Bitwa morska w sercu miasta, czyli jak bawili się Rzymianie? (cz. 1)

opublikowano: 2018-07-19, 19:01
wolna licencja
Potężne Imperium Romanum kojarzy nam się przede wszystkim z wielkimi wodzami, myślą prawniczą, literaturą czy monumentalnymi budowlami. Mniej natomiast mówi się o rzymskich zwyczajach, szczególnie tych związanych ze świętowaniem, życiem społecznym i religią. Te są może mniej spektakularne niż wspomnienia triumfów Cezara czy Augusta, za to równie ciekawe. Oto niektóre z nich.
reklama

Rozrywki rzymskie często były związane z równoczesnym demonstrowaniem potęgi imperium przez warstwę rządzących, którzy dzięki temu osiągali własne cele. Nie należy zapominać, że igrzyska i inne święta ludowe organizowane były przez urzędników, obieralnych, ale nie opłacanych (potem także przez cesarzy). Musieli oni dysponować dużymi sumami na pokrycie kosztów publicznych przedsięwzięć. Dlatego też funkcje publiczne były w praktyce zarezerwowane niemal wyłącznie dla ludzi zamożnych, którzy mogli podołać wydatkom. Imprezy w istocie stanowiły prezentację siły warstw wyższych, które prowadząc politykę „chleba i igrzysk” (panem et circenses), umacniały swoją władzę i utrzymywały wysoki stopień poparcia społecznego dla swych rządów.

Triumfy i owacje – bogactwo i zabawa

Najbardziej spektakularnymi spośród rzymskich rozrywek, nie licząc igrzysk, były wielkie uroczystości i święta państwowe. Ich charakter był nierozłącznie powiązany z religią, która dominowała w życiu publicznym Imperium zarówno za czasów Republiki, jak i w okresie Cesarstwa. Nie istniał osobny stan kapłański – z bogami kontaktowali się wybrani do tych celów urzędnicy państwowi zgrupowani w kolegiach (w okresie późniejszym pełnili takie funkcje również z mianowania).

Relief z Łuku Tytusa: pochód z trofeami zdobytymi w Jerozolimie w roku 70 (fot. Steerpike, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0).

Religia miała w Rzymie wymiar publiczny. Nie było istotne to, w co wierzył pojedynczy człowiek – ta kwestia nikogo nie obchodziła. Miał on natomiast obowiązek podtrzymywania tradycji przodków, składania ofiar oraz uczestnictwa w publicznych świętach i oddawaniu czci bogom odpowiedzialnym za pomyślność państwa. Tak, italskie siły nadprzyrodzone opiekowały się całym Imperium Romanum i gniewały się, gdy jego mieszkańcy zaniedbywali swoje religijne obowiązki, nie przestrzegali rytuałów lub utartych zwyczajów. Podobnie pietas – „pobożność” – oznaczała w pierwszej kolejności należyte wypełnianie powinności obywatela wobec kraju, a dopiero później wobec rodziny, z której się wywodził.

Co bardzo istotne, wszystkie rzymskie rytuały religijne miały ściśle określony przebieg. Jeśli ten został zakłócony (np. pomyleniem słów lub gestów), należało go ponownie odprawić w prawidłowy sposób. To zapewniało nienaruszalność obrzędu i jego zgodność z tradycjami przodków.

reklama

Dla ludzi Republiki i Cesarstwa wielkie znaczenie miała wojna jako źródło potęgi ich państwa. Większość kampanii kończyła się zwycięstwami znakomicie przygotowanych, przeważających liczebnie nad wrogami armii. Zwycięskich wodzów czekały za to wyjątkowe nagrody, a mieszkańców miasta – możliwość zabawienia się w blasku chwały świetnego dowódcy.

Najważniejszym wyróżnieniem przysługującym zwycięskiemu wodzowi rzymskiemu był triumf. Prawo do niego przyznawał senat zwierzchnikowi armii posiadającemu imperium (oznakę dowództwa), który odniósł poważne i krwawe zwycięstwo nad zewnętrznym wrogiem Rzymu, przynoszące równocześnie poszerzenie granic państwa. Jednocześnie wojna musiała zostać zakończona. W okresie Cesarstwa triumf przysługiwał już tylko cesarzowi (a także, nieco później, wyznaczonym przez niego następcom tronu).

Tu skoncentrujemy się nie na politycznych aspektach triumfu, ale na tym, jak przebiegała sama ceremonia i jak świętowano wielkie zwycięstwa wojenne. Cały Rzym brał udział w uroczystych obchodach razem z wodzem. Miasto, jego place i ulice przyozdabiano girlandami, otwierano świątynie, a na ołtarzach palono wonności z dalekich krain (tj. kadzidła sprowadzane z Arabii).

Procesja wyruszała z Pola Marsowego, od tzw. bramy triumfalnej (porta triumphalis), a jej trasa kończyła się w świątyni Jowisza na wzgórzu kapitolińskim. Pochodowi towarzyszyły tłumy mieszkańców, a na samą procesję składało się kilka grup. Jedną z nich tworzyli ci, którzy prezentowali łupy zdobyte na wrogach. Stanowiły je zbroje, broń, złoto i srebro, napisy, obrazy przedstawiające zagarnięte ziemie, podobizny najważniejszych spośród wodzów. Niesiono też symboliczne wieńce triumfalne i prowadzono dzikie zwierzęta, takie jak słonie, żyrafy, strusie czy tygrysy. W ofierze dla Jowisza składano białe byki – one również znajdowały się w tej części pochodu. Warto tu dodać, że łupy czasem były tak olbrzymie, że z ich powodu znoszono świadczenia na rzecz państwa!

Koloseum, zwane w starożytności oficjalnie Amfiteatrem Flawiuszów (fot. Diliff, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Ogólny).

Defiladę otwierali trębacze i inni muzycy, za nimi prowadzono ujętych przeciwników oraz ważnych zakładników zakutych w łańcuchy. U stóp Kapitolu mieściło się Więzienie Mamertyńskie, gdzie zabijano (choć nie zawsze i nie wszystkich) jeńców po zakończeniu imprezy. Następnie prezentowała się grupa triumfatora, na czele której szli liktorzy, a po nich – senatorowie. Za nimi, na wozie, tzw. kwadrydze, zaprzężonej w cztery białe konie i ozdobionej bogato wawrzynem oraz ornamentami, jechał wreszcie sam zwycięski wódz. Na tę okazję przywdziewał on purpurowy, haftowany płaszcz oraz wieniec laurowy, a także koronę z liści dębu, w rękach trzymał z kolei laur oraz berło. Razem z triumfatorem szły jego rodzina: dzieci, rodzice oraz żona.

reklama

Za wodzem znajdowali się zwycięscy żołnierze niosący zdobyte sztandary i symbole. Byli karnie ustawieni i mieli przy sobie broń. Po nich wędrowało pospólstwo śpiewające różne, nie zawsze chwalebne, pieśni.

Triumfator składał ofiarę w świątyni Jowisza Największego Najlepszego, a następnie w świątyni Marsa Mściciela. Potem zarządzał uroczystą ucztę dla wszystkich członków pochodu, a w dniu następnym rozdzielał nagrody pieniężne wojsku. W tym samym czasie lud się bawił – imprezy trwać mogły i kilka dni.

Nieco skromniejszy charakter od triumfu miała owacja, formy te różniły się szczegółami. Wódz odbywający owację wkraczał do Rzymu pieszo na czele pochodu, którego członkami byli senatorowie, a jego głowę ozdabiał mirt. Zwyczaj ten zmienił Juliusz Cezar, który w trakcie owacji wjechał do miasta konno. Uroczystości te były jednak nieco mniej okazałe.

Histmag potrzebuje Twojej pomocy! Wesprzyj naszą działalność już dziś!

Na śmierć i życie – walki gladiatorów

Igrzyska początkowo stanowiły element ceremonii religijnych, w których udział właśnie ze względu na poczucie odpowiedzialności za państwo uznawany był przez wielu Rzymian za konieczność. Liczba dni świątecznych w roku stale rosła, w IV w. n.e. sięgnęła aż 175.

Jedną z najbardziej spektakularnych atrakcji dla mieszkańców Rzymu były igrzyska państwowe, podczas których odbywały się wyścigi rydwanów, walki gladiatorów, ludzi ze zwierzętami lub samych zwierząt. Dwoma najsławniejszymi obiektami stolicy imperium, w których miały miejsca owe atrakcje, były Cyrk Wielki oraz Koloseum. Były to budowle stałe i kamienne, początkowo jednak amfiteatry ustawiano jedynie tymczasowo. Wykonywano je wówczas z drewna (w formie dwóch półkoli), co powodowało duże zagrożenie pożarami i – jak się okazywało – zawaleniami. Jeszcze wcześniej starcia odbywały się w otwartej przestrzeni.

reklama
Pollice Verso , obraz Jean-Léona Gérôme'a (1872, domena publiczna)

Charakterystyczną dla Rzymu rozrywką były organizowane w amfiteatrach wspomniane już walki gladiatorów, tj. uzbrojonych i specjalnie szkolonych do udziału w starciach niewolników lub przestępców. Stanowiły one w dużej mierze odpowiednik obecnych zawodów sportowych, z jedną wszakże zasadniczą różnicą: toczono prawdziwe boje, których stawką było życie ludzkie. Podczas pojedynczego przedstawienia walczyć mogło nawet ponad pięciuset ludzi. Cesarz Trajan uczcił swoje zwycięstwo nad Dakami (ludem z obszaru dzisiejszej Rumunii) wysyłając na śmierć w ciągu czterech miesięcy 10 tysięcy ludzi i 10 tysięcy dzikich zwierząt. Atrakcja ta przyciągała każdorazowo wielkie tłumy widzów – dzielili się oni na stronnictwa (o barwach zielonej i niebieskiej), bawili, pili i ucztowali, a także załatwiali interesy. A kogo właściwie podziwiali?

Gladiatorzy dzielili się na kilka grup w zależności od tego, jak byli uzbrojeni. Byli więc Samnici wyposażeni w okrągłą tarczę, nagolennik, rękaw, hełm i miecz lub włócznię, Trakowie z zakrzywionym mieczem i małą tarczą, czy Gallowie w hełmie, z tarczą i mieczem. Występowali także m.in. sieciarze (zarzucali sieć na przeciwnika). Z obawy przed buntem nie pozwalano im mieć własnej broni, utrzymywano też twardą dyscyplinę i surowe normy zachowań. Wojownicy ci byli przygotowywani do swej profesji w specjalnych szkołach, z których najsłynniejsze mieściły się Rzymie (tzw. Wielka Szkoła oraz dwie inne), a także w Kampanii i Rawennie.

Najczęściej gladiatorzy ginęli młodo – każdy z nich wiedział, że niezależnie od tego, ile zwycięstw odniósł, to nadejdzie zapewne dzień, gdy trafi na kogoś silniejszego. Rekordzista miał walczyć 51 razy. Powszechnie przyjmuje się, że słynny gest kciuka uniesionego w górę oznaczać miał łaskę dla wojownika, a kciuk zwrócony na dół – pragnienie dobicia pokonanego, ale nie jest to do końca wyjaśnione. Pewne jest jednak, że cesarzy poddawano na zawodach ogromnej presji hałaśliwej i żądnej krwi publiczności, nigdzie indziej tak bardzo nie widocznej.

Sama instytucja igrzysk, podczas których toczono walki na śmierć i życie, pochodziła zapewne od Etrusków. Jeśli tak było w istocie, to zwyczaj organizowania zawodów gladiatorów dotarł do Rzymu w VI w. p.n.e. i wywodził się z poświęcania zmarłym ludzi w ofierze całopalnej. W Republice pojedynki uzbrojonych niewolników służyły więc nie tylko uciesze zgromadzonych w amfiteatrze, ale były też formą kultywowania pamięci o przodkach, powiązane przy tym były z grudniowym świętem ku czci Saturna. Być może jednak ta forma rozrywki dotarła do „serca świata” z położonego w centrum Italii Samnium na przełomie IV i III w. pn.e.

reklama
Ave Caesar Morituri te Salutant , obraz Jean-Léona Gérôme'a (1859, domena publiczna)

Najlepsi spośród wojowników cieszyli się wielką sławą między widzami, choć ich pozycja społeczna była bardzo niska. Niektórzy potrafili jednak awansować do rangi szanowanych obywateli, czego dowodzą inskrypcje z Azji Mniejszej. Inni cieszyli się sympatią ludzi podobnie jak dzisiejsi idole sportowi. Podziwiano ich męstwo, siłę, odwagę, a także urodę. Poległym wystawiano nierzadko piękne nagrobki. Najbardziej znanymi gladiatorami w historii Rzymu byli słynny Trak Spartakus oraz jego towarzysze, którzy w latach 73-71 p.n.e. wywołali niebezpieczne dla porządku w Italii powstanie niewolnicze, krwawo stłumione przez Marka Licyniusza Krassusa.

Arystokraci nie mogli brać udziału w igrzyskach w roli zawodników. Gdy sam cesarz Kommodus wychodził na arenę, konsternacja wśród elit była ogromna. Uznawano to za rzecz przynoszącą mu hańbę i walnie przyczyniło się do jego upadku (spowodowało utratę autorytetu wśród wyższych sfer wskutek postępowania niegodnego warstw rządzących), Podobno występował ponad siedemset razy, a z jego ręki zginąć miało nawet tysiąc sieciarzy. Potrafił też ponoć podczas jednych igrzysk ściąć setkę strusi...

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Dzikie zwierzęta... i sztuczne morze

Mozaika przedstawiająca rozrywki rzymskie, w tym walki ze zwierzętami (domena publiczna).

Walki ze zwierzętami w ogóle odznaczały się wielką brutalnością i wielkimi liczbami ofiar. Np. w czasie obchodów tysiąclecia miasta Rzym sprowadzano je zwykle z odległych krain, m.in. Mauretanii czy Egiptu. Na arenach zabijano strusie, lwy, żyrafy, tygrysy, a nawet hieny, antylopy, nosorożce i bawoły (napuszczano także jedne gatunki na drugie). Schwytanie ich żywcem, a następnie przywiezienie do Italii, było poważnym problemem, przede wszystkim logistycznym, dlatego pojawienie się najrzadszych z nich, jak nosorożców, stanowiło niebywały rarytas.

reklama

Specyficzny rodzaj walk organizowanych w ramach igrzysk stanowiła tzw. naumachia, czyli sztuczna bitwa morska. By móc ją stoczyć, należało zalać wodą wielkie połacie terenu, zbudować flotę (trój- i czterorzędowce) i przygotować odpowiednio walczących z pokładów okrętów gladiatorów oraz jeńców wojennych. Jedną z pierwszych naumachii opisał Swetoniusz. Podał, że Juliusz Cezar kazał przygotować wielkie jezioro na Polu Marsowym, gdzie zetrzeć ze sobą miały się floty egipska i tyryjska, a w ich składzie 3,2 tys. ludzi. August z kolei, z okazji poświęcenia świątyni Marsa Mściciela ku czci przybranego ojca – Cezara – wydał bitwę na prawym brzegu Tybru – liczebność wojsk wynosić miała 6 tysięcy. Znana jest także naumachia z czasów Klaudiusza (z udziałem ok. 19 tys. gladiatorów).

Rozrywka ta była bardzo widowiskowa, ale również bardzo niebezpieczna. Po zakończeniu imprezy należało bowiem spuścić wodę (basen stanowił m.in. poważne zagrożenie epidemiologiczne). Za czasów Klaudiusza wydano ucztę nad sztucznym jeziorem w czasie, gdy otwierano drogę dla wód. Te obaliły szereg urządzeń ustawionych na brzegu i wywołały popłoch. Nie wiadomo, ilu ludzi zginęło, ale straty musiały być poważne. Nierzadko w takich sytuacjach tratowano ludzi.

Za rządów cesarza Filipa I Araba (lata 244-249 n.e.) obchodzono uroczyście tysiąclecie państwa rzymskiego (Liwiusz uznał, że miasto założono w 753 r. przed Chr., a więc milenium upływało w roku 247/248 n.e.) Z tej okazji władca wydał igrzyska, podczas których walczyły tysiące ludzi. Odbyła się także sztuczna bitwa morska.

Trzeba powiedzieć, że była to rozrywka bardzo droga, wykonanie wszystkich elementów niezbędnych do jej przeprowadzenia, czyli m.in. wyszkolenie gladiatorów i przekopanie terenu były bardzo czasochłonne i kosztowne. W tej sytuacji nie powinno dziwić, że nie ma zbyt wielu wzmianek źródłowych o spektakularnych, wyrafinowanych imprezach tego rodzaju.

Naumachia (aut. Ulpiano Checa, 1894, domena publiczna).

Igrzyska miały wielu zwolenników, ale i szereg przeciwników, głównie wśród wykształconych pisarzy wyższych sfer, którzy uważali je za nadmiernie brutalną i krwawą rozrywkę dla tłumu. Wzmianki o krytyce tych imprez zachowały się dla niemal całego okresu ich istnienia. Dopiero jednak po przyjęciu chrześcijaństwa zaniechano wydawania niektórych niegodnych – zdaniem nowych, wpływowych ideologów – widowisk. Ludzi jednak w dalszym ciągu zamęczano i nadal bawiło to masy – pod tym względem nic się nie zmieniło.

Tematyka publicznych rozrywek rzymskich pokazuje wyraźnie przede wszystkim wielki wpływ wierzeń na życie codzienne ludzi antyku. To także świadectwo wysokiej sprawność aparatu państwowego (w tym m.in. propagandy). Warto zauważyć, że rozmachem, rozmaitością i bogactwem wrażeń oraz sposobów zażywania przyjemności krąg kulturowy starożytnego Rzymu w niczym nie ustępował czasom późniejszym – także i naszym.

POLECAMY

Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!

Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!

Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/

Bibliografia:

  • Balbuza Katarzyna, Triumfator. Triumf i ideologia zwycięstwa w starożytnym Rzymie epoki Cesarstwa, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2005.
  • Grant Michael, Gladiatorzy, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1987.
  • Hartz Cornelius, My chcemy orgii! Jak świętowali starożytni Rzymianie, Bellona, Warszawa 2017.
  • Herodian, Historia Cesarstwa Rzymskiego, Ossolineum, Wrocław 2003.
  • Jaczynowska Maria, Religie świata rzymskiego, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1990.
  • Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta. Księgi XLI-XLV. Periochy (Streszczenia) ksiąg XLVI-CXLII, Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1982.
  • Tacyt, Dzieła, Czytelnik, Warszawa 2004.
  • Zerbini Livio, Starożytne miasto rzymskie. Historia i życie codzienne, Bellona, Warszawa 2008.
reklama
Komentarze
o autorze
Tomasz Brodzki
Absolwent Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach na kierunku historia. Interesuje się dziejami starożytnego Rzymu, zwłaszcza okresu tzw. złotego wieku. W chwilach wolnych pracuje w ogródku, czyta i słucha muzyki.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone