Akcja reparacja? Jestem za, a nawet przeciw!

opublikowano: 2017-08-11 16:09
wolna licencja
poleć artykuł:
Ponad 12,5 tysięcy Stadionów Narodowych albo 20 lat bez płacenia podatków – takie mogłyby być korzyści, gdyby Niemcy zapłaciliby Polsce reparacje za II wojnę światową. Rachunek za wojnę to biliony złotych.
REKLAMA

Zobacz też: Niemcy wypłacają ostatnią ratę odszkodowań za I wojnę światową

Ostatnimi czasy to głównie Grecy byli mistrzami w wystawianiu historycznych rachunków. Ateny straszyły Berlin kwotą niemal 300 miliardów euro. Gdzie są te pieniądze? W niemieckich kieszeniach, podobnie jak cała pokryzysowa Grecja. Swojej szansy na historyczną sprawiedliwość szukają teraz nasi rządzący z Prawa i Sprawiedliwości. Prawa strona politycznej i medialnej barykady już od kilku dni pyta, ile możemy dostać pieniędzy od Niemiec? Czy w ogóle możemy na cokolwiek liczyć? Czy Polska faktycznie zrzekła się reparacji?

Zgodnie z historią wiemy, że alianci wspólnie nałożyli na Niemcy obowiązek częściowego naprawienia szkód i pokrycia strat, a reparacje miały być spłacane głównie w naturze. W protokole konferencji poczdamskiej zapisano też, że 15% wszystkich wypłacanych na rzecz ZSRR reparacji ma uzyskać Polska, przy czym o sposobie ich regulacji miał decydować sam „Wielki Brat”. Co więcej – w 1953 r. rząd PRL w ramach pokojowego ustabilizowania relacji z Niemcami zrezygnował z reparacji wojennych. Wielu historyków i ekspertów prawa międzynarodowego twierdzi, że nie ma zatem żadnych podstaw do wysuwania kolejnych żądań finansowych.

Swoją cegiełkę dorzuciły także polskie rządy po 1990 r., które nie chciały tej sprawy podnosić, uważając, że popsuje to wzajemne stosunki. Postawiono na pojednanie, a Mazowiecki i Kohl stali się symbolami wybaczenia i zbliżenia, jakiego Europa dawno w swojej historii nie widziała. Do tematu powrócono jeszcze w 2004 r. kiedy premier Marek Belka oraz prezydent Aleksander Kwaśniewski oświadczyli, że sprawa odszkodowań jest ostatecznie zamknięta.

Czyli nic nam się nie należy? Przede wszystkim trzeba zauważyć, że w czasach gdy Polska otwierała się na Zachód, nie była w równej z Niemcami sytuacji negocjacyjnej. Sztandarowy argument prawicowej publicystyki brzmi z kolei, że Polska nigdy nie zrzekła się odszkodowania, gdyż decyzje z 1953 roku nie zapadły suwerennie, a pod naciskiem ZSRR. I z tym zgadzam się w pełni. Jeśli dzisiaj liberalne środowiska postrzegają Europę Środkowo-Wschodnią jako obszar zniewolony w dobie zimnej wojny, a ZSRR uznano za zbrodniczy reżim, to czemu mamy tolerować dokumenty podpisywane z bandytą? Kanclerz Niemiec Angela Merkel jeszcze w lutym tego roku, podczas wizyty w Polsce, podkreślała, że bez Solidarności i walki o wolność w Polsce nie byłoby wolnej Europy. Tak postawione stanowisko w kwestii historii naszego regionu jasno pokazuje, jaki stosunek historyczny do radzieckiej dominacji ma niemiecki rząd.

Żołnierze niemieccy niszczą szlaban i godło Polski. Kolibki, 1 września 1939 r. (domena publiczna)

Polska nie była wolna i jej decyzje nie były wolne. Jako takie nie są wiążące. Niemiecki rząd twierdzi, że poczuwa się do odpowiedzialności za wojnę, ale sprawę reparacji uważa za zamkniętą. Nie da się jednak oddzielić obu tych kwestii, szczególnie że w relacjach z powojenną Polską Berlin głównie kontaktował się z Moskwą, nawet jeśli decyzje podpisywali marionetkowi rządzący z Warszawy. W obu tych kwestiach – zbrodni wojennych, jak i reparacji – na Berlinie nadal ciąży moralna odpowiedzialność. Sprawa jest problematyczna, ale nie można jej zamiatać pod dywan tylko dla poprawności relacji gospodarczych czy wygody rządzących. Dwa lata temu, gdy Grecy domagali się reparacji, ówczesny prezydent Niemiec Joachim Gauck mówił:

Nie żyjemy tylko dniem dzisiejszym, lecz jesteśmy też potomkami tych, którzy podczas II wojny światowej pozostawili po sobie w Europie, między innymi w Grecji, ślady spustoszenia, o których zawstydzająco długo niewiele wiedzieliśmy. Świadomy swojej historii kraj powinien wysondować, jakie możliwości zadośćuczynienia istnieją.
REKLAMA

Oczywiście szacunki ile Polsce się należy to czysta fantastyka. Zaraz po wojnie działało w Polsce Biuro Odszkodowań Wojennych, które oszacowało, że w wyniku wojny uległo zniszczeniu 65% fabryk, 2/3 mostów kolejowych, 80% parowozów i wagonów. Zniszczonych zostało ponad 20% gospodarstw rolnych oraz 30% wszystkich zabudowań mieszkalnych. Do tego trzeba doliczyć ogromne straty ludnościowe. Polskę miało to kosztować ok. 248 miliardów ówczesnych złotych. Dziś mówi się już o 25 bilionach złotych. Faktyczna wycena szkód jest jednak niemożliwa. Nawet gdyby się to udało, żadne państwo nie byłoby w stanie zapłacić tak gigantycznych sum.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

POLECAMY

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
334
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-925052-9-7

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy, czemu środowiska demokratyczne tak mocno krytykują pomysł reparacji. Doświadczenia z reperacjami po wojnie francusko-pruskiej z 1871 r. oraz po I wojnie światowej dobitnie pokazały, że roszczenia reparacyjne prowadzą do niezadowolenia i nienawiści, która budzi stare demony. To właśnie postulaty głoszące odrzucenie warunków traktatu wersalskiego m.in. reparacji wojennych, wyniosły do władzy Adolfa Hitlera, w ogarniętych finansowym kryzysie Niemczech. Europa jak niczego innego boi się dawnych grzechów. Ale o dziwo po 1952 r. Niemcy wznowiły wypłaty reparacyjne dla Francji i Belgii za I wojnę światową i płaciły do 2010 roku.

Czemu wtedy Francja i Belgia nie zapomniały o starych grzechach Niemiec i w myśl budowania pokojowych relacji nie zrezygnowały z reparacji? Jak widać można kochać się jak bracia, ale i rozliczać się jak należy. Rzecz w tym, że gdyby kanclerz Niemiec uległa żądaniom Polski, to mogłoby to spowodować kolejne roszczenia ze strony innych narodów, m.in. Greków. Pojawiają się także obawy, że jeśli Polska na poważnie wróci do tematu reparacji, w Niemczech może wrócić kwestia weryfikacji granic na Odrze i Nysie Łużyckiej. Te jednak gwarantują postanowienia traktatu podpisanego podczas konferencji dwa plus cztery, która odbyła się w 1990 r. i poprzedzała zjednoczenie Niemiec. Ten akt podpisały już jednak wolne, niezależne państwa, bez nacisku ze strony ZSRR.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel i premier Polski Beata Szydło (domena publiczna)

Temat reparacji to delikatna kwestia, ale jej finalnie załatwienie jest potrzebne, by dalej budować korzystne dla obu krajów relacje. Nie chciałbym, by obecny pomysł PiS stał się donkiszotowską krucjatą o pieniądze z kosmosu. Potrzebujemy jednak dialogu, który w finale pozwoli realnie zadośćuczynić ofiarom II wojny światowej. Bez względu na ocenę pomysłu reparacyjnego czy relacji polsko-niemieckich w ujęciu pragmatycznym, należy mówić o prawdzie historycznej.

Republika Federalna Niemiec do tej pory płaci miliardy euro z tytułu odszkodowań dla ofiar wojny, głównie byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Większość tych pieniędzy wypłacana jest jednak w samych Niemczech, w Europie Zachodniej, w USA czy w Izraelu. Do tej pory z tego tytułu wypłacono ponad 70 miliardów euro, ale tylko 1,5 miliarda euro przeznaczono dla polskich ofiar, których najwięcej ucierpiało pod okupacją niemiecką.

Nie możemy na nowo pisać historii. W ostatnich latach zauważalny jest jednak niepokojący trend, który w imię poprawności politycznej i relacji opartych na stwierdzeniu business as usual, odwraca proporcje między ofiarą, a napastnikiem. Naziści to nie Niemcy, obozy koncentracyjne nie było niemieckie tylko nazistowskie, albo wręcz polskie, a za Holokaust odpowiedzialni byli wszyscy, nie tylko Niemcy. Walka o reparacje wojenne dla Polski nie musi przynieść wymiernych korzyści, może zaszkodzić relacjom z Niemcami. Jeśli jednak ma być cegiełką w walce o prawdę historyczną jaką jest fakt, że Polska jak nikt inny ucierpiała w trakcie i po II wojnie światowej – to podpisuję się pod tym obiema rękoma.

Warto się dopominać o coś, co z moralnego punktu widzenia nam się słusznie należy, nawet jeśli w obliczu twardej, racjonalnej polityki, nie ma na to żadnych szans. Bez względu czy popieramy obóz władzy czy nie, warto popierać politykę, która pokaże, że Polska to gracz, który ma swoją opinię na wiele tematów i nie jest już popychadłem dla innych.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Marcin Sałański
Historyk, dziennikarz prasowy i telewizyjny, wieloletni współpracownik Histmag.org, autor popularnych e-booków. Współpracował m.in. z portalem Historia i Media, Wydawnictwem Bellona i Muzeum Niepodległości w Warszawie. Był również członkiem redakcji kwartalnika „Teka Historyka”. Interesuje się historią średniowiecza, dziejami gospodarczymi, popularyzacją historii i rekonstrukcją historyczną.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone