Historia pewnej fotografii
Ten tekst jest fragmentem książki Joanny Ostrowskiej „Ślady. Historia pewnego archiwum”.
Na wysłanym przez nią zdjęciu zobaczyłam kolejne, czarno-białe, w formacie amatorskim. Obraz był maleńki. Ewidentnie nie była to finalna odbitka, lecz próbka powstała w trakcie wywoływania fotografii. Dodatkowo ktoś trzymał zdjęcie w taki sposób, żeby nie odbijało światła i żeby było dokładnie widać, co przedstawia: dwóch całujących się mężczyzn w otwartej przestrzeni w świetle dnia. W tle zauważyłam plik innych fotografii, ale w tamtej chwili nie miało to dla mnie większego znaczenia. Wiedziałam, że mam przed sobą zdjęcie z pierwszej połowy XX w.
Fotografie i inne dokumenty wizualne queerowego życia na terenie Polski przed 1945 r. to rzadkość. W odmieńczych archiwach gromadzonych przez polskie organizacje LGBTQIA+ dominują materiały sięgające od lat 60. XX w., ale nie wcześniej, podobnie jak w kolekcjach prywatnych czy w archiwach poza Polską. W zbiorach Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie (USHMM) znalazłam poznańską parę mężczyzn stojących przy rowerach. Muzeum odsyłało mnie do innej instytucji – Schwules Museum (SMU) w Berlinie i słynnej kolekcji należącej do Andreasa Sternweilera. W styczniu 2021 r. pandemia uniemożliwiła mi osobistą kwerendę w Berlinie, więc byłam zależna od archiwistów z SMU. Poinformowano mnie wtedy, że oryginalne zdjęcie nie zostało odnalezione i de facto nie wiadomo, skąd pochodzi i kiedy zostało zrobione. Kiedy trzy lata później osobiście sprawdziłam kolekcję Sternweilera, bez większego wysiłku odnalazłam oryginał zdjęcia z ułatwiającą lokalizację sygnaturą oraz podpisem w inwentarzu: „Zwei Brüder, Posen um 1920, Fotografie, 10,6 x 7,6 cm” [Dwaj bracia, Poznań około 1920 r.]. Czasem w takich zwykłych sytuacjach tracimy unikalne źródła. Gdy zatem przyglądałam się przesłanej mi fotografii, wiedziałam, że mam do czynienia z unikalnym dokumentem wizualnym.
Na początku stycznia 2022 r. pojechałam z Krakowa do Radomia, a następnie do małej miejscowości na trasie kolejowej Radom Główny – Dęblin. Spotkałam się tam z kobietą – nazwijmy ją Anną – która twierdziła, że jeden z mężczyzn na fotografii był jej znajomym. W starym, drewnianym, opuszczonym domu niedaleko jej posesji nikt już nie mieszkał. Wcześniej przez jakiś czas rezydował tam mężczyzna w kryzysie bezdomności, któremu Anna przynosiła niekiedy ciepłe posiłki albo wrzątek. W ramach podziękowania podarował jej zbiór fotografii i dokumentów pozostawionych w rozpadającym się domu. Kobieta znała fora internetowe dla osób zainteresowanych antykami oraz archiwaliami, więc postanowiła spróbować szczęścia. Wystawiając fotografie, prosiła o pomoc i kontakt do specjalisty. Jeden z subskrybentów poradził jej, aby skontaktowała się z autorką książki Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej. W ten sposób trafiła na mnie.
Po kilku godzinach spędzonych w domu Anny wracałam do Krakowa z dwiema torbami dokumentów i zdjęć, które następnie rozłożyłam na dużym stole w mieszkaniu. Obraz tego wycinka życia Adama Gawrona stał się moją podstawą badawczą w kontekście jego biografii i potencjalnych queerowych scenariuszy, które staram się zapisać, korzystając z rodzinnych archiwaliów w konfrontacji z innymi materiałami historycznymi i fragmentami rozmów z bliskimi (historia mówiona).
Analizując proces odnalezienia archiwum Adama, trudno pozbyć się wrażenia, że w badaniach queerowego życia bardzo często o dostępie do nowych źródeł decyduje przypadek. Zgubione, ukrywane, często zapomniane – celowo albo i nie – artefakty nienormatywnych biografii odnajdują się w dość niespodziewanych okolicznościach.
Forum internetowe to miejsce, w którym w 2002 r. Ralf Dose odnalazł materiały archiwalne należące do Li Shiu Tonga – ostatniego partnera i współpracownika Magnusa Hirschfelda. Osiem lat wcześniej niejaki Adam Smith umieścił w internecie zapytanie dotyczące rodzin obu panów. Okazało się, że mieszkał w budynku, w którym zmarł Li Shiu Tong. Na jego rzeczy trafił przypadkiem w przydomowym śmietniku. Ktoś po prostu oczyścił mieszkanie po śmierci lokatora, a pan Smith zaopiekował się tym, co udało mu się wydobyć z kontenerów na odpady. Ocalone i zakupione materiały stały się częścią kolekcji m.in. w archiwum Magnus-Hirschfeld-Gesellschaft e.V.
Jednak osoby postronne rzadziej ratują queerowe dziedzictwo. Strażnikami artefaktów opisujących doświadczenia naszych bohaterów pozostają bliscy, często rodzina, która albo zupełnie ogranicza dostęp do queerowej opowieści, albo ma inne zdanie na temat tego, jak powinna być ona opowiadana. Z mojego punktu widzenia domowe/rodzinne archiwa, archiwa bliskich i dalekich, stanowią dziś ostatnią szansę na wzbogacenie opowieści o queerowym życiu w XX w., które nie zostało zapisane na kartach dokumentacji kryminalnej i medycznej. Nie da się ukryć, że gdyby nie Wilhelm Kröpfl ‒ partner Josefa Kohouta vel Heinza Hegera ‒ to Klaus Müller nie znalazłby artefaktów uzupełniających pierwsze wydane świadectwo „mężczyzny z różowym trójkątem”, które stanowiło kamień milowy w badaniach nad homoseksualnymi ofiarami III Rzeszy.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Joanny Ostrowskiej „Ślady. Historia pewnego archiwum” bezpośrednio pod tym linkiem!
W 1994 r., dwa miesiące po śmierci Josefa, Kröpfl spotkał się z historykiem Klausem Müllerem, aby opowiedzieć mu historię swojego partnera. Okres wojenny w biografii Josefa był zamknięty w dwóch pudełkach po butach, które Kröpfl przechowywał w mieszkaniu. Müller spędził u Wilhelma ponad dwie godziny, słuchając wspomnień o Josefie i oglądając dokumenty, które przetrwały wojnę. Próbował przekonać Wilhelma, że w jego szafie znajdują się bezcenne skarby. W pudełkach leżał m.in. numer obozowy Kohouta – 1896 – i jedyny dotychczas odnaleziony różowy trójkąt. Oprócz tego: listy od rodziców, unikatowy dziennik Josefa z zapiskami z marszu śmierci w kwietniu 1945 r. do KL Dachau oraz wiele dowodów prześladowania tej grupy więźniów. Gdyby nie ocalony zbiór archiwaliów, jedna z najważniejszych biografii „różowego trójkąta” byłaby niepełna.
Oprócz nowych wątków i biografii symboliczne szafy, czyli tak naprawdę skrzynie, pudełka po butach albo szare koperty i teczki z dokumentami, dają szansę na wyjaśnienie tajemnic dotyczących tych życiorysów, które w queerstorii uznajemy już dziś za opowiedziane, a więc pozornie zamknięte. Pewnie inaczej zareagowałabym na wiadomość Anny, gdyby nie doświadczenie z rodziną Teofila Kosińskiego. Historyk Lutz van Dijk zapisał wojenną i powojenną biografię Stefana K. (pseudonim Teofila – Teo) w dwóch książkach: Cholernie mocna miłość i „Endlich den Mut…”, wydanych w latach 1991 i 2015 w Niemczech. W tym przypadku współpraca ze świadkiem trwała kilkanaście lat. O śmierci Teofila w 2003 r. poinformowała Dijka córka siostrzeńca Kosińskiego. Po tej informacji kontakt się urwał. Czternaście lat później (w 2017 rok), tuż przed wydaniem polskiego tłumaczenia Cholernie mocnej miłości, udało mi się nawiązać kontakt z bliskimi Teofila, którzy opiekowali się nim aż do śmierci. Rodzina nie miała pojęcia, że Kosiński współtworzył tłumaczoną na kilka języków książkę na podstawie własnej biografii oraz że jego świadectwa są częścią kolekcji historii mówionej w USHMM i w USC Shoah Foundation. Świadek nigdy nie powiedział im również o swojej orientacji psychoseksualnej. Nie mieli pojęcia, że powodem zatrzymania Teo w okresie wojny był romans z austriackim żołnierzem Wehrmachtu. W trakcie spotkań i rozmów z panem Leszkiem i panią Anną nie tylko udało mi się uzupełnić luki w życiorysie Kosińskiego (w szczególności z okresu 1945‒1990), ale przede wszystkim otrzymałam od nich dokumenty osobiste (listy, pocztówki, bilety, prospekty, ulotki) i zdjęcia pozostawione przez Teofila, które dotyczą wątków nieporuszanych w rozmowach z van Dijkiem.
Materiały te są tym cenniejsze, że trzy lata przed śmiercią Kosiński spalił wszystkie dowody swojego drugiego/nienormatywnego życia (listy od czytelników z całego świata, korespondencję z Lutzem, artykuły o sobie i swoim życiu, międzynarodowe wydania książki opartej na jego biografii). Uratowane ślady musiały być dla niego naprawdę cenne. Przypuszczam, że nie umiał się z nimi rozstać. W rozmowach z historykiem twierdził, że wszystko przepadło. Dziś dzięki tym materiałom proces przepisywania biografii Teofila Kosińskiego – Teo – Stefana K. nie polega tylko na uzupełnianiu faktograficznych szczelin i mielizn, ale koncentruje się na zmianie optyki. Życiorys Kosińskiego nadal nie został opowiedziany, nie jest zamknięty i wymaga kolejnej wersji wzbogaconej o odnalezione źródła. Punktem wyjścia do innego wariantu biografii będzie zatem zarówno baza archiwalna pozostawiona rodzinie, jak i relacja z Lutzem van Dijkiem, kronikarzem tej queerowej opowieści. W przyszłości historia ta powinna zostać przedstawiona z perspektywy dwóch bohaterów. Pierwsza próba zapisu Teo „na nowo” to kolejny rozdział tej książki.
Heike Bauer, opisując wspomnianą kolekcję Magnusa Hirschfelda, słusznie zwraca uwagę, że wszelkie queerowe archiwa żyją. Rozwijają się dzięki zapisywaniu własnej historii, nie tylko za sprawą dokumentacji, ale również osób, które dokonują archiwizacji. Jak pisze Heike Bauer:
Ponadto ta kompleksowa historia materialnego dziedzictwa Hirschfelda jasno pokazuje, że archiwa są uzależnione od okoliczności. Przechowują dziwną wiedzę, która może być kształtowana zarówno przypadkowo, przez niewyjaśnione zdarzenia, jak i przez możliwe do rozpoznania indywidualne i finansowe inwestycje albo w ramach programów instytucji je tworzących. Do ich zadań należy selekcja materiałów, które przetrwają lub zostaną zniszczone.
Archiwum jest więc zarówno metaforą, jak i metodą oraz przestrzenią materialną łączącą biografie (podmioty) z dyskursami. Brak dokumentacji, który kojarzymy z historycznymi opowieściami o odmieńczej Europie Środkowo-Wschodniej w XX w., może być złudny. Jak pokazują powyższe przykłady, paradoksalnie dostępny materiał badawczy jest „niezwykle obfity”, wątki piętrzą się, narastają, choć nie zawsze układają się w spójną całość. W sensie przyczynowo-skutkowym mogą wydawać się wybrakowane, pełne luk, nieścisłości i po prostu poza normą. Pod wieloma względami to nawet lepsza sytuacja, wystarczy nie pozwolić im się wymknąć.
