Brytyjskie „boksy”, czyli nowa taktyka imperium na pustyni (cz. II)
Pierwsza część artykułu pokazała jak idealistyczne wizje brytyjskich teoretyków wojny pancernej, zderzyły się z brutalną rzeczywistością walk na pustyni. Początkowe porażki ujawniły, że doktryna oparta na szybkich, samodzielnych uderzeniach czołgów nie sprawdza się w starciu z dynamicznym i taktycznie elastycznym przeciwnikiem, jakim okazał się Afrika Korps.
Brytyjskie kłopoty na pustyni
Cały problem ze stosowaną doktryną Hobbarta-Fullera polegał na tym, iż zdawała się być skrojona pod przeciwnika o niskiej mobilności, skoncentrowanego na statycznej obronie. Zawarte w niej użycie części sił pozorujących atak czołowy, miało odwrócić uwagę od szerokich manewrów oskrzydlających, wykonywanych przez rozproszone kolumny pancerne. Niemcy, w odróżnieniu od Włochów, nie zamierzali jednak bezczynnie obserwować brytyjskich manewrów. Operowali zatem w zwartym szyku, tworzonym przez zespół broni połączonych (zwłaszcza przy przewadze powietrznej), których prędkość uzależniona była od najwolniejszych pojazdów, a nie jak w armii brytyjskiej od wyforsowanych naprzód czołgów pościgowych. Dążenie do opanowania pola walki i możliwość naprawy uszkodzonych pojazdów, miały znacznie wyższy priorytet niż u sprzymierzonych. Kwestie rekonesansu opierano w pełni na jednostkach zmotoryzowanych, w przeciwieństwie do preferowanego przez Brytyjczyków i Australijczyków rekonesansu pieszego
W przypadku Niemców najwyższy priorytet stanowiło połączenie siły ognia oraz łączności radiowej. Wbrew powszechnemu mitowi, wojska niemieckie wcale nie poruszały się szybko, z pewnością jednak poruszały się płynnie. Często wyolbrzymiana jest również początkowa przewaga sprzętowa po stronie niemieckiej. Oczywiście Afrika Korps posiadało atuty w zakresie sprzętu optycznego i naprawczego, a zwiększenie siły ognia w seryjnych modelach niemieckich, było znacznie łatwiejsze niż w przypadku alianckich przeciwników.
Wracając do brytyjskiej doktryny, opartej na rozśrodkowaniu i prędkości, już podczas operacji Brevity dały o sobie znać problemy w kwestii integracji czołgów i piechoty. Ta druga nie mogąc dotrzymać kroku pancerniakom, zachowywała się dość statycznie. W czasie Battleaxe uwidoczniła się elastyczność Rommla, który przygotował się na brytyjski wypad, powodując znaczne straty, zwłaszcza na przełęczy Halajfa. Nie było to wcale efektem działania tajemniczego „działa z Halajfa” jak początkowo twierdzili Brytyjczycy, a dobrze już znanych armat 88 mm.
Batleaxe ukazała zresztą nie tylko wady samej doktryny, ale również łatwość ulegania mirażowi „łatwych kąsków” w postaci ataku na pozornie osamotnione pojazdy wroga, które najczęściej okazywały się „holownikami” dział ppanc. Minęło sporo czasu zanim Brytyjczycy zrozumieli, że za ich pancernymi stratami stoją liczne środki ppanc., a nie niemieckie „superczołgi”. Nawet w dążeniu do klasycznych pojedynków pancernych, tak idealizowanych w doktrynie Hobarta-Fullera, Niemcy rzadko kiedy decydowali się na nieostrożne działania poza osłoną swoich dział ppanc. Brytyjczycy zaś, właśnie prędkością mieli dążyć do jak najszybszego skrócenia dystansu, najlepiej poniżej 700 metrów – w innym wypadku większość ich ognia okazywała się zupełnie nieskuteczna. Chociaż podczas Battleaxe dochodziło do walk „pancerz w pancerz”, to wynik tych starć okazał się kompletnie inny od przewidywań wysnutych w zaciszu brytyjskich sztabów. Pojazdy pozostawały w ruchu przez większość dnia, znacznie częściej nawiązując kontakt optyczny niż ogniowy z wrogiem. Kluczem do zwycięstw była częściej sprawność mechaników niż artylerzystów. Tracono przede wszystkim siły i benzynę, rzadziej same czołgi.
To właśnie podczas Battleaxe rozpoczął się proces dewaluacji doktryny samodzielnych zagonów pancernych. Zanim na dobre zaczęto szukać innych sposobów, Brytyjczycy spróbowali jednak jeszcze raz dotychczasowych rozwiązań. Takie działanie można jednak usprawiedliwić konkretnym celem. Operacja Crusader miała bowiem za zadanie uwolnić Tobruk, czego nie dałoby się osiągnąć jedynie unikami. W jej początkowej fazie, w wyniku wcześniejszej dezinformacji aliantów, brytyjskie natarcie, choć silne i dobrze przygotowane, trafiło jednak w opuszczony przez Niemców obszar. Ten „Luftschuss”, jak mawiali Niemcy, zakończył się koniecznością rozproszenia siły na szereg potyczek mających na celu znalezienie Rommla. Pomimo taktycznego sukcesu operacji, okazała się ona iście pyrrusowym zwycięstwem aliantów, po którym żadna ze stron nie bardzo miała czym wojować, zwłaszcza jeżeli chodzi o czołgi. Podczas realizacji tej operacji Imperium Brytyjskie miało okazję przekonać nie tylko o zdolnościach Afrika Korps, ale również o dobrze odrobionej lekcji przez Włochów.
To właśnie Dywizja Pancerna Ariete była pierwszą z włoskich formacji, która mierząc się z 22 Brygadą Pancerną skutecznie obaliła mit powstały rok wcześniej. Siła brytyjskiej brygady została zniwelowana do minimum. Plan stoczenia bitwy flot pancernych, w obliczu działań osłonowych prowadzonych przez 4. Bryg. Panc spadł na 7. Brygadę, do której po napotkaniu przeciwnika, miały dołączyć jeszcze dwie.
Dla każdego pasjonata walk na pustyni koniec 1941 roku kojarzy się nieodłącznie z dwoma wydarzeniami – „Tottensontag” i „Zrywem ku zasiekom”. Choć obydwa zdarzenia obfitują w zaskakujące zwroty akcji i pasjonujące starcia, ich efektem było przeświadczenie, iż jedyną faktyczną możliwością odniesienia zwycięstwa, będzie całkowite zniszczenie przeciwnika, gdyż na pustyni nie było możliwe szczelne otoczenie wroga i zmuszenie go do kapitulacji.
Listopad 1941 roku przyniósł Anglikom zarówno strach przed utratą Egiptu, jak i szanse na całkowite pokonanie Rommla i jego sojuszników. Nim rok się skończył obydwie strony były właściwie dokładnie w tym samym miejscu co na początku marca. Wahadło wychylało się w jedną bądź drugą stronę. Państwa Osi nie mogły zwyciężyć Sprzymierzonych, a Sprzymierzeni nie mieli jak pokonać Osi. Operacja Crusader dała jednak odpowiedź na pytanie, jak przetrwać starcie z Afrika Korps i jak nie należy z nią walczyć. Koncepcja Hobarta-Fullera nie wytrzymała próby, gdy przeciwnik dorównywał Brytyjczykom mobilnością. Czołgi pościgowe dysponowały za małą siłą ognia i za cienkim pancerzem, a sama ich ruchliwość była zbyt małym atutem, by mierzyć się z Niemcami i ich konceptem broni połączonych. Z drugiej strony dobrze okopane i spokojne o zasoby „klasyczne” jednostki zmotoryzowanej piechoty i artylerii pewnie opierały się niemieckim nawałom, o ile nie decydowały się na nieuporządkowany odwrót.
Polecamy e-book Pawła Burdzyńskiego pt. „Droga do imperium. Początki Wielkiej Brytanii 1603-1707”:
Umocnione boksy na linii Gazala – koncept
Skoro Afrika Korps nie została unicestwiona, dla Brytyjczyków jasnym stało się, że Rommel zaatakuje ponownie. Wydarzyło się to już na początku 1942 roku. Tym razem sposobem na wyhamowanie ostrza niemieckiej ofensywy była pozycja obronna na linii Gazali. To właśnie tam miał uwidocznić się sukces specjalnie przygotowanych punktów obrony okrężnej, zwanych „fortified boxes”. Czym właściwie były i jaki przyniosły skutek?
Brytyjczycy słynęli z dokładnie zaplanowanych, kontrolowanych i systematycznych bitew. Mając przewagę liczbową i znacznie lepszą sytuację zarówno materiałową, jak i logistyczną, szukanie rozstrzygnięcia poprzez przyjęcie ataku, wydawało się słuszne, zwłaszcza po sprawnie przeprowadzonym odwrocie. W odróżnieniu od poprzedniego roku, gdzie opisana powyżej doktryna Hobarta-Fullera opierała się głównie na broni pancernej, statyczna linia obronna zawierała cały zestaw formacji, nie wyłączając czołgów jako mobilnego wsparcia piechoty. Linia Gazali nie była jednak rubieżą podobną do tych z frontu zachodniego I wojny światowej. W opisywanych już wcześniej warunkach, przełamanie linearnego frontu i wyjście na tyły, nie stanowiło wielkiego wyzwania dla sprawnego i manewrowego przeciwnika. Przyjęcie tych założeń jako wyjściowych, skłoniło brytyjskie dowództwo do zastosowania linii nasyconej punktami obrony okrężnej, wspartymi standardową linią okopów, patrolami i „minowymi bagnami”.
Już pierwsze oblężenie Tobruku pokazało że wojska Imperium Brytyjskiego (w tym wypadku 9. Dywizja Australijska) znacznie lepiej radziły sobie w obronie niż w szaleńczych atakach. W przypadku wspomnianej twierdzy udało się im zmusić Rommla do starć o charakterze pozycyjnym, za sprawą odpowiednio przygotowanej obrony i zmyślnego użycia pól minowych, celem kanalizacji pancernych ataków wprost pod lufy broni ppanc. sprzymierzonych. W rezultacie tych doświadczeń sprzymierzeni dokonali największego w historii zaminowania pozycji obronnych.
Po wycofaniu się z frontu niemieckiego pod Agedabią, Brytyjczycy byli zajęci tworzeniem linii. Jak już wspomniano, była to raczej seria umocnionych „boksów”, biegnąca od Gazali na południe, po wschodniej stronie Jebel, w kierunku pustyni. Obsadzająca „Box” brygada, umiejscowiona za liniami drutu kolczastego i minami zdawała się wystarczająca do realizacji obrony okrężnej. Warto jednak zwrócić uwagę, że sami Brytyjczycy zauważali, iż „Boksy” są zbyt daleko od siebie, aby zapewnić sobie wzajemne wsparcie. Ponieważ 8 Armii Brytyjskiej wystarczyło środków na sześć z nich, przestrzeń pustyni między nimi była patrolowana przez przemieszczające się jednostki pancerne. Alianci żywili złudne przeświadczenie, iż takie patrole wystarczą, by kontrolować obszary pomiędzy boksami. Najważniejszym z tych „boksów” było Bir Hakeim, które byłoby punktem zwrotnym każdego pancernego ataku z flanki dla obu stron. Wspomniany „boks” obsługiwała 1. Brygada Wolnych Francuzów składająca się głównie z legionistów francuskich, dowodzona przez generała Koeniga. Szesnaście mil na prawo od nich znajdował się kolejny „boks” obsługiwany przez 150. Brygadę Piechoty, a dalej na północ znajdował się „Knightsbridge Box”, utrzymywany przez 201. Brygadę Gwardii. Pozostałe „boksy” obsługiwane przez Brytyjczyków i Południowoafrykańczyków ciągnęły się aż do morza.
Tytułowy boks nie był budowlą. Można zaryzykować stwierdzenie, iż bardziej była to formacja w sile brygady, osadzona jako samodzielny rejon obronny, z własnymi składami zaopatrzenia, z własną artylerią itd. Wolne przestrzenie patrolowane lub obsadzone jedynie przez posterunki oddzielały boksy jeden od drugiego, a rozlokowane na ich przedpolu i flankach minowe bagna miały zapewniać stępienie ataków zarówno frontalnych, jak i prób zbyt bliskiego okrążenia. Wszystko co mogło się poruszać, a przede wszystkim czołgi, zdeponowano jako odwód za każdym z boksów. Nie było to pozbawione sensu – ruchy przeciwnika mające na celu wymijanie boksów i/lub ich okrążanie, miały być „wyłapywane” przez patrole, a odsiecz zapewniać miały pancerne jednostki „tyłowe” atakowanego lub innego pobliskiego „boksu”. Podobnie, gdyby doszło do przełamania obrony boksu podczas ataku frontalnego – atakujące siły miały zostać skierowane w „strefy śmierci” przez wyjątkowo skutecznie rozmieszczone pola minowe.
Brytyjczycy mieli nadzieję, że linia Gazali okaże się nie do sforsowania, przynajmniej nie przez siły zdolne do wywarcia realnego wpływu operacyjnego. Wiara w skuteczność i niski koszt użycia pól minowych, utwierdzała ich w przekonaniu, że Rommel prędzej czy później będzie zmuszony do frontalnych ataków, niezależnie od tego, jak bardzo preferowałby manewr oskrzydlający. Wszystko wskazywało na to, że tym razem słabsza liczbowo Afrika Korps, nie tylko zostanie powstrzymana, ale wręcz roztrzaska się na linii Gazali.
Tu znajdziesz pierwszą część artykułu:
Pancerna pułapka: jakie błędy popełnili Brytyjczycy w Afryce?
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia:
T.
Anderson, Niemiecka broń pancerna. Tom 1, Kraków 2019.
N. Barr, Pendulum of War: Three Battles at El Alamein, London 2004.
A. Beevor, Druga wojna światowa, Kraków 2013.
R.M. Citino, Zagłada Wehrmachtu. Kampanie roku 1942,
Poznań 2019.
P. Griffith, Taktyka walk na pustyni w czasie II wojny światowej,
Oświęcim 2017.
redakcja: Jakub Jagodziński