Erich Maria Remarque – „Droga powrotna” – recenzja i ocena
Pozwolę sobie zacząć od pewnego wyznania. O twórczości tego właśnie pisarza nie potrafię pisać czy też mówić obiektywnie, obojętnie, „na zimno”. Powodów jest co najmniej kilka. Nie traktuję literatury wyłącznie jako rozrywki, służącej do zabicia czasu, wypełniania dnia, materiału bez podniet intelektualnych i emocjonalnych; od każdej książki oczekuję, że mnie zaintryguje, poruszy, a nawet mną wstrząśnie. W owym kontekście stwierdzenie, że „Na Zachodzie bez zmian” wywarło na mnie piorunujące wrażenie, nie będzie zapewne niczym niezwykłym – nie ja pierwszy i ostatni. Impuls, jaki dała mi lektura arcydzieła, kazał mi poważnie zainteresować się autorem, a z czasem przyszła prawdziwa fascynacja życiem i twórczością Remarque'a – twórczością, bez której obraz niemieckiej i światowej literatury XX wieku byłby bardzo zubożony.
Dodam jeszcze kiełkujące u mnie od jakiegoś czasu zainteresowanie tematyką I wojny światowej, nie tylko z punktu widzenia politycznego czy militarnego, ale motywowane przede wszystkim względami humanitarnymi, każącymi spojrzeć na tragiczny bezsens owych strasznych lat i ich przerażających następstw z bezgraniczną empatią dla uczestników i ofiar tamtych wydarzeń. Wreszcie – od zawsze fascynowały mnie Niemcy ze swoją historią wzniosłą i podłą, historią narodu uwielbianego i pogardzanego, wielkiego i małego, zdolnego do nieznanych okrucieństw i zbrodni, jak i genialnych osiągnięć na polu techniki czy kultury. Kto jak kto, ale Erich Maria Remarque, wraz ze swymi powieściami lustrującymi dzieje Niemców w najtrudniejszych momentach ubiegłego stulecia, jest dla mnie najlepszym przewodnikiem, mówiącym o nich w formie literatury pięknej o najwyższej randze artystycznej.
O ile w „Na Zachodzie bez zmian” opisywał on w nieznany do tej pory sposób świat walki i żołnierskiego życia ze wszystkimi jego stronami, o tyle w „Drodze powrotnej”, będącej w pewien sposób kontynuacją wcześniejszej powieści, autor koncentruje się na rzeczywistości powojennej. Jak się okazuje, równie trudnej dla młodych bohaterów książki, nielicznych, którzy przeżyli koszmar pobytu na froncie we Flandrii i Francji. Rezultat jest podobny: utwór wciąga, fascynuje, wstrząsa czytelnikiem i nie daje mu zapomnieć przejmującego, gorzkiego obrazu ludzkich losów, jednostek przegranych w starciu z realiami epoki, pokolenia straconego, wysłanego na niepotrzebną i bezsensowną rzeź. Książką powinni zainteresować się na pewno wszyscy miłośnicy militaryzmu, prymitywnego patriotyzmu i nacjonalizmu, ale również interesujący się czasami Wielkiej Wojny. A już na pewno muszą po nią sięgnąć czytelnicy podchodzący z empatią do bohaterów książek, zwłaszcza tych podejmujących tematykę fundamentalnych doświadczeń egzystencjalnych, zupełnie niewyobrażalnych dla nas, współczesnych. „Droga powrotna”, jak sądzę, nie pozostawi nikogo obojętnym.
Nie zamierzam teraz szczegółowo opisywać fabuły powieści, zachęcając tym samym potencjalnych czytelników do sięgnięcia po lekturę i zapewniając, że nie będą nią rozczarowani. Poznają bohaterów w nowej i niełatwej sytuacji, w której nie potrafią się oni odnaleźć, co potęguje polityczna rzeczywistość owych czasów: upadek cesarstwa, rewolucyjne, lewicowe wrzenie, chaos, przemoc i zamieszki, trudności z zaopatrzeniem. Przyszli na wojnę jako nastolatkowie, młodzi ludzie uczący się w gimnazjum lub na uniwersytecie. Nieliczni odchodzący do cywila okazują się być już zupełnie innymi ludźmi i – co gorsza – nie potrafią żyć bez myślenia w kategoriach walki, życia i śmierci. Dobrze przedtem znany świat jest inny, bez przerwy przypomina o latach straconych w okopach i o poległych kolegach. Jest to świat tajemniczy, nieprzyjazny, w którym hałas przejeżdżającego tramwaju na ulicy wzbudza panikę ocalałych wojaków, kojarzących go ze świstem nadlatujących pocisków.
Remarque nie tylko na początku, ale i potem nie szczędzi (w ramach retrospekcji) opisu wojennego horroru, równie realistycznego i szokującego, jak ten przedstawiony w „Na Zachodzie bez zmian”. Jest tu wiele wstrząsających scen; ot, chociażby ta z przemarszem inwalidów wojennych przez miasto, z dokładnie zilustrowaną nędzą i fizycznym zniszczeniem ciał. Porusza epizod przywołujący dobrze znane w tradycji anglosaskiej pojęcie czerwonych maków na polach Flandrii, opisy miejsc i przyrody w kontekście bitewnych doświadczeń postaci. Równie smutna i emocjonalna jest wizja psychicznych przeżyć bohaterów oraz ich przemyśleń, pokazujących, że po wojnie nie nadszedł czas spokoju, tylko dalszej męki, choć już innego rodzaju.
Z kart omawianej powieści przebija ogromna gorycz i duchowe cierpienie bohaterów, które wynikają z doświadczeń będących, jak się wydaje, symptomami strasznej choroby, jaką niewątpliwie jest zespół zaburzeń wywołanych stresem wojennym. Mamy tu bowiem do czynienia z jego typowymi objawami, takimi jak trudności z asymilacją w społeczeństwie, problemy rodzinne, bezrobocie, nadużywanie alkoholu, wracanie pamięcią do przeżytej traumy, zamyślenia prowadzące do depresji, a nawet prób samobójczych. Jednym z najbardziej wstrząsających epizodów jest decyzja jednego z bohaterów, Georga Rahe, o powrocie do miejsc, gdzie „ królują okopy, leje i krzyże”, by tam dołączyć do pozostawionych na polu kolegów, skończyć ze sobą i znaleźć spokój i wolność... Na początku ocalonych, zupełnie wyobcowanych w nowych realiach, ratuje poczucie wspólnoty żołnierskich doświadczeń, braterstwa broni, więzów z pola bitwy i koszarowego życia. Z biegiem czasu również i to spoiwo zaczyna pękać w zmienionej rzeczywistości, kiedy weterani starają się wrócić do życia sprzed mobilizacji, do poprzednich zawodów, wykonywanych czynności, do pozostawionych rodzin. Okazuje się to trudne i czasami wręcz niemożliwe. Decyzje niektórych z nich stoją w całkowitej sprzeczności z wartościami i postawami wyniesionymi z okopów, co dla ich towarzyszy jest kolejnym szokiem i powodem cierpień.
Najbardziej przejmujące są wspomnienia do czasów przedwojennych, przywołujące młodzieńczą beztroskę, wycieczki do lasów, łowienie ryb, łapanie ważek i motyli, zabawy na łonie przyrody, ideały i marzenia, oddane przez pisarza pięknym, smutnym, lirycznym językiem. Autor konfrontuje je ze zmianami, jakie zaszły w ludziach w ciągu kilku lat bitewnego horroru. Stawia wyraźnie pytanie, w imię czego wrażliwy miłośnik poezji Eichendorffa staje się wyspecjalizowaną maszyną do zabijania i de facto ludzkim wrakiem, nieznającym innej strony życia niż ta, której synonimami są granaty, szrapnele, bagnety, artyleria, gazy trujące, ataki i obrona, rewolwery, saperki, okopy, błoto, krew, ciała poległych w ziemi i na drutach kolczastych. Bohaterowie z goryczą udzielają odpowiedzi, widząc bezsens tysięcy ofiar, cynizm polityków i państwa, pustkę frazesów i propagandowych haseł w szkole, wykorzystujących brutalnie ich młodość, idealizm oraz podatność na celową manipulację:
Wszystko na próżno, Ernst. Jesteśmy wykończeni, ale świat idzie dalej, jakby wojny nie było. Już niedługo nasi następcy w szkolnych ławkach będą słuchać z zachłannym wzrokiem opowieści o wojnie i znudzeni szkołą żałować, że oni nie mogli wziąć w niej udziału. Już teraz zaciągają się do freikorpsów – i ledwo siedemnastoletni, popełniają morderstwa polityczne.
Remarque, na wzór Emila Zoli mówiącego „J'accuse” w czasie procesu Dreyfussa, żarliwie i przekonująco atakuje zdemoralizowaną, zbiurokratyzowaną machinę państwową, nacjonalistyczny patriotyzm i militaryzm, dochodząc do przerażającego wniosku, że ogromne ofiary poniesione i ponoszone cały czas przez niewinnych służą interesom nielicznych i że z lat Wielkiej Wojny nikt poza samymi zainteresowanymi nie wyciągnął wniosków. Ilustruje to końcowa scena przedstawiająca szkolenie, zabawę w wojnę przez nastolatków dowodzonych przez dobrze odżywionego i ubranego, aroganckiego, wąsatego mężczyznę, obserwowana przez zszokowanych tym widokiem młodych weteranów:
– Mój Boże, Willy (…) wszyscy jeszcze żyjemy i ledwośmy się wykaraskali... jak to możliwe, że są już znowu ludzie, którzy robią coś takiego?
– Tacy zawsze będą (...)
Wniosek jest jeden: szykują się kolejne zastępy armatniego mięsa, wysyłane na front przez państwowych funkcjonariuszy. Nic dziwnego, że powieść ukończona w niespokojnych czasach (1931), nie była dobrze widziana, a wkrótce niszczono i palono jej egzemplarze, zmuszając autora do emigracji.
Erich Maria Remarque po raz kolejny opisuje losy „straconego pokolenia”, tym razem jednak po zakończeniu wojny, kreśląc obraz pełen goryczy, rozczarowań i straconych iluzji ludzi, którzy „umarli, zanim jeszcze zaczęli żyć”. Lektura pasjonująca, poruszająca, zaangażowana ideowo, będąca wstrząsającym świadectwem epoki. Jej wartość podnosi dodatkowo bardzo dobry przekład na język polski oraz estetyczna, staranna edycja w twardej oprawie z obwolutą z wyraźną, dużą czcionką, ułatwiającą czytanie. Wspaniała literatura w bardzo dobrym wydaniu.
Zobacz też:
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska