Helga Weissova – „Dziennik Helgi” – recenzja i ocena
Nie wiedziałam, że tak kocham ten świat – miała powiedzieć Helga, gdy stanęła przed bramami Oświęcimia. Wcześniej spędziła trzy i pół roku w getcie w Terezinie. Wśród piętnastu tysięcy dzieci, które do niego trafiły, przeżyła zaledwie setka. Potem był Freiberg, a w końcu Mauthausen, gdzie – gdyby przyjechała tydzień wcześniej – zostałaby zagazowana wraz z ostatnim tysiącem Żydów.
Dziennik Helgi jest kompletny w każdym tego słowa znaczeniu. Nie ma w nim prób przekłamania rzeczywistości. Wyznania epatują prostotą i szczerością, na jaką może pozwolić sobie tylko dziecko. Przez to są jeszcze bardziej dramatyczne. Bohaterka pisze:
Nie ma zresztą powodów do płaczu. Bo czy mamy płakać dlatego, że jesteśmy zamknięte, że nie możemy pójść do kina, do teatru albo na spacer, jak inne dzieci? (…) „Dla chcącego nic trudnego”, tylko nie wolno brać wszystkiego na poważnie i beczeć. Chcą nas wykończyć, to jasne, ale my się nie damy. Wytrzymamy jeszcze tych kilka miesięcy.
Choć historii o wojennych losach jest sporo, wyznanie Helgi jest spośród nich wyjątkowe. To drugie, po dziennikach Anny Frank, tak obszernie spisane wspomnienia dziecka z pobytu w obozie koncentracyjnym. Ośmioletnie wówczas Helga od początku okupacji Czechosłowacji wiedziała, że dzieje się coś niedobrego. Potem, gdy trafiła do Terezina, ta świadomość jedynie się w niej utrwaliła. Jednak dopóki nie ujrzała oświęcimskich kominów, prawdziwy sens aryzacji pozostał zarówno jej, jak i pozostałym więźniom nieznany.
Dziewczynka opisuje dramatyczne zmagania z próbami psychicznego wyniszczenia, jakim od samego początku poddawanymi byli osadzeni. Godzinne apele, wszy i zimne prysznice to była tylko jedna strona obozowej rzeczywistości. Druga to rozdzielanie rodzin, niepewność, ciągłe wezwania do deportacji. Tym mniej dziwią próby stworzenia normalnego świata – za murami getta kwitło życie kulturalne, rodziły się pierwsze, przeważnie tragiczne, miłości – i tym tragiczniej brzmi jej wyznanie:
Gdy pewnego dnia otworzą się bramy Terezina, gdy przetną drut kolczasty i zburzą mury, czy będziemy mogli nadal iść przez życie z tymi, którzy zostali na zewnątrz i żyli nieprzerwanie swoimi sprawami?
Dziennik Helgi jest kompletny także pod innym względem. Sposób wydania książki jednoznacznie sugeruje, że mamy do czynienia z pamiętnikiem. Mocno sfatygowane okładki, poplamione kartki, zdjęcia i namalowane przez Helgę obrazki pozwalają w pełni zanurzyć się w intymności jej słów. Dla tych, którzy nie znają historii drugiej wojny światowej, pomocny będzie umieszczony na końcu wywiad z Helgą, który wyjaśnia wszystkie niejasności jej wyznań, a także posłowie tłumacza oraz słowniczek wyrazów niemieckich użytych w książce.
Doprawdy trudno pisać o książce, po której wszystkie problemy wydają się śmiesznie nieważne. A wszelkie próby wynagrodzenia są na nic. Dla mnie to jest wciąż czas teraźniejszy – pisze Helga – choć to już przeszłość. Ale ta przeszłość jest wciąż żywa.
Zobacz też:
- Savyon Liebrecht – „Rzecz o banalności... i inne sztuki”;
- Marta Cobel-Tokarska - „Bezludna wyspa, nora, grób. Wojenne kryjówki Żydów w okupowanej Polsce”;
- Józef Hermanowicz MIC – „Przeżyłem sowieckie łagry. Wspomnienia”;
- Specjalny kanał poświęcony Annie Frank na „Youtube”;
- Nowe fakty dotyczące nazisty, który aresztował Annę Frank;
- Nowy film o Annie Frank.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska