Adam Lard - „Institor. Kto pierwszy podpali stos...” - recenzja i ocena

opublikowano: 2018-02-04 12:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Od pewnego czasu obserwujemy renesans zainteresowania „Młotem na czarownice”. Tym razem przed nami opowieść o jej autorze, Heinrichu Kramerze. Czy pozycja ta zadowoli czytelnika pod względem literackim i intelektualnym?
REKLAMA
Adam Lard
„Institor. Kto pierwszy podpali stos...”
nasza ocena:
6/10
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Fabuła Fraza
Rok wydania:
2017
Okładka:
miękka
Liczba stron:
600
Format:
14.5x20.5 cm
ISBN:
978-83-65411-10-5

„Malleus Maleficarum” czyli „Młot na czarownice” to pochodzący z 1487 r. traktat o czarostwie napisany – jak się przyjmuje – przez dwóch dominikańskich inkwizytorów Heinricha Kramera i Jacoba Sprengera. W istocie pewne jest jedynie autorstwo tego pierwszego, zaś współudział Sprengera jest kwestionowany: sugeruje się, że Kramer chciał posłużyć się autorytetem nazwiska kolegi, obaj mnisi byli zresztą potem poróżnieni. „Młot” przez dwa stulecia był prawdziwym bestsellerem i doczekał się wielu wydań zarówno w krajach katolickich, jak i protestanckich. Uchodził za swego rodzaju podręcznik łowców czarownic.

Sporą popularność zdobyło wydanie „Młota na czarownice” opublikowane dekadę temu przez wrocławskie wydawnictwo XXL. Pozycja ta wciąż jest dostępna, a wiele osób szczyci się jej znajomością. Zazwyczaj „Malleus Malefcarum” traktowany jest jako swoiste kuriozum i ciekawostka z dawnych czasów, trochę na zasadzie „jacy to kiedyś ludzie głupi byli”. W rzeczy samej, trudno nie uśmiechnąć się czytając choćby o członkach skradzionych mężczyznom przez czarownice, przechowywanych w dziupli i żywiących się zbożem czy też natrafiając na antyklerykalny sprośny żart z epoki, przez dominikanina przytoczony ze śmiertelną powagą jako opis rzeczywistych wydarzeń. Absurdalność podobnych treści była rażąca już w czasach powstania książki, hiszpańska inkwizycja przestrzegała zresztą swych adeptów, by nie wierzyli we wszystkie twierdzenia w niej zawarte. Nasza wesołość przy lekturze „Młota” ma jednak specyficzną przyczynę. Na jezyk polski nie przetłumaczono bowiem trzeciej części dzieła, poświęconej m.in. technikom przesłuchań i torturom.

W popularność „Młota na czarownice” wpisuje się „Insistor”, powieść autorstwa tajemniczego Adama Larda publikowana przez Wydawnictwo Fabuła Fraza. „Insistor” to bowiem tytuł jakim posługiwał się Kramer. Akcja ksiażki rozgrywa się na dwóch planach. Na pierwszym z nich centralną postacią jest właśnie Heinrich Kramer. Czytelnik poznaje go, kiedy jest już sędziwym i doświadczonym inkwizytorem, który właśnie doprowadził do spalenia za czary trzech kobiet w Lyonie. Wkrótce, dzięki retrospekcjom, poznajemy tę postać lepiej, opisane zostają fakty z przeszłości mające wpływ na jego osobowość – szczególnie istotne jest pożądanie odczuwane do dziewczyny pochodzącej z przechrzczonej rodziny żydowskiej, w której zdemaskowaniu jako nieszczerze nawróconej Kramer miał udział. Dominikanin na kartach książki Larda jest raczej fanatykim niż cynikiem czy hipokrytą. Szczerze wierzy, że zwalczając czcicieli diabła i osoby parające się czarostwem dobrze służy Bogu i Kościołowi.

Choć akcja dzieje się w późnym średniowieczu, niektóre z postaci prezentują nieraz niezwykle współczesny sposób myślenia. W pewnym momencie nabrałem też podejrzeń, czy niektóre przeżycia inkiwzytora dzieją się naprawdę czy raczej są to jakieś jego zwidy – dotyczy to chociażby jego rozmowy z papieżem Juliuszem II. Trzeba bowiem zaznaczyć, że opisywane wypadki nie są ścisłym odtworzeniem wydarzeń historycznych, ale owocem wyobraźni Adama Larda, inspirowanym historią.

Po kilku rozdziałach wprowadzony zostaje równoległy plan fabularny, rozgrywajacy się w naszych czasach. Tutaj głównym bahaterem jest Jan, czeski historyk który przybywa do Lyonu w poszukiwaniu informacji o Kramerze. Wkrótce zaczynają dziać się zagadkowe rzeczy, Jan co i rusz natyka się na dziwnych – mówiąc oględnie – ludzi, wkrótce też trup zaczyna ścielić się gęsto. Już na tym etapie kompozycja książki zaczyna robić się frapująca – z jednej strony mamy bowiem powieść quasi-historyczną, z drugiej zaś thriller sensacyjny. Wkrótce czytelnik zaczyna dziwić się coraz bardziej, przestaje bowiem ulegać kwestii, że Lard postanowił popuścić wodze fatazji.

REKLAMA

W części historycznej dowiadujemy się bowiem o zakamuflowanej elitarnej grupie wyznawców Mitry, do której należą – oprócz samego Kramera także Torquemada i Savonarola, a która wpływa na losy świata. Dowiadujemy się też, jakoby młody Marcin Luter zaczytywał się „Młotem na czarownice”, a ogromny wpływ na przyszłego reforamtora miało przypadkowe spotkanie z Heinrichem Kramerem. Akcja części współczesnej zaczyna natomiast rozwijać się w kierunku, który przywiódł mi na myśl czytany przed kilkunastu laty „Kod Leonarda da Vinci”. Tu i tu mamy sekrety związane z historią religii chrześcijańskiej, tropem których bojaterowie wędrują po Francji. Na kartach powieści pojawia się profesor Deskur, wyrażający poglądy bardzo zbliżone do tych znanych z głośnego przed kilkoma laty filmu pseudodokumentalnego „Zeitgeist”. Jego wywody są równie absurdalne i naszpikowane błędami rzeczowymi co tezy prezentowane w tamtej produkcji.

Jeśli po lekturze omówienia treści „Insistora” czytelnik ma mętlik w głowie i uważa, że powieść Adama Larda to cicer cum caule to... ma stuprocentową rację. Książka jest obszerna, ma blisko 600 stron i trudno odnośnie niej odpowiedzieć tylko na dwa pytania: czego my tu nie mamy? i czym właściwie ta pozycja jest? Z jednej strony mamy próbę napisania powieści historycznej o życiu Heinricha Kramera. Potem zaczynamy zagłębiać się w spiskowe teorie dziejów. Następnie otrzymujemy thriller w stylu Dana Browna elegancko dopasowujący się do wszystkich elementów konwencji literackiej (ufam że tym, a nie wyrazem prawdiwych poglądów Larda, są absurdalne miejscami wywody Deskura).

Problem polega na tym, że książka zdaje się bardzo dużo nam obiecywać, tylko że chyba żadnej z tych obietnic nie dotrzymuje. Do pewnego momentu mamy nasyconą psychologizowaniem opowieść o Kramerze, która nagle się w późniejszych partiach rozłazi. Niewykorzystaną okazją jest wątek tajnego związku mitraistów – przecież sprawny autor potrafiłby wykrzesać z tego pomysłu fascynującą fabułę. Także wątek współczesny dla każdego kto zaczytywał się „Panem Samochodzikiem” czy „Kodem Da Vnci” mógłby być ekscytujący. Tymczasem Adam Lard bawi sie z czytelnikiem w kotka i myszkę, rzuca bardzo ciekawe pomysły, z których nic potem nie wynika. W zasadzie nie wiem, komu mógłbym polecić tę książkę. Zainteresowanym czarami zaleciłbym zapoznanie się z tekstem źródłowym czyli „Malleus Maleficarum”. Szukającym dobrej quasi-historycznej powieści dziejącej się w późnym średniowieczu poleciłbym „Narrenturm” Andrzeja Sapkowskiego. Spragnionych dreszczyku emocji odesłałbym do Dana Browna, bo jest dobry w tym, co Adam Lard jedynie próbuje naśladować.

Pomimo tych krytycznych uwag trzeba jednak przyznać, że „Insistora” czyta się lekko i przyjemnie, a także mimo gargantuicznej objętości, szybko. Nie jest to dobra książka, ale zła też nie. Ot, wydawałoby się wzorcowy „średniak”. Sytuację ratuje w pewnej mierze zakończenie, którego z oczywistych względów zdradzić nie mogę. Okazuje się ono najmocniejszym punktem powieści, stanowiąc prawdziwie udany zabieg literacki. Zresztą – sprawdźcie Państwo sami.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Gadziński
Absolwent Instytutu Historycznego oraz Instytutu Nauk Politycznych UW. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone