Claire L. Evans – „Pionierki Internetu” – recenzja i ocena

opublikowano: 2020-07-24 05:00
wolna licencja
poleć artykuł:
W branży informatycznej, jak powszechnie wiadomo, zawsze dominowali mężczyźni. Nawet podwójnie: dominowali liczebnie i jakościowo. Z tym stereotypem walczy Claire Evans. Walczy z powodzeniem, choć nie bez zastrzeżeń. Z jednej strony, warto docenić odkrywanie mało znanych kart historii informatyki. Z drugiej jednak strony, historia postrzegana przez pryzmat konkretnej grupy nieraz prowadzi na manowce. Tak też bywa tym razem. Na szczęście, tylko momentami.
REKLAMA

Claire L. Evans – „Pionierki Internetu” – recenzja i ocena

Claire L. Evans
„Pionierki Internetu”
nasza ocena:
7/10
cena:
48 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Rok wydania:
2020
Okładka:
miękka
Liczba stron:
336
ISBN:
9788323346807

Historia, którą opowiadają „Pionierki Internetu” zaczyna się czasach, gdy komputer był… osobą. Odkrywamy więc właśnie tę prehistorię ośrodków obliczeniowych, gdzie wiele ludzkich komputerów gromadzono w jednym miejscu, aby szybko i sprawnie przeliczać rozmaite zadania matematyczne na zamówienie klienta. Następnie, autorka przeprowadzi nas przez drugą wojnę światową, pierwsze komputery mechaniczne i elektroniczne, pierwsze języki programowania, początki Internetu, i dalej, aż do wielkiej ekspansji i upadku „dot-komów” w latach 90-tych. Nie jest jednak celem autorki, aby szczegółowo i dokładnie przedstawić całe to burzliwe półwiecze komputeryzacji. Wpisując się we współczesną modę przyglądania się historii z kobiecego punktu widzenia, Claire Evans opowiada nam właśnie o wkładzie kobiet – konkretnie, wyłącznie kobiet – w komputeryzację oraz internetyzację świata.

Taki wybór perspektywy zwykle niesie ze sobą konsekwencje zarówno pozytywne jak i negatywne. Z jednej strony, zawsze jest to autentycznie ciekawe, aby przyjrzeć się z bliska jaki wkład miała konkretna grupa w danej dziedzinie. Z drugiej jednak strony, jeśli dana grupa miała mały lub mało istotny wkład, koncentrując się na niej, ograniczamy się do omawiania postaci drugo- czy trzeciorzędnych, nadając im nieproporcjonalnie wielką wartość po prostu z braku „mocniejszych” kandydatów. Problem ten nie dotyczy oczywiście tylko „kobiecych” historii. Weźmy dla przykładu niemłodą już pozycję Longina Pastusiaka omawiającą wkład Polaków w historię Stanów Zjednoczonych („Polacy w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych”) – ta raczej cieniutka książka szybko uświadamia nam, że poza Kościuszką czy Pułaskim, inni Polacy w tej historii byli po prostu bez znaczenia, a zostali opisani wyłącznie jako dopełnienie opisu tych dwóch wybitnych jednostek. No, ale jeśli ktoś się interesuje Polakami w wojnie o niepodległość Stanów, albo, jak tutaj, wkładem kobiet w historię technologii, to oczywiście nie ma znaczenia, że niektóre historie są mniej ważne. Nawet te marginalne historie przecież mogą być ciekawe.

REKLAMA

Tak właśnie się mają sprawy w przypadku książki Claire Evans. Niektóre z opisanych przez nią postaci to kobiety absolutnie kluczowe dla kształtowania się technologii komputerowej oraz jej internetyzacji. Niemniej, z rozmaitych przyczyn (nad którymi autorka się zastanawia, ale nie dochodzi do konkretnych wniosków), kobiety w informatyce stanowią zdecydowaną mniejszość. Stąd też inne z opisywanych postaci są raczej marginalne i nie pojawiłyby się w książce o ogólnej historii internetu. Jest jednak jeszcze trzecia kategoria – kobiety, których działania okazały się prawie kluczowe, jednak taki czy inny splot historii sprawił, że straciły na znaczeniu – czy dlatego że ich działania spaliły na panewce, czy dlatego że ktoś je ubiegł, albo dlatego że po prostu popełniły jakieś błędy. Te postacie często okazują się najbardziej fascynujące, otwierając przed nami możliwości rozważania o tym co mogło być, a nie było.

Nic dziwnego, że książka zaczyna się właśnie taką postacią, czyli legendarną Angielką, Adą Lovelace. Ściśle mówiąc, absolutnie nic z tego co robiła lady Ada nie miało znaczenia dla historii komputeryzacji. Pisała coś, co można nazwać pierwszymi w dziejach programami komputerowymi, ale ani nie były to prawdziwe programy, ani też maszyna, na którą były przeznaczone nie była prawdziwym komputerem. A jednak: jako pionierka, Ada Lovelace urosła na kartach historii do miana swoistego symbolu kobiet w informatyce, właśnie dlatego że jej życiorys jest jednym wielkim co by mogło być. Ta córka najsłynniejszego angielskiego romantycznego poety, lorda Byrona, być może wniosłaby znacznie więcej w dziedzinie informatyki, gdyby nie jej przedwczesny zgon.

Od Ady Lovelace przechodzimy do pierwszych prawdziwych komputerów, powstających u progu i w trakcie drugiej wojny światowej. Widzimy tu historię wspomnianych wcześniej ludzkich komputerów – obliczeniowców, wśród których było bardzo wiele kobiet – którzy teraz przechodzą do branży komputerowej. Którzy? Nie – które! Nie ulega bowiem wątpliwości, iż jedną z najciekawszych historii tej książki i faktycznie historii wielkich, a zapomnianych osiągnięć kobiet, jest ta o kobietach pracujących przy dziwnych, nieraz na poły mechanicznych, a tylko na poły elektronicznych maszynach jak ENIAC, gdzie uruchomienie nowego programu wymagało każdorazowo przełączenia dziesiątek czy wręcz setek kabli do odpowiednich gniazdek. Szóstka kobiet pracujących przy ENIACu, wraz z Grace Hopper, która z kolei pracowała przy innej maszynie o prostej nazwie Mark I, przyczyniło się potem walnie do stworzenia pierwszych prawdziwych powojennych komputerów, i do ukształtowania podstawowych zasad programowania. Nie sposób przecenić wynalazku Grace Hopper, jakim był kompilator, przekładający kod źródłowy z wysokiego poziomu do nisko-poziomowego kodu maszynowego. Jeśli dzisiaj programujemy używając języków które, choć mocno skrótowe, wydają się niemal naturalnie zrozumiałe, jest tak właśnie dlatego, że Grace Hopper wpadła na ten pomysł, aby nie pisać programów od razu w niezrozumiałym kodzie maszynowym, ale stworzyć pośrednika, który przetłumaczy nasze polecenia.

REKLAMA

Kolejne rozdziały prowadzą nas chronologicznie od pierwszych komputerów do współczesności. Większość historii, jak już wspomnieliśmy, nie jest tak przełomowa jak Grace Hopper i „Szóstka” od ENIACa. Ale nawet gdzie nie są przełomowe, są nadal barwne. Jakże nie zdumiewać się historią Resource One – potężnej (jak na tamte czasy) maszyny, swoistego superkomputera, który został nabyty przez młodą informatyczkę Pam Hardt-English na potrzeby… hipisowskiej komuny? Komputer SDS-940 o którym mowa łączył się z terminalami, czyli jak gdyby zdalnie podłączanymi ekranami i klawiaturami, tworząc na potrzeby tejże komuny swoisty pierwowzór internetu. Cóż z tego, że do niczego dalej to nie doprowadziło? Hipisi i superkomputer to tak czy inaczej zdumiewające połączenie.

REKLAMA

Nie wszystkie opowiadane tu historie są tak zaskakujące. Mamy tu do czynienia też z ezoterycznymi sieciami BBS, nieudanymi dot-komami, i rozmaitymi porażkami biznesowymi – to są właśnie te miejsca, gdzie można odnieść wrażenie, że dana historia nikogo nie obchodzi, ale musiała zostać zawarta, bo bohaterką wydarzeń jednak jest kobieta, a tytuł książki jest jaki jest. Niemniej, zawartość książki jest bardzo różnorodna, i można bezpiecznie powiedzieć, że jeśli czytelnik uzna historie w jednym rozdziale za mało wartościowe, to jest duża szansa, że w następnym rozdziale napotka coś znacznie ciekawszego.

Przekleństwem książek, które opisują wkład całej grupy społecznej w danej dziedzinie jest również to, że recenzent wyjątkowo ma prawo krytykować autora nie tylko za to co jest obecne w książce – ale też i za to, ci pominięto. Tak zdecydowanie jest w tym przypadku. W tytule nie ma słowa „amerykańskie” – więc gdzie, grzecznie pytam, podziała się reszta świata? Czy naprawdę poza Adą Lovelace, nie znalazła się na świecie informatyki żadna kobieta warta zapamiętania? Nie wiem, jest to oczywiście możliwe – ale czy takiego braku nie warto byłoby odnotować?

Koniec końców, nastawienie na wyszukiwanie kobiecych pionierek skłania nieraz autorkę do opisywania postaci trzecio- czy czwartorzędnych, jednocześnie nieraz pozostawiając niedosyt tam, gdzie o autentycznie ważnych kobietach można by powiedzieć znacznie więcej, gdyby tylko formuła książki pozwalała się zatrzymać na dłużej. Cóż, jest to historia popularna, pisana w przystępnym, dziennikarskim stylu. Oczywiście, dla prawdziwie zainteresowanych, może być co najwyżej wstępem do dalszych dociekań – ale na szczęście, bogate przypisy zapewniają, że książka ta świetnie się spełnia w roli takiego wstępu.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Claire L. Evans – „Pionierki Internetu”!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Jakub Majewski
Doktor nauk humanistycznych w dziedzinie gier komputerowych. Jako badacz naukowy, szczególnie interesuje się problematyką zastosowania gier do przekazywania treści historycznych i kulturowych. Poza badaniem gier komputerowych, jest również twórcą gier z wieloletnim stażem jako scenarzysta, projektant, i producent. Po godzinach udziela się jako publicysta o bardzo eklektycznych zainteresowaniach, od kultury, polityki, stosunków międzynarodowych i historii po gry komputerowe i wpływ nowych technologii na społeczeństwo.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone