Czy deszcz mógł uratować Polskę w 1939 r.?
Gdyby chociaż padało…
Jednym z częściej spotykanych pomniejszych mitów czy raczej rozważań o alternatywnej historii jest rzekoma ogromna rola pogody, niezwykle ułatwiającej działania wojskom niemieckim i znacznie je utrudniającej wojskom polskim. Zanim zmierzymy się z wpływem letniej, wrześniowej aury na powodzenie niemieckiego ataku, warto zapoznać się z tym, jaka faktycznie pogoda panowała nad II RP dziewiątego miesiąca 1939 roku.
Ostatnie dni sierpnia były niezwykle gorące nie tylko ze względu na gęstniejącą atmosferę polityczną. Fala upałów powodowała, że miesiąc ten był najgorętszy od prawie 100 lat. Ze względu na ukończone żniwa sam brak deszczu nie był aż tak bolesny, jednak w wielu miejscach kraju panowała susza. Faktem jest, że pierwsze dni września należały w istocie do bardzo pogodnych, choć nie nad całą Polską – wspomniana w rozdziale o Luftwaffe operacja Wasserkante musiała zostać odwołana pierwszego dnia wojny właśnie ze względu na pogodę. Zresztą w pasie działania Grupy Armii „Północ” aura była gorsza niż na południu, jednak nawet tam nie zanotowano wielkich opóźnień z powodów pogodowych w postępach Wehrmachtu.
Wracając do samej sytuacji meteorologicznej: warto zauważyć, że temperatury w Polsce za sprawą dwóch wyżów atmosferycznych (znad Bałkanów i znad Skandynawii) sukcesywnie się podnosiły, by w dziesiątym dniu września osiągnąć nawet 29 stopni Celsjusza. Dopiero potem nadszedł okres gorszej, burzowej pogody, który spowodował obniżenie średniej temperatury aż o dziesięć kresek. Im dłużej trwał wrzesień, tym robiło się i chłodniej, i bardziej deszczowo. Czy zatem słaba pogoda na koniec lata 1939 roku byłaby w stanie opóźnić lub nawet zatrzymać niemiecką armię?
Większość argumentów natury wojskowej przeczy tej tezie. Po pierwsze, wrześniowe upały dawały się we znaki zarówno niemieckim landserom, jak i polskim piechociarzom czy kawalerzystom. Stany rzek, pomimo iż niskie, i tak bardziej utrudniały nam odwrót niż Niemcom ich forsowanie. Czy gdyby poziom wód był wyższy, to rzeczywiście działałoby to na naszą korzyść, skoro tyle kłopotów mieliśmy na przykład z forsowaniem Bzury i przeprawami przez Dunajec i Wisłę?
Uwarunkowania terenowe i pogodowe mogą działać na korzyść obrońców, zwłaszcza wtedy, gdy bronią się przy użyciu bardziej prymitywnych środków. Nasze wojsko było dość nowoczesne, ale – co warto nadmienić – nie miało w większości (jak chociażby Finowie podczas wojny zimowej) pomysłu na wykorzystanie przewagi, jaką daje teren. Niemcy nie raz stawali w oczekiwaniu na zabezpieczenie inżynieryjne, zwłaszcza na odcinku północnym, jednak zła pogoda mogłaby opóźnić ich o kilkanaście–kilkadziesiąt godzin, a nie o tygodnie. Zresztą zapoznając się z relacjami polskich uczestników walk, jak chociażby podczas odwrotu resztek Armii „Poznań” i „Pomorze” przez Kampinos, rzuca się w oczy mnogość problemów terenowych, z jakimi mierzyło się nasze wojsko.
Z wielu względów Polacy nie mogli liczyć, tak jak Sowieci dwa lata później, na „generała błoto”, który za pomocą rasputicy (sezonowe błoto w Rosji, na Ukrainie i Białorusi, utrudniające znacząco ruch pojazdów) spowolnił niemieckie natarcie. Polskie drogi, w większości utwardzone i o znacznie większym zagęszczeniu na zachodzie, nadal były znośnie przejezdne, nawet podczas deszczu. Już sama struktura gleby, bardziej piaszczysta niż na wschodzie, nie dawała szans na takie błoto jak w październiku czy listopadzie 1941 roku na froncie wschodnim. W naszej części Europy pogoda we wrześniu czy październiku również jest znacznie bardziej znośna. Wrzesień, a początkowo koniec sierpnia, również nie został wybrany przez najeźdźcę przypadkowo – charakteryzował się on znacznie stabilniejszą i bardziej suchą aurą niż lipiec czy listopad.
Gorsza pogoda mogła znacząco wpłynąć na działanie wojsk szybkich lub lotnictwa, ale – jak już wykazano w powyższych rozdziałach – nie były to główne powody niemieckiego sukcesu we wrześniu 1939 roku. Znaczna część lotnictwa i tak byłaby w stanie operować, a samym pojazdom gąsienicowym teren nie nastręczał aż takich problemów. Co innego wsparciu logistycznemu, ale nawet tu, przy doskonałej pogodzie kulało ono ze względów opisanych w rozdziale drugim i nastręczałoby podobnych trudności nawet, gdyby padało o kilka dni więcej. Powołując się na argument pogodowy, należy pamiętać, na ile sama pogoda czy teren mogły zostać wykorzystane przez obrońców. Przebieg działań wojennych w kampanii polskiej wskazuje, iż mowa o stopniu naprawdę niewielkim.