„Jack Strong” – reż. Władysław Pasikowski – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2014-02-13 19:11
wolna licencja
poleć artykuł:
Gdyby film „Jack Strong” ograniczyć do ostatniej godziny, to w kinach moglibyśmy oglądać prawdopodobnie najlepszy polski film ostatnich lat. Niestety, niekiedy wydaje się, że reżyser stanął przed głównym bohaterem nadmiernie na baczność, przez co stracił dystans, z którego jego produkcje były dotychczas znane.
REKLAMA
Jack Strong
nasza ocena:
8/10
Premiera:
7 lutego 2014
Gatunek:
thriller, szpiegowski
Reżyseria:
Władysław Pasikowski
Scenariusz:
Władysław Pasikowski
Produkcja:
Polska
Czas:
2 godz. 7 min.

Kiedy na początku lat 90. Władysław Pasikowski wchodził do kin z filmem „Kroll”, wielu zszokowanych było jego sposobem narracji. Na wiele lat przylgnęła do niego łatka reżysera, który buduje filmy, których kwintesencją jest stek wulgaryzmów, co swego czasu bardzo kąśliwie w jednym ze skeczy przedstawiła Grupa Rafała Kmity. Jedni postrzegali to jako nieudolną próbę przeniesienia na polski grunt amerykańskiej formy, inni zaśmiewali się ze sprawnie splecionych cytatów, niewielu natomiast potrafiło na jego produkcje spojrzeć głębiej, wychodząc poza pryzmat filmów, których sensem jest finezyjna odmiana słowa „k****”. Prawdopodobnie z tego powodu rzadko kiedy dostrzega się, że film „Psy” jest chyba jedną z najlepszych produkcji mówiących o problemach polskiej transformacji, a niedoceniany „Słodko-gorzki” zrywa z sielankowym kinem młodzieżowym, prezentując całą gamę realnych – choć oczywiście naiwnych i głupich - problemów i namiętności młodych ludzi. Być może wypominany Pasikowskiemu prymitywizm jego narracji był po prostu próbą zmierzenia się ze światem rzeczywistym, a nie lukrowanym. Zresztą późniejsze lata w polskim kinie wyraźnie pokazały, że wulgarność narracji reżysera nie była kluczem, ale jedynie formą, za którą stał sens, o którym jego rzekomi następcy zapomnieli.

W 2001 roku Władysław Pasikowski zniknął, aby tylko czasami ujawniać swój niewątpliwy talent. Najzabawniejszym tego przykładem był fakt, że najbardziej cenionymi fragmentami filmu „Katyń” Andrzeja Wajdy były te, nad którymi pieczę sprawował nie zdobywca Oskara, ale Pasikowski. Być może dlatego z takim niepokojem oczekiwano jego powrotu. W 2012 wrócił, od razu doprowadzając część widowni do szału. Jego film „Pokłosie”, choć w mojej ocenie stanowi wartość dodaną polskiej kinematografii i doskonale definiuje problem pamięci i tożsamości, był dla części publicystów i opinii publicznej uderzeniem Polaków w twarz. Zarzucano mu, że powiela nieprawdy o stosunkach polsko-żydowskich, że jest podłym paszkwilem i stekiem bzdur. Debata sięgnęła dna, kiedy zaczęto czepiać się już nie tylko reżysera, ale także poszczególnych aktorów, nie tyle utożsamiając ich z rolą, co wręcz twierdząc, że odgrywana postać jest odwzorowaniem ich poglądów.

W 2014 głosy krytyki ucichły, a w prawicowych mediach prawdopodobnie przygotowują się już powoli do beatyfikacji Pasikowskiego. Wszystko dzięki jego nowej produkcji „Jack Strong”, będącej próbą przedstawienia życia i działalności płk. Ryszarda Kuklińskiego, który na przełomie lat 70. i 80. współpracował z wywiadem amerykańskim, przekazując cenne informacje na temat działań i planów Układu Warszawskiego. Postać ta do dziś dnia wzbudza kontrowersje. Pokaźna jest grupa osób, które jego aktywność w czasie zimnej wojny uważają za zdradę Polski i jej interesów, rośnie jednak liczba tych, którzy zaczynają uważać go za bohatera. Z pewnością jeszcze więcej podobnie myślących będzie po zakończeniu projekcji „Jacka Stronga” w kinach. Pasikowski stworzył bowiem obraz jednoznaczny, czasem nawet hagiograficzny. Choć jego bohater nie jest niezniszczalnym i nieomylnym superagentem pozbawionym ludzkich zachowań i przywar, to jednak nie sposób nie ulec wrażeniu, że wielokrotnie reżyser stawał przed pułkownikiem na baczność. Przez jego nieostrożność, lęk czy nawet nieudolność za każdym razem przebija się nieskazitelność i nieskrywany geniusz. Wydaje się wręcz, że próba takiego skrojenia postaci paraliżuje twórców. Bohaterów filmów Pasikowskiego zazwyczaj się jednocześnie nienawidziło i kochało. Byli zazwyczaj zimnymi draniami, których anielskość ujawniała się z czasem. W „Jacku Strongu” reżyser od razu ustawia widownię do pionu, dyktując, kto jest dobry, a kto zły, kogo należy kochać, a do kogo żywić jednoznaczną urazę. Odbija się to niestety na warstwie dialogów, którym brakuje dawnej finezji narracyjnej twórcy polskiego kina sensacji. Nikt z pewnością nie będzie po latach cytował „Jacka Stronga”, nie znajdzie się w nim zdań kultowych, których wiele Pasikowski zdołał już umieścić w naszym języku. W przypadku najnowszego filmu częściej od dystansu i specyficznego męskiego humoru pojawia się nieznośny patos.

REKLAMA

Nie ulega jednak wątpliwości, że powstał film na swój sposób genialny. Pasikowskiemu udało się przekuć historię na fascynującą opowieść, której zawirowania i sploty akcji doprowadzić mogą do zawału najtwardszych widzów. Przez ostatnią godzinę siedzi się wbitym w krzesło, zastanawiając się, jaki finał będzie miał film, choć paradoksalnie zna się go już od początku. Ucieczka płk. Kuklińskiego z Polski to majstersztyk zarówno w warstwie scenariuszowej, jak i sposobu przedstawienia. Komedią pomyłek i bezustannym myleniem tropów Pasikowski zademonstrował kunszt, jakiego już dawno nie widziałem w rodzimym kinie. Zmiażdżył krytykę, dla której był on jedynie twórcą potrafiącym sprawnie operować wulgaryzmem. Z filmu historycznego stworzył thriller szpiegowski, którego nie musimy się wstydzić, jednocześnie nie uciekając nadmiernie od historii.

Niezależnie od tego, że „Jack Strong” jest filmem sensacyjnym, stara się także być wykładem o zimnej wojnie. Można co prawda zwrócić uwagę, że Pasikowski chciał opowiedzieć nam o niej za dużo, że porusza nadmierną ilość wątków, które dopominają się rozwinięcia, że czasem traktuje pewne tematy nazbyt pobieżnie, ale trzeba przyznać, że po historii porusza się dość pewnie i sprawnie. Owszem, buduje może obraz schematyczny, w którym są dobrzy Amerykanie, głupawi, jowialni i tchórzliwi Polacy oraz bezwzględni i rubaszni Rosjanie, ale nie ucieka od niejednoznaczności. Nawet w przypadku płk. Kuklińskiego pozostawia tropy będące łyżeczką dziegciu w beczce miodu. Jak bowiem interpretować zadziwiająco dobre stosunki z pracownikiem KGB, potężne zaufanie dowództwa radzieckiego i wyraźną sympatię, jaką obdarzał go generał Jaruzelski (swoją drogą genialna kreacja Krzysztofa Dracza)? Jak ocenić fakt, że ten, kto przyczynił się walnie do upadku ZSRR, wcześniej budował jego dominację w regionie, biorąc udział chociażby w planowaniu inwazji na Czechosłowację w 1968? Niestety, choć Pasikowski o tym wspomina, to problemu nie rozstrzyga. Można wręcz dopatrzyć się w tym najpoważniejszej nieścisłości i wady filmu. Kluczem do zrozumienia postępowania płk. Kuklińskiego powinna być wszak odpowiedź, dlaczego zdecydował się na współpracę z Amerykanami? Odpowiedź na to pytanie oczywiście pada, ale jest wyjątkowo mało przekonywająca. Przemiana płk. Kuklińskiego ma dramaturgię metamorfozy Anakina Skywalkera w złego Dartha Vadera. Geniusz strategii – na jakiego jest kreowany – i wysoko postawiony oficer Ludowego Wojska Polskiego nagle orientuje się, że Związek Radziecki nie jest siewcą pokoju, a wojna nuklearna nie jest żartem. Może w wersji filmowej można to kupić, z punktu widzenia historyka taka interpretacja zdaje się być naiwnością.

Tym niemniej film „Jack Strong” jest produkcją doskonałą, trzymającą w napięciu i pokazującą, że nawet w polskich warunkach stać nas na doskonały film historyczny nie ocierający się o banał czy nudę. Jednocześnie Pasikowski udowodnił, że wybiega poza schematy, które tak łatwo w Polsce tworzymy. Może mieć krytyczne spojrzenie na sposób budowania naszej pamięci, a jednocześnie uważać, że płk Kukliński uratował świat przez III wojną światową. Reżyser się nie nawrócił, nie odkrył w sobie niepokorności, ale pokazał to, czym słynął już wcześniej – niezależność i odwagę w prezentacji własnego spojrzenia na to, czym jest Polska. Na dodatek zrobił to w formie, której pozazdrościć mu może wielu twórców. Takie kino historyczne, niezależnie od uwag, po prostu chce się oglądać!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone