Era buldożera

opublikowano: 2009-08-04 08:35
wolna licencja
poleć artykuł:
O tym, że ochrona zabytków w Polsce szwankuje nie trzeba chyba nikogo przekonywać. O ile jednak zabytki z dawnych wieków udaje się na ogół utrzymywać w jako takim stanie, o tyle los zabytków pochodzących z XIX i XX wieku jest poważne zagrożony. Pomimo modelowych wręcz przykładów rewitalizacji zabytków sprzed 100 lat, zdecydowanie częściej zdarzają się przypadki skandalicznych dewastacji. Wobec słabości prawa i nierzadkiej inercji urzędników, decydującą rolę odegrać musi świadomość społeczna.
REKLAMA

Mimo zaborów, ziemie polskie w XIX wieku miały szczęście przeżywać rozwój społeczny i gospodarczy. Jego pokłosiem jest zabudowa z tamtych czasów. Wśród niej dominuje ta historyzująca – charakterystyczna przecież dla Belle Epoque. Neoromańskie, neogotyckie, neorenesansowe, neobarokowe, wreszcie neoklasycystyczne budowle, powstające wówczas w polskich miastach, często niczym nie ustępowały tym z Paryża, Berlina, Wiednia czy Petersburga. Na przełomie stuleci pojawiły się budowle w modnym wówczas stylu secesyjnym, w dwudziestoleciu dominował zaś modernizm, w początkowym okresie wnoszący ogromny powiew świeżości w architekturę.

Tak ukształtował się krajobraz kulturowy polskich miast, który – poza ogromnymi przecież zniszczeniami wojennymi – dotrwał do dnia dzisiejszego. Składają się na niego budynki użyteczności publicznej, obiekty sakralne, kamienice mieszczańskie, wreszcie zaś budynki przemysłowe. Kamienice w sporej liczbie – co zrozumiałe – zachowały się w miastach mniej zniszczonych w trakcie wojen. Zabudowania pofabryczne koncentrują się natomiast w wielkich ośrodkach przemysłowych wyrosłych w XIX i XX wieku.

Zrujnowane kamienice przy ulicy Włókienniczej w centrum Łodzi.

Wsteczne odliczanie

Truizmem jest stwierdzenie, że stan zabytków powstałych po 1800 a przed 1945 rokiem budzi poważne obawy. Niedawny wypadek w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie w wyniku zarwania się balkonu w „nigdy” nie remontowanym budynku śmierć poniosło dziecko, dobitnie ukazuje ogrom zaniedbań. Krótki spacer ulicami łódzkiego Śródmieścia, czy warszawskiej Pragi wystarcza, by uświadomić sobie, że niejednokrotnie to, co nie uległo unicestwieniu w czasie obu wielkich zawieruch wojennych dosłownie sypie się na naszych oczach.

W polskich miastach zwłaszcza kamienice cierpią nie tylko z powodu wieloletnich zaniedbań, ale także niejasnej sytuacji prawnej. Spora część z nich stanowi przecież majątek pożydowski, a na tzw. Ziemiach Odzyskanych – poniemiecki. Co gorsza, obiekty te na ogół znajdują się pod opieką skrajnie niewydolnej administracji komunalnej, która – z uwagi na niski standard mieszkań – czyni z nich lokale socjalne, zamieszkałe przez ludność z gatunku lokatorów kamienicy „przy ulicy Ćwiartki 3/4”.

REKLAMA

Oczywiście dużo lepszy jest los kamienic administrowanych przez właścicieli prywatnych bądź wspólnoty mieszkaniowe, ich działalność nie jest jednak przez państwo i samorządy w dostatecznym stopniu wspierana.

Opłakany stan bywa też niekiedy domeną obiektów użyteczności publicznej, a nawet obiektów sakralnych, zwłaszcza tych niekatolickich. Łódzka kaplica-mauzoleum Karola Scheiblera, ojca przemysłowej potęgi miasta, stanowiąca jeden z najcenniejszych obiektów neogotyckich na ziemiach polskich; pozbawiona opieki po II wojnie światowej, znalazła się w roku 2006 wśród najbardziej zagrożonych zabytków świata…

Szersza perspektywa

Specyficzny rozwój historyczny ziem polskich sprawił, że w zasadzie nigdy nie doszło do wykształcenia się silnego mieszczaństwa rodzimego pochodzenia. Miasta w dużym stopniu zamieszkane były przez obcych – Żydów, Niemców – a polskie życie kulturalne koncentrowało się tradycyjnie w szlacheckich dworach. XIX i XX przyniósł wprawdzie ukształtowanie się miejskiej inteligencji; nie potrafiła się ona jednak z początku oderwać od tradycji agraryzmu. Na przykład warszawscy pozytywiści, choć nawoływali do modernizacji kraju, odczuwali wyraźny sentyment do ziemi. Później ideologię tę przejęli aktywiści Narodowej Demokracji. Władysław Reymont apologizował życie „Chłopów”, jednocześnie rysując obraz Łodzi jako kapitalistycznego miasta-polipa, szyderczo nazwanego „Ziemią Obiecaną”.

REKLAMA

Po II wojnie światowej miasta polskie zasiedliła przede wszystkim ludność pochodzenia wiejskiego. Nie była ona w pełni przygotowana do życia w mieście; jednocześnie zaś, w ramach awansu społecznego, jako ideał, który należy osiągnąć, jawił jej się nowo wybudowany blok. Podobnie było zresztą i z powojennym pokoleniem mieszczaństwa, które – co zrozumiałe – starało się przenieść z niedoinwestowanych centrów miast do osiedli z wielkiej płyty, zapewniających choćby tak podstawowe wygody jak pełen węzeł sanitarny.

Na domiar złego obowiązujące w architekturze II połowy XX wieku poglądy modernistyczne mówiły raczej o „przerzedzaniu zwartej i brudnej” zabudowy, aniżeli o jej konserwacji. „Burżuazyjne” kamienice miały zastąpić nowoczesne biurowce w kształcie prostokątów i kwadratów, wąskie ulice – szerokie arterie, gotowe przyjąć wzrastający ruch samochodów. Wszystko to sprzyjało powolnemu obumieraniu śródmieść. Zjawisko takie nie było zresztą typowe dla Polski – w skrajnej formie wystąpiło w niektórych miastach amerykańskich, choćby w Detroit. Także w wybranych polskich miastach, na przykład w Łodzi, zjawisko określane jako urban sprawl jest już doskonale widoczne.

Przyczyną katastrofalnego stanu zabytków z okresu XIX i XX wieku są zatem – w głównej mierze – uwarunkowania historyczne. Ale w obecnym czasie grozi im jeszcze inne niebezpieczeństwo, polegające na świadomym niszczeniu podszytym spekulacją gruntami. Szczególnie zagrożone są obiekty przemysłowe, które straciły swe przeznaczenie po 1989 roku.

Era buldożera

W maju 2004 roku na zawsze zburzeniu uległ XIX-wieczny dom przy ulicy Wielickiej w Warszawie. „Inwestorowi” odpowiedzialnemu za to bezeceństwo musiało niezwykle zależeć na czasie, skoro do rozbiórki przystąpił przed upływem wymaganych prawem 30 dni od daty poinformowania właściwego urzędu do czasu wydania odpowiedniego zezwolenia. Zapewne wiedział, że na uzyskanie takiego zezwolenia nie może liczyć. Czym prędzej zabrał się więc do pracy. W efekcie po zabytkowym budynku pozostało jedynie gruzowisko, wprawiające w zakłopotanie zarówno wojewódzkiego, jak i stołecznego konserwatora zabytków.

REKLAMA

Jeszcze większym stopniem bezczelności wykazał się właściciel zabytkowej willi Bluma mieszczącej się przy ulicy Wigury w Łodzi. Od roku 2008 bezskutecznie starał się o zgodę na wyburzenie obiektu. Natrafił jednak na opór Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który rozpoczął procedurę wpisania budynku do rejestru zabytków. Niestety, w dniu zakończenia tego postępowania, tj. dnia 12 stycznia 2009 roku, willa Bluma przestała istnieć.

Na początku maja 2009 roku podobny los spotkał zabytkową parowozownią na warszawskiej Pradze, w stosunku do której – podobnie jak w przypadku łódzkiej willi – toczyło się postępowanie o wpisanie do rejestru zabytków. W obu przypadkach obywatelskie protesty nie przyniosły żadnego rezultatu.

Opisane powyżej zdarzenia stanowią przykłady niezaprzeczalnego złamana prawa. Łatwo wskazać jednak sytuacje, w których służby odpowiedzialne za ochronę zabytków i gospodarkę przestrzenną wykazują się daleko idącą inercją, a nawet współdziałaniem z „inwestorami” w aktach burzenia zabytkowego dziedzictwa. Z długiej listy skandali tego typu, mających miejsce na gruncie łódzkim, wymienić warto jeden, który my – studenci Instytutu Historii UŁ – mogliśmy oglądać na własnych oczach.

REKLAMA
Rozbiórka zabytkowej fabryki Marguliesa i Wolmana w Łodzi w lutym 2008 roku

W lutym 2008 roku ofiarą buldożerów stała się śliczna fabryka Marguliesa i Wolmana przy ulicy Rewolucji 1905 roku 69. Rozbiórka obiektu nastąpiła za zgodą miejskich urzędników, w tym również byłego miejskiego konserwatora zabytków. W miejscu zburzonej fabryki wyrosnąć miała szkoła detektywów słynnego Krzysztofa Rutkowskiego – byłego posła Samoobrony, na razie jednak pozostał jedynie smutny pusty plac w środku miasta. Podobnie wyglądał przypadek dawnej fabryki Eiserta, znanej w czasach PRL jako fabryka Norbelana, wyburzonej za zgodą byłego konserwatora wojewódzkiego. Zgoda obwarowana była deklaracją „inwestora”, iż odbuduje budynek z możliwie podobnych materiałów, tyle, że… 7 metrów obok. Niezabudowane rumowisko, stanowiące teren dawnej fabryki, straszy swą pustką od niemal 5 lat.

Złe prawo

W walce o ratowanie zabytków nie pomaga polskie prawo, które niszczenie najbardziej materialnej z form dziedzictwa kulturowego wciąż traktuje jako przestępstwo małej wagi, „o niskiej szkodliwości społecznej”. Jedynymi instrumentami jako tako broniącym zabytek przed zniszczeniem są 1) wpis do rejestru zabytków, 2) plany miejscowe. Nie podlega skutecznej ochronie zabytek wpisany do gminnej ewidencji zabytków, za którego zniszczenie właściciel może być ukarany co najwyżej grzywną.

Z kolei – jak wiadomo – miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego polskie miasta na ogół po prostu nie posiadają, a procedura ich uchwalania ciągnie się czasem latami. Natomiast parki kulturowe, stanowiące na ogół dość skuteczną formę ochrony krajobrazu kulturowego, jednocześnie zmuszające rady gmin do uchwalenia planów miejscowych, wciąż nie są w Polsce rozwiązaniem dostatecznie dobrze wypromowanym. Choć można już wskazać modelowe przykłady tego typu rozwiązań – chociażby sukcesywnie wdrażany projekt parku kulturowego Miasto Tkaczy w Zgierzu (http://www.miastotkaczy.pl/).

REKLAMA

Światełko w tunelu?

Upływ czasu z jednej strony i olbrzymie przemiany społeczne w Polsce po 1989 roku z drugiej, spowodowały, że nastąpił gwałtowny rozkwit tożsamości lokalnej wśród młodych Polaków. Nareszcie doczekaliśmy czasów, gdy młodzi ludzie mogą z dumą uważać, że przestrzeń miast, w których przyszło im żyć, nie jest już „pożydowska”, albo „poniemiecka”, lecz „nasza”. Stanowią oni trzon organizacji pozarządowych, walczących o zabytkową, XIX i XX-wieczną zabudowę.

Jednocześnie utrzymująca się od jakiegoś czasu moda na „industrial”, skłania prywatnych inwestorów do zainteresowania się niektórymi terenami poprzemysłowymi. Powstałe w ten sposób centra handlowo-rozrywkowo-kulturalne, jak łódzka Manufaktura czy poznański Stary Browar, szybko stały się ulubionymi miejscami mieszkańców. Niekiedy stare fabryki są zamienianie w tzw. lofty, czyli wysokiej klasy apartamenty. Zrewitalizowane w ten sposób poprzemysłowe obszary stają się oazami bogactwa w oceanie biedy.

Łódzka Manufaktura. Początek prawdziwych zmian czy też spektakularny wyjątek potwierdzający tragiczną regułę?

Niezależnie od tych, czysto komercyjnych działań trzeba mieć nadzieję, że w najbliższych latach wytworzy się presja społeczna na decydentów, by ci zintensyfikowali działania na rzecz ochrony zabytków z doby XIX i XX wieku. Jest szczególnie ważne, by zamiast łatwych i spektakularnych projektów, typu „zbudujmy sobie nowe centrum, a zapomnijmy o starym”, rozpoczęto wdrażanie żmudnych, ale niezwykle efektywnych projektów rewitalizacji polskich miast, obejmujących nie tylko poprawę stanu przestrzeni miejskiej, ale i warunków życia mieszkańców.

Oby presja taka, związana zarówno z koniecznymi zmianami w prawie, jak i – a może przed wszystkim – z hierarchizacją priorytetów w planowaniu publicznych wydatków, rozgorzała na dobre zanim wszystko dookoła runie. To od nas jako społeczeństwa obywatelskiego zależy, czy z materialnego dorobku ostatnich dwu stuleci zostaną nam tylko stare fotografie i zgliszcza.

Zobacz też

Bibliografia

1. Czerwona Księga Łódzkich Zabytków. 2. Kopczyńska-Jaworska B., Miasto i miejskość w systemie wartości Polaków, [w:] Miasto i kultura polska doby przemysłowej, t. 3: Wartości, red. H. Imbs, Wrocław-Warszawa-Kraków 1993, s. 99-119. 3. Stefański K., Architektura historyzmu na ziemiach polskich, Łódź 2005. 4. Stefański K., Architektura XIX wieku na ziemiach polskich, Warszawa 2005. 5. Wesołowski J., Łódź, czyli sprawl po polsku, [w:] serwis internetowy Zakładu Historii Architektury PŁ. 6. World Monuments Fund. 2006 world monuments watch list of 100 most endangered sites.

Zredagował: Kamil Janicki

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Kamil Śmiechowski
Historyk, doktor nauk humanistycznych, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego. Autor opracowania „Z perspektywy stolicy. Łódź okiem warszawskich tygodników społeczno-kulturalnych 1881-1905 (Łódź 2012)”. Członek Stowarzyszenia Fabrykancka.pl, gdzie zajmuje się promowaniem walki o zachowanie i renowację łódzkich zabytków. Interesuje się historią Łodzi, dziejami prasy oraz architekturą i procesami urbanizacyjnymi.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone