De Gaulle i Kościół - historia wzajemnego szacunku

opublikowano: 2014-04-28 16:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
„Najstarsza córa Kościoła" laicyzuje się od ponad dwóch wieków, mimo to jednym z jej prezydentów został gorliwy katolik. Czasem prowadziło to do nieco problematycznych sytuacji...
REKLAMA

„Kościół jest wieczny, a Francja nie umrze”

Generał Charles André Joseph Marie de Gaulle (fot. Office of War Information, Overseas Picture Division, domena publiczna)

Na kilka tygodni przed zakończeniem soboru, kiedy Paweł VI przelatywał nad Francją w drodze do Nowego Jorku, gdzie 4 października 1965 roku w siedzibie ONZ miał wygłosić przemówienie z okazji dwudziestolecia tej instytucji, wysłał do de Gaulle’a ciepły telegram. Generał mu odpowiedział: „Jak cały chrześcijański świat Francja śledzi [tę wizytę] całą swoją duszą i pokłada w niej całą swoją nadzieję”. Papież, niosący orędzie pokoju, jawił się jako „ekspert od człowieczeństwa” i z trybuny ONZ stwierdzał, że jego stanowisko jest jedynie odpowiedzią na rozkaz Chrystusa, który dwa tysiące lat wcześniej nakazał apostołom: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody”. Papież opowiedział się za zwiększeniem pomocy dla Trzeciego Świata, która miała pochodzić ze środków, przeznaczonych na zbrojenia: „Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy”(Iz 2,4). Paweł VI wygłosił już podobne orędzie w Bombaju w grudniu 1964 roku. De Gaulle dostrzegł w nim wiele wspólnych punktów z jego koncepcją rozwoju ludów, co jeszcze utwierdziło go w postanowieniu, aby w obliczu dwóch bloków mieć w papieżu sojusznika na międzynarodowej arenie dyplomatycznej. „Treść papieskiego przemówienia podobna jest jak dwie krople wody do wszystkich przemówień, jakie mogłem wygłosić na świecie”, powiedział do Alaina Peyrefitte’a po wyjściu z posiedzenia Rady Ministrów 6 października.

Nie po raz pierwszy de Gaulle głośno komentował podobieństwa, jakie dostrzegał między swoją polityką a działalnością papieża. Już w grudniu 1964 roku, nazajutrz po wizycie Ojca Świętego w Indiach, powiedział do Alaina Peyrefitte’a: „Nie ośmielam się porównywać tego, co nieporównywalne, ale w istocie jest to trochę polityka, którą my prowadzimy. […] Dla niego liczy się nie tyle Trzeci Świat, co wszystko, co nie jest katolickie, a nawet nie jest chrześcijańskie. Z tego zaś wynika po pierwsze, że chrześcijaństwo jest największą religią na świecie, a po drugie, że to Kościół katolicki jest istotą chrześcijaństwa. I to jest bardzo ważne. W tym punkcie przewyższa protestantów a nawet prawosławnych. Jeden tylko Kościół się liczy – jego Kościół. Istotą jest Kościół katolicki w obliczu wszystkiego, co chrześcijańskie, i wszystkiego, co niechrześcijańskie. To papież…”. De Gaulle przy pomocy René Brouilleta, który cały czas pełnił funkcję ambasadora przy Watykanie, podjął wszelkie możliwe starania, żeby udać się z oficjalną wizytą do Ojca Świętego.

Paweł VI, trzeci papież, który go witał w Stolicy Piotrowej, zgotował mu przyjęcie godne największych tego świata. Kiedy 31 maja 1967 roku Generał wszedł do Sali Tronowej, miał na sobie szarfę orderu Legii Honorowej i Najwyższy Order Chrystusa, który mu nadał Jan XXIII. W ich przemówieniach uderzała zbieżność spraw, które ich zajmowały, jednego na planie duchowym, drugiego – doczesnym. Na dwa miesiące przed tym spotkaniem Paweł VI ogłosił encyklikę Populorum progressio o popieraniu rozwoju ludów, zmagających się z głodem, nędzą, endemicznymi chorobami i ciemnotą. Dla papieża, który nawoływał do solidarności krajów rozwiniętych, „kwestia społeczna jest dziś problemem światowym”. Uznając wkład pewnego typu kolonizacji, zwracał uwagę na niepewną sytuację krajów, które zdobywają niezależność, pozbawione koniecznych po temu środków, mianowicie w wyniku grabieży kolonizatorów. Do wymogu pokoju doszedł współistotny z nim wymóg rozwoju.

REKLAMA
Paweł VI (fot. Vatican City (picture oficial of pope), domena publiczna)

Generał w swojej odpowiedzi mówił o wzruszeniu, jakie wywołały w nim „poruszające” słowa papieża pod adresem jego kraju: „Jakże Francja mogłaby nie znać Historii, która uczyniła z niej najstarszą córkę Kościoła?”. Nazajutrz po zamknięciu Vaticanum II jako głowa chrześcijańskiego państwa pochwalał wolę otwarcia i duchowej odnowy soboru, a także jego poszukiwania ekumeniczne, „których celem jest przygotowanie dnia, kiedy znikną wszystkie podziały między wiernymi Chrystusa ”. Potem wyraził swój szacunek i sympatię dla „troski o dialog z tymi, którzy nie są chrześcijanami, i z niewierzącymi”, a następnie poruszył problem pokoju na świecie, żeby „nigdy już nie był ślepo zagrożony”. Francuski prezydent nawiązał do słów papieża, „pierwszego obrońcy pokoju, którego trwałość wymaga usunięcia różnic, dzielących narody gospodarczo słabsze od narodów zasobnych”. Na koniec zaznaczył: „Czyż muszę powtarzać Waszej Świątobliwości, do jakiego stopnia ten szlachetny program spotkał się z poparciem Francuzów? Tym bardziej, że te same hasła mój kraj usilnie stara się wpisywać w fakty w Afryce, w Europie i w reszcie świata”.

Na koniec audiencji Paweł VI w obecności ambasadora René Brouilleta wręczył Generałowi i Yvonne de Gaulle pobłogosławione różańce dla nich i dla ich rodziny i jeden dla premiera Georges’a Pompidou. Brouillet dobrze znał Pompidou, który był jego kolegą w Ecole Normale Supérieure; to on w październiku 1944 roku wprowadził go do gabinetu Generała. Następnie wszyscy udali się do Villa Bonaparte, budynku ambasady, gdzie Generał pragnął spotkać się z całą duchowną kolonią francuską. I tym razem wygłosił przemówienie dość zaskakujące w ustach głowy laickiego państwa. „Jakiż honor, jakaż radość”, że może znaleźć się pośród tych wszystkich zakonników i zakonnic, którzy go witają i większości szanują. Z jego strony padły słowa mocne, nigdy dotąd nie wypowiedziane, żeby podkreślić odwieczne zakotwiczenie Francji w kulturze chrześcijańskiej:

Któż lepiej od was wie, jaki udział nasz kraj, my Francuzi, od zawsze mieliśmy i dzisiaj mamy w życiu Kościoła katolickiego? Pod każdym względem, czy to chodzi o myśl, o doktrynę, o teologię, czy też o religijne działanie i życie, czy wreszcie o apostolat, o misje, Francuzi i Francuzki, ci nieznani i ci znani, przyczynili się swoim poświęceniem, swoją pobożnością do tego ogromnego dzieła, które zawsze się przekształca, ale nigdy się nie zmienia!

Dzisiaj jesteście tu w Rzymie, wszyscy zatrudnieni, jeśli mogę tak powiedzieć, w służbie Boga, w służbie Kościoła. Wiem, jaką rolę odgrywacie, jakie macie znaczenie, jaki przykład dajecie. Czuję się w obowiązku oświadczyć, że robiąc to, co robicie, przyczyniacie się w sposób zupełnie wyjątkowy do wzrostu prestiżu Francji, za co w jej imieniu składam wam, jej synom i jej córkom, podziękowanie.

REKLAMA

Przyszłość: Kościół, a także Francja, jego najstarsza córka, patrzy na nią ze spokojem, z pewnością, z zaufaniem. Kościół jest wieczny i Francja nie umrze. Istotne jest to, żeby Francja pozostała wierna temu, czym jest, a w konsekwencji wierna wszystkim więzom, łączącym ją z naszym Kościołem.

To jest fakt! Dlatego niezależnie od niebezpieczeństw, kryzysów, dramatów, jakie nas spotykają, przede wszystkim i zawsze wiemy, dokąd idziemy. Nawet wtedy, kiedy umieramy, idziemy ku Życiu.

De Gaulle wrócił z Watykanu i ze swojej oficjalnej podróży do Włoch bardziej niż kiedykolwiek przekonany o tym, że tylko rozwój ludów może zapewnić trwały pokój na świecie. Ten kierunek wskazywał już podczas konferencji w Brazzaville w lutym 1944 roku, będącej zapowiedzią dekolonizacji: „We francuskiej Afryce, jak wszędzie tam, gdzie ludzie żyją pod naszym sztandarem, nie może być mowy o żadnym postępie, który byłby rzeczywistym postępem, gdyby ludzie na swojej ojczystej ziemi nie korzystali z niego moralnie i materialnie, gdyby nie mogli powoli wznosić się do poziomu, na którym będą zdolni uczestniczyć u siebie w zarządzaniu własnymi sprawami”. W grudniu 1959 roku w Saint-Louis w Senegalu, gdzie zebrał się Komitet Wykonawczy Wspólnoty, prosił, żeby „Francuzi, Afrykanie, Malgasze pozostali razem, ściśle powiązani […] abyśmy byli zdolni bronić naszych ziem przed tymi, którzy im zagrażają, i naszych dusz przed tymi, którzy chcą je sobie podporządkować…”. W czerwcu 1958 roku w trakcie podróży do Kabylii, kiedy jeden z oficerów przedstawił mu mieszkańców wsi, mówiąc: „Panie generale, wszyscy są Francuzami”, de Gaulle poirytowany odpowiedział: „Najpierw ich ubierzcie!”. Według senegalskiego prezydenta Leopolda Sedara Seghora „między de Gaulle’em a Afryką zachodził pewien rodzaj tajemniczego układu. On nie zapominał, że wielu ludzi, pochodzących z tego kontynentu, biło się za Francję, ani tego, że ogromne rzesze mówiły językiem francuskim. Był czuły na afrykański humanizm”.

Braterstwo między ludźmi i solidarność między narodami – te wybitnie chrześcijańskie wartości – które głosił bez ustanku, zapewniały mu, niemający sobie równego, prestiż w krajach, zmagających się z zacofaniem, zgrupowanych w ramach państw „niezaangażowanych”. Polityce bloków i hegemonii supermocarstw przeciwstawiał rozwój i emancypację najbiedniejszych krajów. Czyż w marcu 1959 roku nie oświadczył: „Jedyną uzasadnioną kłótnią jest spór o człowieka. Wszak chodzi o uratowanie człowieka, o jego życie i rozwój”? Za każdym razem, kiedy zabierał głos, mianowicie w trakcie swoich podróży do Ameryki Łacińskiej czy Azji, próbował przedstawić się jako głos Trzeciego Świata, niestety nie dysponując poza słowem wieloma innymi narzędziami, ponieważ finansowy wkład Francji na rzecz rozwoju był znaczący, ale daleko poniżej potrzeb.

REKLAMA
Georges Jean Raymond Pompidou (fot. Steiner, Egon, udostępniono na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Niemcy)

W obecności licznych ministrów Georges Pompidou tak analizował myśl de Gaulle’a: „Kluczową ideą [jego] filozofii jest poszanowanie godności. W polityce wewnętrznej godności jednostki, robotników, chłopów, klas nieuprzywilejowanych. W polityce zagranicznej – godności narodów niezależnie od tego, jak są ubogie i zapóźnione w rozwoju, i przede wszystkim kiedy są ubogie i zacofane. Godności upokorzonych i znieważanych”. Trochę później w marcu 1964 roku Generał zwierzył się Peyrefitte’owi: „Sprawą zasadniczą jest nie dopuścić do tego, żeby świat podzielił się na kraje dobrze urządzone i ofiary losu. Cały świat uczestniczy we wspólnej cywilizacji. Wszystkie narody, które dzieliły od siebie lata świetlne, stanowią odtąd część tej samej wioski”. Zauważmy, że o trzy lata wyprzedził on pojęcie „globalnej wioski”Mc Luhana. „Coraz bardziej nieznośne staje się to, że jedni skazani są na nędzę, podczas gdy inni opływają w dostatki”. Dokładnie tego samego będzie bronił trzy lata później Paweł VI w Populorum progressio !

Spokojny praktykujący, dyskretny komunikant

Nic nie uchodziło jego uwadze w rozwoju liturgii, zainicjowanym przez sobór. Na przykład w kwietniu 1965 roku niepokoił go los modlitwy Domine salvum fac Republicam, odmawianej za publiczne władze na końcu uroczystych mszy. Zapytał wiec o zdanie w tej sprawie Edmonda Micheleta, najbardziej wierzącego spośród członków Rady Konstytucyjnej. „Dla państwa, ale także dla Kościoła, jak sądzę, jest to sprawa ważna – napisał do niego Generał. - Była ona uregulowana przez konkordat. I zasadniczo tak to się odbywa w trzech departamentach – Bas-Rhin, Haut-Rhin i Moselle. Gdzie indziej bardzo często stanowiła okazję do życzliwego odwołania się i podtrzymania w praktyce dawnego obyczaju. Ale teraz jak, w jakiej formie, w którym momencie w czasie nabożeństwa można by było odmawiać tę modlitwę?”. Chyba się zgodzimy, że poza de Gaulle’em żaden z szefów państw nie zaprzątał sobie głowy takimi problemami…

W szkole świętego Augustyna i ojca Emmanuela d’Alzona de Gaulle interesował się bardzo jednością Kościoła. W sytuacji, kiedy świat się otwierał, narody się przemieszczały, religie nie były już przypisane do geograficznych stref swojego pochodzenia, sprawa ekumenizmu, którą zajął się sobór, wydawała mu się bardzo ważna. Pasjonował go dialog między Kościołem katolickim a innymi Kościołami chrześcijańskimi, ale także między chrześcijaństwem a innymi wielkimi religiami. W długi czas po zamknięciu Soboru Watykańskiego II, który wskazał na konieczność takiego zbliżenia, de Gaulle starał się uchwycić jego rzeczywistość i wyzwania, przyjmując u siebie w Pałacu Elizejskim tak znaczące postaci, jak kardynała Tappouni, patriarchę Antiochii. Tappouni, głowa syryjskich katolików od czasów uwięzienia w 1915 roku przez Osmanów, którzy dążyli do eliminacji chrześcijan, był postacią bohatera. Uniknąwszy śmierci, wykupił ponad dwa tysiące ormiańskich dzieci, przeznaczonych do nawrócenia, i wiele młodych dziewcząt, przeznaczonych… do powiększania populacji ludu muzułmańskiego! De Gaulle żywił głęboki szacunek dla tego dzielnego duszpasterza. Wiedział, jaką rolę odegrał on w czasie konklawe, aby przekonać francuskich kardynałów, podzielonych wówczas w swoich opiniach, do kandydatury Jana XXIIII, której sprzyjała Francja. Kilka dni później Generał gościł na śniadaniu w Pałacu Elizejskim patriarchę Maksymosa IV z katolickiego Kościoła melchickiego. Cały czas w trosce o lepsze zrozumienie postępów w ekumenicznym dialogu.

REKLAMA

„De Gaulle nie ma prawa afiszować się swoją pobożnością wobec Francuzów”– powiedział pewnego dnia do Alaina Peyrefitte’a. Niemniej o ile w polityce wewnętrznej bardzo dbał o przestrzeganie zasad laickości, o tyle trudno było nie widzieć w nim człowieka wierzącego, który w pełni – a nawet niekiedy publicznie – dawał wyraz swojej wierze. W obecności ministrów czy doradców często zdarzało mu się ubarwiać swoje wypowiedzi cytatami ze świętego Marka, świętego Jana czy świętego Łukasza. W obecności afrykańskich przywódców państw z obszaru języka francuskiego odwołał się do świętego Pawła: „Jeden jest tylko Odkupiciel dla wszystkich bez względu na kolor ich skóry”. Do ogromnych tłumów, pozdrawiających go w katolickich stolicach podczas jego podróży po Ameryce Łacińskiej w 1964 roku, przemówił słowami Najwyższego, jak w Buenos Aires: „Jeden jest tylko Duch, od którego wszystko pochodzi, a ten, którego dał nam Bóg, tworzy całość”!

Pałac Elizejski od strony ogrodów (fot. Thomas Faivre-Duboz, udostępniono na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Urządził sobie kaplicę w Pałacu Prezydenckim, aby tam z dala od ciekawskich spojrzeń przyjmować komunię, a tym samym nie narażać się na krytyczne uwagi paryskiego mikrokosmosu, ale nie zrezygnował całkowicie z publicznego uczestnictwa we mszy. „Generał bardzo dbał o praktykowanie swojej religii. Było to dla niego niezmiernie ważne. Za każdym razem, kiedy organizowałem jego oficjalne podróże, zarówno we Francji, jak zagranicą, zawsze nalegał, żebym przewidział czas na mszę. Kiedy program podróży był gotowy, zawsze upewniał się, czy nie zapomniałem o mszy”, opowiada Pierre Lefranc, jeden z ostatnich „baronów” gaullizmu.

Kiedy po przyjęciu w referendum w październiku 1962 roku zasady wyboru prezydenta w głosowaniu powszechnym wyruszał w długie podróże po kraju, niejako nawiasem włączał w te objazdy miast uczestnictwo we mszy, jak w katedrze w Le Mans czy Beauvais. I tak w katedrze w Limoges, w Limousin, gdzie komuniści czuli się jak u siebie w domu, ponownie dał świadectwo swojej wiary. Siedząc, jak zawsze, na chórze, wiedział, że jego wysoka sylwetka przykuwa wszystkie spojrzenia. Zanim wsiadł do prezydenckiej limuzyny, tryskając humorem powiedział do ministrów: „Bardzo lubię te msze. To jedyne miejsce, gdzie nie muszę odpowiadać na przemowy, które są do mnie skierowane”. W trakcie innej podróży po prowincji, tym razem w Le Nord, wybrał Calais. Zupełnie wyjątkowo, niewątpliwie dlatego że chodziło o jego miasto rodzinne i chciał jego mieszkańcom sprawić przyjemność, razem z nim jednym samochodem przyjechała Yvonne, owym słynnym czarnym citroenem DS, który stanie się rozpoznawczym znakiem jego prezydentury. Powitał ich starszy kapłan, ksiądz Baheux, który bardzo onieśmielony powiedział: „Panie Generale, to ja udzielałem panu ślubu w 1921 roku. – Ależ proszę księdza, proszę się nie niepokoić, nie mam o to do księdza pretensji!”, odpowiedział de Gaulle mocno rozbawiony.

REKLAMA

We wrześniu w 1964 roku w skromnym kościele w Avrechy-Argenlieu (Oise) stał nieruchomo pośród swoich Compagnons de la Libération, aby oddać ostatnią przysługę admirałowi Georges’owi Thierry d’Argenlieu, wiernemu przyjacielowi, który od 1958 roku był znowu zakonnikiem w karmelu w Avon w Seine-et-Marne. Ojciec Ludwik od Trójcy Świętej zmarł kilka dni wcześniej na modlitwie. Ci dwaj nigdy nie przestali do siebie pisać, i de Gaulle często prosił ojca Ludwika o modlitwę, a niekiedy zapraszał do La Boisserie. Elisée Alford, która posłała mu swoją książkę, poświęconą ojcu Ludwikowi od Trójcy Świętej, Generał odpowiedział: „Mój list zostaje wysłany z domu w Colombey, gdzie ojciec d’Argenlieu odprawiał mszę w obecności moich bliskich i mojej, kiedy zdarzało mu się do nas przyjeżdżać. Bóg zechciał, żeby kapłan, gorliwy sługa wiary i swojego posłannictwa, był bardzo blisko związany z tym, co próbowałem uczynić dla Francji. Dziękuję za to naszemu Ojcu niebieskiemu”.

Jako że intelektualne powinowactwo zobowiązuje, André Malraux nie miał najmniejszych trudności w przekonaniu Generała, żeby 19 czerwca 1965 roku w katedrze w Chartres uczestniczył w prawykonaniu dzieła, zamówionego u Oliviera Messiaena, dla uczczenia pamięci poległych podczas dwóch wojen światowych. Dla de Gaulle’a Messiaen był nie tylko kompozytorem-ornitologiem, który uważał ptaka za największego muzyka, ale przede wszystkim legendarnym tytularnym organistą kościoła de la Trinité w Paryżu, człowiekiem głęboko wierzącym, jeńcem stalagu VIII-A w czasie drugiej wojny i którego boskie natchnienie zostało naznaczone przez Holokaust. Poczynając od Vingt Regards sur l’Enfant-Jésus poprzez La Nativité du Seigneur czy L’Apparition de l’Eglise éternelle, a kończąc na słynnej Messe de Pentecôte, to, co istotne w jego dziele, wynikało z jego wiary. Dla poległych na polach chwały Messiaen skomponował urzekający utwór Et expecto resurrectionem mortuorum („I oczekuję wskrzeszenia umarłych”). De Gaulle stał jak wryty, znieruchomiały ze wzruszenia, podczas gdy Orkiestra Gwardii Republikańskiej wykonywała po raz pierwszy oficjalnie utwór, zainspirowany przez świętego Tomasza z Akwinu, w którym dominowały instrumenty dęte i perkusyjne, aby podkreślić majestatyczność sklepienia katedr. W katedrze w Chartres unosił się oczywiście duch Jeana Moulina. Malraux, wstrząsany tikami, obserwował de Gaulle’a. Nikt nie zdołałby powiedzieć, który z nich był bardziej poruszony.

REKLAMA
Charles de Gaulle, 1961 rok (fot. Steiner, Egon, udostępniono na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Germany)

Jedynym ograniczeniem, jakie de Gaulle sobie narzucił, było nieprzyjmowanie komunii publicznie, mianowicie podczas oficjalnych ceremonii. Dobrze wiedział, że wtedy, kiedy reprezentował Francję, jego gest mógłby być szokujący dla niewierzących i wzbudzić polemiki w kołach laickich. Niemniej czterokrotnie uczynił wyłom w tej regule, zawsze podczas wizyt zagranicznych. Pierwszy raz przyjął komunię świętą publicznie 26 czerwca 1966 roku w Leningradzie (dz. Petersburg), pod koniec dziesięciodniowej oficjalnej podróży do ZSRR, w trakcie której wygłosił trzydzieści przemówień, spotkał się z wszystkimi czołowymi politykami tego kraju, był obecny przy wystrzeleniu satelity, a studentom uniwersytetu moskiewskiego mówił o wartościach, jakimi kieruje się Francja. Generał z Yvonne uczestniczyli w niedzielnej mszy świętej w kościele Matki Bożej z Lourdes, dawnej katedrze katolickiej, która od pięćdziesięciu lat pozostawała zamknięta, a którą władze nakazały z tej okazji trochę odświeżyć wewnątrz. Sprowadzono chór operowy, który część liturgii śpiewał po łacinie, i jakiegoś bardzo bladego i wystraszonego księdza Litwina, który odprawiał mszę, jak się wydawało, zgodnie z przyjętą zasadą, opowiadał Philippe de Gaulle. Nagle ksiądz podszedł do prezydenta, trzymając w jednej ręce kielich, a w drugiej poświęconą hostię. De Gaulle przyjął komunię, pochylił się i parę chwil trwał w skupieniu, ale wychodząc z kościoła był wyraźnie zirytowany. Po powrocie do ambasady miał pretensję do żony i do dyplomaty Gilberta Pérola, że wywarli na niego presję. „Skrzyczał pana, ale dobry Bóg panu wynagrodzi!”, powiedziała pani de Gaulle do Pérola, bardzo ucieszona, że się jej udało, ponieważ to ona dała znać, że Generał przyjmie komunię. Philippe de Gaulle pamiętał także, że ojciec po zakończeniu mszy poszedł pozdrowić księdza, celebrującego mszę, po czym głośno się zastanawiał: „Mam nadzieję, że ten ksiądz otrzymał święcenia. Może wyciągnięto go dla nas z jakiegoś gułagu”. Admirał zaprzeczył temu, jakoby ojciec przyjął komunię wbrew swej woli. Według niego zrobił to w imię braterstwa z męczennikami rosyjskiej Cerkwi.

Rok później, 23 czerwca 1967 roku, w czasie podróży do Quebecu wtedy, kiedy wypowiedział swoje słynne słowa: „Niech żyje wolny Quebec!”, ponownie przyjął publicznie komunię świętą, ale tym razem dobrowolnie. Para prezydencka, która tydzień wcześniej wypłynęła z Brestu na pokładzie krążownika „Colbert”, tego ranka przypłynęła do l’Anse aux Foulons, do Quebecu i udała się do bazyliki Sainte-Anne-de-Beaupré, ufundowanej przez bretońskich marynarzy, rozbitków, którzy zdołali się uratować. Prymas Kanady, arcybiskup Quebecu, ksiądz Maurice Roy uznał swoją obecność za konieczną, ale to rektor witał Generała, widząc w nim „zbawcę, herolda ludzkiej i chrześcijańskiej kultury Francji w całym świecie”. Natomiast ksiądz Roy sławił „dziedzictwo wiary, wierność i odwagę francuskiego narodu, z którego wszyscyśmy wyszli”. Przyjmując na kolanach Ciało Chrystusa, de Gaulle pragnął oddać hołd wszystkim Francuzom, a mianowicie pierwszym pokoleniom misjonarzy, którzy założyli la Belle Province i tworzyli jej chrześcijańską historię. Po zakończeniu mszy odprężony i radosny przyjął zaproszenie arcybiskupa Roy na śniadanie. Och, gdyby to francuskie duchowieństwo zwracało się do niego takimi słowy!

REKLAMA

10 września następnego roku, chcąc zamanifestować swoją solidarność z Kościołem polskim, którego historyczna rola była mu znana i którego odwagę podziwiał, poprosił o komunię w katedrze oliwskiej w Gdańsku-Oliwie, podczas gdy muzyka wspaniałych organów o siedmiu tysiącach piszczałek napełniła nawę, w której tłumnie zgromadzili się katolicy z dawnego miasta męczennika, Wolnego Miasta Gdańska. Ale ta podróż nie przebiegała bez trudności, ponieważ dostojnicy polskiego Kościoła z kardynałem Wyszyńskim na czele uważali, że de Gaulle swoją obecnością uprawomocnia władze komunistyczne, które trzymały kraj pod swoim butem. Dlatego kardynał Wyszyński godził się spotkać z Generałem tylko w pałacu prymasowskim, na co z kolei nie godziły się władze. Unikał więc wszelkich kontaktów z francuskim prezydentem, który rozważał możliwość spotkania w czasie niedzielnej mszy, ale i tym razem władze komunistyczne postawiły swoje kategoryczne weto.

Kardynał Stefan Wyszyński (autor nieznany, domena publiczna)

Niezłomny kardynał, pierwszy w kraju opozycjonista, ograniczył się do przesłania de Gaulle’owi słów powitania i ryngrafu z wygrawerowanym wizerunkiem Czarnej Madonny z Częstochowy. Nic ponadto. Zakłopotany Generał postanowił obejść przeszkodę, wzbijając się ponad nią. W odpowiedzi, udzielonej kardynałowi, wykroczył poza aktualną sytuację polityczną: „To tysiącletniej Polsce, która jak Francja, i ostatnio w tym samym co i ona czasie, doznała tylu momentów wielkości i tylu ciężkich doświadczeń, mam honor składać wizytę z nadzieją, że umocni to przyjaźń między dwoma narodami”. W trakcie oficjalnego obiadu, wydanego przez przewodniczącego Rady Państwa, Edwarda Ochaba, de Gaulle wizjoner zapowiadał, że „zbliżenie między Francją i Polską [jest] początkiem zbliżenia między Wschodem i Zachodem Europy, sztucznie podzielonej […]. Ten postęp w stosunkach między naszymi dwoma krajami powinien odegrać rolę impulsu na rzecz pokoju”.

W czasie oficjalnej podróży do chrześcijańskiej Polski – gdzie Generał w 1919 roku wykładał teorię taktyki w szkole piechoty w Rembertowie – nie doszło niestety do jeszcze jednego spotkania. Kiedy de Gaulle wszedł do katedry wawelskiej w Krakowie, zauważył nieobecność nowego kardynała, arcybiskupa Krakowa, księdza Karola Wojtyły, przyszłego papieża Jana Pawła II. Tak więc ten, który dwadzieścia lat później przyczynił się do upadku komunizmu, był reprezentowany przez zwykłego kanonika, który usprawiedliwiał jego nieobecność! Alain Peyrefitte, podówczas konsul w Krakowie, który towarzyszył Generałowi, znał Karola Wojtyłę, młodego profesora seminarium. „Cieszyłem się na spotkanie z nim. Ale [on] nie chciał za nic w świecie złamać milczącego bojkotu, zarządzonego przez prymasa. Brakuje nam fotografii Wojtyły i de Gaulle’a, którzy wymieniają spojrzenia, takiego poruszającego obrazu ze spotkania dwóch wielkich tego stulecia”.

REKLAMA

Ostatni raz de Gaulle publicznie przyjął komunię świętą 27 października 1967 roku w Istambule w kościele Saint-Louis-des Français, znajdującego się w pobliżu siedziby, którą Sulejman Wspaniały ofiarował Francji, pierwszemu chrześcijańskiemu narodowi, który w 1534 roku nawiązał regularne stosunki dyplomatyczne z imperium osmańskim. „W dawnym Bizancjum, w dawnym Konstantynopolu przedstawia się jako chrześcijanin z Zachodu, który w kraju w przeważającej mierze obecnie muzułmańskim nie zapomina o czasach starożytnej stolicy cesarstwa wschodnio-rzymskiego”, pisał historyk Michel Brisacier, dawny szef wydziału ds. kultów w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Malraux uważał, że de Gaulle wyjątkowo może przyjmować publicznie komunię, kiedy chce dać świadectwo, tak jak we wspomnianych czterech przypadkach.

Krąg duchownych

Uczestniczenie Generała w niedzielnej mszy, regularne spowiedzi u zwykłych księży, wola publicznego przyjmowania komunii, kiedy chciał przekazać jakieś orędzie… wszystko to było czymś wyjątkowym w dziejach Republiki i zaskarbiło de Gaulle’owi sympatię licznych duchownych. Miał przyjaciół w różnych zakonach od nic nieznaczących po najbardziej wpływowe. Abstrahując od wyjątkowych więzów, łączących go z Thierrym d’Argenlieu, ojcem Ludwikiem od Trójcy Świętej, przełożonym karmelitów, odczuwał także - niewątpliwie na wspomnienie młodzieńczych lat - synowskie przywiązanie do jezuitów. Wśród nich czuł się trochę jak u siebie. Na przykład wiedział, że ojciec Riquet przy wielu okazjach modli się za niego. Zakonnicy z Towarzystwa Jezusowego zawsze traktowali go jak swego. Świadczy o tym korespondencja, jaką w czasach prezydentury prowadził z ojcem Lacourt’em, rektorem kolegium Providence w Amiens. Ojciec Lacourt posłał mu fotografię z czasów „wygnania” w Antoing w Belgii, na której de Gaulle stoi w grupie chłopców. Z tej korespondencji wynika, że czterdzieści lat później jezuici sami się modlili i kazali się modlić swoim uczniom za powodzenie de Gaulle’a piastującego urząd głowy państwa. W 1967 roku w ambasadzie Francji przy Stolicy Apostolskiej ojciec Pedro Arrupe, przełożony generalny Towarzystwa Jezusowego, zdziwił się, słysząc, jak Generał chwali francuskich jezuitów, mówiąc o nich „moi jezuici”.

REKLAMA

U dominikanów mógł oczywiście liczyć na poparcie ojca Bruckbergera, ale także wpływowego ojca Carrégo, jednego z najbardziej utalentowanych rekolekcjonistów wszystkich czasów, głoszących wielkopostne konferencje w katedrze Notre-Dame. Ten dawny bojownik podziemia, którego przedstawił de Gaulle’owi Edmond Michelet, w latach 1959-1966 każdego roku posyłał do Pałacu Elizejskiego tekst swoich konferencji wraz z osobistymi modlitwami. „Bezsprzecznie jest prawdą, że nie ma nic ważniejszego i piękniejszego niż pociągnięcie narodu ku światłu i działaniu. O ileż jest to jednak prawdziwsze w przypadku dzieła, którym kieruje Bóg”, napisał mu Generał w 1961 roku, dziękując za przesłane teksty. Natomiast w 1965 roku po otrzymaniu sześciu konferencji, poświęconych tematowi „ Pater na świecie”, pisał: „O tak! Dla świata ludzi, czyli świata walki, jest tylko Pater zbawienia i pokoju, tak dzisiaj jak zawsze, nic innego”.

Nigdy apele zakonników o wsparcie, kierowane do de Gaulle’a, nie pozostały bez odpowiedzi. Trudno zliczyć przypadki pomocy, jakiej para prezydencka dyskretnie udzielała z własnych funduszy kongregacjom, będącym w potrzebie, dziełom miłosierdzia czy duchownym w trudnej sytuacji. Na przykład w 1963 roku, kiedy de Gaulle dowiedział się od generała Catroux o opłakanym stanie sanktuarium Notre-Dame-du- Rosaire (Matki Boskiej Różańcowej) w Guernesey, które francuskojęzyczni wierni przestali nawiedzać z powodu jego zniszczenia, natychmiast przekazał swój osobisty grosz francuskiemu rektorowi Saint-Pierre-Port (St Peter Port); była to suma wystarczająca na sfinansowanie nowego ołtarza z różowego granitu. „Wzrusza mnie przedsięwzięcie człowieka, który w tym samym geście łączy chrześcijańską wiarę i miłość do Francji”, powiedział de Gaulle do Catroux, odnosząc się do rektora.

Yvonne de Gaulle, która przyjęła jako swoją złotą zasadę, że nigdy nie będzie występowała z interwencją w jakiejś sprawie do swojego męża, niemniej często robiła wyjątek, kiedy chodziło o interesy Kościoła. To dzięki niej w 1961 roku zostały odblokowane fundusze na restaurację katedry w Calais. Co prawda we wrześniu w 1959 roku, kiedy w trakcie oficjalnej podróży para prezydencka odwiedziła katedrę, trwały w niej roboty budowlane, o których de Gaulle’om opowiadał ksiądz Evrard, ale z braku środków zostały one później przerwane.

„Moja żona, zachowując pełną dyskrecję, odwiedziła około 300 szpitali, klinik położniczych, domów starców, sierocińców, ośrodków dla dzieci chorych czy upośledzonych”, ujawniał de Gaulle w swoich Pamiętnikach nadziei. Najczęściej chodziło o zakłady prowadzone przez zakonnice. Prasa systematycznie nie była dopuszczana do takich wydarzeń, ponieważ u de Gaulle’ów nie czyniło się dobra w świetle obiektywów. Para prezydencka cieszyła się, kiedy Geneviève de Gaulle-Anthonioz w 1964 roku została przewodniczącą charytatywnego stowarzyszenia o inspiracji chrześcijańskiej ATD-Quart Monde. Tak samo skwapliwie de Gaulle przyjął na oficjalnej audiencji w Pałacu Elizejskim Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników Świętego Jana Jerozolimskiego (kawalerów maltańskich), których „wysokie wartości duchowe i moralne” doceniał. Działalność zakonu „w służbie człowieka i pod chrześcijańskim znakiem miłosierdzia” wydawała mu się chwalebna „w czasach, kiedy współczesny rozwój na pierwszy plan umysłów i społeczeństw wysuwa to, co materialne”.

Powyższy fragment pochodzi z książki Gérarda Bardy'ego pt. „Charles de Gaulle - Biografia katolika i męża stanu"

Gérard Bardy
Charles de Gaulle - Biografia katolika i męża stanu
cena:
58,80 zł
Okładka:
twarda
Data i miejsce wydania:
(rok): I 2014 r.
Format:
368, 165x236
ISBN:
978-83-211-1938-0
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Gerard Bardy
Francuski pisarz i dziennikarz, pracował między innymi jako szef działu fotografii w agencji prasowej AFP i redaktor naczelny katolickiego tygodnika "Pèlerin". Jest autorem kilku książek o tematyce biograficznej, historycznej i publicystycznej, a także kawalerem Legii Honorowej.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone