Grzegorz Kuczyński – „Wagnerowcy. Psy wojny Putina” – recenzja i ocena

opublikowano: 2022-12-14 07:56
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Dowódcy poszczególnych misji to dyrygenci. Ich podwładnymi są muzycy. Natomiast wojowanie uważają za koncertowanie. Jeśli nie kojarzycie orkiestry, której „wirtuozi” pozują na polu walki z instrumentami w rękach, to Grzegorz Kuczyński zaprasza do lektury książki o rosyjskiej Grupie Wagnera.
REKLAMA

Grzegorz Kuczyński – „Wagnerowcy. Psy wojny Putina” – recenzja i ocena

Grzegorz Kuczyński
„Wagnerowcy. Psy wojny Putina”
nasza ocena:
8.5/10
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
256
Premiera:
23.11.2022
Format:
13.5x21.5[cm]
ISBN:
978-83-11167-52-0
EAN:
9788311167520

Nie trzeba nikogo przekonywać, że historia najemników jest tak samo długa, jak historia państw na świecie. Bez względu na to, czy mówimy o czasach minionych czy też współczesnych, zawsze robili to samo – wojowali dla tego, kto im dobrze zapłacił – podkreśla Grzegorz Kuczyński we wstępie swojej najnowszej książki „Wagnerowcy. Psy wojny Putina”. Temat jaki podjął dziennikarz specjalizujący się w zagadnieniach związanych z Rosją oraz obszarem państw postsowieckich – jest niezwykle aktualny, gdyż o wagnerowcach ponownie zrobiło się głośno, za sprawą ich udziału w wojnie na Ukrainie.

Na początek autor opisuje próby powstawania prywatnych firm wojskowych w Rosji postsowieckiej. W wielu krajach działalność private military company (PMC) to legalny i bardzo dochodowy biznes. Szacuje się, że Rosja jest w stanie dostarczyć na światowy rynek usług wojskowych, ponad sto tysięcy ludzi. Jednak jej udział w globalnym runku wynosi tylko pięć procent. Wynika to z tego, że taka działalność w Rosji jest zabroniona, ponieważ wszelkie sprawy bezpieczeństwa oraz ochrony należą wyłącznie do państwa. Jak wyjaśnia Grzegorz Kuczyński: Niewykluczone, że ludzie FSB przekonali samego Putina, iż najemnicy kontrolowani przez wojskowy wywiad to potencjalne zagrożenie dla jego władzy. Mimo takiego stanu rzeczy, w Rosji jednak istnieją „zbrojne armie” jak RSB-Group, Moran Security Group, E.N.O.T. Corp czy też osławiona Grupa Wagnera. Jak to możliwie? Po prostu działają jak pewnego rodzaju struktury rządowe i narzędzie polityki zagranicznej państwa – dodaje autor „Wagnerowców”.

Kolejne strony publikacji dotyczą genezy Grupy Wagnera. Dowiadujemy się, że po raz pierwszy nazwa pojawiła się na jesieni 2015 roku i prawdopodobnie pochodzi od pseudonimu („Wagner”) byłego podpułkownika specnazu Dmitrija Utkina. To postać dość ponura i budząca strach samym wyglądem. Ten wysoki pięćdziesięciodwulatek z wygoloną czaszką – jest wojskową twarzą wagnerowców i miłośnikiem III Rzeszy, o czym świadczą na jego ciele tatuaże, związane z ideologią nazistowską. Sponsorem wagnerowców jest wieloletni przyjaciel Władimira Putina z czasów petersburskich – Jewgienij Prigożyn, który karierę biznesową zaczynał od budek z hot-dogami. Interes tak dobrze się rozwijał, że otworzył ekskluzywne restauracje, o czym szeroko rozpisuje się Grzegorz Kuczyński.

REKLAMA

Zapewne czytelników zainteresują kwestie werbunku do Grupy Wagnera. Generalnie nie przyjmuje się „czarnych”, czyli mieszkańców Kaukazu i Azji Środkowej. W zdecydowanej mierze służą w niej Rosjanie, choć nie brakuje obywateli Mołdawii, Białorusi, Serbii. W latach 2014 –2015, podczas walk na Ukrainie, wielu ludzi z tego obszaru zaczęło zaciągać się do służby u wagnerowców. Najemnik w czasie szkolenia przed wyjazdem do Syrii czy Donbasu – mógł liczyć na 1,3 tys. dolarów miesięcznie. W zależności od misji, można było zarobić około 4 tyś. dolarów. Odszkodowanie za śmierć wahało się od 30 do nawet 80 tysięcy dolarów. Tak na marginesie, nie jest to jakaś intratna suma, gdyż w zachodnich firmach wojskowych, miesięczna gaża wynosi co najmniej 20 tyś dolarów. Również misje są zdecydowanie bezpieczniejsze i firmy nie działają po to, aby brać udział akcjach wojennych.

Kandydaci na wagnerowców przechodzili badanie, podczas którego odpowiadali na pytania o to, czy nie mają znajomych wśród dziennikarzy. Rekrutacji nie mogły przejść osoby, u których występował problem z zaniedbanym uzębieniem. Chętni z wirusem HIV czy żółtaczką od razu odpadali w przedbiegach. Wymagano także, aby osoba miała odbytą służbę wojskową. Natomiast wraz z agresją Rosji na Ukrainę – w internecie pojawiły się ogłaszania zachęcające do „pracy” wśród wagnerowców. Na ulicach rosyjskich miast, nie brakowało banerów przedstawiających zamaskowanych ludzi w mundurach z napisem Orkiestra W czeka na Ciebie. Chcesz spędzić niezapomniane lato z nowymi przyjaciółmi i przy tym zarobić? Firma turystyczna Wagner Group oferuje wycieczki po Europie, Afryce, Bliskim Wschodzie. Chodziło oto, aby wspomóc regularną armię na Ukrainie. W związku z tym, zmniejszono wymagania. Nie robiono już przeszkód dla kryminalistów – chyba, że zostali oskarżeni o przemyt narkotyków, gwałt lub terroryzm.

REKLAMA

Im dłużej trawa wojna na Ukrainie, tym bardziej Rosjanie szukają mięsa armatniego. Od sierpnia bieżącego roku rozpoczęto werbunek w koloniach karnych. Zgłaszać się mogą mężczyźni od dwudziestego drugiego roku życia, a wymogiem dla osób powyżej trzydziestu pięciu lat jest to, aby byli w stanie przebiec jeden kilometr w 4 minuty i 20 sekund. Odstąpiono od wymogu zdrowego uzębienia, a udział w „koncertowaniu” na froncie, uniemożliwiał jedynie wyrok za przestępstwa seksualne. Ponoć na Ukrainie walczy już kilka tysięcy skazańców. Trzeba zaznaczyć, że charakter nieoficjalnego zaangażowania militarnego na Ukrainie – jest bardzo wygodny. Umożliwia to ukrywanie przez Rosję strat ludzkich przed opinią publiczną. No i wagnerowskie trupy nie są uwzględniane w oficjalnych raportach rosyjskiego ministerstwa obrony.

W dużej mierze lektura poświęcona jest opisom misji, w których uczestniczyła Grupa Wagnera. Donbas i Ługańsk były dla wagnerowców „tylko” próbą generalną. Zaś „koncertem” z prawdziwego zdarzania była Syria. Grzegorz Kuczyński pokazuje zaangażowanie najemników podczas walk w rejonach Aleppo, Palmyrze czy Latakii. Wagnerowcy łatwo radzili sobie ze słabo zorganizowanym i wyszkolonym przeciwnikiem. Gdy jednak przyszło starcie z amerykańskim lotnictwem w Dolinie Eufratu, to szybko zakończyło się klęską wagnerowców. Jedną z przyczyn masakry było pozostawienie ich na pastwę losu przez swoich sprzymierzeńców z rosyjskiej armii, o czym dowiemy się z recenzowanej książki. Wniosek z tego jest taki, że bez dobrej współpracy z rodzimym wojskiem, wagnerowcy mogą naprawdę niewiele. Dla osób mało obeznanych w konflikcie syryjskim, autor służy pomocą i wyjaśnia czytelnikom powody rosyjskiego udziału w utrzymaniu reżimu Baszara al-Asada.

REKLAMA

Dalsza część książki ukazuje odbudowywanie rosyjskich wpływów na „czarnym lądzie”. A to wszystko według schematu, który można streścić jednym zdaniem: Wy dajecie nam dostęp do surowców, a my pomagamy wam utrzymać władzę. Libia, Sudan, Republika Środkowoafrykańska, Demokratyczna Republika Konga, Mozambik, Angola, Czad, Gwinea, Co łączy te wszystkie państwa? Ogromna bieda i bogactwo w unikalne surowce. Grzegorz Kuczyński doskonale przedstawia nam zarys sprawowania władzy w tych krajach i szybko dojdziemy do wniosku, że poza specjalistami, to tak naprawdę nikogo nie interesuje, co tam się rzeczywiście dzieje. A czy wejście Rosji, a ściśle rzecz biorąc: wagnerowców, bo regularnego wojska Kreml nie chce, a raczej nie może wysłać – poprawiło sytuację tych krajach? Oczywiście nie. Mało tego, jeszcze bardziej pogłębiło istniejące konflikty. Moskwa buduje tam zaprzyjaźniony pas państw, przecinający Afrykę od Morza Czerwonego na wschodzie po Zatokę Gwinejską i Atlantyk na zachodzie. Wybierają Rosję, bo nie zważa na prawa człowieka i demokrację. Poza tym Moskwa zapewnia broń, która cieszy się niezmienną popularnością w krajach biednych, a to ze względu na cenę, trwałość i łatwość obsługi. Choć „Psy Putina” w wymienionych państwach zajmują się szkoleniem służb, biorą udział w antyrządowych protestach czy pomagają w dyskredytacji przeciwników, to jednak zapewnienie bezpieczeństwa afrykańskim dyktatorom czy przywracanie legalnych władz jest drugorzędne. Liczy się głównie dostęp do rynków zbytu i uzyskanie koncesji na eksploatację surowców – o tym przekonamy się dzięki publikacji wydanej przez Bellonę.

„Wagnerowcy. Psy wojny Putina” to książka szybka, reporterska. Świat jaki się z niej wyłania jest zepsuty do szpiku kości. To rzeczywistość, która istnieje, ale jej nie dostrzegamy. Ba, nie chcemy dostrzegać, bo przecież ona wydaje się być gdzieś daleko od nas. O tym, że tak nie jest, stara się nas przekonać Grzegorz Kuczyński w publikacji, która nie powinna nikogo pozostawić obojętnym.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Grzegorza Kuczyńskiego „Wagnerowcy. Psy wojny Putina” bezpośrednio pod tym linkiem, dzięki czemu w największym stopniu wesprzesz działalność wydawcy lub w wybranych księgarniach internetowych:

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Maciej Gach
Politolog, współpracownik Radia Gdańsk. Jego zainteresowania koncentrują się wokół funkcjonowania systemów politycznych i partyjnych w Europie oraz zagadnień związanych z najnowszą historią Polski po 1945 roku. Zapalony miłośnik biegania.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone