I kryzys marokański. Gdy świat stanął u progu wojny (cz. 1): Wilhelmstraße
Dramatis Personae – fotografie i podstawowe informacje o postaciach występujących w artykule.
Fotografie przedstawiają Friedricha von Holsteina jako osobę zamyśloną i surową. Wysokie czoło, zmarszczone nad binoklami brwi i małe, przenikliwie, świdrujące oczy sprawiały, że wyglądał na osobę srogą i nieufną. Siwa broda skrywająca usta czyniła go jeszcze bardziej tajemniczym i nieprzeniknionym.
Holstein – szara eminencja
W wieku dwudziestu trzech lat został attaché ambasady pruskiej w Petersburgu. W latach 60. XIX wieku był członkiem różnych pruskich misji dyplomatycznych. Podróżował do Brazylii, Wielkiej Brytanii, Włoch czy Danii. W okresie wojny prusko-austriackiej przebywał na placówce w Waszyngtonie, lecz gdy wdał się w romans z żoną jednego z senatorów, musiał wrócić do Niemiec. W latach 70. trafił na pięć lat do Paryża w charakterze sekretarza niemieckiej ambasady.
Po kilku latach znalazł się w Auswärtiges Amt (Urząd Spraw Zagranicznych; w ówczesnym Cesarstwie Niemieckim odpowiednik ministerstwa spraw zagranicznych, na jego czele stał jednak nie minister, lecz sekretarz stanu, bowiem ster polityki zagranicznej dzierżył kanclerz) kierowanym przez Bernharda Ernsta von Bülowa. Pokonywał kolejne szczeble kariery i został szefem wydziału politycznego. Po odejściu Bismarcka zyskał sobie sławę szarej eminencji urzędu.
Bülow – ambitny intrygant
Bernhard von Bülow był jedną z najważniejszych postaci Cesarstwa Niemieckiego. Jego ojcem był Bernhard Ernst von Bülow, duński dyplomata, który za przejście na służbę Wilhelma I otrzymał w 1873 roku stanowisko sekretarza spraw zagranicznych. Piastował je aż do swojej śmierci. Cały czas pozostawał jednym z najwierniejszych popleczników żelaznego kanclerza Ottona von Bismarcka.
Gdy B. Ernst von Bülow umierał na udar, posłał po Holsteina i prosił go o opiekę nad swymi synami: Bernhardem i Adolfem. Ten był raczej zaskoczony, dotychczas bowiem, jak mu się wydawało, sekretarz robił wszystko, co mógł, aby go udręczyć.
Holstein opisywał młodego Bülowa jako osobę bladą, z której twarzy nigdy nie schodził uśmiech. Był pamiętliwym, nieszczerym intrygantem, który nigdy nie patrzył rozmówcy w oczy, a jeśli już to czynił, to z wysiłkiem. Holsteina uderzała również ogromna ambicja Bernharda – był on niezwykle przychylnie usposobiony do swojego opiekuna, jednak głównie dlatego, że zdawał sobie sprawę z jego koneksji. Ten, choć pozostawał zdystansowany wobec planów i zabiegów swego protegowanego, zachowywał niekłamany podziw dla jego zdolności manipulatorskich. Czasem czuł się z ich powodu nieswojo, nie potępiał jednak raczej ich używania, dostrzegając ich skuteczność. Z niekłamanym zadowoleniem obserwował natomiast, gdy jedna „mała hrabina” owijała sobie Bülowa wokół palca.
Przyszły kanclerz był osobą przebiegłą i ambitną, toteż szybko piął się w urzędniczej i dyplomatycznej hierarchii. W pierwszej połowie lat 70. pełnił szereg funkcji dyplomatycznych na placówkach w Rzymie, Petersburgu, Wiedniu i Atenach. Później został attaché ambasady niemieckiej w Paryżu oraz sekretarzem niemieckiej delegacji na kongres berliński. Pozwoliło mu to na zdobycie doświadczenia i dość istotnie wpłynęło na jego dalszą karierę. Niemało przysłużyło mu się małżeństwo z Marią Beecadelli di Bologna, wcześniejszą żoną hrabiego Dönhoffa. Dla jej „znamionujących inteligencję, a ponad wszystko dobroć i uczucie, czarnych oczu” stracił głowę (B. Bülow, [Memoirs], vol. 4, s. 349, 406, 408, 531-532). To ją określił Holstein mianem „małej hrabiny”. Dla Bülowa porzuciła męża, z którym miała kilkoro dzieci, i wystarała się o papieskie unieważnienie małżeństwa.
O podbojach miłosnych młodego dyplomaty, zwłaszcza tych petersburskich, było głośno, po latach zapewniał on jednak, że Maria była jedyną prawdziwą miłością w jego życiu. Ich związek, choć nie można wykluczyć rzeczywistego uczucia, miał dla Bülowa znaczenie praktyczne, jego małżonka była bowiem powiernicą księżniczki Wiktorii, żony następcy cesarskiego tronu księcia Fryderyka. Nie ulega jednak wątpliwości, że Maria miała istotny wpływ na męża. Nakłoniła go do przyjęcia posady w Bukareszcie, gdzie został chargé d'affaires, a następnie szefem ambasady niemieckiej. Pozostawał tam do 1897 roku, gdy mianowano go jednocześnie sekretarzem spraw zagranicznych Niemiec (a więc szefem Auswärtiges Amt) oraz ministrem spraw zagranicznych Prus.
Gdy tylko Bülow objął kierownictwo na Wilhelmstraße (ulica, na której znajdował się między innymi Urząd Spraw Zagranicznych), Holstein stał się jego zaufanym współpracownikiem. Przez trzy lata udało im się zdobyć wpływy porównywalne jedynie z pozycją Bismarcka. Ukoronowaniem kariery Bülowa było objęcie przez niego w 1900 roku urzędów kanclerza Niemiec i premiera Prus przy zachowaniu stanowiska ministra spraw zagranicznych Prus. Chciał on, aby szefem Auswärtiges Amt został Holstein, ten jednak miał już sześćdziesiąt trzy lata i nawykł do załatwiania spraw z tylnego fotela. Pozostał on zatem szefem wydziału politycznego urzędu, a kierownictwo Wilhelmstraße przypadło baronowi Oswaldowi von Richthofenowi, który „do czasu swej przedwczesnej śmierci wspierał mnie [tj. Bülowa] nieprzeciętną pracowitością, niezawodną lojalnością, dalekowzrocznością i wielką skrupulatnością w sprawach wielkich i małych” (B. Bülow, [Memoirs], vol. 1, s. 252).
Strategia i taktyka w trosce o „miejsce pod słońcem”
Zarówno Bülow jak i Holstein byli zwolennikami budowania silnej pozycji międzynarodowej Niemiec. W odróżnieniu jednak od Bismarcka, który w obawie przed francuskim rewanżem koncentrował się na uzyskaniu jak najlepszej pozycji w Europie w oparciu o system sojuszy, zdecydowali się wprowadzić Cesarstwo na arenę polityki światowej. Tak zwana Weltpolitik, dążenie do poszukiwania „swego miejsca pod słońcem” opierało się na przeświadczeniu, iż mocarstwo światowe winno posiadać kolonie. Przeciwny tego rodzaju ekspansji Bismarck pozyskał pod naciskami pewne posiadłości w Afryce i Oceanii, lecz nie zamierzał wykraczać poza to. Inni politycy znad Szprewy uważali jednak, że o sile mocarstw decydowały w dużej mierze terytoria zamorskie.
Retoryka kolonialna miała silny wpływ na cesarza Wilhelma II. Gdy objął tron po swym przedwcześnie zmarłym ojcu, od razu było wiadomo, że zachowawcza – w jego oczach – polityka Bismarcka będzie musiała odejść w zapomnienie. Coraz lepszą pozycję zaczęli zyskiwać zwolennicy Weltpolitik. Wśród nich obok Bülowa i Holsteina znalazł się Alfred von Tirpitz, ojciec cesarskiej marynarki wojennej ([Kaiserliche Marine]). Prowadzenie polityki światowej, nabywanie kolejnych posiadłości kolonialnych i ochrona dotychczasowych oraz efektywne wywieranie nacisków na inne mocarstwa w celu ochrony niemieckich interesów handlowych i gospodarczych wymagało posiadania floty wojennej.
Teoretycznie budowa nowych okrętów nie oznaczała od razu wejścia w konflikt z Wielką Brytanią. Była ona największą potęgą morską, która dbała o to, by jej siły były zawsze większe niż połączone floty dwóch kolejnych potęg ([Two Power Standard]). Royal Navy nie musiała zatem niepokoić się dopiero raczkującą Kaiserliche Marine. Na Wilhelmstraße uważano jednak, że trzeba rywalizować z mocarstwem najpotężniejszym, aby pozostałe poczuły respekt.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Entente cordiale
Polityka taka była sensowna ze strategicznego punktu widzenia, opierała się jednakowoż na jednym apriorycznym założeniu. Zarówno Wilhelm II, jak i główni kierownicy Auswärtiges Amt sądzili, iż porozumienie brytyjsko-francuskie jest niemożliwe. Przeświadczenie takie miało swoje podstawy. Jeszcze w 1898 roku Zjednoczone Królestwo i III Republika stanęły na krawędzi wojny z powodu mało znaczącego kawałka ziemi wokół Faszody (Kodoku) na południu Sudanu. Na Wilhelmstraße nie doceniono jednakowoż faktu, iż w trakcie tego kryzysu ster na Quai d’Orsay (ulica, na której mieści się francuskie ministerstwo spraw zagranicznych) objął zdeklarowany zwolennik porozumienia z Brytyjczykami Théophile Delcassé. Dzięki staraniom jego oraz markiza Salisbury, premiera Wielkiej Brytanii i szefa Foreign Office, udało się załagodzić spór.
Bülow, Holstein i ich poplecznicy, przeceniając siłę wzajemnych animozji Londynu i Paryża, odrzucili propozycję mariażu brytyjsko-niemieckiego, który silnie popierali tacy brytyjscy politycy jak Arthur James Balfour czy Joseph Chamberlain. Gdy w Berlinie dowiedziano się zatem o brytyjsko-francuskim porozumieniu kolonialnym z 8 kwietnia 1904 roku, które eliminowało zdecydowaną większość brytyjsko-francuskich sporów, na Wilhelmstraße zrodziło się przeświadczenie o okrążaniu Niemiec przez obydwa mocarstwa. W dodatku ówczesna opinia publiczna przywiązywała do tego wydarzenia wielką wagę, nazywając je nawet szumnie entente cordiale („serdecznym porozumieniem”).
Prasa z odległej Ameryki również wiązała z tym układem pewne nadzieje. Ryzyko wojny pomiędzy Wielką Brytanią a Francją, których sojusznicy (to jest Japonia i Rosja) walczyli na Dalekim Wschodzie, spadało praktycznie do zera.
Na wieść o entente cordiale Wilhelm II zareagował z pewnym przestrachem. „Niedawne porozumienie brytyjsko-francuskie – pisał do Bülowa – jest dla mnie pożywką dla różnorakich przemyśleń”. Cesarz dostrzegał zagrożenie dla interesów Berlina w Egipcie i Maroku, jakie mogło wyniknąć z nowej konfiguracji politycznej. „Należy uznać za błogosławieństwo – twierdził zachowawczo – że nasza demonstracja morska u wybrzeży Maroka nie doszła do skutku” (B. Bülow, Letters, s. 54).
Również członek Sztabu Generalnego generał Helmut von Moltke młodszy odbierał „serdeczne porozumienie” jako zagrożenie. Na posiedzeniu z udziałem dowódców, ministra wojny i samego cesarza przedstawił jedyną – jego zdaniem – możliwość działania. „Nie może być mowy o jakiejkolwiek akcji floty niemieckiej przeciwko brytyjskiej – przekonywał. – Flota angielska ma tak dużą przewagę liczebną, że jeśli niemiecka zaatakuje […] to będzie mogła zniszczyć co najwyżej jej połowę”. Moltke uznał jednocześnie, że zacieśnienie stosunków brytyjsko-francuskich oznacza de facto sojusz tych państw. Należało zatem utrzymywać dobre relacje z Wielką Brytanią i zaatakować Francję (R. Zedlitz-Trützschler, [Twelve years], s. 91).
Koncepcja Moltkego była ryzykowna. Niemcy nie mogły sobie ówcześnie pozwolić na otwarty konflikt zbrojny z Francją. Zarówno Kaiser, jak i personel Auswärtiges Amt doskonale zdawali sobie sprawę z silnych antyniemieckich nastrojów brytyjskiej opinii publicznej. Samo utrzymywanie poprawnych relacji z Londynem było niewystarczające dla zabezpieczenia międzynarodowej pozycji Berlina. Wilhelm II obawiał się komplikacji, lecz w gruncie rzeczy sprawa entente cordiale niewiele go zajmowała. Przejawiał on niewielkie zainteresowanie sprawami państwowymi, w politykę międzynarodową angażował się tylko wtedy, gdy niosła ona ze sobą jakiś ładunek emocjonalny. Stąd Kaiser nie poparł rozwiązania proponowanego przez swego generała.
Przygotowywanie kryzysu
Bülow rozpoczął starania o zabezpieczenie niemieckiej pozycji w Egipcie poprzez zawarcie stosownego porozumienia z Wielką Brytanią. Szefowi Auswärtiges Amt chodziło o stworzenie nad Tamizą przekonania, że z Niemcami można się porozumieć. Jednocześnie razem z Holsteinem tworzył koncepcję rozbicia ententy na drodze dyplomatycznej.
Obaj zakładali, że podczas planowanej na wiosnę 1905 roku podróży po Morzu Śródziemnym Kaiser powinien odwiedzić marokański port Tanger i publicznie zamanifestować niemiecki sprzeciw wobec brytyjsko-francuskiego porozumienia kolonialnego. Berlin podpierał swoje pretensje argumentami natury prawnej. Londyn i Paryż uzgodniły między sobą kwestię marokańską, która powinna być przedmiotem dyskusji sygnatariuszy traktatu madryckiego z 1880 roku. Wśród nich znajdowały się i Niemcy, i Stany Zjednoczone, a także Austro-Węgry i Włochy. Bülow i Holstein zakładali, że na konferencji międzynarodowej uda się skłonić Wielką Brytanię do porzucenia Francji.
Zważywszy na niedawne zaszłości brytyjsko-francuskie plan ten wydawał się realny, jednak już jesienią 1904 roku pojawiły się pierwsze oznaki, że Francja i Wielka Brytania nie pozwolą na pochopne oziębienie wzajemnych stosunków. W listopadzie doszło do tak zwanego incydentu w Dogger Bank na Morzu Północnym. Płynąca na starcie z Japończykami (sojusznikami Londynu) eskadra rosyjska omyłkowo zatopiła brytyjskie kutry rybackie. Dzięki ogromnemu wysiłkowi Théophile’a Delcasségo, a także dobrej woli ministrów spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i Rosji, nie doszło do eskalacji konfliktu.
Na Wilhelmstraße dostrzeżono wagę tego wydarzenia, lecz nie widziano w nim jedynie symptomów ocieplenia relacji francusko-brytyjskich, lecz przede wszystkim trudności, jakie niosło dla obu sygnatariuszy porozumienia z 8 kwietnia 1904 roku. Uznano zatem, że słabnąca pozycja Rosji stwarza dogodne warunki do działania.
Wilhelm II nie podzielał entuzjazmu pary Holstein–Bülow. Według niego planowana manifestacja w Maroku doprowadziłaby do niepotrzebnych komplikacji na arenie międzynarodowej. Wpływ na jego ocenę sytuacji miały też zapewne względy osobiste. O ile Kaiser lubił Bülowa, to Holstein pozostawał dlań zawsze pewną postacią nieodgadnioną. Po latach twierdził, że Holstein konsekwentnie odmawiał wszelkich zaszczytów, tytułów oraz eksponowanych stanowisk i wolał wpływać na bieg wydarzeń z tylnego siedzenia. Cesarz źle znosił także konsekwentne odrzucanie przez Holsteina zaproszeń na wspólne posiłki, które winny być dla szefa Wydziału Politycznego zaszczytem.
Chcesz zawsze wiedzieć: co, gdzie, kiedy, jak i dlaczego w historii? Polecamy nasz newsletter – raz w tygodniu otrzymasz na swoją skrzynkę mailową podsumowanie artykułów, newsów i materiałów o książkach historycznych. Zapisz się za darmo!
Brzemienny rejs
Pomimo szeregu wątpliwości Wilhelm przystał na proponowany przez Auswärtiges Amt plan. W połowie marca 1905 roku wszystkie dzienniki informowały o cesarskiej podróży. Pisano, że niemiecki władca odwiedzi zapewne Maroko. Prześcigano się w spekulacjach, które szybko rozprzestrzeniały się nie tylko w prasie niemieckiej, ale również europejskiej, a za pośrednictwem brytyjskiej wędrowały też nad Potomak.
Kaiser miał odbyć swą podróż liniowcem Hamburg należącym do Hamburg Amerikanische Packetfahrt Gesellschaft (HAPAG). Jednostka ta, obsługująca zazwyczaj transatlantyckie połączenie ze Stanami Zjednoczonymi, posiadała wszelkie wygody. Była wręcz luksusowa, a dzięki jej dużym rozmiarom cesarz mógł zabrać w podróż szereg osób. Wśród nich znalazł się ówczesny ambasador niemiecki w Kopenhadze i późniejszy szef Auswärtiges Amt Wilhelm Edward von Schoen. Według niego Wilhelm II do samego końca nie był przekonany o słuszności planowanej manifestacji, podczas kolejnych postojów Kaiser otrzymywał jednak naglące listy od Bülowa przekonującego o słuszności tego kroku.
Dnia 31 marca 1905 roku Hamburg znalazł się u wybrzeży Maroka. Silny wschodni wiatr utrudniał dokowanie. Kaiser nadal chciał uniknąć kłopotliwego – w jego opinii – posunięcia i w związku z trudnościami atmosferycznymi planował udać się wprost do Gibraltaru, a następnie do Włoch. Na pokładzie jednostki HAPAG zjawił się już jednak Richard von Kühlmann, chargé d'affaires niemieckiego poselstwa w Tangerze. Poczekano zatem aż wiatr ucichnie i możliwe będzie lądowanie Wilhelma II.
Kaiser dostał do dyspozycji białego konia czystej krwi arabskiej, nie obyło się jednak bez nieprzyjemności. Zwierzę było niespokojne, wystraszone i trzeba było je wpierw ułagodzić, nim niemiecki monarcha mógł go dosiąść Wreszcie Wilhelm udał się wraz z dwudziestoosobowym orszakiem na przemarsz ulicami Tangeru.
wąskie ulice pełne rozradowanego tłumu utrudniały pochód – relacjonował Schoen. – Płaskie dachy wszystkich domów pełne były muzułmanek, chrześcijanek i Żydówek, które rzucały kwiaty i na wiele sposobów wychwalały Kaisera. […] Było pełno ludzi wyrażających swój entuzjazm poprzez ogłuszające krzyki i strzały oddawane w różnych kierunkach. Wysłana przez sułtana orkiestra wojskowa na próżno usiłowała uciszyć tłum i sama przyczyniła się do powstania zamętu. Koń stał się tak narowisty, że zapytałem francuskiego oficera, który wydawał się być dowódcą tamtejszych oddziałów, czy nie mógłby powstrzymać strzałów. Ten zaś odpowiedział ponuro, że ma pewien wpływ na grupę regularnych oddziałów, których trening został mu powierzony, ale żadnego na półdzikich Kabylów (W.E. Schoen, [Memoirs], s. 22-23).
Kaiser spotkał się z wujkiem sułtana Abdul Aziza i poinformował go, że Berlin nie uznaje żadnych traktatów w sprawie Maroka, które zostały ostatnio podpisane. Oświadczył również, że składa swoją wizytę jak jeden suwerenny władca drugiemu suwerennemu monarsze. Uznając swoją misję za zakończoną, Kaiser udał się na pokład Hamburga i ruszył w dalszą podróż do Gibraltaru i Włoch.
Schoen twierdził, że Wilhelm II dowiedział się o konsekwencjach swojej marokańskiej eskapady dopiero, gdy liniowiec zadokował w Neapolu. Ten jednak, raczej z pewną dozą przesady, upierał się, że chłodne i służbowe przyjęcie zgotowane mu przez Brytyjczyków w Gibraltarze, tak odmienne od tego z poprzedniego roku, było bezpośrednim skutkiem jego manifestacji.
Tymczasem dla Auswärtiges Amt przyszedł czas decydującego starcia dyplomatycznego, które – jak zakładano – miało doprowadzić do rozbicia „serdecznego porozumienia”. „Pomysł konferencji – posłusznie meldował z Tangeru Richard von Kühlmann – dla rozstrzygnięcia problemu Maroka wisi w powietrzu”. „Tangerska wizyta Waszej Wysokości – pisał do Wilhelma II zadowolony Bülow – wyniosła sprawę marokańską. Imponująca postawa Waszej wysokości […] wywarła głębokie wrażenie zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz Europy” ([German Diplomatic Documents], s. 224).
W swoim gabinecie przy Wilhelmstraße cieszył się również Holstein. „Jeśli Francja odrzuci pomysł konferencji, postawi się w złej pozycji; udowodni, że ma nieczyste sumienie i złe intencje” (F. Holstein, [Correspondence], s. 329).
W Prima Aprilis 1905 roku. cała Europa, a nawet Stany Zjednoczone żyły już sprawą marokańską, dyplomaci Foreign Office i Quai d’Orsay stanęli w obliczu kryzysu, który w założeniu miał doprowadzić do zerwania „serdecznego porozumieniu”. Tym samym Berlin doprowadził do wybuchu I kryzysu marokańskiego, a świat stanął na krawędzi wojny.
Przeczytaj drugą część artykułu.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia
- Eugene Newton Anderson, The First Moroccan Crisis, 1904–1906, Chicago University Press, Chicago [1930].
- Bernhard von Bülow, Letters of Prince Von Bulow, Hutchinson & Co, London b.r.w.
- Tenże, Memoirs of Prince Von Bulow, vol. 1-2, 4, Little, Brown and Company, Boston 1931.
- Lamar Cecil, Wilhelm II, vol. 2, Emperor and Exile, 1900–1941, University of North Carolina Press Books, Chapel Hill 1996.
- Hermann von Eckardstein, Ten Years at the Court of St. James’ 1895–1905, Thornton Butterworth Limited, London 1921.
- German Diplomatic Documents 1871–1914, vol. 3, The Growing Antagonism, 1898–1910, ed. E.T.S. Dugdale, Methuen & Co. Ltd., London 1929.
- Wilhelm Hohenzollern, Kaiser’s Memoirs, Harper & Brothers Publishers, New York and London 1922.
- Friedrich von Holstein, The Holstein Papers. The Memoirs, Diaries and Correspondence of Friedrich Von Holstein, 1837–1903, vol. 2, Diaries, ed. Norman Rich i M.H. Fisher, Cambridge University Press, Glasgow 1963.
- Tenże, The Holstein Papers..., vol. 4, Correspondence, 1897–1909, ed. Norman Rich and M.H. Fisher, Cambridge University Press, Glasgow 1963.
- James Joll, Gordon Martel, Przyczyny Pierwszej Wojny Światowej, Książka i Wiedza, Warszawa 2008.
- Peter Padfield, The Great Naval Race: The Anglo-German Naval Rivalry, 1900–1914, Birlinn, Edinburgh 2005.
- Norman Rich, Friedrich Von Holstein, Politics and Diplomacy in the Era of Bismarck and Wilhelm II, vol. 1, Cambridge University Press, London 1965.
- Wilhelm Edward Schoen, The Memoirs of an Ambassador. A Contribution to the Political History of Modern Times, George Allen & Unwin, London 1922.
- The Kaiser. New Research on Wilhelm II’s Role in Imperial Germany, ed. Wilhelm Deist, Anika Mombauer, Cambridge University Press, New York and Edinburgh 2004.
- Robert Zedlitz-Trützschler, Twelve Years at the Imperial German Court, Nisbet & Co. Ltd., London 1922.
Redakcja: Roman Sidorski