Pochówki wawelskie
Wawel to wapienna skała sięgająca około 228 m n.p.m., która dzięki korzystnemu położeniu geograficznemu była zasiedlana jeszcze przed powstaniem polskiej państwowości, a prawdopodobnie stała się także jednym z centrów administracyjnych regionu. Być może znajdował się tam gród stołeczny plemienia Wiślan, który w II połowie IX wieku został prawdopodobnie włączony do Państwa Wielkomorawskiego, a następnie stał się częścią Czech. Około roku 990, po wojnie Mieszka I z Czechami, wawelski gród został zdobyty i włączony do Polski, stając się szybko jedną z najważniejszych siedzib władców kraju.
Wawel siedziba władców
Gdy w roku 1041 Kazimierz Odnowiciel wrócił do kraju, Gniezno było zrujnowane po najeździe czeskiego księcia Brzetysława, a Kraków wraz ze wzgórzem stał się głównym miejscem przebywania królów i książąt polskich. W sposób symboliczny to jednak nadal Gniezno pełniło rolę grodu stołecznego. Wyrazem tego była koronacja królewska Bolesława Szczodrego z 25 grudnia 1076 roku. Mimo to w okresie rozbicia dzielnicowego Kraków stał się najważniejszym ośrodkiem państwa, którego zdobycie wiązane było z przejęciem władzy zwierzchniej. Tym niemniej dwie polskie koronacje – Przemysła II i Wacława II – odbyły się w Gnieźnie na nowo łącząc monarchię z dawnym stołecznym grodem.
Dopiero w 1320 roku, wraz z koronacją Władysława Łokietka, Kraków i Wawel złączyły się z osobami monarchów. Co prawda sama koronacja na Wawelu budziła pewne kontrowersje prawne (na forum międzynarodowym uważano Łokietka za władcę Krakowa, nadal uważając Gniezno za miejsce koronacji, tytuł króla polskiego pozostawiano zgłaszającym do niego pretensje Luksemburgom), jednakże w środowisku lokalnym to Kraków utożsamiany był z centrum odnowionej monarchii. Tradycję tę utwierdził syn Władysława, Kazimierz, który zarówno dzięki zrzeczeniu się przez Luksemburgów pretensji do polskiego tronu, jak i swojej działalności propagandowej, podniósł prestiż Krakowa jako miasta stołecznego, a Wawelu jako siedziby niekwestionowanych królów Polski.
Wawel symbol communis
Idea Korony Królestwa, jaka narodziła się za rządów Kazimierza Wielkiego, uczyniła z króla kogoś więcej niż tylko właściciela państwa. Władca stawał się ideowym wyrazicielem państwowości, swoistym centrum ustanawiającym nierozerwalny charakter wspólnoty. Wawel nie był więc już jedynie jedną z licznych królewskich siedzib, lecz stał się symbolem polskiej communis.
Wagę Wawelu jako swoistego „insygnium władzy” podkreślały zwłaszcza dwie uroczystości: koronacja oraz pochówek. Były wyrazem początku i końca panowania, a w sposób symboliczny łączyły osobę monarchy z miejscem. Ukazywano tym samym, że władcy na trwale złączeni są historycznym ciągiem następstwa tronu. Leżeli tam ludzie, którzy poprzez akt namaszczenia stawali się trwałym spoiwem Królestwa, a później całej Rzeczpospolitej. Tam, gdzie zaczynali swoją królewską drogę, tam i ją kończyli. Historia zawarta w grobach nie przypominała jedynie przodków, lecz uprawomocniała władzę monarszą.
Widoczne będzie to zwłaszcza w okresie królów elekcyjnych, dla których fakt wawelskiej koronacji był równie ważny, a może nawet ważniejszy, niż sam akt wyboru na tron. Podwójne elekcje, które kończyły się „wyścigami” do Krakowa, świadczą, że to dopiero Wawel czynił elekta władcą, gdyż historycznie i nierozerwalnie łączył się z legitymizacją władzy, uświęconej zarówno aktem koronacji jak i pogrzebu.
Pochówki wawelskie – uroczystości
Podobnie jak koronacja, uroczystości pogrzebowe były szczególnie podniosłe. Władcy ubierani byli w pełny strój koronacyjny, co podkreślało sakralny charakter ceremonii. Łączono więc, jako elementy nierozerwalne, akt koronacji z momentem pochówku.
Najbardziej doniosłym fragmentem pogrzebu była uroczysta procesja. Odbywała się słynną Drogą Królewską i stanowiła symboliczny ostatnim wjazd władcy na Wawel. W uroczystym kondukcie uczestniczyli najważniejsi urzędnicy, rycerze, profesorowie i studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego, zakonnicy, księża i biskupi oraz rzędy ubranych w czarne kaptury ludzi symbolizujących bądź to żałobników, bądź to ludzi ubogich. Króla odprowadzała więc cała wspólnota społeczeństwa Korony, a fakt ten podkreślała również obecność chorągwi poszczególnych ziem – pochód zamykała, bądź otwierała chorągiew Królestwa. W całości uczestniczył też ubrany w monarszy strój „sobowtór” władcy, który symbolizował trwałą obecność monarchy w historii.
Wymownym elementem pochodu była też obecność następcy tronu, do którego należał w niektórych przypadkach przywilej osobistego pochowania króla. Niejednokrotnie pogrzeb króla bezpośrednio poprzedzał koronację jego następcy, tak jak miało to miejsce chociażby w 1676 roku. Uroczystości te wymieniam nie bez powodów. Miały one bowiem charakter szczególny. Chowano wtedy aż dwóch królów – Jana Kazimierza (zmarłego w 1672) oraz Michała Korybuta Wiśniowieckiego (zmarłego w 1673). Po pogrzebie odbyła się przesunięta koronacja Jana III Sobieskiego.
Całość uroczystości kończyło łamanie pieczęci oraz włóczni bądź proporca, co symbolizowało koniec władania jednego króla i nastanie drugiego.
Wymowa
Wawel – zarówno poprzez swoje funkcje rezydencjalne, jak również uroczystości koronacji i pogrzebu, stanowił symbol jedności Królestwa, a później również Rzeczpospolitej. Królowie nie byli tam chowani ze względu na zasługi czy ocenę ich działalności, lecz sam fakt sprawowania władzy monarszej, która spajała złożone z wielu ziem państwo i nadawała mu jednolity charakter. Stała za tym również idea ciągłości władzy i następstwa tronu, będąca fundamentem istnienia państwa.
Wawel był zresztą miejscem pochówku nie tylko monarchów. Pierwszymi, którzy spoczęli pod posadzką Katedry byli bowiem biskupi i kanonicy krakowscy, jako właściciele i opiekunowie miejsca.
Polecamy e-book Izabeli Śliwińskiej-Słomskiej – „Trylogia Sienkiewicza. Historia prawdziwa”
Książka dostępna również jako audiobook!
Pochówek królów łączył się więc z jeszcze jednym, nie mniej ważnym niż poprzednie, elementem. Monarcha był osobą namaszczoną świętymi olejami. Poprzez sakrament nadawano mu szczególnego charakteru, wykraczającego poza zwyczajne sprawowanie władzy królewskiej. Specjalna opieka boska pozwalała tym samym na pochowanie ciała u boku biskupów miejsca. W pobliżu władców chowano oczywiście i rodziny – żony, dzieci – uznając ich za część wielkiej monarszej rodziny, która również była objęta sacrum.
Mimo tak bogatej wymowy pochówków wawelskich, nie wszyscy polscy monarchowie spoczęli w Katedrze. I tak Ludwik Węgierski pochowany został w Székesfehérvárze, tradycyjnym miejscu koronacji i spoczynku władców Węgier, co wiązało się z ważniejszą z punktu widzenia Andegawena władzą na Węgrzech. Aleksander Jagiellończyk spoczął w katedrze wileńskiej, co według niektórych historyków było zemstą senatorów za to, że nie wprowadził korzystnych dla nich zmian ustrojowych. Henryk Walezy spoczywa w Saint Denis, August III zaś w Dreźnie. Na Wawelu nie ma również Stanisława Augusta Poniatowskiego, który zmarł w Petersburgu, okryty hańbą po podpisaniu traktatów rozbiorowych.
„Równi królom”
Wraz z upadkiem Rzeczpospolitej pojawiło się pytanie o dalsze istnienie polskiej wspólnoty narodowej. W jednym z prywatnych listów Szczęsny Potocki pisać miał, iż jest Rosjaninem na zawsze. Symbolem przerwanej państwowości był brak uroczystych koronacji, jak i równie podniosłych pochówków. Pozostał jednak Wawel nieodzownie uznawany za centrum Królestwa i źródło jego tożsamości.
W lipcu roku 1817 dokonano tam pierwszego pochówku niemonarchicznego (wyłączając osoby biskupów i kanoników). Z inicjatywy Senatu Wolnego Miasta Krakowa i za zgodą Aleksandra I, – cara Rosji, na Wawel sprowadzono szczątki Józefa Poniatowskiego. Rok później, w podobnej atmosferze, chowano na Wawelu Tadeusza Kościuszkę.
Pogrzeby bohaterów miały wymiar symboliczny. Kolejne pochówki wawelskie był szansą na manifestację trwałości i ciągłości istnienia Narodu. Kościuszko i Poniatowski uznani zostali za „równych królom”, ponieważ podobnie jak władcy utożsamiani byli z jednością społeczeństwa polskiego. O ile wcześniej państwowość łączono z osobami monarchów, tak teraz jej przekaźnikami stali się ludzie, którzy swoją działalnością zyskali ogólnonarodowy autorytet i uznanie. Nie tyle więc sprawowana władza, lecz dokonania stały się przepustką na Wawel.
Sytuacja samej Katedry była w okresie zaborów trudna. Brakowało pieniędzy na jej utrzymanie i renowację. Łączyło się to z kryzysem diecezji, która w roku 1835 straciła swojego pasterza, bp. Karola Skórkowskiego – musiał on uchodzić z Krakowa z powodów politycznych. Nie brakowało w tym czasie głosów ze strony urzędników austriackich, że katedrę przerobić należy na kościół garnizonowy, a groby królewskie przenieść do kościoła św. Piotra i Pawła.
Pomimo tych głosów, w roku 1869, kiedy diecezja zarządzana była przez wikariusza apostolskiego Antoniego Gałeckiego, w Katedrze przeprowadzono prace renowacyjne, w czasie których naruszono sarkofag Kazimierza Wielkiego. Odkryto tam szczątki króla (wcześniej podejrzewano, że ciało jego spoczywa pod posadzką kościoła), co było pretekstem do ponownego pochówku, który przeistoczył się w manifestację patriotyczną.
W roku 1879 nowym biskupem krakowskim został Albin Dunajewski, który w roku 1890 wyraził zgodę na przeniesienie z Francji na Wawel szczątków Adama Mickiewicza. Wokół tej decyzji pojawiły się jednak pewne wątpliwości. Po raz pierwszy pojawiły się pytania dotyczące moralnej kondycji poety oraz jego stosunku do Kościoła. Tym niemniej do pogrzebu Mickiewicza doszło, a ksiądz Władysław Chotkowski miał powiedzieć w czasie mowy powitalnej: Któż jest ten śmiertelnik, którego pogrzeb zostanie po wszystkie czasy niewygasłą pamiątką, jak naród czcić umie swoich synów? Czy to król, czy książę, czy hetman jaki? To król na ducha bezkrólewiu, wódz na myśli bezdrożu, hetman na górnych szlakach, kędy sama tylko prawda zwycięża.
Polecamy e-book „Czy Zygmunt III Waza zasłużył na niesławę?”
Na początku XX wieku (1909), doszło do próby sprowadzenia na Wawel drugiego z polskich wieszczów – Juliusza Słowackiego. Tym razem na drodze do kolejnego wielkiego pogrzebu stanął ówczesny biskup, kardynał Jan Puzyna, znany z zastosowania ostatniej w dziejach ekskluzywy, czyli veta złożonego w sprawie wyboru określonego kandydata na papieża, zgłoszonego w imieniu cesarza. Decyzję swoją motywował niechęcią do tzw. „patriotyzmu ulicznego”, choć zapewne zaważyły na niej wątpliwości dotyczące samego Słowackiego. Jego wyrażony w utworach krytyczny stosunek do Kościoła, a zwłaszcza jego hierarchii, był wystarczającym powodem, aby, powołując się na dbałość o świętość miejsca, zakazać przenosin do wawelskich krypt. Decyzja kardynała spotkała się jednak z powszechną krytyką i pogorszyła (i tak niezbyt dobrą) opinię społeczeństwa Krakowa o swoim biskupie. Dodatkowo rok później Puzyna nie wyraził zgody na organizację uroczystej mszy z okazji 500-lecia zwycięstwa pod Grunwaldem, co całkowicie skompromitowało go w oczach wiernych.
Na Wawelu wyzwolonym
Odzyskanie niepodległości zmieniło charakter Wawelu. Nie musiał on już symbolizować marzeń o niepodległości. Stał się raczej skarbnicą historii, stojącą obok codziennego życia politycznego. Zamordowanego w 1922 roku pierwszego Prezydenta RP, Gabriela Narutowicza, pochowano w Bazylice Archikatedralnej w Warszawie, nie myśląc nawet o pochówku na Wawelu. Nowe centrum władzy znajdowało się bowiem w Warszawie, inny niż królewski był również wymiar władzy Prezydenta RP.
Na samym Wawelu chowano już zresztą niechętnie. Jeszcze przed odzyskaniem niepodległości, w roku 1916, po śmierci Henryka Sienkiewicza, arcybiskup krakowski kardynał Adam Sapieha, odmówił Ignacemu Paderewskiemu pochówku wielkiego literata w wawelskich kryptach. Można było ten fakt tłumaczyć rzecz jasna okresem wojny, ale po jej zakończeniu do pomysłu pogrzebu Sienkiewicza w Krakowie nie powrócono, chowając go ostatecznie w Archikatedrze Warszawskiej.
Nie oznaczało to jednak „odpoczynku” dla wawelskiej nekropolii. W okresie 20-lecia pojawiła się ponownie idea sprowadzenia na Wawel Juliusza Słowackiego. Jej głównym promotorem był marszałek Józef Piłsudski, prywatnie zafascynowany utworami wybitnego poety. Rozpoczęły się długie negocjacje z kardynałem Sapiehą, które w 1927 roku zakończyły się sukcesem i 28 czerwca odbył się uroczysty pogrzeb Słowackiego w krypcie katedralnej.
Zgodnie z umową pomiędzy marszałkiem, a kardynałem, miał to być ostatni pogrzeb na Wawelu. Zwracano uwagę na brak miejsca oraz wątpliwości związane z zachowaniem sakralności miejsca. Jednakże kiedy w roku 1935 zmarł Józef Piłsudski, miejsce jego pochówku wydawało się być oczywiste. Pomimo pewnych oporów, zgodę na to wyraził również Adam Sapieha.
Pogrzeb Piłsudskiego był jednym z największych jakie widział Wawel – zgromadził podobno około 250 tys. uczestników. Był on próbą docenienia wielkiego wkładu marszałka w odbudowę Polski, ale posiadał również wielki wydźwięk propagandowy, będąc jednym z elementów kreowania mitu Józefa Piłsudskiego, tak potrzebnego autorytarnie rządzącej sanacji. Głównie z tego powodu pojawiały się głosy kwestionujące zasadność wawelskiego pochówku. Przypominano również fakt konwersji na protestantyzm, socjalistyczną przeszłość i ambiwalentny stosunek marszałka do religii. Tym nie mniej Stanisław Mackiewicz pisał: było wielu ludzi, którzy go nienawidzili, miał całe warstwy ludności, całe dzielnice Polski przeciwko sobie, potężną nieufność do siebie. I oto nie znać było tego w dniu pogrzebu.
Konflikt o Józefa Piłsudskiego wybuchł jednak dwa lata później, kiedy jego trumnę wyniesiono z Krypty św. Leonarda, gdzie mógł spoczywać obok królów i bohaterów narodowych, do położonej na niższej kondygnacji pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. W środowiskach sanacyjnych uznano to za obrazę i umniejszanie znaczenia marszałka.
W istocie plan przeniesienia trumny Piłsudskiego pojawił się już w momencie jego pogrzebu, kiedy planowano stworzyć kolejną kryptę pod Wieżą Srebrnych Dzwonów, i tam umieścić jego ciało. Miało się to wiązać z brakiem miejsca w Krypcie św. Leonarda oraz obawą o wygodę licznych pielgrzymek do grobu marszałka i spowodowaną nimi powolną dewastację Krypty. Nowe miejsce miało stanowić kompromis pozwalający na uszanowanie osoby Piłsudskiego, umożliwienie odwiedzin oraz ochronę krypt. Wokół tej sprawy rozpętała się jednak burza i dopiero mediacja Stolicy Apostolskiej pozwoliła na uspokojenie nastrojów. Ostatecznie ciało marszałka pozostawiono w Krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów, która dumnie nazywana jest Kryptą Piłsudskiego.
Ostatnie pochówki
II wojna brutalnie przerwała okres kształtowania się państwowości polskiej. Po jej zakończeniu, z przyczyn oczywistych pomysłów na kolejne wawelskie pochówki nie było. Wawel stał się reliktem przeszłości i muzeum minionych epok. Dopiero po roku 1989 podjęto próby sprowadzenia na Wawel szczątków generała Sikorskiego, pragnąc docenić jego wkład w organizację armii na Zachodzie po klęsce wrześniowej oraz integrację środowisk emigracyjnych. Pogrzeb Władysława Sikorskiego miał też być świadectwem nastania nowej epoki i przywracania pamięci o bohaterach i patriotach. Dla środowisk kombatanckich związanych z AK czy Siłami Zbrojnymi na Zachodzie wybór generała był oczywisty. Huczne uroczystości odbyły się w roku 1993. W roku 2008, po ekshumacji związanej ze śledztwem prowadzonym przez IPN, doszło do kolejnego pochówku.
W kolejnych latach pojawiały się o czasu do czasu pomysły następnych wielkich pogrzebów. Władze kościelne jednak skutecznie je blokowały, powołując się na brak miejsca w kryptach i troskę o ich stan. Symbolicznie w Krypcie Piłsudskiego ustawiono jedynie ziemię z grobów katyńskich, a w 2001 roku sprowadzono w urnie ziemię z grobu Cypriana Kamila Norwida, uzupełniając panteon wieszczów.
Polecamy e-book Sebastiana Adamkiewicza „Zrozumieć Polskę szlachecką”
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Zaskakujący pogrzeb
W roku 2005, po śmierci Jana Pawła II, pojawiły się pogłoski o możliwości sprowadzenia na Wawel serca papieża. Sekretarz papieski, a dzisiejszy arcybiskup krakowski kardynał, Stanisław Dziwisz szybko zdementował jednak te doniesienia. W odczuciu społecznym pomysł ten wydawał się jednak jak najbardziej uzasadniony.
Wydawało się więc, że krypty wawelskie zostaną zamknięte na nowe pochówki. Bardzo wyraźnie mówiły o tym władze kościelne i konserwatorzy zabytków. Sytuację zmieniła jednak zeszłotygodniowa tragedia pod Smoleńskiem. W wyniku wypadku lotniczego śmierć poniosła para prezydencka – Lech i Maria Kaczyńscy – oraz liczni politycy, działacze społeczni, duchowni, członkowie rodzin katyńskich, a także zapomniani nieco oficerowie BOR-u, piloci i obsługa samolotu.
Katastrofa wzbudziła nastrój narodowej jedności i żałoby. Bardzo szybko pod Pałacem Prezydenckim i w wielu innych miejscach związanych z ofiarami tragedii pojawiły się kwiaty i znicze. Wydawało się jednak, że naturalnym miejscem spoczynku prezydenckiej pary będzie Warszawa.
We wtorek przyszła jednak zaskakująca informacja: ogłoszono, że z woli rodziny Lech i Maria Kaczyńscy spoczną na Wawelu. Decyzja ta, potwierdzona później przez kardynała Dziwisza, wzbudziła protesty wyrażone zarówno skromnymi manifestacjami pod oknami kurii, jak i reakcją licznych przedstawicieli elity intelektualnej. Pomimo to do pogrzebu jednak doszło, a prezydencka para pochowana została w sarkofagu tuż przy wejściu do Krypty Piłsudskiego.
Kontrowersje
Z punktu widzenia historycznego pochówek Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu uznać należy za co najmniej kontrowersyjny. Po pierwsze, żaden z Prezydentów RP nie spoczywa w tym miejscu, a różnica pomiędzy dawną pozycją monarchy a urzędem prezydenckim jest zbyt wielka, aby prawo do wawelskiego pochówku nadawać prezydentom z urzędu. Zmieniła się również wymowa Wawelu, jako miejsca wyróżnienia, nie zaś pogrzebu królewskiego, jak miało to miejsce w okresie staropolskim.
Po drugie, oprócz Józefa Piłsudskiego, żaden z pogrzebów wawelskich epoki porozbiorowej nie odbył się bezpośrednio po śmierci chowanego. Decyzję zawsze poprzedzały dyskusje, które wykazać miały autentyczną społeczną potrzebę pochówku danego autorytetu na Wawelu. Co ciekawe, stroną stopującą była zawsze strona kościelna, zasłaniająca się brakiem miejsca i dbałością o sakralność miejsca, co wykluczało ludzi „religijnie podejrzanych”. W tym przypadku postąpiono inaczej. Decyzja zapadła szybko, w niewyjaśnionych okolicznościach, a okres żałoby zdusił jakąkolwiek debatę na ten temat.
Po trzecie, żaden z bohaterów narodowych nie był pochowany z małżonką, co wiązało się z ideą wyróżniania danej osoby poprzez pochówek u boku królów, nie zaś uhonorowaniem urzędu, którego dostojeństwo obejmowałoby również rodzinę chowanego.
Po czwarte wreszcie, powstaje oczywiste pytanie o zasługi Lecha Kaczyńskiego, które upoważniałyby go do spoczywania obok Józefa Piłsudskiego czy Tadeusza Kościuszki. Wydaje się bowiem, że obok autentycznej żałoby po tragicznym wypadku, poprzez wawelski pochówek starano się narzucić społeczeństwu jednostronną ocenę minionej prezydentury. Pytanie jednak czy faktycznie ocena ta jednoczy naród? Trzeba bowiem pamiętać, że kluczem do wawelskich krypt było przekonanie, że postać chowana w ich zakamarkach odegrała kluczową rolę w spajaniu narodu, tak jak król był wyrazem jedności państwa. Czy o Lechu Kaczyńskim można mówić jako o jednoczącym Polaków? Czy raczej jako człowieku, który przez długi czas legitymizował debatę publiczną pełną wykluczeń, negowania patriotyzmu ludzi o innych poglądach, retoryki wojny? Czy nie był współtwórcą (razem z oponentami z PO) dzisiejszego niskiego poziomu dyskusji w polskiej polityce, pełnego pomówień, żerowania na fobiach i podejrzliwości? Czy wreszcie można o nim mówić jako o osobie ponadprzeciętnej, wykraczającej poza ramy politycznej codzienności? Czy nie był odbierany jako prezydent jednej partii?
W przypadku tego protestu trudno doszukiwać się analogii historycznych. Skala buntu, która wyciszona została w moim przekonaniu przez okres żałoby, nie pokazała się jeszcze w całej okazałości. Nie można wszak lekceważyć spokojnych w tonie, acz wymownych deklaracji przedstawicieli świata kultury czy nauki, którzy do pochówku podeszli sceptycznie. Obawiam się, że sprawa ta – wbrew intencjom kardynała Dziwisza – pogłębić może i tak już silne podziały w narodzie.
Nic bowiem nie da sztuczne dorabianie ideologii i wiązanie pochówku z planami stworzenia Krypty Katyńskiej. Za kilkadziesiąt lat nikt nie będzie już pytał o okoliczności pogrzebu prezydenta i jego ocenę. Fakt pochowania na Wawelu będzie jednoznacznie odczytany jako włączenie Lecha Kaczyńskiego do grona najwybitniejszych Polaków. Czy taką jego ocenę należy jednak narzucać społeczeństwu, które, gdyby prezydent nadal żył, prawdopodobnie nie wybrałoby go na kolejną kadencję?
Nie można zgodzić się, że przepustką na Wawel jest sam patriotyzm, którego Lechowi Kaczyńskiemu odmówić nie można. Gdyby tylko on wystarczał, prawdopodobnie trumny należałoby ustawiać piętrowo. Pochówek wawelski zawsze łączył się z przekroczeniem granic przeciętności, wybiciem się ponad normalność, zniesieniem podziałów ideologicznych i światopoglądowych. Nie wynikał z woli rodziny czy pojedynczych biskupów, lecz autentycznego życzenia narodu, aby określoną postać wynieść do rangi „równego królom”. W tym przypadku ktoś zadecydował za naród, ktoś podjął próbę kreacji mitu, przytłaczając społeczeństwo okresem żałoby i ucinając dyskusję.
W moim przekonaniu, tak z punktu widzenia dzisiejszego, jak i historycznego, podjęto decyzję pochopną, a jej skutki mogą być bardzo bolesne dla poziomu polskiej debaty publicznej.
Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Wielcy zapomniani dwudziestolecia cz.2”:
Zredagowali: Roman Sidorski i Łukasz Grzesiczak