wynik głębokiej niewiedzy, czy też głębokiej wiary (choć przecież jedno i drugie nie musi iść ze sobą w parze!). Uważam, że jeżeli Pan Nowaczyk postanowił przybliżyć czytelnikowi okres panowania Heroda nie powinien pomijać zupełnie jego zasług i dokonań, a było ich naprawdę sporo.
W podrozdziale „Kierunki i sekty w religii mojżeszowej” autor w niezręczny sposób operuje różnymi pojęciami. Skoro w tytule nazwał poszczególne stronnictwa polityczne-religijne mianem sekt, to po cóż w dalszej części zupełnie bezpodstawnie dywaguje na temat ich właściwego nazewnictwa? Dopiski w nawiasie typu: czy sektę, choć raczej chyba nie (s. 37) nie ułatwiają czytelnikowi rozróżnienia podstawowych pojęć. Mam zresztą nieodparte wrażenie, że miejscami autor jest nieobiektywny. Raz przyznaje rację chrześcijanom, raz Żydom, często kosztem Palestyńczyków, wspominając o ich dzisiejszych metodach terrorystycznych. Czemu wszelako Pan Nowaczyk nie zająknął się o ich żydowskich odpowiednikach?
Już samo sformułowanie tematu kolejnego podrozdziału: „Rządy prokuratorów rzymskich” jest niepoprawne. W Judei rządy sprawowali bowiem zarówno prokuratorzy, jak się i prefekci. Ponownie, jak w przypadku króla Heroda, przy omawianiu okresu piastowania urzędu przez Piłata, autor nie powołuje się na żadną z jego biografii. W języku polskim ukazała się pionierska praca Jerzego Ciecieląga „Poncjusz Piłat. Prefekt Judei” (wyd. Enigma Press, Kraków-Mogilany 2003). Czytamy w niej, że: w latach 6-41 po Chr. namiestnicy Judei nosili tytuł prefekta, zaś w latach 44-66 po Chr. tytuł prokuratora (s. 16). Należy podkreślić, że autor „Masady 66-73” korzysta jedynie z dzieła Flawiusza „Dawne dzieje Izraela”, używającego na określenie stanowiska pełnionego przez Piłata aż trzech terminów: procurator, praefectus i praeses. Z kolei zdaniem Ciecieląga sprawę właściwej nomenklatury definitywnie rozstrzyga inskrypcja znaleziona w Cezarei Nadmorskiej.
Podczas wskazywania przyczyn złożenia urzędu prefekta przez Piłata autor wskazuje na fakt, że między Samarytanami a Żydami istnieją różnice religijne, po czym zaznacza, że nie będzie wchodził w aspekty teologiczne (s. 41-42). Jest zatem niekonsekwentny, skoro wcześniej sporo pisał na tematy religijne. Na stronie 47 i 48 autor wspomina o nurcie apokaliptycznym w apokryfach żydowskich, w tym o Księdze Daniela, po czym zupełnie niepotrzebnie, jak sądzę, przytacza tekst Apokalipsy św. Jana (powstała w II w. n.e., jest to święta księga chrześcijan a nie Żydów, na co, paradoksalnie, zwrócił uwagę sam autor).
Zbroja składająca się z kolczugi
Skoro Pan Nowaczyk zdecydował się na opisanie kwestii wojskowych, wypada wymagać od niego orientacji w fachowym nazewnictwie. Niestety, również na tym polu autor popełnił sporo błędów. Dziwi fakt, że autor nie wykorzystał jednej z wartościowszych, moim zdaniem, książek dotyczących armii rzymskiej autorstwa Johna Warry’go „Armie świata antycznego” (wyd. 69, Warszawa 1993).
Przy wspomnieniu oddziału jazdy liczącego 120 ludzi nie użyto określenia „ala” (s. 53), choć w przypadku piechoty wspomniano o „kohortach”. Autor pisze, że podstawowym elementem uzbrojenia ochronnego była „zbroja składająca się z kolczugi” (s. 56). Określenie to jest nieprecyzyjne. Kolczuga to rodzaj pancerza, dlatego też pancerz nie może składać się z kolczugi (stąd np. inne określenie kolczugi to pancerz kolczy). Autor powinien nazwać wspomniany element uzbrojenia ochronnego używając terminologii łacińskiej (lorica hamata), skoro na następnej stronie oszczep rzymski nazywa mianem pilum (s. 57). Innym elementem ochronnym uzbrojenia legionisty rzymskiego był hełm. Autor wspomina, że w I w. n.e. jednym z głównych typów hełmu był Montefortino. Owszem używano go, ale od czasu reform przeprowadzonych przez Mariusza, coraz częściej zastępowano hełmem typu galijskiego. Autor wspomina o tzw. hełmie galijskim, ale nie pisze nic na temat jego różnych odmian. Zaznacza natomiast, że stopniowo z użycia wychodziły tarcze typu scutum. Nie jest to do końca prawda. Według Pana Nowaczyka długość pilum wynosiła 2 – 2,5 m (drzewce 1-1,5 m + grot 1 m). W rzeczywistości każdy legionista miał na wyposażeniu dwa rodzaje oszczepów bojowych – cięższy i lżejszy. Tylko w przypadku tego pierwszego jego długość całkowita mieściła się w przedziale podanym przez autora (2,1 m, choć nie wydaję mi się, aby długość żeleźca osadzonego na specjalnej tulei wynosiła aż metr), podczas gdy drugi był o wiele krótszy (1,2 m). Spotykamy również twierdzenie, że łuki do uzbrojenia wprowadził dopiero cesarz Klaudiusz (s. 58), podczas gdy do legionu formacja łuczników została włączona już za Augusta. Dalej czytamy, że rzymski miecz (gladius) służył do zadawania cięć i kłuć. Praktyka bitewna wielokrotnie pokazywała jednak, że do pchnięć równie dobrze nadawał się sztylet (pugio), obecny na wyposażeniu każdego legionisty od czasu reform Mariusza. O tym istotnym rodzaju broni zaczepnej Nowaczyk już nie wspomina. Opisuje za to machiny miotające (s. 61), choć nie korzysta z dzieła Marka Witruwiusza „De architectura libri decem” (tłum. Kazimierz Kumaniecki, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2004), w którym rzymski architekt pozostawił nam wyczerpujący ich opis.
W sposób bardzo pobieżny autor omówił też sposoby walki armii rzymskiej (s. 68-69). Wspomniał przy tym, że podczas obrony legion ustawiał się w dwie linie, choć nie zaznaczył, że stosowano również kilka innych szyków defensywnych: w jedną linię, czworobok lub okrąg.
W kolejnym rozdziale, „Początek powstania (wojny żydowskiej). Organizacja armii powstańczej”, autor wspomina o stronnictwie sykariuszy, których główną bronią były w rzeczywistości krótkie sztylety (sica), a nie miecze (s. 71). Po przejściu do omówienia konkretnych działań zbrojnych po raz kolejny w wyczerpujący sposób zacytowano „Wojnę żydowską” Flawiusza. Pan Nowaczyk pisze m.in. o „helepolach” jako machinach oblężniczych. Z kolei w dalszej części pracy nazwał je wieżami oblężniczymi, wbrew sugestiom historyka żydowskiego. Pisze również, że pociski kamienne wyrzucane z balisty ważyły od 68 kg do 21 kg (s. 148). Raczej powinno być odwrotnie, tzn. z zachowaniem tendencji rosnącej: od 21 kg do 68 kg.
Jeszcze kilka uwag...
Po chwili zarzuca Flawiuszowi „lizusostwo” (przypis s. 149). Użyte określenie narusza zasady dobrego smaku; wydaję mi się, że nie powinno się go używać w książce na poważny temat historyczny. Podczas opisu oblężenia murów Jerozolimy wspomina, że Tytus po odniesieniu sukcesu postanowił zorganizować widowisko, „coś w rodzaju rewii” (s. 155). Jak sądzę, lepszym określeniem byłaby „defilada”, której celem jest, jak to słusznie ujął Pan Nowaczyk, pokazanie potęgi wojska. Podczas lektury książki z rytmu czytania wytrącają częste dociekania i dygresje autora. W wielu przypadkach świadczą one o jego niezdecydowaniu, skoro czytamy: O skali głodu świadczy zeznanie (opowieść?) zbiegłego (złapanego uciekiniera z miasta?) byłego urzędnika miejskiego w Jerozolimie, Manneusza (s. 168). Tego rodzaju spekulacje wydają się być zbędne a już na pewno obniżają walory estetyczne książki.
W rozdziale „Upadek Jerozolimy” autor zarzuca Flawiuszowi niesprawiedliwość w stosunku do swych pobratymców. W przypisie na s. 174 pisze: Jak można być tak niesprawiedliwym wobec tych, którzy jeszcze niedawno byli współtowarzyszami walki o wolność? Takie jednak były dla Flawiusza warunki powodzenia i życia w swobodzie. Niezrozumiały jest dla mnie fakt, iż Pan Nowaczyk, zamiast starać się być bezstronnym, występuje tu w roli osoby prawiącej morały (i to nie byle komu!). Czasami autor o coś pyta... a po chwili sam sobie odpowiada (przypis s. 176). Pojawiają się też irytujące błędy stylistyczne. Na końcu rozdziału czytamy natomiast, że od czasów zdobycia Jerozolimy przez Dawida do jej upadku w 70 r. n.e. minęło 1177 lat (s. 191), podczas gdy w rzeczywistości – 1073. Dawid zdobył przecież Jerozolimę w 1003 r. p.n.e., natomiast Tytus w 70 r. n.e.
W zakończeniu czytamy, że wojna rzymsko-żydowska nie wniosła nic nowego do sztuki wojennej (s. 222), choć powszechnie uważa się, że w wyniku doświadczeń z niej wyniesionych Rzymianie znacznie ulepszyli technikę oblężniczą. Kilka stron później spotykamy zresztą stwierdzenie, że podczas walki o twierdzę Masada Rzymianie zostali zmuszeni do stosowania nowych rozwiązań (s. 225). Jako przyczyny unikania otwartej walki w polu przez powstańców autor podaje brak umiejętności walki w szyku i brak jazdy (s. 225), nie wspominając nic o różnicach w uzbrojeniu. Kilka zdań później czytamy, że Żydzi walczyli jednak w polu, i co dyskusyjne, mieli przewagę liczebną nad Rzymianami (s. 225). Autor nie ustrzegł się licznych powtórzeń. Pisze również, że świątynię jerozolimską zburzono ze względów religijnych (s. 226), po czym wnioskuje, że był to: pierwszy krok na drodze do antysemityzmu. Pan Nowaczyk myli tym samym pojęcie antysemityzmu z antyjudaizmem, skoro, jak zauważył, powodem prześladowań była odmienność religijna a nie pochodzenie etniczne.
Na koniec napisano, że w 1948 roku utworzono państwo Izrael, mające zbliżone granice do tych historycznych (s. 232). Jest to porównanie zdecydowanie na wyrost. Chyba jednak autor nie przeczytał z należytą uwagą Pisma Świętego...
I dwa słowa o bibliografii
Bibliografia zawiera 48 pozycji, z czego część stanowią pozycje encyklopedyczne w rodzaju: „Encyklopedia Gazety Wyborczej”, „Encyklopedia historii świata dla całej rodziny” lub „Encyklopedia szkolna. Historia”. Brak przynajmniej kilku podstawowych pozycji źródłowych (o dziele Witruwiusza wspomniałem wcześniej). Część prac zamieszczonych w bibliografii zawiera wiele przestarzałych wiadomości w stosunku do aktualnego stanu badań. Jak wspomniano, autor skorzystał z licznych stron internetowych o dyskusyjnej wartości oraz z ogólnych podręczników, m.in. tego najbardziej znanego, autorstwa Marii Jaczynowskiej, Józefa Wolskiego i Tadeusza Zielińskiego. Osobiście niezrozumiały jest dla mnie fakt wykorzystania niepowiązanych tematycznie prac Janusza Sikorskiego „Kanny 216 r. p.n.e.” oraz Pawła Rochali „Imperium u progu zagłady, Najazd Cymbrów i Teutonów”. Wydaję się, że skorzystano z nich tylko po to, aby zwiększyć liczbę książek w wykazie bibliografii. Ostrożnie podchodziłbym również do treści zaczerpniętych z publikacji radzieckich badaczy: E. Razina „Historia sztuki wojennej” i N. A. Maszkina „Historia starożytnego Rzymu” z wiadomych, jak sądzę, względów.
W przypisach autor najczęściej umieszcza odnośniki do prac Józefa Flawiusza (nie będzie przesadą stwierdzenie, że cytaty z jego dzieł zajmują 1/3 objętości książki) oraz biografii historyka żydowskiego autorstwa Mirelle Hadas-Lebel: „Józef Flawiusz. Żyd Rzymski”.
A na sam koniec: pozytywy!
Mimo wielu błędów natury merytorycznej, jakich nie ustrzegł się autor „Masady 66-73”, recenzowana książka posiada również dobre strony, choć od razu przyznam, że jest ich niewiele. Plusem jest niewątpliwie fakt, że Nowaczyk stara się w możliwie jak najbardziej przystępny sposób wyjaśniać, częstokroć zawiłe, wypowiedzi Flawiusza. Jednakże, jak wspomniałem wcześniej, podstawowym błędem autora jest niekonsekwencja. Często powołuje się on na dzieła historyka żydowskiego w sposób bezkrytyczny, po czym... kwestionuje wiarygodność zaczerpniętych z nich informacji. Nierzadko sam ocenia zachowania obu stron, w tym np. głównodowodzącego armii rzymskiej, przyszłego cesarza Tytusa, który wdał się z Żydami w osobistą walkę pod Jerozolimą (s. 130). Słusznie wskazuje, że Flawiusz jest stronniczy w wielu miejscach, np. wówczas, kiedy wprost nazywa powstańców „awanturnikami” (s. 132). Autor zastanawia się również czy historyk żydowski w sposób przemyślany wprowadza czytelnika w błąd, czy też zawinił tłumacz jego dzieła. Na uznanie zasługuje spostrzegawczość autora oraz wyciąganie wniosków np. z cytatu o mowie wygłoszonej przez Tytusa dotyczącej jedynego Boga (przypis s. 173). Autor nie boi się stawiać odważnych tez oraz pytań, choć często, jak już zaznaczono wcześniej, nie podpiera ich żadnymi sensownymi argumentami.
Mimo niewielkiej ilości map (wydawca umieścił w książce cztery mapy, w tym mapę-plan oblężonej Jerozolimy) nie można powiedzieć, że opracowanie graficzne publikacji kuleje. Zamieszczone w niej ilustracje (rekonstrukcje, dzisiejsze fotografie, plan sytuacyjny z 73 r., grafiki przedstawiające uzbrojenie legionistów oraz niektóre rodzaje machin miotających), a także ciekawy projekt okładki (co jest jedną z najmocniejszych stron tej serii), zdają się choć w części neutralizować niski poziom merytoryczny treści książki.
Podsumowanie
Jednym z głównych zamierzeń popularnonaukowej serii „Historyczne bitwy” jest rozpowszechnianie wiedzy wojskowej wśród szerokiego grona czytelników. Autorzy książek przedstawiają zazwyczaj nie tylko bezpośrednie przyczyny kampanii wojennych, a ściślej, konkretnych bitew, lecz również szerokie tło historyczne państw biorących udział w danym konflikcie. Wydaję się, że takie podejście do całego problemu jest korzystne, a nawet zalecane, z punktu widzenia czytelnika niezaznajomionego w dostatecznym stopniu z tematem. Jednakże zachowane powinny być podstawowe proporcje, tj. tło historyczne ma jedynie „nakierować” czytelnika i jednocześnie uzmysłowić mu powagę i znaczenie danej bitwy, nie zaś przedstawić mu całą panoramę dziejową dyskutowanego okresu historycznego. W pracy „Masada 66-73” autor zbyt szeroko omówił zagadnienia historyczno-religijne, a niezwykle mało miejsca poświecił na sam opis oblężenia Masady. Książki z serii o wymownym tytule „Historyczne bitwy” winny traktować przede wszystkim o kwestiach wojskowych, a inne zagadnienia należałoby przesunąć na plan dalszy. Pan Nowaczyk nie zdecydował się na taki zabieg.
Zważając na fakt, że w swej pracy Pan Nowaczyk dokonał właściwie streszczenia historii Izraela, można stwierdzić, że zabieg ten może stać się zalążkiem wielu nieprzyjemności, na które natkną się czytelnicy tej książki. Ci bowiem, ze względu na sam tytuł, co po raz kolejny podkreślam, oczekują wnikliwego opisu danej batalii (na temat której autor pisze dopiero w ostatnim rozdziale). Nie moim zadaniem jest podważanie autorytetu autora, bronię tu jednak interesów czytelnika, który zawieść się może w swych oczekiwaniach.
Styl pisarski Pana Nowaczyka jest czasami lekki i przyjemny, innymi razy niezrozumiały i pozostawiający wiele do życzenia. Mnogość tematów, na jakie próbował pisać autor sprawiła, że nie poradził on sobie z celami, jakie sobie postawił.
Najważniejszą zaletą książki „Masada 66-73” jest... przystępna cena. Z pewnością publikacja ta dotrze do osób nieco mniej zaznajomionych ze starożytną historią wojskowości. Z kolei bardziej wymagającym czytelnikom doradzam przy lekturze omawianej pozycji wesprzeć się innymi, fachowymi pracami.
Moim celem nie było dyskredytowanie recenzowanej książki. Jeżeli nie uzyska ona poklasku wśród grona zawodowych historyków, to z pewnością znajdzie się na półce niejednego kolekcjonera tej serii. Fakt, iż autor nie ustrzegł się wielu uchybień, nie oznacza, że należy zarzucić lekturę jego książki. Błędy, jakie znajdziemy w tej publikacji zostały przecież powielone przez wielu innych autorów książek z tej serii, z grona których nie wszyscy są nawet zawodowymi historykami, a jedynie pasjonatami tej dziedziny nauki. Ostateczna ocena „Masady 66-73” będzie więc zależeć od konkretnego czytelnika i jego wymagań. Moje wymagania nie zostały niestety zaspokojone.
Zredagował: Kamil Janicki