„Bogowie” – reż. Łukasz Palkowski – recenzja i ocena filmu
Zbigniewa Religii, najsłynniejszego polskiego kardiochirurga, nikomu nie trzeba przedstawiać. Znany jest przecież świetnie ze swej działalności zarówno na polu zawodowym, jak i politycznym. Siła obrazu Palkowskiego tkwi jednak w tym, że nie próbuje opowiedzieć całego życia lekarza, a wybiera okres chyba najciekawszy: kiedy Religa tworzy od podstaw szpital w Zabrzu, a zarazem przymierza się wykonania przeszczepu serca. Co może być nowością dla widza – w tamtym czasie zabrzański zespół kardiochirurgów nie był traktowany jak tytułowi „Bogowie”. I chyba dopiero ten obraz uświadamia nam, jaką walkę musiał stoczyć Religa, aby stworzyć najlepszy w Polsce szpital kardiochirurgiczny, który zasłynął z pierwszych udanych przeszczepów serca.
Palkowski nie próbuje z Religi zrobić idealnego bohatera bez wad i przywar. Lekarz w kreacji Kota pali, pije, przeklina (kto już widział obraz, ten z pewnością pamięta „oczko”), nieraz widać, że jest w gorącej wodzie kąpany. Ale z drugiej strony to nie doktor House – Religa w każdym pacjencie widzi człowieka, a nie medyczny przypadek. Dlatego widzowie wraz z nim przeżywają śmierć dziecka na stole operacyjnym i kibicują mu w walce o stworzenie Kliniki. Bo choć nie jest to typowy lekarz z Leśnej Góry, natychmiast zdobywa zaufanie i sympatię widza.
Przede wszystkim ogromnym plusem tego filmu jest obsada aktorska. Absolutnie nie dziwi nagroda na Festiwalu w Gdyni dla Tomasza Kota. Aktor gra Religę z wyczuciem, ale bez zbytniego przerysowania swego bohatera. Kot może się równać z największymi nazwiskami Hollywood, które również wcielały się w wybitne postacie (chociażby Meryl Streep, która za kreację Margaret Thatcher odebrała dwa lata temu Oscara). Sam aktor opowiadał o tej roli:
Trzeba było mieć w sobie ogromną ilość pokory i podejść do tematu z wielkim szacunkiem. To są delikatne sprawy, tym bardziej że ta materia dotyka również serca. A żeby operować serce, trzeba otworzyć człowieka. Oni nie przepisywali lekarstw na katar, tylko brali piłę i rozcinali ludzi, za każdym razem walcząc o życie pacjenta. Kaliber tych spraw jest więc bardzo ciężki.
Jednak mimo tego „ciężkiego kalibru” film ogląda się z przyjemnością. Mało tego – przy niektórych scenach cała sala wręcz wybucha śmiechem. Przyznają Państwo, że trudno się tego spodziewać po filmie poświęconym pionierskim przyczepom serca.
Trzeba jednak zaznaczyć, że „Bogowie” nie byliby aż tak dobrym obrazem, gdyby nie drugi plan. A tam – same perełki: Jan Englert w roli profesora Wacława Sitkowskiego, Sonia Bohosiewicz jako żona jednego z pacjentów, Kinga Preis grająca matkę Ewy czy Marian Opania jako prof. Jan Nielubowicz. Choć niektórzy z nich pojawiają się na ekranie tylko przez kilka minut, po wyjściu z kina widz ma wrażenie, że bez tych postaci film wiele by stracił. Takie tło stanowi bowiem znakomite uzupełnienie dla wyrazistego Kota, który jednak swoją grą nie przyćmił innych bohaterów. Rewelacyjni są także Piotr Głowacki i Szymon Piotr Warszawski w roli asystentów profesora – Mariana Zembali i Andrzeja Bochenka. Co ciekawe, prawdziwi Zembala i Bochenek również pojawiają się w filmie – w jednej ze scen zasiadają w Komisji Etyki Lekarskiej, która rozlicza Religę z operacji.
„Bogowie” wbijają w fotel już od pierwszej minuty. Całość filmu rozpoczyna sekwencja stylizowana na ujęcia archiwalne. Dowiadujemy się, że 1969 roku Jan Moll przeprowadził pierwszy przeszczep serca, niestety nieudany. Taki początek pozawala rozeznać się widzowi w sytuacji, w jakiej znajdowała polska kardiochirurgia w latach 70. i na początku lat 80. Także dzięki takiemu wprowadzeniu jeszcze bardziej doceniamy wagę dokonań Religi. Film niczego nie wybiela – pokazuje, jakim tematem tabu były wówczas przeszczepy serca. Także jeśli ktoś sądzi, że Religa był uważany za narodowego bohatera po pierwszych tego typu operacjach, ten obraz szybko wyprowadzi go z błędu.
Jednocześnie – co jest w „Bogach” niezwykle ważne, a co zasygnalizowałam już wcześniej – dzieło Palkowskiego momentami jest po prostu zabawne. Oczywiście, nie należy go utożsamiać z komedią – ale są w filmie sceny, przy których ze śmiechu płacze cała sala. Nie jest to humor wymuszony, nie jest też żenujący – naturalnie wypływa z fabuły. Fenomenem jest także fakt, że zaledwie niecały miesiąc po premierze niektóre cytaty z „Bogów” już zostały uznane za kultowe: „Nie lubię, jak ktoś jedzie przede mną”, „Świnie są wrażliwe” czy też (ulubiony zwrot autorki recenzji) – „Jadzia nam pomoże”. Wiele z cytatów jest jakże prawdziwych i uniwersalnych – chociażby słowa Jana Molla: „Polak Polakowi nawet klęski zazdrości”.
Obraz jest także świetnie zrobiony pod względem technicznym – co ostatnio rzadko zdarza się w polskich filmach. Długie ujęcia z kamery podążającej za Tomaszem Kotem po pustych szpitalnych korytarzach z pewnością zapadną w pamięć wielu. Plusem dla twórców jest także to, że nie przeładowali scen dialogami – nie jest to w żadnym stopniu film przegadany czy też pseudonaukowy, próbujący uświadomić widzom, na czym właściwie polegają operacje na otwartym sercu.
Bardzo dobrym uzupełnieniem całości filmu jest muzyka Bartosza Chajdeckiego. Ścieżka dźwiękowa znakomicie współgra z poszczególnymi scenami (na przykład tymi realizowanymi w sali operacyjnej) – jest nienachalna i nie przytłacza obrazu.
W wywiadzie z 2008 roku Zbigniew Religa powiedział:
Moment przejścia do Zabrza w początkach lat 80. był dla mnie niezwykle ważny, wielki skok. Zostawiłem Warszawę dla prowincjonalnego miasta, nie wiedziałem, co mnie tam czeka. Miałem zbudować klinikę kardiochirurgii. Budynek był w stanie surowym, nie było ludzi, sprzętu. To wielkie szczęście tworzyć coś naprawdę od zera. Wspaniała przygoda dla kogoś, kto ma ambicje.
„Bogowie” opowiadają właśnie o tym człowieku z ambicjami i o tej przygodzie. I robią to w naprawdę rewelacyjny sposób.
Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz