Andrzej Ceglarski – „Wrzesień 1939. Sprawcy polskiej klęski” – recenzja i ocena

opublikowano: 2022-04-11 08:36
wolna licencja
poleć artykuł:
Czy polskie elity we wrześniu 1939 roku nie były należycie przygotowane do odparcia agresji ze strony najeźdźców? Z mitami „polskiego września” rozprawia się Andrzej Ceglarski.
REKLAMA

Andrzej Ceglarski – „Wrzesień 1939. Sprawcy polskiej klęski” – recenzja i ocena

Andrzej Ceglarski
„Wrzesień 1939. Polscy sprawcy klęski”
nasza ocena:
6/10
cena:
34,90 zł
Wydawca:
Bellona
Okładka:
miękka
Liczba stron:
296
Premiera:
2021-12-30
Format:
170×240 [mm]
EAN:
9788311163249


Przyznam, że miałam problem z tą książką. Jej lekturę rozpoczęłam, gdy trwała już wojna na Ukrainie, gdy Rosjanie zaczęli rzucać bomby na cele cywilne. Dzisiaj to rosyjskie szaleństwo przybiera coraz to bardziej ponure oblicze, spadają maski, odkrywamy skutki decyzji politycznych podejmowanych przez Europę. Nie wiemy, do czego doprowadzą chore ambicje Putina, człowieka cieszącego się przecież poparciem wielu milionów Rosjan. Możemy być jednak pewni, że świat po tej wojnie będzie wyglądał zupełnie inaczej – dojdzie do przewartościowania sojuszy (w pewnym sensie już jesteśmy świadkami tego procesu), zmianie ulegną doktryny wielu rządów, a kolejnym wyzwaniem dla społeczeństw będzie kryzys gospodarczy.

Gdy we wrześniu 1939 roku armie niemiecka i sowiecka dokonywały agresji na Polskę, nie wierzono jeszcze chyba, że wojna od lat konsekwentnie planowana przez zbrodniarzy i ich popleczników, doprowadzi do tak potwornych tragedii. Sojusz dwóch totalitaryzmów przyniósł hekatombę, jakiej nie znał świat. Reżimy nazistowski i komunistyczny, z jednej strony tak różne, a zarazem tak bliźniaczo do siebie podobne rozpoczęły swój marsz ku podbojowi świata właśnie od podziału Polski.

Dlaczego nasuwa mi się skojarzenie z Ukrainą AD 2022? Otóż są pewne podobieństwa, ale jest też szereg różnic. Po pierwsze Ukraińcy od trzydziestu lat próbowała budować swoje państwo po dekadach komunizmu. Ich nadzieje kierowały się na zachód. Ukraina była jednak przeżarta korupcją, walką o wpływy i drenażem gospodarki, a nawet doborem niewłaściwych idoli z przeszłości. Otwarcie okna na zachód i „wpuszczenie” na Ukrainę obietnicy lepszego – albo po prostu normalnego – życia zaowocowało silnym pragnieniem dołączenia do rodziny państw zachodnich, spokojnej, uczciwej pracy, nauki. Tym dążeniom uważnie przyglądano się z Kremla. Imperialistyczne zapędy Putina musiały doprowadzić do konfliktu.

Polacy nie mieli trzydziestu lat, ale zaledwie kilkanaście, by odbudować swoją państwowość po zaborach, zniszczeniach spowodowanych Wielką Wojną, po dramatycznej walce o kształt granic, w tym zwycięskiej, ale kosztownej wojnie z bolszewikami. A jednak udało się dokonać wielu imponujących inwestycji gospodarczych, wprowadzić innowacyjne rozwiązania, również na płaszczyźnie wojskowej. Polscy uczeni, inżynierowie i kryptolodzy zapisali chlubną kartę w historii. Piękną kartę zapisali również polscy żołnierze.

Andrzej Ceglarski postanowił przyjrzeć się polityce wewnętrznej państwa, akcentując zepsucie, demoralizację, korupcję i małostkowość osób decyzyjnych. To właśnie ich działania miały doprowadzić do katastrofy wrześniowej. Problem polega na tym, że z takim ujęciem można zgodzić się jedynie częściowo. Tak, krótkowzroczność elit była bez wątpienia hamulcem rozwoju i pozytywnych przemian. Tak, polskie elity nie potrafiły w krótkim czasie stworzyć armii zdolnej przeciwstawić się najazdowi nazistowskich Niemiec i sowieckiej Rosji.

REKLAMA

Ponawiam pytanie: dlaczego skojarzenia z sytuacją na Ukrainie wydają się oczywiste? Z jednej strony mamy przed oczami ogrom zbrodni, spętane ręce ofiar, przestrzelone czaszki. Zadajemy sobie pytanie: jak to jest możliwe w XXI wieku? Myślę, że podobne pytania zadawano sobie przed ponad osiemdziesięciu laty. Wówczas zachód milczał, doceniał imponujący (trzeba to przyznać) postęp, jaki dokonał się w Niemczech lat trzydziestych, ignorował zbrojenia, które były jawnym pogwałceniem traktatów międzynarodowych. Polacy byli zdani sami na siebie, nie doczekali się zdecydowanej reakcji sojuszniczej Anglii i Francji, choć głęboko wierzyli, że dotrzymają zobowiązań. Argument sprowadzający się do założenia, że przecież Londyn i Paryż nie miały takiego obowiązku, jest nietrafiony, bo przecież zdecydowana postawa mocarstw zachodnich mogłaby powstrzymać zapędy dyktatora III Rzeszy. Brzmi znajomo?

O to mam największe pretensje do Andrzeja Ceglarskiego. Owszem, autor przytacza aż nadto przykładów lekkomyślności polskich elit. Za to niewątpliwie należy pochwalić autora. Nawet, jeżeli niektóre przykłady odczytuje zbyt literalnie. Problemem jest kontekst. Z recenzowanej publikacji można wysnuć wniosek (nie wiem, czy było to intencją autora), że wszystko, co przytrafiło się dobrego, było splotem różnych okoliczności, a nie efektem trafnych decyzji, mądrych pomysłów i wytężonej pracy.

Autor jest prawnikiem, toteż zebrał w swej publikacji obszerny materiał stanowiący podstawę do stworzenia aktu oskarżenia – oczywiście wszystkich winnych możemy sądzić jedynie w obliczu historii i dla przyszłych pokoleń. Jednak autor wciela się w rolę oskarżyciela, a zapomina o argumentach obrony – część z przytoczonych przez niego win możemy łatwo obalić, nad innymi będziemy dyskutować, w innych przyznamy mu rację. Passus o mafii rządzącej wojskiem brzmi rzeczywiście jak żywcem wyjęty z mowy prokuratora, ale dla historyka nie jest w pełni uczciwy. Nie można bowiem doszukiwać się kontrapunktów w stanie idealnym, gdzie kadry są dobierane podług klucza kompetencji, prawości, zdolności przywódczych. Kontrapunktem może być raczej najlepiej zorganizowana armia któregoś z państw europejskich. Czy brytyjskie wojsko było wolne od gier personalnych? Czy we Włoszech o awansie na szczeblach wojskowych decydowały jedynie kompetencje? Czy Francuzi zbudowali armię i umocnienia o silnym potencjale obronnym?

To oczywiste, że jak głosi starożytna zasada Sun Zi, generałowie przygotowują się do poprzedniej wojny. Istotnie, lista grzechów popełnionych przez elity polityczne i wojskowe II Rzeczypospolitej jest długa. Tragedia września 1939 roku to nie tylko niedostateczne przygotowanie do wojny i błędy popełnione na polu bitwy, ale również rozliczne i bezprzykładne zbrodnie. Nie zapominajmy jednak o tym, że to nie Polska wywołała II wojnę światową, nie Polska jest odpowiedzialna za ogrom strat ludzkich i materialnych. To nie Polska zgotowała tragiczny los cywilom, nie ona niszczyła i grabiła bezcenne zabytki. I tak, mogła zrobić dużo więcej – ale nie mogła dokonać niemożliwego.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Andrzeja Ceglarskiego „Wrzesień 1939. Sprawcy polskiej klęski” bezpośrednio pod tym linkiem, dzięki czemu w największym stopniu wesprzesz działalność wydawcy lub w wybranych księgarniach internetowych:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Ewelina Piątkowska
Absolwentka historii i socjologii. Interesuje się historią społeczną krajów Europy Środkowej. Zaczytuje się w powieści realistycznej i uwielbia spacery ulicami krakowskiego Kazimierza.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone