Andrzej Leon Sowa: Brakowało dobrej syntezy

opublikowano: 2011-10-30 20:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Czy polska historiografia potrzebuje syntez historii politycznej PRL? Czy warto nakreślać kontrowersyjne cezury? Co jest najbardziej wyrazistym symbolem ery PRL? O tym rozmawialiśmy z autorem książki „Historia polityczna Polski 1944–1991” prof. Andrzejem L. Sową.
REKLAMA
Prof. Andrzej Leon Sowa (ur. 1946) – historyk, wieloletni pracownik Instytutu Historii UJ, od 2010 roku wykłada na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Zajmuje się dziejami wieku XVIII oraz historią najnowszą. Jest współautorem i autorem podręczników m.in. Historii Polski 1918–1945 oraz Historii politycznej Polski 1944–1991 .

Tomasz Leszkowicz: Panie profesorze, skąd pomysł na napisanie nowej syntezy historii politycznej PRL?

Andrzej L. Sowa: Myślę, że w tym momencie takiej syntezy brakuje. Oczywiście, mamy cały szereg syntez i piszę o tym we wstępie, ale badania rozwijają się w tej chwili tak dynamicznie, że w pewnym sensie wcześniejsze syntezy stają się nieaktualne. Po za tym miałem też pewne własne przemyślenia, które chciałem przekazać właśnie w formie obszerniejszej pracy.

Na historii politycznej skupiłem się przede wszystkim ze względu na objętość. Początkowo miał to być podręcznik akademicki obejmujący wszystkie zagadnienia, kiedyś zresztą coś podobnego już napisałem, w 2001 r., ale była to zupełnie inna epoka. W związku z tym, że od tamtego czasu literatura poświęcona historii politycznej bardzo się poszerzyła, zdecydowałem się skupić tylko na niej. Na inne kwestie nie starczyło miejsca. Można było, i niektórzy tak robią, wydać pracę wielotomową, ale uważam, że obecna wystarczy.

Porozmawiajmy o cezurach, które przyjął pan w swojej książce. Dlaczego kończy się ona na 1991 r.? Czy to jest historia PRL? Polski niesuwerennej?

Z prostej przyczyny – z punktu widzenia formalnego w 1989 r. niewiele się zmieniło. W parlamencie nadal większość posiadała PZPR, która mogła też stworzyć własny rząd – oczywiście przy współudziale opozycji – tak jak to było zresztą wcześniej planowane. Rozpoczęła się wówczas transformacja, która potoczyła się bardzo szybko, w sensie formalnym kończąc się w pełni wolnymi wyborami parlamentarnymi – dlatego uznałem, że końcową cezurą powinien być 1991 r. Niektórzy koledzy uznają, że jest to kontrowersyjne. Ja zwracam natomiast uwagę na proces formalnego odzyskiwania niepodległości, bo wtedy właśnie wracamy do zasady suwerenności narodu, kiedy to naród decyduje o całości układu politycznego.

Napisał pan rozdział opisujący lata 1959–1980. To dość nietypowa periodyzacja, bo zwykle dzieli się historię PRL według dat rządów poszczególnych pierwszych sekretarzy. Dlaczego więc przyjął pan takie daty graniczne? Czy uważa pan, że te cezury zadomowią się w historiografii?

REKLAMA

Nie mam pojęcia, czy się zadomowią, przede wszystkim dlatego, że są one kontrowersyjne. Chciałem przede wszystkim wyodrębnić okres odwilży i okres reform, ale przyjmuje się w odniesieniu do nich różne daty. Uważa się, że wszystko ogniskowało się wokół października 1956 r., ale trudno jest wskazać moment początkowy i końcowy. Przyjąłem tutaj rok 1954 r., gdyż zmiany widać było wyraźnie już po śmierci Stalina. Były one w pewnym sensie narzucone przez Związek Sowiecki, ale niezaprzeczalne. III Zjazd PZPR w 1959 r. wydaje się natomiast kończyć epokę przeobrażeń; władza Gomułki była już ustabilizowana. Stąd też taka cezura, ale oczywiście jest to tylko jedna z propozycji.

Dlaczego właściwie brak w pana syntezie emigracji? Zwraca Pan przecież uwagę na działalność Radia Wolna Europa.

Również w tym przypadku zadecydowała w dużym stopniu objętość. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że emigracja jest istotnym elementem naszej historii, również politycznej, ale z drugiej strony kraj i emigracja to jednak dwie różne rzeczywistości. Między tą rzeczywistością powojenną, znajdującą się pod wpływem sowieckim, a tą na emigracji nie ma właściwie związków. Wyszedłem też z założenia, że istnieje sporo opracowań dotyczących emigracji, a sam w zasadzie niewiele mógłbym o tym powiedzieć. Głównie zadecydowały więc nie tyle względy merytoryczne, ile praktyczne.

Nie mam wątpliwości, że jeśli miałaby powstać pełna historia Polski, dzieje emigracji musiałyby się w niej znaleźć. Sam ograniczyłem się do pokazania tych elementów emigracji, które miały rzeczywisty wpływ na Polaków. Ważne były dla mnie instytucje, takie jak Radio Wolna Europa, które oddziaływały na kraj, łamały monopol informacyjny. Byłem zresztą wiernym słuchaczem tej rozgłośni i wiem, jakie było jej znaczenie, przede wszystkim jeśli chodzi dostarczanie o informacji.

Historycy często dyskutują o tym, czy w PRL zaistniał totalitaryzm i jeżeli tak, to kiedy. Jakie jest pańskie zdanie na ten temat?

REKLAMA

Jeśli faktycznie zaistniał, to jedynie w bardzo krótkim okresie, obejmującym lata 50. do śmierci Stalina. Wyglądało wówczas na to, że i Kościół zostanie podporządkowany aparatowi państwowemu. W pewnym stopniu zresztą był, władze wprowadzały swoich protegowanych nie tylko na stanowiska biskupie, ale i niższe. Sądzę, że w tym momencie było najbliżej do totalitaryzmu, choć też nie do końca, bo nie udało się wprowadzić pełnego monopol informacji. Dlatego też uważam, że ustrój w założeniu był totalitarny, ale tego totalitaryzmu nie było. Na szczęście.

Zmierzył się Pan z dotychczasowym dorobkiem badań nad PRL-em, do ich rozwoju bardzo przyczyniło się utworzenie IPN-u, wiele prac powstało i powstaje. Czy w historii PRL-u istnieją jeszcze jakieś „białe plamy”?

O „białych plamach” trudno byłoby powiedzieć. Istnieją oczywiście kwestie, których nie rozwiązano, nie wyjaśniono i pewnie to jeszcze potrwa. Nie mam tu zresztą na myśli zagadnień związanych z tożsamością agentów SB. Przykładowo, dopóki nie zostaną do końca otwarte archiwa sowieckie, nie będziemy potrafili powiedzieć o bardzo wielu rzeczach; nie dowiemy się jak wyglądały mechanizmy podejmowania decyzji, jak daleko sięgała zależność.

Spodziewam się, że archiwa w Rosji kryją odpowiedzi na pytania o to, kto był agentem w czasie drugiej wojny światowej. Obawiam się, że pod tym względem historię trzeba będzie pisać na nowo. Szereg wybitnych postaci było w czasie drugiej wojny światowej bardzo dalece uwikłanych: myślę tu np. o generale Leopoldzie Okulickim. Dopóki nie będziemy mieli jego pełnego dossier trudno będzie jednoznacznie powiedzieć, jaka była jego rola w historii. Przecież jakby nie patrzeć, Armię Krajową całkowicie ujawniono Sowietom, bez względu na to, jak się to motywuje.

Które tematy są jeszcze zbyt rzadko poruszane przez historyków? Co poleciłby pan do badania młodym historykom?

REKLAMA

Szczególnie popularna jest obecnie historia społeczna. Niemałe znaczenie ma tutaj upowszechnienie materiałów IPN-owskich, ponieważ właśnie w organach bezpieczeństwa powstawały bardzo dokładne analizy dotyczące społeczeństwa, pisane z punktu widzenia nie tylko zagrożeń politycznych, ale także różnych grup społecznych. Myślę, że jest tu jeszcze wiele do napisania, bo historii społecznej sensu stricto ciągle jeszcze nie ma; brakuje jej chyba bardziej niż historii gospodarczej. Ogromne znaczenie miały na przykład kolosalne przeobrażenia wsi. Sam pamiętam jeszcze wieś z lat 50. i dziś nikt by nie uwierzył, że ona wtedy tak wyglądała i jakie ogromne zmiany nastąpiły od tego czasu.

A badania nad historią PZPR? One są chyba rzadziej prowadzone?

Ma pan rację, badania te zapoczątkowało środowisko profesora Marcina Kuli i nie ma wątpliwości, że muszą one być dalej prowadzone. Sam dużo miejsca poświęcam różnym frakcjom partyjnym, pokazując jakie znaczenie miało ich istnienie. Rzeczywiście, tę historię również trzeba napisać, bo to przecież PZPR rządziła – nie UB, ale właśnie partia.

Niektórym chyba wydaje się to właśnie nudne – wiadomo, że PZPR rządziła, więc wychodzą z założenia, że nie warto się tym zajmować...

Wcale nie, to jest to bardzo ciekawy temat. Oczywiście, materiały te trzeba dobrze przepracować, nie są one tak atrakcyjne jak IPN-owskie, związane ze służbami specjalnymi, agentami itd. Na dzisiaj to drugie chyba bardziej interesuje badaczy.

Na okładce pana książki znajduje się Pałac Kultury i Nauki. Czy uważa go pan za symbol radzieckiej dominacji nad Polską?

Niekoniecznie, ale sądzę, że jest to symbol tego okresu. Przyznam, że chociaż to nie ja projektowałem okładkę, pomysł był mój. Pomyślałem, że właśnie PKiN najbardziej oddaje to, o czym piszę, a te biało-czerwone kolory pokazują, że PRL była niesuwerenna. Ten gmach jest oczywiście symbolem; gdy sam na niego patrzę, to od razu kojarzy mi się z czasami komunizmu. Może zresztą nie trzeba go zabudowywać tak, by nie było go widać? Jest to ważna pamiątka historii.

Redakcja: Michał Przeperski

Zobacz też:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone