I gdybym się kiedyś urodzić miał znów... Tylko we Lwowie!

opublikowano: 2019-09-25 13:43
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Nostalgiczna opowieść o beztroskim dzieciństwie brutalnie przerwanym przez wybuch II wojny światowej. Nie tylko dla najmłodszych. Ba! Dla całej rodziny!
REKLAMA

Andrzej, od pierwszych dni życia nazywany Jędrusiem lub Jędrkiem, urodził się w szpitalu wojskowym we Lwowie na najbardziej lwowskiej ulicy – Łyczakowskiej. Na tejże samej ulicy był ochrzczony, w kościele pod wezwaniem świętego Antoniego, gdzie zresztą brali ślub jego rodzice – matka Wilhelmina, rozpoczynająca karierę nauczycielki, i ojciec Florian, porucznik Wojska Polskiego.

Jędrek dorastał na Łyczakowie, w kamienicy przy ulicy Piaskowej 18, skąd do kościoła pod wezwaniem świętego Antoniego było bardzo blisko.

Jeden z dwóch lwów z napisem zawsze wierny (przed 1939) na Cmentarzu Obrońców Lwowa

Od czasu do czasu Jędrkiem opiekował się dziadek Franciszek. Zabierał wnuczka na spacery, w czasie których snuł długie opowieści o pięknym mieście i jego ciekawej historii.

– Dziadku, dziadku, a czy tam jest park? – zapytał kiedyś Jędrek, stojąc na balkonie drugiego piętra, skąd widać było gęstwinę zielonych drzew, zajmujących bardzo duży obszar.

– To nie jest park – stwierdził dziadek Franuś.

– A co?

– To Cmentarz Orląt Lwowskich, wnuczku.

– Jak to? – zdziwił się Jędrek. – To na tym cmentarzu są pochowane jakieś ptaki?

– Nie ptaki, chłopcze, a młodzi bohaterowie, którzy oddali życie za to, aby Lwów był polskim miastem.

– Ale dlaczego Orlęta?

– A co to jest orzeł, chłopcze? – zapytał dziadek.

– To ptak, taki duży, dziadku.

– Brawo, ale zapomniałeś dodać, że to nie zwyczajny ptak, tylko królewski. I że jest na herbowej tarczy naszego kraju, Polski. A orlę to mały orzeł. I właśnie takie młode orły, takie Orlęta, nawet niezbyt starsze od ciebie, bo najmłodszy z nich miał dziewięć lat, poderwały się do walki o Lwów. I dlatego mówimy o nich, że to Lwowskie Orlęta. Rozumiesz?

– Rozumiem, dziadku.

– I będziesz pamiętał do końca życia?

– Będę pamiętał – przyrzekł Jędruś z głębokim przekonaniem.

– No to teraz chodźmy na ten Cmentarz Orląt Lwowskich.

Budowa cmentarza Obrońców Lwowa (domena publiczna)

I poszli – dziadek Franciszek z wnukiem Jędrkiem.

Do cmentarza Łyczakowskiego z ulicy Piaskowej było dość blisko. Droga wiodła obok kościoła, a dalej w dół do pięknej bramy cmentarza. Zaraz za bramą, przy rozchodzących się w kilku kierunkach alejkach, znajdowały się szeregi rozmaitych kamiennych grobowców, które osłaniały rozłożyste stare drzewa.

– Ale tu ładnie, dziadku – stwierdził Jędrek.

– Masz rację – zgodził się dziadek. – To chyba najładniejszy cmentarz w naszym kraju.

REKLAMA

– Naprawdę?

– Przynajmniej ja tak uważam – uśmiechnął się dziadek Franuś z wyraźną dumą w głosie. – I nie tylko ja, i nie tylko wszyscy lwowiacy, ale każdy, kto w czasie zwiedzania naszego miasta znajdzie się na tym cmentarzu – dodał dziadek.

– A gdzie leżą te Orlęta? – zapytał po chwili Jędrek.

– To pod górę i tą alejką w prawo, ale najpierw odwiedzimy parę pięknych grobowców bardzo sławnych Polaków, artystów, zasłużonych w różnych walkach oficerów, wspaniałych lekarzy i naukowców.

Ruszyli alejką w lewo pod górę. Przed jednym z grobowców stała akurat grupka młodzieży z kwiatami i zniczami w rękach. Na wysokiej kamiennej podstawie znajdowało się popiersie dojrzałej kobiety o bardzo miłej twarzy.

Dziadek z Jędrkiem zatrzymali się i zaczekali parę minut, aż młodzież położy część przyniesionych kwiatów, zapali znicze i ruszy dalej.

– Kto tu jest pochowany, dziadku? – zapytał Jędrek.

– Powinieneś o niej słyszeć, bo niedawno czytałem ci bardzo ładną bajkę, którą napisała właśnie ta pani. I mam nadzieję, że zgadniesz, jaka to bajka, jeśli powiem ci, że tu jest pochowana Maria Konopnicka, wnuczku. No i co ci to mówi?

– Zaraz, zaraz, coś mi się przypomina – zastanowił się Jędrek. – Czy to nie jest bajka o sierotce Marysi i krasnoludkach?

– Dobrze, bardzo dobrze, wnuczku! – ucieszył się dziadek. – I co dalej pamiętasz z tej bajki?

– Że było tam o królu, który nazywa się Błystek, i o takim bardzo mądrym krasnoludku, który miał na imię Koszałek-Opałek, prawda?

– Prawda, prawda. Cieszę się, że pamiętasz, i widzę, że warto ci opowiadać różne bajki i historyjki. Mam nadzieję, że jak się nauczysz czytać, to będziesz sam poznawał rozmaite ciekawe książki.

– A dziadku, jak będę już umiał i czytać, i pisać, to… – tu Jędrek zawahał się – to chciałbym sam napisać jakąś książkę.

– Bardzo ładnie, że chcesz – pochwalił go dziadek. – I pamiętaj, że jak bardzo będziesz chciał i bardzo będziesz się starał, to ci się uda.

– Naprawdę, dziadku?! – zawołał radośnie Jędrek. – To mi się uda napisać książkę?

– Wszystko jest możliwe, wnuczku, i wszystko przed tobą.

Po odwiedzinach grobu Marii Konopnickiej obeszli jeszcze kilka innych miejsc spoczynku rozmaitych sławnych Polaków, a na koniec dotarli do owego Cmentarza Orląt Lwowskich, gdzie w równych żołnierskich szeregach grobów leżeli ci, którzy oddali swe życie za wolność ukochanego miasta i całej ojczyzny.

REKLAMA

Na tej części cmentarza dziadek Franuś przysiadł na ławeczce i przez bardzo długi czas milczał, głęboko zamyślony.

A obok niego siedział Jędrek, wyobrażając sobie tamte czasy, kiedy walczyli ci, których szeregi grobów miał teraz przed oczyma.

Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Perepeczki „Jędruś. Chłopak ze Lwowa”:

Andrzej Perepeczko
„Jędruś. Chłopak ze Lwowa”
cena:
26,90 zł
Wydawca:
Literatura
Okładka:
okładka twarda
Liczba stron:
144
Format:
16.5 x 23.5
EAN:
9788376727165

Innego dnia spacerowali obaj w okolicach pięknego teatru, nieopodal którego znajdował się pomnik. Potężny koń spinał się do skoku, a siedzący na nim jeździec buławą w wyciągniętej prawej ręce wskazywał kierunek galopu.

– Wiesz, kto to jest? – zapytał dziadek.

– Chyba jakiś król – Jędrek zastanowił się przez chwilę. – Mama mówiła, ale zapomniałem, jak się nazywał.

– Brawo, masz rację, mój wnuku! Nazwisko tego króla powinien znać każdy Polak. Od urodzenia przez całe życie aż do śmierci.

– Dlaczego? – zapytał Jędrek.

Pomnik Jana III Sobieskiego na popularnej pocztówce (domena publiczna)

– Dlatego, że to był wspaniały król, który obronił nie tylko nasz kraj, ale i całą Europę przed turecką niewolą. A nazywał się Jan III Sobieski, zapamiętaj…

– Będę pamiętał – przyrzekł Jędrek.

– A ta wspaniała, zwycięska bitwa króla Jana to była pod Wiedniem – dodał dziadek.

– Pod Wiedniem – powtórzył Jędrek – A gdzie jest ten Wiedeń?

– Dość daleko, bo za granicą. W Austrii.

– To nasz polski król bił się za granicą? – zdziwił się chłopak.

– Tak wypadło – stwierdził filozoficznie dziadek Franciszek. – I to nie pierwszy, i nie ostatni raz – dorzucił.

– A może mi dziadek opowiedzieć o tym królu i o Wiedniu?

– To bardzo długa historia i będziesz się na pewno o tym uczyć w szkole. Ale w skrócie to było tak… Dawno temu, bo około dwustu pięćdziesięciu lat, na austriackie cesarstwo napadli Turcy, którzy chcieli zająć całą Europę i zlikwidować naszą chrześcijańską wiarę. Wtedy Jan Sobieski wyruszył z husarią na odsiecz stolicy Austrii, do Wiednia, gdzie odniósł wielkie zwycięstwo i obronił Europę przed turecką niewolą, rozumiesz?

– Rozumiem, dziadku, ale co to była husaria?

– To byli bardzo dzielni rycerze na koniach. Mieli pancerze, na głowach hełmy, a na ramionach przymocowane niby-skrzydła z piórami.

– Skrzydła? – zdziwił się Jędrek. – To oni latali?

– No nie! – roześmiał się dziadek. – Te niby-skrzydła miały dwa zadania. Po pierwsze, ochronę husarza przed ciosem mieczem czy szablą w plecy oraz przed zarzuceniem arkanu, czyli lassa, na głowę, a po drugie, żeby przestraszyć przeciwnika lub jego konie.

REKLAMA

– Ojej! – wykrzyknął Jędrek. – Chciałbym mieć takie skrzydła, bo szabelkę już mam. Byłbym niezwyciężony. Prawda, dziadku?

– Oj, wnuczku mój, co ci się plącze po tej twojej łepetynie…

Po przeciwnej stronie ulicy Piaskowej wznosiło się zbocze, na którym w dolnej jego części znajdowały się łachy piasku, wyżej rosła trawa, a jeszcze wyżej zieleniły się kasztany i lipy.

Na wzgórze to często chodził mały Andrzejek, najczęściej z łopatką i wiaderkiem, szczególnie gdy słońce świeciło i pasek był przyjemnie nagrzany.

I któregoś wiosennego słonecznego dnia, gdy Jędruś miał wyjść z dziadkiem na spacer, dziadek – wiedząc, że wnuczek zabierze łopatkę i wiaderko-powiedział:

– Nie masz co brać tych narzędzi, bo dziś nie idziemy na Kaiserwald, tylko na rynek.

– Co dziadek mówi? – zdziwił się Jędrek. – Jaki znów kajzer? Co to znaczy?

– Cesarski las – wyjaśnił dziadek.

– A dziadek inaczej powiedział – upierał się chłopak.

– Bo to po niemiecku, chłopcze.

– A dlaczego po niemiecku?

– To długa, a nawet bardzo długa historia. Poznasz ją, jak pójdziesz do szkoły.

– A teraz nie można?

– Jak chcesz, to posłuchaj spokojnie – zdecydował dziadek. – Otóż dawno, dawno temu, już przeszło sto lat, w naszym kraju zaczęły się kłótnie i awantury i Polska była coraz słabsza. Wykorzystały to wszystkie nasze sąsiedzkie państwa, bo jest takie przysłowie polskie, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. I te „trzecie” państwa, a mianowicie Rosja, Niemcy i Austria, skorzystały i, wyobraź sobie, podzieliły nasz kraj między siebie. I to się nazywa ROZBIÓR POLSKI, a Lwów i Kraków przypadły w tym rozbiorze Austrii. I stąd taka niemiecka nazwa, bo w Austrii ludzie mówią po niemiecku. W tamtych czasach w Austrii panował cesarz, a cesarz po niemiecku to Kaiser właśnie.

– A Polacy co na to? Zgodzili się, żeby im zabrali kraj?

– Widzisz, do czego prowadzi niezgoda. Co prawda przez przeszło sto lat próbowano odzyskać niepodległość i były rozmaite powstania przeciw zaborcom, ale żadne się nie udało i każde kończyło się tragicznie.

– Ale teraz jest Polska we Lwowie – przerwał Jędrek.

– Raczej Lwów w Polsce – poprawił go dziadek – i chwała Bogu! Udało się to dopiero po wielkiej wojnie, kiedy zaborcy pokłócili się między sobą i – na szczęście – znalazł się człowiek, który stworzył legiony i doprowadził do tego, że Polska znów była Polską.

REKLAMA
Lwów, Wały Hetmańskie na początku XX wieku (domena publiczna)

– A co to te legiony, dziadku?

– To takie polskie wojsko, które utworzył wspaniały i dzielny człowiek.

– A jak on się nazywał?

– To Józef Piłsudski, obecny nasz marszałek, chłopcze, ale na razie tyle, bo jesteś za młody na takie historie. Kiedy pójdziesz do szkoły, nauczyciele wytłumaczą ci to lepiej ode mnie.

– A ty, dziadku, służyłeś w tych legionach?

– Służyłem, oczywiście, że służyłem. Wszyscy dobrzy Polacy tam byli.

– A miałeś wtedy jakieś przygody, dziadku?

– Ano miałem, Jędrusiu, i to niejedną…

Dziadek Franciszek już miał rozpocząć opowieść o swojej barwnej i pełnej przygód służbie w legionach i w późniejszej wojnie, bo bardzo lubił opowiadać, ale nagle zamilkł… i usiedli obaj na ławeczce.

– Jędrusiu – odezwał się po chwili – czy ciebie interesuje to, co mówię?

Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Perepeczki „Jędruś. Chłopak ze Lwowa”:

Andrzej Perepeczko
„Jędruś. Chłopak ze Lwowa”
cena:
26,90 zł
Wydawca:
Literatura
Okładka:
okładka twarda
Liczba stron:
144
Format:
16.5 x 23.5
EAN:
9788376727165

– Bardzo! – zawołał wnuczek.

– Ale, widzisz, ja umiem opowiadać raczej dorosłym i może mam zbyt poważny styl dla takich dzieci jak ty…

– Ale ja lubię, jak dziadek opowiada…

– A czy wszystko dokładnie rozumiesz?

– No, prawie… – zawahał się Jędrek.

– No, sam widzisz. Gdy byłem mniej więcej w twoim wieku, tu były całkiem inne obyczaje i całkiem inaczej się wtedy mówiło.

– Jak to, dziadku? Dlaczego?

Teatr Wielki we Lwowie na pocztówce z początku XX wieku (domena publiczna).

– Dlaczego, to ci nie umiem wytłumaczyć, ale co do obyczajów, to posłuchaj. Oto gdy rano zjawiłem się w pokoju jadalnym na śniadaniu, najpierw podchodziłem do mojego ojca, stawałem przed nim i mówiłem wyraźnie: „Dzień dobry, panie ojcze!”, a następnie całowałem ojca w rękę.

– Całował dziadek? – zdziwił się Jędrek. – W rękę?

– Ano właśnie – potwierdził dziadek Franciszek. – A potem podchodziłem do mojej mamy i mówiłem: „Dzień dobry, pani matko” i całowałem ją w rękę. A kiedy był w domu mój starszy aż o piętnaście lat brat, to jeszcze raz powtarzałem: „Dzień dobry, panie bracie!”.

– Ale jego nie całowałeś w rękę? – przerwał Jędrek.

– A właśnie, że też… Widzisz. Takie były wtedy obyczaje, takie wychowywanie dzieci, a rozmowy też były zupełnie inne.

Dziadek Franuś zamilkł, przymknął oczy i zanurzył się we wspomnieniach. A po chwili Jędrek poderwał się z ławeczki i stanął przed dziadkiem na baczność.

REKLAMA
Pomnik Mickiewicza we Lwowie, 1939 rok (FOTO:FORTEPAN / Vojnich Pál, CC BY-SA 3.0)

– Dzień dobry, panie dziadku! – krzyknął i pocałował dziadka w rękę.

Na rynku Starego Miasta przed bramą ratuszową stał wspaniały pomnik potężnego lwa. Lew opierał się o herb miasta, na którym również widniała sylwetka lwa.

– Dziadku, dziadku, tu jest lew, a miasto nazywa się Lwów, to jakoś podobnie.

– Masz rację, wnuczku, bardzo podobnie! – Dziadek pogłaskał chłopca po rozczochranej jak zwykle blond czuprynie.

Od ratusza poszli jeszcze pod pomnik wielkiego poety Adama Mickiewicza, a następnie wdrapali się na Wysoki Zamek, skąd roztaczała się panorama Lwowa.

– Ile tu kościołów! – zauważył w pewnym momencie Jędrek.

– Właśnie – przytaknął dziadek – bo też we Lwowie są rozmaite świątynie. Jest wspaniała katedra rzymsko-katolicka, jest ormiańska, są i cerkwie, a także żydowskie bożnice. Bo Lwów to miasto wielonarodowe, ale wszyscy teraz żyją w zgodzie, i oby tak dalej – westchnął dziadek.

Męczący spacer zakończyli w przytulnej cukierence, gdzie dziadek zamówił dla siebie pachnącą kawę i olbrzymi kawałek sernika, a dla Jędrka dużą porcję ulubionych lodów waniliowych z bitą śmietaną.

– Piękny ten nasz Lwów – zauważył Jędrek przy drugiej porcji lodów – i jaki ciekawy.

– Masz rację, wnuczku – zgodził się dziadek – bo to jest rzeczywiście wspaniałe, piękne, dzielne i bardzo wesołe miasto. I nie nadaremno jest taka fajna piosenka… – W tym momencie dziadek zanucił: – „Gdybym się kiedyś urodzić miał znów, to tylko we Lwowie…”.

Siedzący obok starsi państwo spojrzeli na śpiewającego dziadka i oboje roześmiali się radośnie.

A po chwili śpiewali już we trójkę, a za nimi i pozostali goście lwowskiej kawiarenki:

– Niech inni se jadą, gdzie mogą, gdzie chcą,

do Wiednia, Paryża, Londynu,

a ja się ze Lwowa nie ruszym za próg,

za skarby, ta skarz mnie Bóg!

Bo gdzie jeszcze ludziom tak dobrze jak tu?

Tylko we Lwowie…

Gdzie śpiewem cię tulą i budzą ze snu?

Tylko we Lwowie…

I bogacz, i dziad są tu za pan brat

i każden ma uśmiech na twarzy!

A panny to ma słodziutkie ten gród

jak sok, czekolada i miód!

Możliwe, że dużo ładniejszych jest miast,

lecz Lwów to jest jeden na świecie!

I z niego wyjechać, ta gdzież ja bym mógł,

ta mamciu, ta skarz mnie Bóg.

I gdybym się kiedyś urodzić miał znów,

tylko we Lwowie…

I szkoda gadania, bo co chcesz, to mów,

nie ma jak Lwów!

Ten tekst jest fragmentem książki Andrzeja Perepeczki „Jędruś. Chłopak ze Lwowa”:

Andrzej Perepeczko
„Jędruś. Chłopak ze Lwowa”
cena:
26,90 zł
Wydawca:
Literatura
Okładka:
okładka twarda
Liczba stron:
144
Format:
16.5 x 23.5
EAN:
9788376727165
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Andrzej Perepeczko
Marynarz, oficer floty handlowej, publicysta, autor książek dla dzieci i młodzieży. Całe swoje życie związał ze Szkołą Morską i z morzem. Jest wieloletnim wykładowcą Akademii Morskiej w Gdyni. Największą popularność zyskał dzięki serii powieści dla dzieci o przygodach Dzikiej Mrówki.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone