Bitwa o Charków 1942, czyli jak nie nastał koniec wojny

opublikowano: 2022-06-22 18:02
wolna licencja
poleć artykuł:
W maju 1942 roku na froncie wschodnim miała miejsce niezwykła sytuacja, w niespotykanej wówczas skali. Armia Czerwona i Wehrmacht praktycznie w tym samym czasie i w tym samym miejscu zaplanowały, przygotowały i przeprowadziły potężne ofensywy, rzucając do walki łącznie ponad 2000 czołgów i milion żołnierzy.
REKLAMA
Niemiecki żołnierz z karabinem MG 34 na froncie wschodnim w 1942 r. (fot. Bundesarchiv, Bild 101I-274-0498-15 / Emskötter)

Jak doszło do tego, że planiści sowieckiej Stawki (najwyższy organ wojskowy ZSRR) i nazistowskiego OKH (Oberkommando des Heeres) mając do dyspozycji prawie 2800 km frontu, zdecydowali się jednocześnie na uderzenie w ten sam maleńki punkt na mapie? Jakie cele im przyświecały? Kto wyszedł z tego zderzenia zwycięsko?

W poszukiwaniu decydującego ciosu

Po wyniszczających walkach na przełomie roku, front wschodni jedynie pozornie wydawał się uporządkowany. Bliższa perspektywa ukazywała pełną nierówności linię. Nierzadkie były sytuacje, w których każda ze stron była częściowo otoczona, a nieraz nawet całkowicie zamknięta w kotłach (np. Niemcy pod Demiańskiem czy Sowieci na południe od Leningradu).

Silne przeświadczenie Adolfa Hitlera o rychłym zwycięstwie, które żywił na początku 1942 roku, nie powinno szczególnie dziwić – właśnie z takim nastawieniem dokonywał on agresji latem 1941 roku, a zatrzymanie marszu niezwyciężonej armii niemieckiej zimą, postrzegał jako chwilowe. Co ciekawe, Józef Stalin miał dokładnie taki sam ogląd sytuacji, tyle że wobec własnych możliwości i był przekonany, że to Niemcy są już u kresu sił. O ile większość sztabu sowieckiego dyktatora, poza Siemionem Timoszenką, nie podzielała tego entuzjazmu, to niemieckie dowództwo poczynając od Franza Haldera (szefa sztabu generalnego), było dokładnie tego samego zdania co Führer. Żywiąc przekonanie o wyczerpaniu sił przeciwnika, obydwaj dyktatorzy zaczęli szukać miejsca na jeden, decydujący cios, który miał rozstrzygnąć wojnę.  

Kierunek północny zgodnie odrzucały obydwie strony. Był to trudny teren do przeprowadzenia ofensywy (bagna, lasy, jeziora). Główny cel z punktu widzenia Niemiec był już otoczony (Leningrad), a dalsze przebijanie się w kierunku północnym nie zmieniało nic w sytuacji strategicznej III Rzeszy. Kierunek centralny, w którego sercu leżała Moskwa, w obliczu potencjalnej ofensywy niemieckiej planiści sowieccy uznawali za realny. Niemcy nie byli jednak skłonni atakować w tym miejscu, na co wpływ miały doświadczenia z zimy 1941/1942 i mocne pozycje obronne przygotowane przez Rosjan w tym sektorze.

REKLAMA

Odrzucając więc północ i centrum sztabowcom pozostawał południowy odcinek frontu. Dla Stawki ten kierunek był korzystny z uwagi na uwarunkowania terenu i ograniczone możliwości prowadzenia działań defensywnych przez przeciwnika. Dla Niemców, oprócz dokładnie tych samych elementów, dodatkowym celem był Donbas, a w dalszej perspektywie otwarta droga do pól naftowych Kaukazu.

Mapa walk i położenia linii frontu w rejonie Charkowa pomiędzy 12 maja a 15 czerwca 1942 roku (fot. Grafikm fr)

Dwie oddzielne kultury wojskowe, za sprawą swych najlepszych sztabowych ekspertów, z tygodnia na tydzień zbliżały się do wybrania tego samego miejsca na wielkie rozstrzygnięcie. Zarówno Niemcy jak i Sowieci wierzyli, że rok 1942 przyniesie za sobą decydujący tryumf i koniec wojny.

Front pod Iziumem

Szerokie i długie na prawie 100 km wybrzuszenie iziumskie pozostawało wbite w niemiecką linię frontu w stronę Krasnohradu i przypominało wielki worek, u podstawy którego leżało przemysłowe miasto Izium. Wybrzuszenie powstało w styczniu 1942, gdy na Wehrmacht spadała ofensywa za ofensywą. Ze względu na fatalną logistykę i niewielką mobilność jednostek uderzeniowych, przełamanie frontu pod Iziumem nie było jednak satysfakcjonujące. Niemcy zdołali zareagować na czas, choć w niektórych miejscach odsiecz przybywała dosłownie w ostatniej chwili. Sowieci uzyskali z kolei pewne korzyści taktyczne, jednak nie miały one wpływu na perspektywę strategiczną.

Dla jednej i drugiej strony wybrzuszenie niosło ogromne możliwości oraz zagrożenia. Owładnięci koncepcją „głębokich operacji” Sowieci mogli traktować Izium, jako dobrze zabezpieczony punkt do wyprowadzenia serii takich działań i zmiany strategicznej sytuacji. Dla Niemców, dążących w walce z każdym przeciwnikiem do oskrzydlenia (tzw. Kesselschlacht), wybrzuszenie wydawało się sytuacją idealną. Od początku mogli otoczyć wroga z trzech stron i to jeszcze przed rozpoczęciem walk.

Timoszenko, mając na celu zniszczenie sił broniących Charkowa i odzyskanie miasta, zgromadził 640 000 żołnierzy, 1200 czołgów, 13 000 dział i prawie 1000 samolotów. Potężne siły sowieckie ściśnięte w „worku” wybrzuszenia iziumskiego, miały stanowić południowe ramię kleszczy. Po dokonaniu wyłomu przez 6. Armię wraz z Grupą Bobkina, w lukę miały wedrzeć się dwa sowieckie korpusy pancerne, a VI Korpus Kawalerii miał pognać wprost na zachód w kierunku Kransohradu. To właśnie z tymi korpusami miał spotkać się III Gwardyjski Korpus Kawalerii, atakujący od północny przez wyłom dokonany siłami 21., 28. i 38. Armii. Po drobnych korektach harmonogramu ofensywa sowiecka miała rozpocząć się 12 maja.

REKLAMA

Po drugiej stronie trwał już w najlepsze proces planistyczny Fall Blau, którego ostateczny koniec znany jest jako Bitwa o Stalingrad. Zanim jednak Niemcy mieli sięgnąć po ostateczne – jak sądzili – zwycięstwo, poprzedzone zniszczeniem gospodarki sowieckiej oraz sięgnięciem po pola naftowe Kaukazu, musieli dokonać dwóch rzeczy – zdobyć do końca Krym i wyprostować front za sprawą likwidacji wybrzuszenia wokół miasta Izium.

Z perspektywy map sztabowych to drugie zadanie wydawało się bardzo klarowne. Za sprawą dwóch szybkich uderzeń Wehrmacht planował odciąć siły sowieckie, a następnie zniszczyć je w pełnym okrążeniu. Ponieważ wybrzuszenie znacznie wdzierało się w linie niemieckie, pozycje wyjściowe do ataku były doskonałe, a sam manewr wydawał się stosunkowo nieskomplikowany. Operację „Fridericus” (z niem. Fryderyk) zrealizować miała Grupa Armii von Kleista, atakując od północy i 6. Armia gen. Paulusa od południa. W natłoku prac planistycznych związanych z „Fall Blau” temat wybrzuszenia był traktowany nieco po macoszemu. Ze względu na ryzyko kontrataków na skrzydło maszerującej wzdłuż rzeki Doniec 6. Armii niemieckiej, planowano rozpocząć operację 22 kwietnia, gdy stan wody w rzece miał być najwyższy. Dzięki temu flankę 6. Armii zabezpieczałaby sama rzeka. Ostatecznie jednak Hitler postanowił zaryzykować, celem osiągnięcia jak największych łupów. Nową datę operacji wyznaczono na 18 maja.

REKLAMA
Paul Ludwig Ewald von Kleist (pierwszy od lewej) na terenie Ukrainy w 1941 roku (fot. Bundesarchiv, Bild 183-2005-1017-521 / Gehrmann, Friedrich)

Samo wybrzuszenie nie było głównym celem dla żadnej ze stron. Rosjanie oczekiwali uderzenia przeciwnika ponownie w kierunku stolicy, więc sama operacja miała pokrzyżować ich szyki oraz poturbować na tyle mocno, by doprowadzić na koniec 1942 roku do ostatecznego zniszczenia Wehrmachtu. Niemcy natomiast traktowali operacje „Fridericus” jako konieczną korektę frontu przed prawdziwym uderzeniem na Kaukaz a wcześniej Stalingrad.

R. Citinio w swojej książce o działaniach Wehrmachtu w 1942 roku trafnie zwrócił uwagę na ogromną symetryczność obu systemów wojskowych. To samo miejsce, podobne siły, zaplanowany czas operacji w odstępie kilku dni. To samo przeświadczenie o nieuchronnej klęsce przeciwnika i końcu wojny w trakcie trwającego roku. Absolutnie paradoksalnym przykładem tej symetrii był fakt, iż w ramach planowanej operacji najpotężniejsza formacja sowiecka, którą była 6. Armia, miała na celowniku niemiecką 6. Armie Paulusa...

Timoszenko atakuje, von Kleist atakuje

12 maja 1942 roku o godzinie 6:30 ciszę wiosennego poranka na północy i południu od Charkowa przerwał huk artylerii sowieckiej. Po godzinnej kanonadzie i następującym po niej nalocie na niemieckie pozycję, Armia Czerwona ruszyła do ofensywy. Mimo przewidywań wywiadu niemieckiego (sprawdziły się co do dnia) oraz rozważań takiego scenariusza przez Haldera i Bocka na początku maja Wehrmacht przeżył szok, doznawszy jednego z najmocniejszych dotychczas wstrząsów, jakie przyszło mu przyjąć. Przygotowujące się do ofensywy niemieckie armie były rozciągnięte i niewystarczająco zaopatrzone w jednostki piechoty. Przygotowanie do obrony pozostawiało wiele do życzenia, zwłaszcza że Niemcy sami szykowali się do ataku. W wielu oddziałach stan morale niebezpiecznie zbliżał się do granicy paniki – niemieccy żołnierze nie byli przygotowani na sowieckie uderzenie.

REKLAMA

Polecamy e-book Szczepana Michmiela – „II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”

Szczepan Michmiel
„II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
81
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-38-9
Siemion Timoszenko 

W pierwszych trzech dniach ofensywy na północy, a zwłaszcza na południu Niemcy spotkali się już z inną Armią Czerwoną niż tą, którą okrutnie pokonali podczas pierwszych miesięcy operacji Barbarossa. Precyzyjne, potężne uderzenia dokonywały przełamania praktycznie na każdym odcinku obrony niemieckiej, a za nimi wlewały się całą masą pancerne korpusy Sowietów. O ile na północy zarówno teren jak i doświadczenie jednostek Wehrmachtu trzymały front w linii, o tyle na południu odtworzenie przerwanej linii obronnej nie wydawało się możliwe. W trzy dni oddziały sowieckie przedarły się ponad 50 km w głąb, a w pewnym momencie znajdowały się ledwie 40 km od Połtawy, gdzie stacjonowało niemieckie dowództwo.

Sukces ten przysporzył Timoszence problemów, gdyż czołówki sowieckie znalazły się zbyt daleko od odwodów, ukazując tym samym problemy z prowadzeniem głębokich operacji. Kłopot polegał na tym, że kolejne jednostki rzutowe oraz całe zaopatrzenie musiały poruszać się po tej samej osi, w momencie gdy front przesuwał się coraz dalej. W końcu wysunięte jednostki zaczęły zwalniać, aż ostatecznie stanęły wobec tężejącej obrony i coraz mocniejszej przewagi Luftwaffe. Sowieci jednak nie dostrzegli momentu, w którym operację należało przerwać, co miało ich słono kosztować.

Klęska Timoszenki

Operacja Timoszenki, której owocem miał być zdobyty Charków, przyspieszyła niemiecką ofensywę o jeden dzień, zarazem modyfikując jej plany. Dla wychowanych w duchu Bewegungskrieg (wojna manewrowa) przedstawicieli niemieckiego korpusu oficerskiego, była wręcz prezentem. Gdy otrząsnęli się z pierwszego szoku, sprawnie i szybko skierowali swoje siły celem zamknięcia podstawy wybrzuszenia. Grupa von Kleista, złożona z 18 dywizji, uderzyła na pozycje sowieckie, zadając Armii Czerwonej potężne straty i wprawiając ją w szok, podobny do tego jakiego doznał Wehrmacht zaledwie parę dni wcześniej.

REKLAMA
Żołnierze piechoty niemieckiej obserwują sytuację na froncie pod Charkowem

W czasie gdy Sowieci nadal atakowali, na ich tyłach niemieckie natarcie zacieśniło coraz mocniej pętlę okrążenia. W odpowiedzi na atak, Timoszenko postanowił przeć dalej, rzucając w środek kotła swoje odwody w postaci pancernych korpusów. Dopiero po 48 godzinach oprzytomniał i wydał rozkaz odwrotu, jednak okazało się, że wprawiona w ruch potężna machina nie jest w stanie zawrócić. Planując operację Sowieci nie przewidzieli, że w razie kłopotów, będą musieli wycofać się po tej samej osi, po której przeprowadzono atak. Skutkowało to zderzeniem wycofujących się sił sowieckich z wysłanymi im na pomoc pancernymi odwodami, do którego doszło 22 maja. Niemcy natomiast do 21 maja zawęzili drogę ucieczki do pasa o szerokości zaledwie 13 kilometrów, zamykając pierścień okrążenia dzień później. Nie był to jednak jeden z tych wielu kotłów, w których Wehrmacht zamykał całe armie w 1941 roku. Tym razem w środku okrążenia znajdowały się potężne, nienaruszone siły zmechanizowane i pancerne. Co było do przewidzenia, podejmowały one próby przebicia się, jednak na próżno. Rosjanie, nie dbając o zabezpieczenie centrów łączności, nie kamuflując swoich dowództw, szybko stali się bezradni wobec ataków Luftwaffe. Niemcy koncentrując wokół kotła duże siły artyleryjskie oraz lotnicze dziesiątkowali okrążoną armię. 28 maja, 240 000 ocalałych sowieckich żołnierzy skapitulowało przed przytłaczającą przewagą sił niemieckich.

Sowieccy jeńcy wojenni (fot. Bundesarchiv, Bild 183-B26082 / Schneider)

Licząc na naruszenie podstawowych sił Wehrmachtu Armia Czerwona poniosła ogromną klęskę. Bez wątpienia niewłaściwe dowodzenie miało znaczny wpływ na końcowy rezultat, jednak Niemcy uderzyli w sposób tak mocny i tak precyzyjny, iż w ocenie wielu historyków żadna decyzja następująca po niemieckim ataku, nie zmieniłaby losów tej operacji.

Jednak na tych sukcesach coraz większym cieniem kładły się problemy, których kulminacja nastąpiła na przełomie 1942 i 1943 roku, kiedy pod Stalingradem unicestwiona została 6. Armia niemiecka. Zarówno wcześniejsza operacja na Krymie jak i w wybrzuszeniu iziumskim ukazała ogromną zależność powodzenia operacji od koncentracji praktycznie całego potencjału Luftwaffe. Logistyka Wehrmachtu była nieskuteczna. Coraz częściej potężne niemieckie ciosy trafiały w próżnię, a okrążenia zamykały coraz mniejszą liczbę żołnierzy nieprzyjaciela. Armia Czerwona walczyła coraz lepiej, a pierwsze dni jej ofensywy pod Charkowem były mocnym ostrzeżeniem, które trudno dostrzec w obliczu ostatecznej klęski Timoszenki. 

W jedynym aspekcie zarówno Niemcy jak i Sowieci pomyli się równie ogromnie – wojna nie tylko nie skończyła się w 1942 roku, ale potrwać miała jeszcze trzy długie i krwawe lata.

Bibliografia:

  • Beevor Anthony, Druga Wojna Światowa, Znak Horyzont, Kraków 2013.
  • Citino Robert, Zagłada Wehrmachtu. Kampanie 1942 roku, Napoleon V, Oświęcim 2014.
  • Davies Norman, Europa Walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo, Znak, Kraków 2008.
  • Newton Steven, Ulubiony dowódca Hitlera: feldmarszałek Walther Model, Amber, Warszawa 2007.
  • von Manstein Erich, Stracone Zwycięstwa, Bellona & Wingert, Warszawa 2021.

redakcja: Jakub Jagodziński

POLECAMY

Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!

Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!

Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Krzysztof Rozwadowski
Przedsiębiorca, programista, pasjonat historii wojskowości (zwłaszcza II wojny światowej). Autor bloga: poligonpolska.pl

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone