Bitwa pod Lenino – mit założycielski LWP

opublikowano: 2023-02-20 14:22
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Bitwa pod Lenino była początkiem szlaku bojowego Ludowego Wojska Polskiego. W okresie PRL nadawano jej szczególne znaczenie, a rocznica bitwy była obchodzona jako Dzień Wojska Polskiego.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”.

1 Warszawska Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki w drodze na front

Dzieje bitwy z 12 i 13 października 1943 r. ukazywano między 1956 a 1980 r. wielokrotnie, za pomocą różnych mediów. Poszczególne przekazy w oczywisty sposób się od siebie różniły w związku ze swoim charakterem, osobą autora czy odbiorcą, który miał je przyswoić. Ich analiza pokazuje jednak, że wiele motywów przewijało się w nich stale, co więcej – zawierały one dodatkowe znaczenia, które miały ugruntować pewną wizję starcia nad Miereją oraz interpretacje z tego faktu płynące.

Integralnym elementem narracji o bitwie pod Lenino jest geneza powstania 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Ogniskuje się ona wokół hasła „Sielce”. Obóz sielecki jest miejscem szczególnym, na swój sposób szczęśliwym, na pewno zaś bardzo polskim. O ile sama bitwa zawiera duży ładunek heroizmu i całą wymowę polityczną, o tyle Sielce wywołują emocje. Przykładem tego jedno ze wspomnień z tego okresu, umieszczone oczywiście we wstępie do prasowego zbioru relacji o walkach nad Miereją: „Kto nigdy nie był na obczyźnie – opowiada z kolei Romuald Magierowski – ten nie wie, czym jest tęsknota za krajem… Pierwsze kroki w szeregu, mycie kociołków w nurtach Oki, a wreszcie polskie prawdziwe mundury i czapka rogatywka z orłem – to była straszna radość. Można było płakać z radości – żołnierze płakali”. Podobne emocje towarzyszą takim wydarzeniom jak przysięga dywizji 15 lipca 1943 r. czy moment wyjścia na front w rocznicę wybuchu wojny (już daty są w tym wypadku znaczące). „Żołnierz Polski” na duże wydarzenie kreował zaś publikację nieznanych dotąd w Polsce zdjęć z Sielc autorstwa korespondenta „Izwiestii”17. Formowanie dywizji nad Oką, upamiętnione w jednej z najbardziej znanych piosenek frontowych, było więc okresem szczególnym – wykuwania się tego wojska, zawiązywania żołnierskich przyjaźni, pierwszych kontaktów z sojusznikami radzieckimi. To właśnie tam wszyscy byli ze sobą razem – i ci, którzy przeszli cały szlak bojowy do Berlina, i ci, którzy zginęli pod Lenino. Sielce stawały się Arkadią ludowego wojska, kontrastującą z wcześniejszym smutkiem i bezczynnością oraz heroicznym, ale pełnym trudów frontem. Warto zresztą podkreślić, że te sielskie opisy przybycia nad Okę nie były tylko propagandową narracją, miały one bowiem korzenie w realnych doświadczeniach weteranów.

REKLAMA

Wyzwaniem dla poruszających tematykę formowania się 1 Dywizji Piechoty była natomiast kwestia opisania jej bazy rekrutacyjnej – w przeważającej części przymusowych zesłańców z lat 1940–1941, a więc ofiar prześladowań ze strony ZSRR. W tym wypadku dominował język pełen eufemizmów. Jego przykład doskonale widać w popularnonaukowej książce płk. Podgórskiego pt. Lenino z 1973 r.; w pierwszym zdaniu napisał on mianowicie: „W okresie drugiej wojny światowej w Związku Radzieckim znalazło się wieleset tysięcy Polaków. Głęboko przeżywali oni tragizm września i utratę niepodległości kraju. Marzeniem ich było wzięcie udziału w walce zbrojnej z hitlerowskim najeźdźcą”. Dalej zaś, w kontekście szkolenia politycznego w dywizji, wojskowy historyk stwierdził: „W dywizji zgrupowali się ludzie z różnych środowisk społecznych, o różnych poglądach politycznych. Wielu z nich przeszło ciężkie koleje losu, mieli za sobą niejedno gorzkie doświadczenie i rozczarowanie życiowe. Represje, jakie w rezultacie błędów i wypaczeń okresu kultu jednostki spadały na wielu, nie były bez wpływu na kształtowanie się nastrojów”18. Aresztowanych i wywiezionych umieszczono więc w grupie „wieluset tysięcy Polaków” żyjących w ZSRR, gdzieś mimochodem sugerując, że mogli oni stać się ofiarami represji – ale jakich (i przede wszystkim z czyjej ręki), już wprost nie wspominano.

Tego typu eufemizmy i niedomówienia były powszechne. Przy poruszaniu tematu genezy dywizji i 1 Armii WP najczęściej pojawiało się określenie „Polonia w ZSRR”, łączące ze sobą polskich komunistów i przymusowych przesiedleńców. Taki mglisty opis sytuacji przyszłych żołnierzy 1 Dywizji jest widoczny zwłaszcza w produkcjach filmowych. W Nieznanym (1964 r.) i Zasiekach (1973 r.) widzimy pracujących gdzieś w głębi Związku Radzieckiego Polaków, nie dowiadujemy się jednak wiele o tym, skąd się tam wzięli – losy Andrzeja, bohatera drugiej z produkcji, wyraźnie sceptycznego w stosunku do komunistów, zostają jedynie zasugerowane (wraz z chwilowym pobytem w armii Andersa). Zbyszek, przyszły czołgista w Do krwi ostatniej… (1978 r.), w zasadzie pojawia się wyłącznie podczas marszu z mroźnej Syberii do Sielc nad Oką. Najbardziej wyrazistym przykładem jest Janek z Czterech pancernych i psa, który w pierwszym odcinku serialu sprawia wrażenie, że w głębi ZSRR zajmuje się głównie… polowaniami na tygrysy.

Atak Wojska Polskiego pod Lenino

Podobny zabieg stosowano w publikacjach prasowych. W artykułach w „Żołnierzu Wolności” w okolicach Dnia Wojska Polskiego pojawiło się prawdopodobnie tylko jedno nawiązanie do losu zesłańców. W 1969 r. w wojskowym dzienniku znalazła się następująca myśl: „Był głód i zimno, były wszy, był strach, zwyczajny ludzki strach i zmęczenie, obolałe od marszów nogi w rozdeptanych, rozlatujących się butach, skręcana w gazecie machorka, mogiły kolegów, wygrzebywane w zmarzłej albo bagnistej ziemi, zostawione potem gdzieś za plecami, bo trzeba iść dalej”. W tym wypadku też jednak trudno mówić o pisaniu wprost o zesłaniu, raczej o wyraźnym sugerowaniu losu Polaków, którzy potem znaleźli się w szeregach 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Powyższe przykłady obrazują jedno z tabu oficjalnej historiografii i publicystyki. Chociaż zesłanie stanowiło ważną część doświadczenia berlingowców, w oficjalnym dyskursie temat ten traktowano oględnie. Mówienie o wywózkach powodowało bowiem kontrowersje w stosunkach polsko-radzieckich, na co rządzący nie mogli sobie pozwolić. Wybierano więc rozwiązanie pośrednie – stosowano określenia i obrazy mówiące nie wprost, unikające drażliwych nut, a jednocześnie zrozumiałe dla osób mających głębszą świadomość najnowszej historii.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA

Najdalej w tych aluzjach posuwał się prawdopodobnie Alojzy Sroga, który w swoim literackim reportażu przytaczał konkretne biografie dziesiątek kościuszkowców. I on jednak zostawiał czytelnikom wyraźne niedopowiedzenia: „Ponieważ we wrześniu 1939 [r.] nosił na sobie granatowy szkolny mundurek, przypominający oficerski mundur policyjny, a był do tego wysoki, znalazł się w obozie jenieckim. Gdy go zwolniono, piłował drzewo na północy i spławiał je Kamą”; „służył we lwowskim Korpusie Kadetów, co – jak pokazały doświadczenia roku 1939 – przysparzało mu nieco kłopotów”; „Potem rodzina w lutym czterdziestego roku znalazła się pod Archangielskiem”; „Tu go straż pograniczna poddała badaniom, czy nie jest »szpiegiem germańskim«. Trafił do Autonomicznej Republiki Komi”; „przypomina sobie kolejne podróże po Związku Radzieckim. Pierwsza była gorzka, z Łomży za Archangielsk”. W podobny sposób we Wzgórzach za mgłą sugestie o zesłańczych losach Wiktora (głównego bohatera powieści) przekazuje Henryk Hubert. Nieprzytomny po dostaniu się pod ostrzał artyleryjski oficer śni w ziemiance o swoich dotychczasowych losach – w jego sennych omamach pojawiają się wątki takie jak przesłuchiwanie przez śledczego, pobyt w radzieckim więzieniu razem z (jak można się domyślić) ofiarami wielkiej czystki w NKWD i Armii Czerwonej, wreszcie wyrąb lasu w łagrze w rejonie Kanału Białomorskiego. Całość podsumowuje zaś myśl o wojennej wspólnocie losów Polaków i obywateli ZSRR walczących z Niemcami. Taki zawoalowany sposób mówienia mógł dawać autorowi wiarygodność, ale jednocześnie był ryzykowny, tak jak w ogóle podejmowanie tematyki stosunków polsko-radzieckich.

REKLAMA

Kolejnym ważnym elementem opowieści o 1 Dywizji i bitwie pod Lenino był wątek najkrótszej drogi do Polski. Miał on dwa wymiary. Pierwszy, praktyczny, odwoływał się do ściśle fizycznej odległości, której symbolem była szosa warszawska – rzeczywisty trakt komunikacyjny, którym kościuszkowcy maszerowali na front. Hasło to było eksploatowane przez dywizyjną propagandę niemal od samego początku, a najważniejszym tekstem na ten temat był wiersz Leona Pasternaka zatytułowany właśnie Warszawskoje szosse. Zygmunt Berling we wspomnieniowym artykule z 1973 r. pisał w „Żołnierzu Wolności”: „23 września o godzinie 17 czoło kolumny marszowej dywizji weszło na szosę warszawską przy drogowskazie: Warszawa 843 km, rozpoczynając swój długi, trudny, znaczony mogiłami poległych marsz na zachód”. Motyw wspomnianej szosy warszawskiej czy liczby kilometrów do Warszawy (zapisywanej różnie – raz jako 843, raz w zaokrągleniu do 850) często przewijał się we wspomnieniach i artykułach rocznicowych. Unaoczniało to bliskość Polski i potwierdzało, że dywizja zmierzała prosto do ojczyzny.

Mit szosy warszawskiej i najkrótszej drogi miał jednocześnie wymiar ideologiczny i polityczny. Był widoczną polemiką z tradycją Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – to żołnierze Berlinga, a nie Andersa, którzy walczyli we Włoszech, byli najbliżej spraw polskich i najbardziej zasłużyli się w walce z Niemcami. To właśnie ze Wschodu miało przyjść zbawienie dla Polaków. Historyk Tadeusz Jurga stwierdził: „To był ten polski kierunek i droga najbliższa do kraju”. Jednocześnie zaś wstąpienie na ową najkrótszą drogę było możliwe w sojuszu ze Związkiem Radzieckim, co domykało sens opowieści i wiązało ją z wielkim mitem braterstwa broni. W artykule pt. Początek żołnierskiej drogi autor „Żołnierza Polskiego” napisał: „Zwykło się mówić, że pod Lenino zaczęła się najkrótsza droga do Polski. Najkrótsza strategicznie i najsłuszniejsza politycznie. Stało się to za sprawą komunistów, bo to właśnie oni »na wojennych rozstajach ustawili te drogowskazy«, które nadały właściwy kierunek wysiłkowi zbrojnemu Polaków”. Prosty symbol obrastał więc wieloma znaczeniami – czyn, jakim było „wstąpienie na warszawską szosę”, urastał do miana jednego z punktów węzłowych historii II wojny światowej.

Motyw, który można uznać za stałą część opowieści o bitwie pod Lenino, stanowiło podkreślanie brawury pierwszego szturmu kościuszkowców 12 października 1943 r. Wtedy to, po silnej nawale ogniowej, dwa bataliony 1 Dywizji Piechoty ruszyły przez Miereję w kierunku pozycji niemieckich i przełamały dwie linie obrony nieprzyjaciela.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA
Obchody rocznicy bitwy pod Lenino w 1948 roku

Relacje z tego ataku zajmowały ważne miejsce w rocznicowych tekstach w „Żołnierzu Wolności” i „Żołnierzu Polskim”. Warto przytoczyć kilka opisów tego epizodu: „Szli jak do psychologicznego ataku – mówiono potem o ich natarciu. Wyprostowani, uparci, straszni w swej odwadze. Zdawało się, że chcieli, by wróg zobaczył – i zapamiętał. To tam, na drutach zdobywanych transzei, powstał ten okrzyk hitlerowskiej paniki: »Polacy idą!«”; „Szli wyrównanymi tyralierami z oficerami na czele, długim, szybkim krokiem, strzelając w biegu. Szli, zalegali przyduszani do ziemi lawiną ognia, podnosili się, szli znowu przez błotnistą Miereję, przez wzgórza, przez płonącą Trigubową. Szli przez ognie zaporowe artylerii, przez ulewę pocisków broni maszynowej, przez miny, druty i okopy”; „Zabrzmiał sygnał do ataku. To był niezapomniany widok. Za wałem ogniowym polskie pułki lawiną ruszyły na wroga. Żołnierze szli wyprostowani… Nad ich głowami powiewały pułkowe sztandary. Na przedzie, z uniesionymi do góry pistoletami i rewolwerami, szli oficerowie, dając przykład osobistej odwagi”; „12 października żołnierze polscy ruszyli naprzód. Nie bacząc na wściekły ogień hitlerowców, szli niepowstrzymanie, wyprostowani, z pogardą śmierci”; „Nic nie mogło jednak powstrzymać Polaków. Jeszcze parę skoków i dopadli hitlerowców”.

W opisach tych wyraźnie widać najważniejsze cechy tego szturmu. Po pierwsze jego dobre zorganizowanie: wyrównanie tyralier i prowadzenie przez oficerów. Po drugie niezłomność polskich żołnierzy: twarde, odważne maszerowanie i niezważanie na zaporowy ogień nieprzyjaciela. Po trzecie zaś przerażenie, które wywoływali wśród Niemców – nierzadko w kontekście tym pojawiało się pojęcie psychicznego (lub psychologicznego) ataku (często w wersji „Idut w psichiczeskuju ataku”), podkreślające nie tylko rzeczywistą, lecz także moralną (w sensie wojskowym) siłę szturmujących. Odbiorcy tych (i wielu podobnych) relacji mieli przed oczami potężny, skuteczny, brawurowy, na swój sposób malowniczy i graniczący z szaleństwem atak w wykonaniu polskich żołnierzy.

Dodatkiem do tych opisów było podkreślanie pozytywnych reakcji radzieckich towarzyszy broni. Podpułkownik gwardii Biełousow, artylerzysta zapewniający wsparcie polskiej dywizji, tak opisywał ten moment bitwy: „Z dużą satysfakcją obserwowałem pędzących jak wicher do ataku polskich piechurów. Szli do walki pełni męstwa i zdecydowania, swoją postawą porywali innych – chciało się po prostu biec za nimi z bagnetem na nieprzyjaciela. Wszyscy krzyczeliśmy – »Naprzód, na wroga!«”. Berling w jednym z publikowanych wspomnień stwierdził: „Radzieccy obserwatorzy-artylerzyści, którzy wspierali natarcie, rozentuzjazmowani powyskakiwali z okopów, rzucali czapki w górę, wiwatowali na cześć dywizji, stojąc w morderczym ogniu”. Generał przy okazji napisał, że zadzwonił do niego wówczas gen. Gordow, jego frontowy przełożony, dowódca 33 Armii, gratulując mu natarcia dywizji. Przez różne narracje przewijało się wspomnienie, że oficerowie radzieccy mieli mówić, iż Polacy atakują „kak mariaki” – rosyjscy marynarze z czasów wojny domowej, będący awangardą armii bolszewickiej. Pozytywna ocena ataku ze strony radzieckiej odgrywała ważną rolę w całej opowieści o bitwie – podkreślała szacunek sojuszników.

REKLAMA

Co ciekawe, bardzo słabo widoczna jest w tym wypadku refleksja nad negatywnymi konsekwencjami brawury, która skutkować mogła (i skutkowała) dużymi stratami, zwłaszcza wśród oficerów. Charakterystyczne, że temat ten pojawiał się raczej w latach pięćdziesiątych, a nie później. Stanisław Szulczyński – badacz bitwy, ale też uczestnik tego szturmu – zauważył w artykule wspomnieniowym z 1957 r.: „Żołnierz polski demonstruje brawurowy atak. Wspominając to dziś po latach, wydaje się jednak, że lepiej chyba, gdyby w brawurze było więcej rozsądku. Byłoby z pewnością mniej strat”. Ale już rok później w dyskusji relacjonowanej przez „Żołnierza Wolności” płk Wacław Jagas, dowódca plutonu fizylierów pod Lenino, konkludował: „Kościuszkowcy szli do szturmu jak na paradzie, nie kryjąc się wcale. Nie było to co prawda tak bardzo zgodne z regułami taktyki, ale… Jeden z radzieckich oficerów nazwał nasze natarcie psychicznym atakiem. Jeszcze długo koledzy radzieccy wspominali, że Polacy szli do boju »kak matrosy«”. Piszący raczej w sposób rzeczowy i historyczno-wojskowy Kazimierz Sobczak w swojej monografii 1 Dywizji tak skomentował szturm na pierwszą linię: „Prawdą jest, że było to w pewnym sensie lekceważenie nieprzyjaciela i niebezpieczeństwa śmierci, ale jednocześnie był to wyraz uczuć patriotycznych, z jakimi kościuszkowcy wkraczali w bój stanowiący odwet za klęskę wrześniową”. Większego znaczenia nabierał rozmach i odwaga atakujących niż zasady walki.

Wystawa „Lenino” w Muzeum Wojska Polskiego, 1948 rok (fot. NAC)

Sposób, w jaki opisywano ten pierwszy odważny szturm kościuszkowców, nasuwa skojarzenie z pojęciem „szarża”. Narracja o ataku przez Miereję na wzgórze 215,5 wykorzystywała większość motywów, których używano do opisywania brawurowego ataku, zwłaszcza kawaleryjskiego – język miał być precyzyjny, a jednocześnie miał obrazować szaleńczy charakter szturmu, pokazywać hart żołnierzy, odwagę oficerów, uznanie sojuszników i strach wroga. Autorzy wspomnień i artykułów popularnonaukowych wchodzili tutaj w schemat dobrze utrwalony w polskiej kulturze. Niektórzy wprost do tego nawiązywali. Berling w artykule z okazji 30. rocznicy bitwy opowiadał: „To poszli oni – spadkobiercy najlepszych bojowych tradycji narodowych. Sunęli naprzód jak ściana lawy, niosąc z sobą nieubłagane przeznaczenie, tryskając językami płomieni automatów i ręcznych karabinów. Nie wstrzymała ich ani rzeka, ani podmokła łąka na drugim brzegu. W ogniu niemieckim, który teraz się rozszalał, nie szukał nikt schronienia na ziemi. Jeżeli ktoś się położył, ten już nie wstawał. Patrzącemu przechodził po grzbiecie dreszcz. Niepodobna było zachować spokoju. Chciało się biec ku nim i razem z nimi krzyczeć: hurra!”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA

Jeszcze mocniej podkreślał to Zbigniew Załuski, który szturm pod Lenino opisał w drugiej części Siedmiu polskich grzechów głównych: „Ta bitwa miała inne, o wiele szersze znaczenie i musiała mieć inny, może nieregulaminowy, może właśnie bardziej tradycyjny, polski, bardziej straceńczy, bardziej »szwoleżerski« kształt. Ta bitwa była i egzaminem, i demonstracją, i pokazem”. Dla najbardziej znanego literata wojskowego atak przez Miereję stanowił w jakimś stopniu kontynuację heroicznych aktów z dawnej historii oręża – Somosierry czy Krojant – których sensowności bronił w swojej głośnej publikacji.

Pod Lenino udany atak szybko jednak przerodził się w dramatyczną i wyniszczającą wymianę ciosów z Niemcami. Polskie natarcie wyhamowało w związku z brakiem postępów sąsiadujących jednostek, hitlerowcy zaczęli kontratakować, doszło do pomieszania szyków. Walki skupiły się wokół dwóch wiosek – Trigubowa i Połzuchy. Niemcy próbowali rozbić lub zepchnąć 1 Dywizję za Miereję, rzucając przeciw niej potężne siły lotnicze i prowadząc intensywny ostrzał artyleryjski, również na podejściach na pierwszą linię i na zapleczu. Od wczesnego popołudnia 12 października aż do nocy z 13 na 14 października oddziały polskie toczyły zażartą i krwawą bitwę, ponosząc spore straty.

Opisy zarówno prasowe, jak i książkowe dobrze oddają charakter tych walk. Głównym motywem jest w nich obecna wszędzie śmierć – znaczna część książki Alojzego Srogi, opartej wszak głównie na relacjach żołnierzy, przedstawia opisy ostrzałów artyleryjskich, koszących serii karabinów maszynowych, bombardowań czy przysypywania ziemią. W tych okrutnych okolicznościach giną lub zostają ranieni i żołnierze znani z imienia i nazwiska, i zupełnie anonimowi. Dokonują czynów bohaterskich albo ponoszą śmierć przypadkiem, od pojawiających się znienacka pocisków moździerzowych. Próbują dostać się na pierwszą linię lub przeprowadzić rannych na tyły. Żołnierze okopują się, usiłują atakować bądź zmuszeni są do wycofania. Zmorą stają się samoloty nieprzyjaciela, wykonujące co chwilę ataki z użyciem bomb i broni maszynowej. Czesław Podgórski w swojej książce tak opisał jeden z nich: „Strzały zlewały się w jeden ciągły huk i łoskot, powietrze falowało od gorąca. Kurz i dym przesłaniały słońce. Nad tym morzem ognia i dymu pojawiały się nowe fale samolotów, które jeden po drugim, lotem nurkowym zrzucały swe ładunki. Słychać było już tylko jeden potężny grzmot. Zdawało się, że niebo wali się na ziemię, a tam, gdzie były stanowiska pułku, nie było widać nic prócz wznoszącego się dymu i ognia”. Niebezpieczeństwo czaiło się wszędzie, wywołując ciągły niepokój.

REKLAMA

W podobnym tonie utrzymane są filmowe przedstawienia bitwy pod Lenino, zwłaszcza te z lat siedemdziesiątych (Nieznany Lesiewicza to film nieco inny w konwencji, jak wspomniano zresztą w poprzednich rozdziałach, krytykowany przez GZP za sposób przedstawienia batalii). Zasieki, choć przedstawiają raczej przygotowania do boju pod Lenino, zawieszone są w niepokoju co do przebiegu zbliżającej się walki i zadania postawionego przed bohaterami (przecięcia drutu kolczastego na przednim skraju). W pełni okrucieństwo pokazał natomiast Jerzy Hoffman w filmie Do krwi ostatniej… – trup ściele się tam gęsto, a większość poznanych bohaterów nie przeżywa starcia.

Nastrojem trudu bitewnego przesycone były też artykuły prasowe. Chętnie odwiedzany przez reporterów Wincenty Tabor, który wraz z synem Janem walczył pod Lenino, wspominał w 1967 r.: „Pod Lenino był ciężki, ciężki bój […]. Wojowałem już w czternastym roku, piętnastym, ale takiego, jak pod Lenino, nie widziałem boju”. Pięć lat później autor innego reportażu podkreślał: „Nad bagnistą rzeczką Miereją obaj Taborowie, ojciec i syn, poznali inną, straszną i krwawą wojnę”. Pułkownik Edward Flis znaczną część swojej relacji oparł właśnie na pokazaniu okrucieństwa boju: „Na polu było dużo zabitych i rannych, wołających o pomoc. Niektórzy ranni prosili, aby ich dobić. Sanitariusze, jak mogli, ściągali rannych z pola, ale w tym piekle było to nadzwyczaj trudne. Często rozrywające się obok granaty artyleryjskie lub miny przynosiły kres ich cierpieniom”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA
Wystawa „Lenino” w Muzeum Wojska Polskiego, 1948 rok (fot. NAC)

W opisie bitewnej makabry – śmierci, bombardowań, niepokoju – nie chodziło jednak o nią samą. Jest ona tłem dla opisu heroizmu polskich żołnierzy. W piekle nalotów, ostrzału i kontrataków kościuszkowcy trwają na zdobytych pozycjach, a nawet jeśli muszą się taktycznie wycofać, to robią wszystko, by ponownie ruszyć. Oto kilka charakterystycznych przykładów opisów tego typu: „Znów spod nieba spadały stukasy, ataki czołgów usiłowały zepchnąć w tył – odebrać zdobyty teren. Na próżno. Żołnierze trwali na zdobytych pozycjach”; „Artylerzyści polscy przenosili działa dosłownie na rękach, wystawiali lufy niemal kilkanaście metrów od linii niemieckich, wspierali piechotę ogniem na wprost, stawiali ścianę żelaza i stali przed kontratakującymi hitlerowcami”; „Wróg przeciwstawił kościuszkowcom wszystkie środki techniki bojowej, rozmieszczonej w dziesiątkach gniazd ogniowych. Ogromną intensywnością charakteryzowały się naloty faszystowskich bombowców i szturmowców. Polacy nie ugięli się jednak przed tą siłą wroga”. Żołnierze przeżywają na pierwszej linii piekło, lecz mimo ogromnych strat nie dają za wygraną. Podpułkownik Daniel Rudnicki w swojej relacji ujął to w wyrazistą myśl: „Bronimy się jak Polacy”.

Powtarzającym się motywem jest dramatyczne samobójstwo niemającego możliwości ucieczki polskiego żołnierza, który nie chce dostać się do niewoli. Szef 3 kompanii strzeleckiej 1 Pułku Piechoty kpr. Władysław Faruzel „otoczony […], wystrzelał wszystkie naboje, pozostawiając dla siebie ostatni”. Porucznik January Wiszniewski „mocno broczy krwią. Sięga po TT […]. Dowódca 2 batalionu 1 pułku piechoty unosi pistolet do skroni”. Scenę taką znajdziemy także w filmie Hoffmana.

Narracyjne przedstawienia bitwy zdają się mówić przede wszystkim: było ciężko, trup ścielił się gęsto, a nieprzyjaciel nie odpuszczał. Dodają jednak, że w obliczu tej masakry polscy żołnierze wykonali zadanie, pokazali odwagę, poświęcenie i honor. Szarża z pierwszej fazy bitwy szybko przerodziła się w heroiczną obronę, sięgając po inny z utrwalonych wzorców opisu wojennego trudu.

Wśród tekstów tworzących zbiorowy obraz pierwszego boju LWP pojawiały się głosy tłumaczące zaciętość walk, a tym samym straty poniesione przez 1 Dywizję. Przyczyną tego miało być przygotowanie Niemców do obrony rubieży, mającej kluczowe znaczenie strategiczne. Co najmniej od czasu publikacji rzeczowej, typowo historyczno-wojskowej pracy Stanisława Szulczyńskiego z 1958 r. wśród autorów piszących o bitwie pod Lenino utrwaliło się przekonanie o kluczowym znaczeniu obrony linii Dniepru w 1943 r., w której pozycje nad Miereją zajmowały ważne miejsce. W tekstach cytowano zresztą czasami tę samą opinię niemieckiego generała Kurta von Tippelskircha, po wojnie autora prac o II wojnie światowej, podkreślającego znaczenie rejonu Orszy dla komunikacji niemieckiej. Zdarzały się jednak głosy pokazujące też inne przyczyny oporu Niemców. W 1968 r. w „Żołnierzu Polskim” jeden z autorów stwierdził: „Niemcy wiedzieli, że polskie oddziały wchodzą do walki. Bali się nie tylko ich taktycznego sukcesu. Bali się echa polskich strzałów, które szybciej niż regularne jednostki dotrze do Polski, do czekającego – i również walczącego – kraju”. Politycznego wymiaru starcia miał być więc świadomy także przeciwnik polskich żołnierzy. Pod Lenino próbował w związku z tym nie tylko powstrzymać polsko-radziecki szturm, ale w pewnym sensie polskiego ducha, stawiającego opór okupantom. Hitlerowcy bali się bowiem „niekorzystnych dla siebie skutków zarówno w Polsce, jak i w świecie, wynikających z faktu wejścia do walki polskich sił zbrojnych na froncie wschodnim”. Bitwa berlingowców i w tym wymiarze stawała się punktem przełomowym całej wojny.

REKLAMA

W opowieściach o bitwie pod Lenino, poza podkreślaniem wątków chwały i zaciętości walk, pojawiały się też nawiązania do tych pokazujących okrucieństwo czy popełniane błędy. Podobnie jak w wypadku przedstawionego wcześniej wątku „zesłańczego”, przyglądanie się im pokazuje granice ówczesnych oficjalnych narracji propagandowych o wojennej przeszłości.

Najbardziej wyrazistym przykładem jest sam początek bitwy, czyli tzw. rozpoznanie walką dokonane przed głównym szturmem siłami pierwszego batalionu 1 Pułku Piechoty. Działanie tego typu, charakterystyczne dla radzieckiej wojskowości, polegało na organizowaniu ograniczonego szturmu mniejszymi pododdziałami, które miało na celu ujawnienie punktów ogniowych wroga, a w wypadku wycofania się nieprzyjaciela „wejście w pustkę” i rozpoczęcie ogólnego natarcia. Było to jednocześnie skazanie wysłanych do ataku żołnierzy na ciężkie straty – w wypadku Lenino osłabiło ono 1 Pułk Piechoty oraz ujawniło Niemcom przygotowanie do natarcia.

Wystawa „Lenino” w Muzeum Wojska Polskiego, 1948 rok (fot. NAC)

Opisy akcji pierwszego batalionu pojawiają się przede wszystkim w publikacjach książkowych o bitwie pod Lenino – u Huberta, Srogi czy Podgórskiego. Wszystkie opisy są dramatyczne, podkreślają zwłaszcza siłę ognia, którym odpowiedzieli Niemcy. Pierwszy z autorów akcentował to, że rozkaz o rozpoznaniu walką wydano nagle. Czesław Podgórski pokazywał głównie pozytywny aspekt tego działania (wychwycenie celów dla artylerii) oraz to, że pododdziały batalionu nie dały się zepchnąć i okrążyć Niemcom. Najwyraźniej przedstawił straceńczy charakter całej akcji Alojzy Sroga, który oparł się na relacjach żołnierzy i skupił na indywidualnych losach. Wyraziste były zwłaszcza opisy sytuacji 1 batalionu, np.: „Mieszają się jęki polskie z nielicznymi niemieckimi. Słychać czyjś przeraźliwy przedśmiertny krzyk i jakby cichy płacz. Wschodni stok wzgórza 215,5 obficie rosi polska krew. Pełno jej. Spłowiała, zdeptana, jesienna zieleń syci się czerwienią”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887

Tym, co podaje w wątpliwość sensowność rozkazu o rozpoznaniu walką, jest pokazanie reakcji dowódcy 1 batalionu, mjr. Bronisława Lachowicza. Sroga zacytował jego nerwowy komentarz: „No i piździec z batalionu! Piździec!”. Hubert wkłada w usta oficera bardziej eleganckie słowa, ale znaczenie ich jest takie samo: „Możecie uważać, że nie ma już pięćdziesięciu procent mojego batalionu”. Podobna wypowiedź pojawia się zresztą w filmie Do krwi ostatniej… Hoffmana (w którym jeden z głównych bohaterów jest podwładnym Lachowicza). Taka ocena w ustach postaci przedstawianej jednoznacznie bohatersko staje się o wiele bardziej wyrazista.

[…]

Różne elementy, składające się na obraz polsko-radzieckiego braterstwa broni, w wypadku bitwy pod Lenino łączyły się w jeden wyrazisty skutek – żołnierze LWP i Armii Czerwonej stali się sojusznikami i przyjaciółmi, razem idąc na Zachód i zdobywając Berlin, a w szerszej perspektywie zapewniając możliwość budowy „nowej Polski”. W rocznicowym wstępniaku zamieszczonym w „Żołnierzu Wolności” w 1975 r. w kontekście bitwy pod Lenino jako miejsca narodzin tradycji polsko-radzieckiego sojuszu stwierdzono: „To współdziałanie stanowi warunek sine qua non wszystkich naszych osiągnięć, warunek wykonania naszego podstawowego zadania, jakim jest zapewnienie narodowi pokoju i bezpieczeństwa, zapewnienie nienaruszalności granic i podstaw ustrojowych socjalistycznej ojczyzny”. Tadeusz Jurga rok wcześniej patrzył na to zadzierzgnięcie sojuszu w szerszej perspektywie – jako na zwrot w 500-letniej (liczonej od czasów współdziałania pod Grunwaldem) historii relacji dwóch narodów słowiańskich, skłóconych przez swoje rządy i władców. Historyk podkreślił więc: „Z bitwy pod Lenino wyrastało przymierze polityczne dwóch narodów, a zeń siła najgroźniejsza dla odwiecznie zaborczego prusactwa. Militarnie bitwa pod Lenino zdobyła sobie miejsce wśród setek innych bitew drugiej wojny światowej. Politycznie przerastała wielkością i znaczeniem kampanię wojenną”.

Stanisław Dymek w 1976 r. w artykule pt. Przesłane spod Lenino stwierdził: „Są wydarzenia historyczne, których wymowa i siła oddziaływania na wyobraźnię jest znacznie większa dziś – większa o legendę i szersza o następstwa – niźli ich pierwotne znaczenie, mierzone w kategoriach doraźnej skuteczności czy też politycznego rozgłosu. Do takich szczególnych przypadków należy pamiętna batalia Pierwszej Dywizji imienia Tadeusza Kościuszki w październiku 1943 r., która zapoczątkowała szlak bojowy ludowego Wojska Polskiego, jego drogę ku Polsce i ku ostatecznemu zwycięstwu”. Budowanie opowieści o bitwie pod Lenino ze znaczących elementów miało nadawać temu starciu polityczno-ideowy sens. Jaka więc miała być owa „wymowa i siła” pierwszej bitwy LWP?

Nie da się jej zrozumieć bez cofnięcia się do okresu sprzed tworzenia 1 Dywizji Piechoty w Sielcach. Jednym z fundamentów peerelowskiej wizji II wojny światowej był zmanipulowany obraz relacji rządu RP na uchodźstwie ze Związkiem Radzieckim w latach 1941–1943. Manipulacja polegała z jednej strony na pomijaniu znaczenia odkrycia grobów katyńskich wiosną 1943 r. dla późniejszego zerwania stosunków dyplomatycznych (dokonanego przez stronę radziecką), z drugiej zaś – na konsekwentnym przypisywaniu roli „tego dobrego” Związkowi Radzieckiemu (a w latach siedemdziesiątych nawet osobiście Stalinowi), „tego złego” zaś – polskim przywódcom emigracyjnym. Wyjątkiem był gen. Władysław Sikorski, którego oficjalna historiografia chwaliła za układ Sikorski-Majski i chęć ułożenia stosunków z komunistycznym mocarstwem. Jednak i Naczelny Wódz był współwinny błędów. Tadeusz Jurga pisał w wydanej przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa broszurze: „Sikorski […], poddając się naciskom sanacyjno-endeckiej opozycji ziejącej nienawiścią do ZSRR, podjął się w rzeczywistości przedłużenia starej i skompromitowanej antyradzieckiej linii politycznej”. Kluczowym jej elementem było wyprowadzenie armii gen. Andersa do Iranu, i to, jak podkreślano, w kulminacyjnym momencie bitwy stalingradzkiej.

Decyzja z końca 1942 r. była – w tej narracji – tragiczna dla sprawy polskiej. Jeden z autorów „Żołnierza Polskiego” pisał w 1974 r.: „A sytuacja była zła. Bierność mogła ją jeszcze pogorszyć. Zanosiło się na to, że wśród wojsk wyzwalających Polskę spod hitlerowskiej okupacji nie będzie żołnierzy z orłami na czapkach i hełmach. Prawda – na wielu frontach walczyli przeciwko hitlerowcom Polacy. Byli we Włoszech i Anglii, mieli zdobywać Francję, wyzwalać belgijskie miasta. Ale nie było ich tu, skąd do kraju najbliżej. Na froncie wschodnim”. Utworzenie dywizji kościuszkowskiej stanowiło odwrócenie tej tendencji. Opisane wcześniej „wstąpienie na warszawską szosę” sprawiło, że żołnierz polski znalazł się na właściwej drodze do swej ojczyzny.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
Uroczystości w Krakowie z okazji rocznicy bitwy pod Lenino (fot. NAC)

Bój pod Lenino był potwierdzeniem właściwego (z punktu widzenia „logiki dziejów”) przebiegu II wojny światowej. Co więcej, miał – w pewnym sensie – przyśpieszać działania wojenne i stanowić ich przełom. W podsumowaniu cyklu artykułów Podgórskiego w „Żołnierzu Wolności” z okazji 35-lecia batalii znaleźć można następującą uwagę wojskowego historyka: „Bitwa pod Lenino miała ogromne znaczenie dla sprawy polskiej, dla wyzwoleńczej walki narodu polskiego. Zaakcentowała ona obecność żołnierza polskiego na głównym, decydującym froncie drugiej wojny światowej, gdzie rozstrzygały się losy wojny z hitlerowską Trzecią Rzeszą i skąd prowadziła najkrótsza droga do kraju”. Jeszcze wyraźniej znaczenie owego kroku milowego podkreślał artykuł wstępny opublikowany w wojskowym dzienniku w 1976 r.: „Zwycięski bój kościuszkowców przyczynił się do spotęgowania walki w okupowanym kraju, zapoczątkowując równocześnie nowy etap walki wyzwoleńczej Polaków – nową jakość udziału polskich sił zbrojnych w II wojnie światowej”.

[…]

Ten polityczny ciężar wydarzeń z 1943 r. zgodnie podkreślali wszyscy autorzy piszący o bitwie w okresie PRL, w tym oczywiście ci związani z wojskiem. Przyznać trzeba, że w zdecydowanej większości szczerze przyznawali oni, iż starcie nad Miereją nie było wielkim wydarzeniem militarnym. Warto zacytować kilka takich uwag, pochodzących z różnych momentów opisywanego procesu: „To prawda, że z wojskowego punktu widzenia ta niezwykle zaciekła i krwawa bitwa stanowiła raczej niewielkie wydarzenie – szczególnie na tle gigantycznych zmagań na frontach II wojny. Jednakże miejsce w historii naszego wojska wyznacza tej bitwie jej ogromne znaczenie polityczne” (1958 r.); „Ta bitwa nad Miereją nie była na pewno ani największa, ani najbardziej krwawa […], nie była największym zwycięstwem […], ale była pierwsza” (1969 r.); „Bitwa pod Lenino z punktu widzenia militarnego miała tylko znaczenie taktyczne i była niewielkim epizodem w zmaganiach na ogromnym froncie radziecko-niemieckim. […] Jednak bitwa ta miała znaczenie ogromne” (1975 r.).

Jednocześnie starano się odnajdywać w starciu z 12 i 13 października 1943 r. zwycięstwo wojskowe. Badacz z Wojskowego Instytutu Historycznego podkreślił m.in., że udało się częściowo przełamać silnie obsadzoną linię obrony, którą ostatecznie sforsowano dopiero w czerwcu 1944 r. W innych wypadkach stawiano raczej na pokazywanie mniej określonego sukcesu – chlubnego wykonania zadania lub utrzymania zdobytej pozycji, np.: „Jedno jest niezaprzeczalne: żołnierz-kościuszkowiec wyszedł z tej potrzeby niepokonany i z odpowiednim doświadczeniem bojowym, które miało owocować w następnych bataliach”; „[dywizja] w ciężkich zmaganiach z silnym wrogiem zdała swój egzamin bojowy”. Podkreślane w różnych przekazach trud, straty bojowe i dramat bitewny stawały się mniej ważne – kluczowe było przypominanie o sukcesie.

Choć, jak pokazano powyżej, opowieść o bitwie pod Lenino budowano stopniowo i z różną intensywnością, to w większości elementów znacząco się ona nie zmieniała. Jej główne wątki: „arkadyjskie” Sielce, wstąpienie na „najkrótszą drogę”, brawura szturmu i zaciętość walk, wreszcie przełomowe znaczenie na co najmniej kilku poziomach – powtarzane były zarówno w latach sześćdziesiątych, jak i siedemdziesiątych. Do ich podkreślania używano podobnych przykładów, a mniej wygodne wątki w spójny sposób maskowano. Analiza ta pokazuje więc, że choć opowieść o bitwie pod Lenino była budowana przez wielu opowiadających, w znacznym stopniu opierała się na powtarzalnym schemacie.

Marsz trasą zwycięstw w Warszawie z okazji bitwy pod Lenino (fot. NAC)

Bitwa z 12–13 października 1943 r. miała dla Ludowego Wojska Polskiego charakter fundamentalny. Wraz z całą obudową formowania 1 Dywizji Piechoty narracja o niej tworzyła wizję pełną znaczeń – ale jednocześnie dość spójną – w którą twórcy wojskowej polityki pamięci historycznej mogli wplatać kolejne elementy. W starciu nad Miereją było niemal wszystko, czego potrzebowała armia: bohaterstwo polskiego żołnierza, trud i przelana krew, polsko-radzieckie braterstwo broni czy wreszcie poczucie celowości prowadzonej walki. To właśnie to ostatnie z niewielkiego – z perspektywy całego frontu wschodniego – starcia na przedpolach Orszy czyniło jeden z węzłowych punktów II wojny światowej (przynajmniej z polskiego punktu widzenia). Jednocześnie usuwano z tego obrazu bądź marginalizowano elementy, które psułyby heroiczną wizję starcia: błędy dowództwa 1 Dywizji Piechoty, zaniedbania strony radzieckiej, porażkę jesiennej ofensywy Armii Czerwonej pod Orszą czy w końcu kwestię dezerterów z szeregów polskich, którzy uznali, że lepszym wyjściem będzie dla nich niewola niemiecka.

Bitwa pod Lenino stała się typowym mitem narodzin. To w tym heroicznym wydarzeniu wykuwały się siła i duch armii, tam również rozpoczynała się „najkrótsza droga” do Polski i do triumfu w II wojnie światowej. Wielki mit wojennej historii był więc istotnym punktem wojskowej narracji – zawiązaniem się akcji, która miała doprowadzić do szczęśliwego zakończenia. Wymowę tego mitu, z różną intensywnością, przypominano żołnierzom i cywilom regularnie co roku przy okazji święta wojska 12 października. Odbiorca tak zbudowanej propagandy miał być przekonany, że wydarzenie to było istotnie niezwykle ważne, dlatego jego rocznica stanowi dzień żołnierskiego święta.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Tomasza Leszkowicza „Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej” bezpośrednio pod tym linkiem!

Tomasz Leszkowicz
„Spadkobiercy Mieszka, Kościuszki i Świerczewskiego. Ludowe Wojsko Polskie jako instytucja polityki pamięci historycznej”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
808 + 40 s. wkł. zdj.
Seria:
„Monografie”, tom 177
ISBN:
978-83-8229-588-7
EAN:
9788382295887
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone