Agnieszka Lewandowska-Kąkol – „Arystokracja. Powojenne losy polskich rodów” – recenzja i ocena
Autorka nie od dziś para się pisaniem książek o tematyce historycznej – spod jej pióra wyszły m.in. „Dziewczyny od Andersa” i „Dziewczyny z konspiry” czy też pozycje poświęcone losom Polaków z Kresów wschodnich II Rzeczypospolitej. W „Arystokracji” pochyla się natomiast nad – jak precyzuje to podtytuł – powojennymi losami polskich rodów. Podtytuł wyznacza również ramy czasowe publikacji: od zakończenia drugiej wojny światowej po dzień dzisiejszy, choć ani wojenne losy ani czasem dawniejsza przeszłość opisywanych arystokratycznych rodzin nie są pomijane milczeniem.
„Arystokracja. Powojenne losy polskich rodów” – mozaika reportaży
Książka podzielona jest na rozdziały poświęcone poszczególnym rodom: Branickim, Czartoryskim, Czetwertyńskim, Dzieduszyckim, Krasickim, Potockim, Tarnowskim i Zamoyskim. Rozdziały te podzielone są z kolei na części, których bohaterem zawsze jest jedna, konkretna osoba. Każda z takich partii książki stanowi w zasadzie samodzielną i integralną całość, która może być czyta oddzielnie od innych. Tym niemniej wszystkie razem dają one szerokie spojrzenie na omawiane zagadnienia i pozwalają poznać całościowy obraz powojennych losów polskiej arystokracji.
Książkę czyta się lekko, przyjemnie i szybko. Poszczególne poświęcone kolejnym bohaterom partie książki to w zasadzie samodzielne reportaże – widać tutaj, że autorka jest zawodową dziennikarką. Na uwagę zasługuje bogaty materiał fotograficzny, ze zbiorów opisywanych osób.
Zaprezentowany w książce wizerunek tytułowej grupy społecznej jest jednoznacznie pozytywny. Przedstawiciele arystokracji przedstawieni są jako reprezentanci warstwy, która tworzyła historię i kulturę Polski, zawsze skorej do poświęceń na rzecz ojczyzny, po II wojnie światowej pokrzywdzonej przez komunistów. Bez wątpienia jest to obraz w odniesieniu do wielu arystokratów prawdziwy, choć można zastanowić się, czy aby nie nazbyt cukierkowy?
Wśród przedstawicieli arystokracji byli przecież wielcy bohaterowie, ale też wielcy zdrajcy jak np. targowiczanie (a wielu nie zapisało się niczym szczególnie dobrym ani złym). W zasadzie z książki dowiadujemy się jedynie, że arystokraci byli negatywnymi bohaterami w propagandzie PRL. Owszem, krytyka dokonywana przez komunistów była najczęściej niesprawiedliwa, a bardzo często też po prostu absurdalna, ale przecież fakt takiego a nie innego pochodzenia społecznego nie zapewnia nikomu swoistego immunitetu zwalniającego od jakiejkolwiek krytyki. Potencjalny odbiorca publikacji powinien zdawać sobie sprawę, że zaprezentowany w niej obraz arystokracji jest pozytywny, czy wręcz: nostalgiczny. Taką koncepcję przyjęła po prostu autorka.
We wstępie do książki zacytowana została księżna Eleonora Radziwiłł-Tomaszewska, która stwierdziła, że o współczesnej polskiej arystokracji nie ma nawet co rozmawiać bo „to zero”. Wątek nie jest w „Arystokracji” kontynuowany, a szkoda. Zachodzę bowiem w głowę, o co mogło chodzić księżnej. Może o okres po transformacji ustrojowej i liczne związki matrymonialne potomków historycznych rodzin z dziećmi nowobogackich, przez część środowiska arystokratycznego oceniane jako mezalianse?
„Arystokracja. Powojenne losy polskich rodów” – patrioci i kosmopolici
Książka prezentuje bogaty obraz świata polskiej arystokracji w różnych jego aspektach: od zaangażowania społecznego po życie rodzinne i uczuciowe. Na podstawie losów poszczególnych arystokratów opisanych na kartach książki można zrekonstruować pewien całościowy obraz – oczywiście jest on wynikiem próby dobranej przez autorkę. Można zastanawiać się, na ile jest ona reprezentatywna, ale jednak wydaje się w dużym stopniu taką być. Opisane przez Lewandowską-Kąkol rody jawią się jako rodziny o tradycjach patriotycznych, zapewniające swoim członkom solidną formację religijną i zaszczepiające pewien społeczny etos.
Wszystkie te rodziny zostały poszkodowane w wyniku reform społecznych w czasach Polski Ludowej, które dla warstwy arystokratycznej wiązały się bardzo często z deklasacją. Pomimo tej deklasacji, autentycznej i nieraz bardzo dotkliwej, nikt z bohaterów książki głodem raczej nie przymierał. Arystokraci potrafili – wbrew negatywnym stereotypom na swój temat – zakasać rękawów i zabrać się za ciężką pracę, która wielu osobom z niższych klas społecznych wydawać by się mogła upokarzająca. Przedstawiciele będącej zbiorowym bohaterem książki warstwy wykazywali tez bardzo rozwiniętą smykałkę do interesów i dzięki nie tylko pracowitości, ale i pomysłowości potrafili zarobić pieniądze. Jak na PRL – całkiem niezłe pieniądze.
Co ciekawe, w wyborze kierunków studiów potomkowie arystokracji nie kierowali się względami pragmatycznymi, ale tym co ich interesowało i potrafili w realizacji swych pasji odnosić błyskotliwe sukcesy. Świadczy o tym choćby casus Adama Rybińskiego, wybitnego afrykanisty. Fakt, iż reprezentanci arystokracji potrafili sobie życiowo poradzić w Polsce rządzonej przez PZPR nie oznaczał, że była ona dla nich rajem. Bardzo często losem potomków historycznych rodów była emigracja, która zaowocowała choćby bardzo silnymi związkami rodziny Krasickich z Argentyną. Podobnie ciekawie opisane są też południowoafrykańskie doświadczenia Anny Rey-Potockiej.
Swoisty kosmopolityzm, niekoniecznie w negatywnym tego słowa rozumieniu, zawsze był cechą charakterystyczną warstwy arystokratycznej. Przez nieustanne podkreślanie w książce przede wszystkim cnót patriotycznych tejże, może umknąć. Trochę mylące wrażenie może tutaj zrobić opis przypadków przedstawicielki młodszej generacji arystokratów, aktorki Anny Czartoryskiej. Owszem, lata dzieciństwa spędziła ona w Holandii, ale działo się to już po upadku PRL.
„Arystokracja. Powojenne losy polskich rodów” – słodko-gorzka współczesność
To że pomiędzy przedstawicielami rodzin arystokratycznych a władzą komunistyczną wielkiej miłości nie było pokazuje dobrze fakt, że praktycznie w każdej opisywanej w książce rodzinie pojawia się zaangażowanie jej członków w ruch solidarnościowy. Cóż, jeżeli ktoś chciał ułożyć sobie życie lub wręcz robić karierę w państwie komunistycznym (a przecież i takie przypadki bywały) to arystokratyczne korzenie raczej w tym przeszkadzały. Opisywane jest także zaangażowanie, wcale nierzadkie, bohaterów książki w politykę po 1989 – na ogół po stronie szeroko rozumianej prawicy. Szczególnie silnie reprezentowane wydało mi się Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, aczkolwiek Potoccy wydawali się preferować poglądy nieco bardziej liberalne, zasilając raczej Unię Wolności. Praktycznego braku poparcia dla postkomunistycznej lewicy nie trzeba chyba tłumaczyć.
Z kwestii dotykających polityki poruszony został brak w Polsce ustawy reprywatyzacyjnej. Z jednej strony ten stan rzeczy został ukazany jako nienaprawienie dziejowej krzywdy. Z drugiej zaś – cytowane są głosy samych arystokratów jakoby reprezentanci ich warstwy brakiem reprywatyzacji usprawiedliwiali własne niepowodzenia czy brak inicjatywy. Nie ma wątpliwości, o czym przekonuje chociażby lektura książki, że przedstawiciele arystokracji inicjatywę potrafili przejawiać, w czym pomaga np. duży kapitał kulturowy. Można więc jedynie domyślać się, jaki wpływ na losy Polski mogliby wywrzeć, gdyby mieli ku temu środki dzięki właśnie zwrotowi choć części zagrabionego mienia.
*
Zachęcam do lektury książki Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol. Na pozór to jedynie zbiór reportaży „z życia wyższych sfer”. W istocie jednak mamy do czynienia z lekturą prowokującą do refleksji o tym czym arystokracja dla Polski była, czym jest i czym wciąż jeszcze może być.