Dlaczego dyrektor FBI James Comey miał rację. I dlaczego bardzo się mylił

opublikowano: 2015-04-24 13:45
wolna licencja
poleć artykuł:
„Dobrzy ludzie pomogli zamordować miliony” – powiedział dyrektor FBI James Comey w swym głośnym wystąpieniu. Szkoda, że ważne przesłanie jego przemówienia zostało przyćmione przez niemożliwe do zaakceptowania słowa o „mordercach i ich wspólnikach” z Niemiec, Polski i Węgier.
REKLAMA

Zobacz też: Przepraszam dyrektora FBI

Dobrzy ludzie pomogli zamordować miliony. I to jest lekcja najbardziej przerażająca ze wszystkich: że nasze własne człowieczeństwo uczyniło nas zdolnymi, wręcz skłonnymi do podporządkowania naszej indywidualnej moralności grupie, w której może być ona przejęta przez zło. Że ludzie będący u władzy mogą nas tak bardzo zastraszyć. Że możemy przekonać samych siebie niemal do wszystkiego.

W swoim przekonaniu mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i tak wielu, wielu innych miejsc nie zrobili niczego złego. Wmówili samym sobie, że to właśnie powinni zrobić, że musieli to zrobić. Tak właśnie postępują ludzie. I to powinno nas prawdziwie przerażać.

James B. Comey, dyrektor FBI (domena publiczna).

Zapomnijmy na moment, że James Comey wspomniał tutaj o Polsce. Okaże się wówczas, że dyrektor FBI, któremu powszechnie zarzuca się brak podstawowej wiedzy na temat Holocaustu, całkiem nieźle zrozumiał pewne stojące za nim mechanizmy. Dzięki badaniom nad ludobójstwami i ludzką psychologią wiemy już dzisiaj, że każdy z nas podatny jest w ogromnym stopniu na wpływ naszej grupy społecznej. Że człowiek bez trudu rozróżniający dotychczas dobro od zła może uznać pod wpływem otoczenia, że oto wymordowanie członków pewnego narodu jest czymś najzupełniej akceptowalnym.

Zaiste zatrważająca jest świadomość, że Holocaust był możliwy nie tylko w połowie XX wieku w III Rzeszy, ale możliwy jest w zasadzie zawsze i wszędzie. Wszędzie bowiem ludzie mogą być pod pozorem dobra zmanipulowani do czynienia zła. Moralność ugina się przed naszą potrzebą akceptacji i przynależności. Etyczne staje się to, co akceptowane jest przez naszą grupę, a nieetyczne to, co jest przez nią odrzucane.

„Nie zabijaj” – mówi powszechnie akceptowane przykazanie. Ale jeśli grupa postawi kogoś poza nawiasem człowieczeństwa, przestają go chronić zasady odnoszące się do ludzi. „Żydzi wszy” – krzyczała nazistowska propaganda. James Comey wie, że podobna indoktrynacja jest możliwa również w jego kraju. I jest tym przerażony.

Kaci i ofiary

Jest przynajmniej jeszcze jeden powód, dla którego wypowiedź Jamesa Comeya zasługuje na uznanie. Nie mówił on ani o Niemcach, Polakach i Węgrach, ani też o państwie niemieckim, polskim i węgierskim, nie zastosował więc odpowiedzialności zbiorowej. Nie poczytuję tego za sprytny wybieg, mający ułatwić uniknięcie odpowiedzialności za własne słowa, lecz widzę w tym świadome wskazanie konkretnych jednostek: „morderców i wspólników”. To cenne w świecie ludzi tak chętnie dyskutujących o winach (i zasługach) całych narodów.

Dlaczego zatem człowiek, który wykazał się dobrym zrozumieniem psychologii ludobójstwa i subtelnością pozwalającą uniknąć zbiorowego oskarżania całych państw i narodów, popełnił jednocześnie tak ogromny błąd, że wywołał nie tylko burzę medialną, ale również zawirowanie dyplomatyczne? Być może zwiodła go jego własna wrażliwość.

Litewski uczestnik pogromu w Kownie z czerwca 1941 r. (domena publiczna).

W okupowanych przez Niemcy krajach wielu mieszkańców z obojętnością traktowało skazanych na zagładę Żydów, a nie brakło również takich, którzy ich okradali, szantażowali, bili, wydawali, a nawet mordowali. Comey o tym zapewne wiedział i uznał, że wszystkie takie przypadki zasługują na potępienie. „Każda śmierć niewinnego człowieka jest równa” – zdaje się mówić. Czyż można mu zaprzeczyć?

Przeczytaj również:

REKLAMA

Oburzeni wypowiedzią dyrektora FBI lubią przywoływać rzekomo antypolskie filmy jak „Pokłosie” czy „Ida”, a także książki Jana Tomasza Grossa, jako dowód tego, że w Polsce sami wciąż bezpodstawnie oskarżamy się o różne zbrodnie. Pomijają przy tym coraz liczniejsze badania historyków wskazujące, że Polaków wydających Żydów i samodzielnie ich mordujących były w istocie tysiące. Ustaleń tych uczonych nikt jak dotąd nie zdołał podważyć, są bowiem dobrze udokumentowane.

Czy powinniśmy jako Polacy zaprzestać tych badań w imię narodowej poprawności politycznej, jakiej zdaje się hołdować mój do niedawna redakcyjny kolega Czy szmalcowników i morderców nie należy głośno i stanowczo potępiać, tak jak potępiało ich Polskie Państwo Podziemne (karać ich już nie ma jak)? Czy powinniśmy się wyprzeć tych dopiero odkrywanych zbrodni, nie przyjmować ich do wiadomości i krzyczeć niczym wnuk Stalina: „Kłamstwo!” za każdym razem, gdy ktoś jednak o nich przypomni?

A jednak James Comey się mylił. Mimo całej swej wrażliwości i – nie ulega dla mnie wątpliwości – dobrych intencji, dopuścił się rzeczy niemożliwej do zaakceptowania. Zrównał katów i ofiary.

Holocaust, czyli masowa zagłada europejskich Żydów, był dziełem niemieckiego, narodowo-socjalistycznego, totalitarnego reżimu. To Hitler i funkcjonariusze jego nazistowskiego państwa ogłosili Żydów śmiertelnymi wrogami „niemieckiej rasy panów”. To kontrolowany przez nazistów Reichstag uchwalił dyskryminujące Żydów prawo, to nazistowska propaganda odbierała Żydom człowieczeństwo, to nazistowskie władze okupacyjne zamknęły Żydów w gettach, to nazistowskie Einsatzgruppen rozstrzelały na terenie byłego ZSRR ponad milion Żydów, to nazistowscy urzędnicy wymyślili, zaprojektowali i przeprowadzili przy użyciu swych wojsk plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” za pomocą komór gazowych w obozach zagłady.

Na żadnym z tych etapów Shoah Polacy nie byli niemieckimi wspólnikami. Nie pracowali w Goebbelsowskim ministerstwie propagandy i oświecenia publicznego, nie uczestniczyli w konferencji w Wannsee, nie mieli wpływu na powstanie obozów zagłady i wszystko, co działo się w ich obrębie, nie tworzyli jednostek SS itd., itd., itd. Nie, Polacy nie byli ani wspólnikami, ani współwinnymi – mogli być co najwyżej niemieckimi sługusami. Od 1 września 1939 roku aż do końca wojny nie przestali być za to ofiarami.

Willa przy 56-58 Am Grossen Wannsee (fot. Adam Carr)

Podobnie nie byli niemieckimi wspólnikami członkowie judenratów czy żydowskiej policji w gettach. Nie byli nimi również kapo w obozach koncentracyjnych. Nazistowska przewrotność pozwoliła wykorzystywać ofiary przeciw ofiarom, mamiąc je ułudą władzy i ocalenia – ich samych lub ich rodaków. Nawet najbardziej okrutny i najlepiej traktowany kapo – choć godny jest wszelkiego potępienia – nie przestawał być ofiarą i nigdy nie był w rzeczywistości wspólnikiem obozowych władz, nie było bowiem między nimi żadnej równości.

Okupowana Polska była jednym wielkim obozem koncentracyjnym, którego więźniowie toczyli codzienną walkę o przeżycie. Jedni robili to w sposób zasługujący na najwyższy podziw i uznanie, inni sprzeniewierzyli się przedwojennej moralności. Jedni Żydów ratowali, inni wydawali ich Niemcom. Z perspektywy Żyda spoglądającego na aryjską stronę muru otaczającego getto, każdy Polak był uprzywilejowany. Ale każdy z tych Polaków był również ofiarą. O jednym i drugim nie wolno zapomnieć.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Roman Sidorski
Historyk, redaktor, popularyzator historii. Absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Przez wiele lat związany z „Histmagiem” jako jego współzałożyciel i członek redakcji. Jest współautorem książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009). Współpracował jako redaktor i recenzent z oficynami takimi jak Bellona, Replika, Wydawnictwo Poznańskie oraz Wydawnictwo Znak. Poza „Histmagiem”, publikował między innymi w „Uważam Rze Historia”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone