Ernest Shackleton - „Południe” – recenzja i ocena

opublikowano: 2012-12-03 11:30
wolna licencja
poleć artykuł:
Gdy na początku XX wieku Europę ogarniała wojenna gorączka, na południowym krańcu kuli ziemskiej rozgrywała się nie mniej dramatyczna walka człowieka z naturą. Oto historia batalii o przetrwanie w najbardziej nieprzyjaznym ludziom środowisku – na Antarktydzie.
REKLAMA
Sir Ernest Shackleton
„Południe. Historia Ekspedycji Ernesta Shackletona z lat 1914-1917”
cena:
Wydawca:
Anima Ex Machina
Tłumaczenie:
Grzegorz Górnicki
Rok wydania:
2012
Okładka:
Twarda w okleinie
Liczba stron:
292
Format:
A5

„Południe” autorstwa sir Ernesta Shackletona to niesamowita opowieść o dwudziestu ośmiu śmiałkach, którzy przez dziewiętnaście miesięcy zmagali się z nieprzyjazną naturą oraz mnożącymi się przeciwnościami losu, walcząc o życie w ekstremalnych warunkach. Jej wyjątkowość jest widoczna tym bardziej, jeśli uświadomimy sobie, że wszystko to wydarzyło się prawie 100 lat temu – bez współczesnej techniki, sprzętu i możliwości nawigacji. Pozbawieni łączności ze światem, nadziei na pomoc, po utracie statku, członkowie polarnej ekspedycji Shackletona rozpoczęli swoją rozpaczliwą walkę o przetrwanie. Przeprawiali się najpierw przez lodową krę, później niewielkimi łodziami ratunkowymi przez wzburzone morze, a wreszcie przez nikomu wcześniej nieznane górzyste tereny wyspy Georgia Południowa. W kilka lat później dowódca ekspedycji spisał swoje wspomnienia z tej niezwykłej wyprawy. Teraz, po prawie stu latach od pierwszego wydania, możemy w końcu również w Polsce przeczytać o jego polarnych przygodach.

Gdyby nie fakt, że opisane wydarzenia naprawdę miały miejsce, stwierdziłabym, że „Południe” to świetny scenariusz dla hollywoodzkiego filmu. Oczywiście z Bradem Pittem w roli Shackletona. Jest to jednak historia prawdziwa, a nie zmyślona na potrzeby filmu sensacyjnego. Zaczęła się od umieszczonego w brytyjskiej prasie ogłoszenia: Poszukiwani ludzie do ryzykownej wyprawy. Niska płaca, okrutne zimno, miesiące całkowitej, ciągłej ciemności, niebezpieczeństwo, bezpieczny powrót wątpliwy. Sława i honory w przypadku sukcesu. Na tak sformułowane ogłoszenie odpowiedziało aż pięć tysięcy osób! Spośród nich Shackleton wybrał pięćdziesięciu dziewięciu „szczęśliwców”.

Imperialna Trans-antarktyczna Ekspedycja pod dowództwem Shackletona wyruszyła z londyńskiego portu 1 sierpnia 1914 r. Załoga podzielona została na dwie ekipy. Pierwsza, transkontynentalna, miała za zadanie przejście Antarktydy przez biegun południowy na wskroś – od morza Weddela do morza Rossa. Druga ekipa stanowiła ekspedycję pomocniczą, która miała czekać po drugiej stronie kontynentu, na morzu Rossa i odpowiadać za wyłożenie zapasów dla mającej nadejść drużyny transkontynentalnej. Niewiele brakowało, a wyprawa przygotowana z najwyższym pietyzmem została by wstrzymana przez rozpoczynającą się I wojnę światową: (...) oznajmiłem, że wyjdę z propozycją do Admiralicji, oferując jej nasz statek, załadunek – oraz za zgodą załogi – naszą służbę na wypadek wojny. (…) Po wysłaniu telegramu nie minęła godzina, jak otrzymałem od Admiralicji raczej lakoniczną odpowiedź: »Kontynuować«. Odpowiedzialnym za tę decyzję był sam Winston Churchill – ówczesny Pierwszy Lord Admiralicji.

W „Południu” Shackleton skupia się na wydarzeniach, do których doszło w pierwszej, ekipie dowodzonej przez niego osobiście. Trzeba przyznać, że nie miała ona szczęścia. Po pierwszych trzech miesiącach żeglugi statek Endurance utknął w lodowej krze ok. 160 km od lądu. Nadzieje załogi na szybką poprawę pogody okazały się płonne. Drewniana łódź przez 10 miesięcy walczyła z napierającą krą, niestety bez żadnego skutku: »Endurance« pozostała unieruchomiona między krami (…). Otaczający nas pak rozciągał się po sam horyzont we wszystkich kierunkach, poprzecinany jedynie niezliczonymi pęknięciami.

REKLAMA

Początkowo śmiałkowie starali się walczyć z krą, z każdym dniem coraz bardziej niebezpieczną. Załoga uzbrojona w dłuta, piły i piki próbowała wydrążyć w lodzie korytarz, przez który przepłynąłby statek. Niestety, niekorzystna pogoda i bardzo niska, jak na antarktyczne lato, temperatura uniemożliwiła wydostanie łodzi. Był to jednak dopiero początek problemów. Endurance mimo dramatycznego finału i tak zaskoczyła wszystkich swoją wytrzymałością:

Zachowanie naszego statku w lodzie było niesamowite. Odkąd zostaliśmy uziemieni, jego solidna konstrukcja i wytrzymałość okazywały się każdym razem przekraczać granice naszej wiary. Byłoby smutne, gdyby ta mała, odważna jednostka miała zostać zgnieciona przez bezlitosny, powoli zaciskający się uścisk Weddellowego paku, po dziesięciu miesiącach najbardziej odważnej i eleganckiej walki, jaka kiedykolwiek została odbyta przez statek.

Decyzja o opuszczeniu statku została wydana 27 października 1915 r. Rozpoczęła się wielomiesięczna tułaczka załogi po krze, która pod wpływem narastającego ciśnienia osiągała: najwyższe poziomy, tworząc kocioł wielkich lodowych bloków, wypiętrzonych grzbietów i dżungli lodowych form. Miesiące spędzone na niepewnym gruncie, który w każdej chwili mógł rozłamać się na pół, stając się śmiertelną pułapką dla przebywających na nim ludzi i psów, były czasem ciągłego stresu i wielu nieszczęśliwych wypadków. Pomimo tego, załoga nie poddawała się jednak. Wciąż parła do przodu.

Kiedy po wielu miesiącach spędzonych na krze i szesnastodniowej żegludze w stronę Wyspy Słoniowej ekspedycja wreszcie dobiła do brzegu, była skrajnie wycieńczona warunkami, brakiem wody pitnej, głodem oraz licznymi odmrożeniami. Nie był to jednak koniec ich szaleńczej wyprawy. Czekały ich tygodnie koczowniczego życia na Wyspie. Ernest Shackleton, pewny, że nadejście ewentualnej pomocy jest raczej niemożliwe, postanowił wyruszyć z kilkoma towarzyszami w poszukiwaniu ratunku, przebijając się małą łódką przez najniebezpieczniejsze znane akweny na świecie – niespokojne wody Oceanu Południowego. W książce nie brakuje mrożących krew w żyłach przygód, a to co w nich chyba najbardziej zaskakuje, to niesamowita wytrzymałość członków ekspedycji…

Ogromną wartością książki są zawarte w niej zdjęcia autorstwa Franka Hurley'a – jednego z uczestników wyprawy. Przedstawiają życie codzienne załogi, która utknęła w sytuacji bez wyjścia. Tego jednak w ogóle nie widać. Oglądamy bowiem żeglarzy grających w piłkę na lodzie, przytulających swoje piękne psy, albo siedzących przy kominku. Na fotografiach Hurley uwiecznił także waleczną Endurance oraz jej tragiczny koniec. To prawdziwy cud, że zdjęcia te udało się uratować z tonącego statku.

Wrażenie robi też samo wydanie, nawiązujące do pierwszego wydania brytyjskiego. Rzadko spotyka się tak kunsztownie i solidnie zrobione książki. „Południe” mile zaskoczy pasjonatów podróży i historii wielkich odkryć. Mimo dość lakonicznego języka, momentami przypominającego język sprawozdania, historia opowiedziana przez Shackletona potrafi głęboko zapaść w pamięć. Losy ekspedycji do samego końca śledzi się z wypiekami na twarzy. Natomiast sam Shackleton to być może jeden z ostatnich takich odkrywców-romantyków…

Redakcja: Michał Przeperski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Anna Augustowska
Absolwentka judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Obecnie studentka Instytutu Historycznego na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się szeroko pojmowaną kulturą jidysz oraz herstorią. Z urodzenia lublinianka, z sentymentu krakowianka, a z zamiłowania warszawianka. Feministka.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone