Jak Amerykanie ponownie uczyli się nowoczesnej wojny?
Jak pokazał poprzedni artykuł, brytyjskie siły, zamiast „szarż pancernych”, musiały zmierzyć się z żmudnym Stellungskrieg, którego apogeum stanowiła bitwa na linii Gazali. To właśnie tam, w obliczu twardego gruntu i wszechobecnego ryzyka okrążenia, Brytyjczycy przyjęli taktykę ufortyfikowanych obszarów obrony okrężnej, zwanych „boksami”. Początkowo zafascynowani wizjami samodzielnych związków pancernych i „flot czołgów” (jak w doktrynie Fullera-Hobarta), szybko zderzyli się z rzeczywistością, gdy ich dynamiczne, lecz rozproszone uderzenia rozbijały się o zwinność i zintegrowaną siłę ognia Afrika Korps Rommla. Koncepcja „boksów”, choć z początku niedoskonała, stała się zaczątkiem ewolucji w kierunku bitwy metodycznej i koncentracji sił, której kulminacją był sukces aliantów pod El Alamein. To właśnie w momencie, gdy Brytyjczycy odzyskiwali inicjatywę na pustyni, na scenę wkroczyły Stany Zjednoczone, przynosząc własne, równie nieprzetestowane idee, gdzie czołgi miały wspierać piechotę, realizując zadania dawnej kawalerii, z dala od realiów nowoczesnego konfliktu na szeroką skalę.
Amerykańskie czołgi: między wizją a tradycją
Dyskusje nad rolą czołgów w przyszłych konfliktach, które przetaczały się przez wojskowe sztaby po I wojnie światowej, pokazały fundamentalne różnice w podejściu mocarstw. W Wielkiej Brytanii śmiałe idee teoretyków takich jak J.F.C. Fuller i praktyka generała P.P. Hobarta prowadziły do niemal futurystycznych wizji samodzielnych armad pancernych. Brytyjczycy, zafascynowani koncepcją „czołgów krążowniczych” i „liniowych”, wierzyli w pancerne zagony operujące niczym okręty na morzu, niezależnie od piechoty i artylerii. To podejście, mimo iż niesprawdzone w boju, zrodziło się z przekonania o „czystości” wojny na otwartych przestrzeniach i obietnicy nieskrępowanych manewrów.
Tymczasem w Stanach Zjednoczonych, po krótkim, lecz intensywnym udziale w I wojnie światowej, doktryna pancerna przybrała zgoła inny, znacznie bardziej konserwatywny charakter. Mimo że Amerykański Korpus Ekspedycyjny (AEF) używał czołgów i stworzył nawet Korpus Czołgów, liczący tysiące pojazdów i żołnierzy, doświadczenia te szybko poszły w zapomnienie. Powojenny National Defense Act z 1920 roku drastycznie zredukował armię, likwidując Korpus Czołgów i podporządkowując czołgi piechocie. Był to jasny sygnał, że amerykańskie dowództwo, w odróżnieniu od europejskich odpowiedników, nie postrzegało czołgu jako głównej siły uderzeniowej, lecz jedynie jako mobilne wsparcie piechoty.
Dla oficerów takich jak George Patton i Dwight D. Eisenhower, którzy dowodzili pancerniakami w Wielkiej Wojnie, oznaczało to powrót do poprzednich rodzajów wojsk i nierzadko niższych stopni. Wpływ na taki stan rzeczy miało stulecie amerykańskiej historii, dalekiej od europejskich pól bitew. Przez dekady siły zbrojne USA funkcjonowały jako narzędzie do kontroli rozległych terytoriów, wojen granicznych i pacyfikacji rdzennych plemion. Ten kontekst operacyjny ukształtował specyficzny zestaw wartości wojskowych: nacisk na swobodę ruchu dla małych jednostek, preferowanie lekkiego uzbrojenia, dużą rolę osobistej wytrzymałości żołnierza i jego samowystarczalności. Koncepcje takie jak rozbudowane wsparcie ogniowe czy koordynacja skomplikowanych operacji zmechanizowanych, kluczowe dla myśli europejskiej, były tu siłą rzeczy spychane na margines.
Oficjalne regulaminy polowe z 1923 i 1939 roku potwierdzały ten zachowawczy nurt, jasno określając rolę lotnictwa i czołgów jako wsparcia piechoty. Mimo sporadycznych głosów sprzeciwu i wizjonerskich postulatów, reformatorzy jak Patton czy Mitchel, pozostawali na uboczu. Zbyt mała i rozproszona armia, borykająca się z chronicznie niskimi budżetami, nie miała środków na rozwój i testowanie nowej broni w warunkach zbliżonych do rzeczywistego pola walki.
Paradoksalnie nawet krwawe lekcje I wojny światowej, zamiast otworzyć Amerykanów na nowe idee, zdawały się jedynie umacniać stare nawyki. Doktryna „wojny otwartej” – stawiająca na ofensywę i marginalizująca rolę artylerii – mimo że w 1918 roku doprowadziła do ogromnych strat, była po wojnie wciąż broniona. Odpowiedzialnością za porażki obarczano nie błędne założenia doktryny, lecz rzekomy brak agresywności i bierność żołnierzy.
Polecamy e-book Krzysztofa Rozwadowskiego pt. „Mit blitzkriegu w Polsce. Dlaczego wciąż utrwalamy niemiecką propagandę?”:
W efekcie, kiedy Stany Zjednoczone wreszcie przystąpiły do rozwoju wojsk pancernych w latach 30. XX wieku, nacisk położono na lekkość i manewrowość, a nie na odporność i siłę ognia. Choć amerykańskie czołgi M2 czy M4 Sherman ustępowały niemieckim odpowiednikom w kwestii uzbrojenia, znajdowało to akceptację w gronie wpływowych dowódców. Dla generała Lesleya McNaira, szefa Sił Lądowych, bezpośrednie pojedynki czołgów były „nierozsądne”. Jego wizja zakładała, że czołgi, niczym dawna kawaleria, miały penetrować tyły wroga, podczas gdy za walkę z wrogimi czołgami odpowiadały niszczyciele czołgów (TD) – lekko opancerzone, mobilne pojazdy przeciwpancerne. Ta doktryna, oparta na koncepcji wyprzedzania wroga mobilnością, została wprowadzona bez wystarczających testów, przygotowując amerykańskie siły na zupełnie inne wyzwania niż te, które miały ich czekać.
Przełom i mobilizacja
Rok 1940 okazał się punktem zwrotnym. Niemiecki Blitzkrieg we Francji unaocznił przyszłość wojny. W lipcu generał George C. Marshall, szef sztabu U.S. Army, powołał Siły Pancerne (Armored Force) pod dowództwem generała Adna R. Chaffee, Jr. Powstały pierwsze amerykańskie dywizje pancerne, a dowództwo 2. Dywizji Pancernej objął George Patton. Mimo iż początkowo czołgi wciąż postrzegano przez pryzmat kawalerii, siły pancerne stały się integralną częścią armii.
Jednocześnie Stany Zjednoczone rozpoczęły masową mobilizację. We wrześniu 1940 roku prezydent Franklin D. Roosevelt podpisał Selective Service Act, wprowadzając pierwszy pobór w czasie pokoju. Liczebność armii gwałtownie wzrosła, a budżet wojskowy na 1940 rok przekroczył wszystkie wcześniejsze budżety od 1920 roku łącznie.
Wzrost liczebności wojsk umożliwił przeprowadzenie wielkoskalowych manewrów jesienią 1941 roku. Ponad 750 000 żołnierzy brało udział w ćwiczeniach, które zapoznały U.S. Army z szybkimi, zmechanizowanymi operacjami. Manewry te były także poligonem dla korpusu oficerskiego. Gerorge Marshall, analizując ich wyniki, zwolnił 31 z 42 dowódców dywizji, robiąc miejsce dla młodszych oficerów. U.S. Army wreszcie przygotowywała się do walki.
Amerykański sposób prowadzenia wojny, opisany przez Russella Weigleya jako „strategia unicestwienia”, koncentrował się na gromadzeniu przytłaczającej siły i niszczeniu głównych sił wroga. Ta tendencja, zakorzeniona w dziedzictwie generała Ulyssesa S. Granta z wojny secesyjnej, polegała na prostym parciu naprzód, a nie na wyrafinowanych manewrach. Marshall planował rozbudowę sił w Wielkiej Brytanii (Operacja Bolero) i inwazję Europy Zachodniej (Operacja Sledgehammer/Roundup), wierząc, że to najkrótsza droga do pokonania Niemiec. Jego wizja znalazła odzwierciedlenie w „Planie Zwycięstwa” z 1941 roku, zakładającym gigantyczną armię, choć faktyczne liczby okazały się znacznie mniejsze.
Opozycja i decyzja o Afryce Północnej
Implementacja strategii Marshalla napotykała jednak na trudności. U.S. Navy, pod dowództwem admirała Ernesta J. Kinga, prowadziła własną wojnę na Pacyfiku, odnosząc zwycięstwa i domagając się większych zasobów. Sojusznicza Wielka Brytania, z traumą I wojny światowej, unikała kosztownych konfrontacji frontalnych. Katastrofa w Dieppe w 1942 roku wzmocniła brytyjskie obawy przed bezpośrednią inwazją na Europę zachodnią. Churchill i jego doradcy zaproponowali Operację Torch – desant we Francuskiej Afryce Północnej. Była to atrakcyjna opcja, która miała rozwiązać problem inwazji Rommla na Egipt, zapewnić kontrolę nad Morzem Śródziemnym, a przede wszystkim, pozwolić niedoświadczonej armii amerykańskiej, zdobyć doświadczenie na mniej znaczącym teatrze działań.
Pomimo sprzeciwu Marshalla i Kinga, prezydent Roosevelt podjął ostateczną decyzję o przeprowadzeniu Operacji Torch. Roosevelt argumentował, że USA muszą walczyć z Niemcami w 1942 roku, a inwazja przez kanał La Manche nie była jeszcze możliwa. Dodatkowo, silne były naciski Związku Radzieckiego na otwarcie drugiego frontu. 30 lipca 1942 roku Roosevelt ogłosił swoją decyzję, dając zielone światło Operacji Torch. Decyzja ta, choć kontrowersyjna i postrzegana przez niektórych Amerykanów jako rozproszenie wysiłków, była koniecznością w obliczu ówczesnych ograniczeń i stanowiła początek kształtowania się nowoczesnej armii amerykańskiej w Europie.
Jak więc ta specyficzna, kształtowana przez historię i wewnętrzne przekonania, doktryna amerykańska zderzyła się z realiami Północnej Afryki, gdzie brytyjski „boks” stał się symbolem ciężkiej walki pozycyjnej, a Rommel siał spustoszenie swoimi manewrami? Tego dowiemy się w kolejnej części.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia:
Brighton Terry, Gry wojenne. Patton, Monty i Rommel. Przeł. Anna Sak. Znak, 2011.
Citino Robert M., Zagłada Wehrmachtu. Kampanie 1942 roku. Przeł. Mateusz Grzywa. Napoleon V, 2014.
Citino Robert M., Odwrót Wehrmachtu. Prowadzenie przegranej wojny 1943 r. Napoleon V, 2014.
Kitchen Martin, Pustynna wojna Rommla. II wojna światowa w Afryce Północnej 1941-1943. Rebis, 2014.
Kubiak Krzysztof, Przybyło Łukasz, Historia wojsk pancernych. Wydawnictwo SBM, 2024.
Latimer Jon, Wojna na pustyni 1940. Operacja Compass. Bellona, 2011.
Praca zbiorowa, II Wojna Światowa. Wojna w Afryce Północnej 1940-1943.
redakcja: Jakub Jagodziński