Cezary Łazarewicz – „Sześć pięter luksusu” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-10-20 20:22
wolna licencja
poleć artykuł:
Druga Rzeczpospolita to okres cieszący się niesłabnącą popularnością wśród autorów i czytelników książek historycznych. Na ogół trafić można jednak na prace poświęcone historii politycznej lub – coraz częściej – tzw. życiu codziennemu, nieraz w dość eskapistycznych jego przejawach (dansingi, kabarety, ówcześni „celebryci”). Książka przedstawiająca wycinek dziejów polskiego kapitalizmu przez ukazanie historii konkretnego przedsiębiorstwa stanowi więc pewne _novum_. I choćby z tego powodu zasługuje na uwagę.
REKLAMA
Cezary Łazarewicz
Sześć pięter luksusu. Przerwana historia Domu Braci Jabłkowskich
nasza ocena:
7/10
cena:
34,90 zł
Wydawca:
Znak
Rok wydania:
2013
Okładka:
broszurowa ze skrzydełkami
Liczba stron:
256
Format:
14,0 x 20,5 cm
ISBN:
978-83-240-2047-8

Przedsiębiorstwem owym jest mieszczący się swego czasu na tytułowych „sześciu piętrach luksusu” przy Brackiej 25 sławny warszawski Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy. Przybliżenia czytelnikom kolei losu słynnego sklepu i rodziny, do której należał, podjął się Cezary Łazarewicz, reporter i publicysta m.in. „Gazety Wyborczej”, „Przekroju”, „Polityki”, „Newsweeka” i „Wprost”, ale także scenarzysta filmów dokumentalnych i autor monografii historycznej radiowej Trójki.

Wspomniałem na początku, że jest to książka dotycząca okresu dwudziestolecia międzywojennego. Sformułowanie to jest oczywiście prawdziwe, aczkolwiek ktoś mógłby uznać je za nieścisłe. Ramy czasowe „Sześciu pięter luksusu” rozciągają się bowiem zasadniczo od 1913 roku, kiedy to rozpoczęto budowę domu towarowego (zasadniczo, gdyż autor nie żałuje nam retrospekcji mających ukazać historię rodu Jabłkowskich), poprzez czasy niepodległej Polski, kiedy to przedsiębiorstwo zdobyło ogromną renomę, drugą wojnę światową, wreszcie czasy PRL, w których końca dobiegła działalność wspaniałego sklepu i – opisując batalię prawowitych spadkobierców braci Jabłkowskich o odzyskanie rodzinnej własności – sięgają dosłownie dnia dzisiejszego.

Józef Jabłkowski, nestor rodu, nie wywodził się kręgów finansistów czy przemysłowców. Jabłkowscy do wszystkiego musieli dojść sami, byli prawdziwymi self-made men. Łazarewicz analizuje genezę przedsiębiorstwa, próbując dociec, jak dalece rodzinne legendy zgodne są ze stanem faktycznym. Punktem zawiązującym narrację książki czyni wmurowanie 4 września 1913 roku metalowej puszki, zawierającej wycinki z bieżącej prasy, w fundamenty nowego budynku i opisuje fotografię, na której owo wydarzenie uwieczniono (a znalazło się na niej wiele osób ważnych nie tylko dla przyszłego Domu Towarowego). Autor zadbał również o to, byśmy to wydarzenie poznali w odpowiednim kontekście – przedstawia nam dotychczasowe koleje losu rodziny Jabłkowskich, a przede wszystkim kreśli zajmujący obraz Warszawy sprzed stu lat.

REKLAMA

Następnie śledzimy szybki i imponujący, a jak się wydaje również i w pełni zasłużony sukces Domu Towarowego Bracia Jabłkowscy. Sklep stał się jednym z ulubionych miejsc zakupów rzesz warszawiaków, ale także miejscem słynnym na całą Polskę. Wkrótce zresztą możliwa stała się ekspansja, także terytorialna, przedsiębiorstwa. Jak wszyscy porządni przedsiębiorcy, Jabłkowscy za cel postawili sobie (ktoś może rzec: zysk – owszem, ale trzeba wiedzieć, jak działać, by ów zysk osiągnąć) zaspakajanie potrzeb klientów. U Jabłkowskich zasadniczo można było kupić wszystko, co tylko potrzebne, i to po najniższych cenach. Co więcej, zasada maksymalizacji zysków przy minimalizacji kosztów nie wiązała się z niską jakością obsługi ani nie odbijała negatywnie na położeniu pracowników sklepu. Z lektury książki wyłania się obraz firmy mogącej być dumą swych właścicieli oraz obiektem szacunku i wdzięczności zarówno klientów, jak i osób w domu towarowym zatrudnionych.

Autor dużo uwagi poświęca kwestiom organizacji przedsiębiorstwa i zarządzania nim. Aczkolwiek teorię zarządzania zgłębiałem dość pobieżnie i jestem w tym zakresie laikiem, to jednak dostrzegam, że stosowane metody były bardzo skuteczne oraz innowacyjne. Widać w nich inspirację działalnością i myślą Henry’ego Forda. Także stosowane techniki sprzedaży (co piszę jako osoba, która trochę w sprzedaży przepracowała) sprawiają wrażenie naprawdę mądrze pomyślanych i sprawnie, acz nienachalnie wcielanych w życie. Jabłkowscy bardzo dalecy byli od karykaturalnego wizerunku kapitalistów karmiących się krwią pracowników. Byli oni przez zatrudnione osoby bardzo szanowani, także w okresie późniejszym, podczas wojny czy w latach komunizmu. Przyczyna tego jest bardzo prosta – byli to tacy pracodawcy, którzy osoby dla nich pracujące sami szanowali. Z książki wyłania się obraz autentycznej troski Jabłkowskich o zatrudnione osoby – dbano np., by młodzi chłopcy odpowiednio wcześnie kończyli pracę, by mogli wziąć udział w zajęciach np. szkoły rzemieślniczej. Pracownik był ważny nie tylko w godzinach pracy, ale traktowano go jako kogoś, komu należy się opieka i wręcz pewien zakres paternalistycznej protekcji. Jest to rzecz jasna wpływ fordyzmu, teorii, której zarzucano nieraz nazbyt wielki zakres ingerencji właścicieli środków produkcji w życie robotników. Z dzisiejszej perspektywy jednak, gdy jesteśmy świadomi obecnej dominacji elastycznych form zatrudnienia oraz pewnego zaniku więzi społecznych (na których zdrowy kapitalizm powinien się przecież opierać), można co najmniej rozważyć pewne zalety takiego podejścia.

REKLAMA

Praca u Jabłkowskich była zresztą całkiem atrakcyjną wizją kariery zawodowej – nie przyjmowano do niej osób przypadkowych, a idealny kandydat powinien być najlepiej absolwentem szkoły handlowej i znać co najmniej dwa języki obce (w związku z rosnącą ilością zagranicznych turystów odwiedzających Warszawę, którzy także robili zakupy w domu towarowym). Zresztą w miarę rozwoju przedsiębiorstwa wypracowano cała „drabinę” rozwoju zawodowego – postanowiono bazować na inwestowaniu w dotychczasowych pracowników, a ciężka praca i niepospolite umiejętności mogły prowadzić do awansu na naprawdę wysokie stanowisko z relatywnie niskiej pozycji.

REKLAMA

Jest jedna rzecz, która szczególnie ujmuje mnie w krajach Europy Zachodniej. Kiedy zapoznajemy się z dziejami jakiegoś przedsiębiorstwa, sklepu, przetwórni spożywczej czy choćby kafejki, często dowiedzieć się można, że firma ta należy do jednej rodziny od wielu pokoleń. „Sześć pięter luksusu” jednych uświadomi, a innym przypomni, dlaczego sytuacja ta jest tak rzadka w naszym kraju. Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy podjął działalność w latach powojennych, jednak ten, było nie było, „wykwit kapitalizmu” w samym środku stolicy raził w oczy nowe komunistyczne władze. Przedsiębiorstwo zniszczono w latach wypowiedzianej przez Hilarego Minca „bitwy o handel”. Najpierw właściciele musieli zapłacić zawyżone podatki od (rzekomego) nadzwyczajnego wzbogacenia w latach wojennych, potem zaś najzwyczajniej w świecie uniemożliwiono im dalszą działalność. Należy zaznaczyć, że nie chodziło tu o żadne oszustwa ani nadużycia – po prostu postanowiono zniszczyć Dom Jabłkowskich. Miejsce po nim rychło zajął dom dziecka, zaś w 1984 roku miasto przekazało dom w użytkowanie na 40 lat Centralnemu Związkowi Rzemiosła. W ostatnich latach mieściła się w nim popularna księgarnia Traffic Club. Łazarewicz opisuje koleje życia spadkobierców Jabłkowskich oraz ich prawną walkę o schedę po przodkach. Walkę zakończoną – taki przynajmniej jest stan rzeczy w chwili, gdy piszę te słowa (a co okazało się już po wydaniu książki) sukcesem. Odzyskanie rodzinnej własności to akt sprawiedliwości, nie chcę temu przeczyć. Ale niestety nie zrekompensuje on strat (nie tylko właścicieli), jakie przyniosło przerwanie działalności Domu Braci Jabłkowskich.

Książka napisana jest lekkim, łatwym i przyjemnym w lekturze językiem. Widać reporterskie doświadczenie autora. W zasadzie zaryzykowałbym stwierdzenie, że mamy do czynienia po prostu z pokaźnych rozmiarów reportażem. Łazarewicz dotarł do członków rodziny Jabłkowskich, a także do byłych pracowników domu towarowego i na ich relacjach oparł swą narrację. Baza źródłowa książki jest jednak znacznie obszerniejsza, obejmuje bowiem liczne materiały prasowe, tak przedwojenne, jak i współczesne oraz źródła dodatkowe i opracowania historyczne. Książka zawiera pomocne kalendarium oraz czarno-białe fotografie.

„Sześć pięter luksusu” polecam wszystkim zainteresowanym historią Warszawy, praca opisuje bowiem ważne kiedyś dla naszej stolicy miejsce. Polecam książkę także osobom, które ciekawi historia gospodarcza czy też teoria zarządzania i praktyka prowadzenia działalności gospodarczej w skali „mikro” – z pewnością uznają ja za zajmujące case study. Wreszcie, ponieważ mamy do czynienia (przy tym obstaję) z reportażem, zachęcam do lektury wszystkich, którzy lubią poczytać napisane lekkim piórem opowieści o niebanalnych sprawach, a przy okazji podumać o czymś, co było i czego już nie ma.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Gadziński
Absolwent Instytutu Historycznego oraz Instytutu Nauk Politycznych UW. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone