Bartłomiej Kluska – „Automaty liczą. Komputery PRL” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-09-28 17:42
wolna licencja
poleć artykuł:
Opowieść jak z dobrego filmu science-fiction: ogromne maszyny naszpikowane elektroniką, technologia, o której człowiek nie posiada szerokiej wiedzy i błądzi po omacku, ucząc się na własnych błędach. Wszystko to jednak sprowadza się do rzetelnej relacji z początku rozwoju polskiej techniki komputerowej, kiedy to, podążając za zachodnimi wzorcami, nasi rodacy osiągali pierwsze sukcesy w tej dziedzinie.
REKLAMA
Bartłomiej Kluska
Automaty liczą. Komputery PRL
nasza ocena:
5/10
cena:
27,00 zł
Wydawca:
Novae Res
Rok wydania:
2013
Okładka:
miękka
Liczba stron:
210
Format:
121x195 mm
ISBN:
978-83-7722-767-1

Książkę Bartłomieja Kluski Automaty liczą. Komputery PRL można potraktować jako solidny początek dłuższej opowieści, zalążek czegoś, co ma szanse stać się informatycznym i technologicznym kompendium. Historia polskich komputerów rozpoczyna się, nieco przewrotnie, w Stanach Zjednoczonych – czyli tam, gdzie swój początek miał ENIAC, maszyna budowana w latach czterdziestych na Uniwersytecie Pensylwanii z myślą o usprawnieniu obliczeń wojskowych. Jak dowiadujemy się z książki:

ENIAC szokował już swoimi gigantycznymi rozmiarami (9 na 15 metrów elektroniki), wagą (30 ton), a także niespotykaną niezawodnością. Maszyna zbudowana z 18 tysięcy lamp elektronowych (jak słusznie przypominał „Vadimus”, dobrej klasy radio wykorzystujące 10 lamp, najnowocześniejszy zaś nadajnik radarowy – 400) potrafiła działać bez żadnych usterek nawet przez trzy dni! O wyjątkowości ENIAC-a stanowiły jednak przede wszystkim jego zdolności rachunkowe – mógł wykonywać do 5000 dodawań na sekundę.

Stany Zjednoczone, stanowiące punkt wyjścia do opowieści o budowie pierwszych maszyn liczących i prototypów współczesnych komputerów w okresie PRL, pojawiają się na łamach książki niejednokrotnie. Uzmysławia to jedynie, jak duża przepaść technologiczna i gospodarcza dzieliła USA i Polskę po zakończeniu II wojny światowej.

Dużym atutem książki jest precyzja przekazu i selekcja informacji. Autor ściśle trzyma się wyznaczonego planu i wytyczonych tematów, nie czyni obszernych dygresji, które w książkach popularnonaukowych bardzo często zakłócają właściwą opowieść i wprowadzają zbędne zamieszanie, wytrącając czytelnika z głównego wątku. Z drugiej jednak strony, Kluska sprawnie „przemyca” w swojej opowieści skrótowe informacje i wzmianki na temat trudnego okresu, jaki przechodziła powojenna gospodarka i polityka – co oczywiście znalazło swoje odbicie także w sferze nauki i techniki.

Bartłomiej Kluska zmierzył się z zadaniem niełatwym. Przedstawienie historii polskiej komputeryzacji w czasach PRL z pewnością nastręczyło autorowi wielu problemów, jednak w efekcie końcowym książka budzi pewien niedosyt. Niewielkich rozmiarów publikacja (o równie niewielkiej ilości stron) jest adresowana zarówno do specjalistów, jak i laików, którzy dopiero zaczęli zgłębiać temat lub traktują historię komputeryzacji jedynie jako osobliwą ciekawostkę. Bardzo trudno w takim przypadku osiągnąć kompromis, wydaje się on niemal niemożliwy – i choć autor książki starał się zachować pozory „jasności” przekazu przy jednoczesnym fachowym i eksperckim języku, nie zdołał on uniknąć pułapek, jakie czekają na pisarza podczas kierowania książki do tak dużej i niejednorodnej publiczności.

REKLAMA

Odbiorców zaznajomionych z tematem, specjalistów w swej dziedzinie, na pewno uderzy pobieżne potraktowanie pewnych wątków, laicy natomiast będą odczuwali niezrozumienie wobec wybranych zagadnień. W krótkim odautorskim słowie zamieszczonym na końcu publikacji możemy dowiedzieć się, że Kluska zdaje sobie sprawę z owych trudności – problem mogłyby rozwiązać obszerniejsze przypisy, których w książce niestety brak. Stanowiłyby one wyjaśnienie dla osób, które nie do końca rozumieją skomplikowane aspekty środowiska komputerowego, podnosząc jednocześnie walory merytoryczne publikacji i odsyłając czytelników-specjalistów do szerszego kontekstu. Przypisy – jak się okazuje na samym końcu – są, lecz znajdują się na stronie internetowej autora. Nie jest to jednak zbyt dobre rozwiązanie…

Książkę uzupełnia kilka czarno-białych fotografii, które pozwalają zobrazować to, o czym opowiada autor. Nawet najdokładniejszy opis skomplikowanych maszyn liczących nie da wyobrażenia tego, czym urządzenia te naprawdę były.

Automaty liczą to dobra lektura dla wszystkich tych, którzy nie są fachowo związani ze środowiskiem informatycznym i komputerowym, a jedynie ciekawość i chęć posiadania ogólnej wiedzy w tym temacie skłoniła ich po sięgnięcie po publikację Bartłomieja Kluski. Może to być książka „pierwszego kontaktu”, dająca zarys problemu i stanowiąca zaczątek pasjonującej dyskusji.

Zobacz też:

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Iwona Łoza
Absolwentka filologii polskiej oraz kulturoznawstwa i wiedzy o mediach na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Jej zainteresowania krążą wokół rynku wydawniczego, edytorstwa, historii mediów i pisma, marketingu internetowego, social media oraz mistycznej krainy wiecznego śniegu – Tybetu. Najchętniej czyta nową literaturę polską, przewodniki turystyczne, książki Marqueza, Nabokova, Vargasa Llosy oraz ciekawe reportaże. Wolny czas spędza na trekkingu w Tatrach.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone