Jak doszło do zamachu majowego?

opublikowano: 2025-10-31, 14:42
wszelkie prawa zastrzeżone
Piłsudski w swym coraz bardziej krytycznym oglądzie odrodzonej po zaborach Polski doszedł do przekonania, że tylko pod względem wojskowym stanęła ona na właściwym poziomie. Zapewne miał na myśli w pierwszym rzędzie walki o granice, a przede wszystkim zwycięską wojnę z Sowietami. Żołnierzy traktował jak specjalną kastę. I to na nich postanowił się oprzeć przygotowując przewrót...
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Mariusza Wołosa „Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności”.

Marszałek Józef Piłsudski na moście Poniatowskiego. Obok niego idą Kazimierz Stamirowski, Marian Żebrowski, Gustaw Orlicz-Dreszer, Tadeusz Jaroszewicz i Michał Galiński, 12 maja 1926 roku

Tydzień po zakończeniu walk w Warszawie Piłsudski wydał swój słynny „Rozkaz do żołnierzy”. Dokument jest jednym z najpiękniejszych i zarazem najtragiczniejszych świadectw epoki. Marszałek dał w nim dowód swych literackich talentów, jasności myśli, wyczucia dziejowej chwili, ale i głębokiej świadomości tragicznych wydarzeń, które sam spowodował. Naszkicował też własną wizję przeszłości i teraźniejszości, można by rzec żołnierską właśnie: „Jest prawda twarda i harda o żołnierzach. Wszyscy mamy jedną wspólną siostrzycę, władającą nad pracą naszą żołnierską. Jest nią śmierć, ścinająca kosą tego, na którego palec Boży wskaże. Służb takich nie sprawuje nikt inny, prócz nas, żołnierzy. Takimi byliśmy, gdyśmy ongiś wzięli Polskę słabiutką i drżącą na swoje bary, by po znojach i zwycięstwach oddać ją współobywatelom silną i pewną życia. Lecz widzimy ją niestety w wiecznych swarach i kłótniach, w jakiejś rozkoszy panoszenia się jednych nad drugimi. I gdy dookoła nas wre wszędzie kłótnia i zawiść partyjna, gdy dygoce nienawiść i rozpala się niechęć dzielnicowa, trudno, by żołnierz był spokojny”.

Piłsudski w swym coraz bardziej krytycznym oglądzie odrodzonej po zaborach Polski doszedł do przekonania, że tylko pod względem wojskowym stanęła ona na właściwym poziomie. Zapewne miał na myśli w pierwszym rzędzie walki o granice, a przede wszystkim zwycięską wojnę z sowietami. Żołnierzy traktował jak specjalną kastę. Może nawet w państwie najważniejszą. Nie po raz pierwszy sam się do nich zaliczył. Stąd w cytowanym fragmencie pierwsza osoba liczby mnogiej — „my”. I nie chodziło Piłsudskiemu bynajmniej tylko i wyłącznie o pojednanie po krwawych walkach, podczas których odziany w polski mundur żołnierz strzelał do swojego kolegi noszącego identyczny uniform. Szło o sprawy głębsze, owe imponderabilia, o których przypomniał dziennikarzom w pierwszym dniu walk majowych. Wsiąknięta w ziemię krew zapomniana być jednak nie mogła. Pamiętamy o niej do dziś. Nasz bohater był świadom, że nieść będzie za nią odpowiedzialność wobec współczesnych mu i przyszłych pokoleń. To jedna z przyczyn wydania cytowanego wyżej rozkazu. Bilans walk majowych na ulicach Warszawy był tragiczny.

Wedle obliczeń Komisji Likwidacyjnej generała Żeligowskiego, powołanej przez Piłsudskiego między innymi do zbadania strat ludzkich i materialnych spowodowanych zbrojnym zamachem stanu, poległo 379 ludzi, z czego 25 oficerów (17 walczących po stronie rządowej i 8 po stronie Piłsudskiego), 190 żołnierzy (81 walczących po stronie rządowej, 99 po stronie Piłsudskiego i 10 nierozpoznanych) oraz 164 cywili. Rannych zostało w sumie 920 osób, w tym 66 oficerów, 540 żołnierzy i 314 cywilów. Prawdą jest, że po obu stronach w walkach udział brali szkoleni do tego i uzbrojeni żołnierze, wielu zaś warszawiaków przyglądało się wymianie ognia niczym przedstawieniu teatralnemu. Prawdą jest i to, że do krwawych walk ulicznych dochodziło w międzywojniu w stolicach takich państw jak choćby Austria (1927) czy Francja (1934), którą traktowano jako wzorzec demokracji. W niczym te konstatacje nie zmieniają tragizmu polskiego maja 1926 roku.

reklama

Cofnijmy się o kilka miesięcy. Już jesienią 1925 roku Piłsudski chciał powrócić do aktywnego życia politycznego po przeszło dwóch latach przebywania z własnej woli poza głównym nurtem wydarzeń, którym bacznie się przyglądał. Nie czuł się politycznym emerytem. Upadek rządu reformatora polskiej gospodarki Władysława Grabskiego i perturbacje wokół powołania do życia kolejnego gabinetu dały asumpt do politycznych wystąpień Marszałka, który próbował narzucić prezydentowi Wojciechowskiemu swego kandydata do fotela ministra spraw wojskowych. Piłsudski chciał przy okazji przestraszyć politycznych konkurentów, mocno akcentując poparcie, jakim cieszył się w szeregach armii, a przynajmniej znacznej jej części. Liczył na to, że wyobraźnia adwersarzy na scenie politycznej sama podpowie im konieczność ugięcia się przed wolą Pierwszego Marszałka Polski. Temu służyć miała manifestacja zorganizowana przez wiernych mu oficerów 15 listopada 1925 roku w Sulejówku, podczas której generał Orlicz-Dreszer wypowiedział znamienne słowa: „Niesiemy Ci nie tylko wdzięczne serca, ale i pewne w zwycięstwach zaprawione szable”. Przemówienie było uprzednio konsultowane z Piłsudskim, a jego cyzelowana odpowiedź doskonale obliczona na temperowanie rzekomo bliskich wybuchu nastrojów wiernych żołnierzy. Manifestacja przed dworkiem Milusin w Sulejówku miała się odbić szerokim echem po Polsce, by niczym grom dotrzeć do uszu przeciwników politycznych Piłsudskiego. Tak też się stało.

Stanowisko artylerii podczas zamachu majowego 1926 roku na warszawskiej ulicy Mokotowskiej (na lewo fragment frontu kościoła św. Aleksandra), gdzie trwały krwawe walki. Mimo to nie ustawał ruch przechodniów

To jeszcze nie wszystko. Równolegle prowadzono działania zakulisowe, które polegały na sondowaniu rozmaitych środowisk w Polsce w sprawie ich stanowiska na temat powrotu Marszałka do czynnej polityki. Objęto nimi korpus oficerski i przedstawicieli różnych sił politycznych. Działania te prowadzili wierni Piłsudskiemu oficerowie, najczęściej legionowej i peowiackiej proweniencji. Może najbardziej wymownym przykładem były sondaże przeprowadzone przez majora Kazimierza Kierzkowskiego wśród komunistów, podchodzących doń zresztą z charakterystyczną dla tego środowiska gigantyczną podejrzliwością i obawą prowokacji. Czy ze strony piłsudczyków były to kroki konspiracyjne zmierzające do przygotowania zbrojnego zamachu stanu?

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Mariusza Wołosa „Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności” bezpośrednio pod tym linkiem!

Mariusz Wołos
„Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności”
cena:
119,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Literackie
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
680
Premiera:
29.10.2025
Format:
165x240 mm
Format ebooków:
epub, mobi
Zabezpieczenie ebooków:
watermark
ISBN:
978-83-08-08802-9
EAN:
9788308088029
reklama

Szukanie dowodów na takie postrzeganie przeszłości prowadziło wielu historyków niechętnych bohaterowi książki na naukowe manowce i ku naciąganiu faktów. Stało się to między innymi udziałem Andrzeja Garlickiego, który niemal cały swój naukowy dorobek poświęcił Piłsudskiemu i budowanemu przezeń obozowi politycznemu. Inni badacze, jak chociażby amerykański historyk Joseph Rothschild, dowodów na konspiracyjne przygotowania przewrotu nie znaleźli, bo i znaleźć nie mogli. Konspirator w tym wypadku konspirować nie miał zamiaru i nie miał potrzeby. Sondowanie to jeszcze nie konspiracja. Kawiarniane zaś spotkania wiernych Marszałkowi piłsudczyków to tej rzekomej konspiracji wręcz zaprzeczenie. Piłsudski miał wystarczające poparcie w szeregach armii, nawet jeśli na jej czele przed majem 1926 roku stali jego adwersarze, a nie adherenci. Trwający wciąż kryzys gospodarczy zwiększał stopień niechęci wielu środowisk do rządzących. Czas grał więc na korzyść Piłsudskiego, jak to często bywa w wypadku aktorów ukrytych za sceną, o których trudno przecież zapomnieć ze względu na wcześniejsze dokonania. Dochodziła jeszcze legenda Komendanta rozlewająca się po ziemiach polskich co najmniej od czasów legionowej epopei.

Jesienny kryzys 1925 roku zakończył się polubownie. Premierem został giętki i inteligentny Aleksander Skrzyński. Piłsudski potrafił go zaakceptować, tym bardziej że na czele resortu spraw wojskowych stanął Żeligowski, Kresowianin, „buntownik” z jesieni 1920 roku. Ministra wojny w warunkach stworzonych przez konstytucję marcową Piłsudski uważał zaś za jedynego prawdziwego obrońcę armii przed rozpasanymi politykami czy partiami, do których odczuwał rosnącą niechęć. Tę, jak to mówił, sejmokrację postrzegał jako szalbierstwo godzące skutecznie w wartość absolutnie najwyższą, czyli odrodzone po zaborach własne państwo z fundamentem w postaci wojska. Na kilka miesięcy sytuacja się uspokoiła, ale emocje bynajmniej nie opadły. W przededniu żołnierskiego buntu mechanizm sondaży, nacisków i kawiarnianych manifestacji powtórzono. Widać bohater książki uznał tego rodzaju działania za optymalne w istniejącej sytuacji. Nie należy zapominać też o układach lokarneńskich i traktacie berlińskim, które dla niego i jego stronników były jawnym znakiem degradacji pozycji Polski na arenie międzynarodowej. W tym również należy upatrywać źródeł owego majowego wrzenia i niespontanicznego buntu.

reklama

Piłsudski aktywizował się publicznie. Wygłaszał odczyty, udzielał wywiadów, przyjmował u siebie w Sulejówku licznych gości. Na imieniny 19 marca 1926 roku strzelcy i żołnierze urządzili defiladę przed jego obliczem. Niespełna dziewiętnastoletni Janusz Pajewski, w przyszłości wybitny historyk, wspominał, jak to z ojcem udali się na odczyt Marszałka pod tytułem O Wodzu Naczelnym i Państwie, który odbył się miesiąc po wspomnianych imieninach w kamienicy Książąt Mazowieckich na Starym Rynku w Warszawie. Po wyjściu Pajewski zapytał ojca, czy Piłsudski jest już człowiekiem przeszłości, czy też odegra jeszcze znaczącą rolę. Usłyszał krótką, acz znamienną i jakże trafną odpowiedź: „Ten człowiek tryska energią”.

Żołnierze 7 pułku ułanów w okopach pod Belwederem

Marszałek nie bał się ryzyka. Już wcześniej wielokrotnie dał temu wyraz, zarówno w działaniach wojennych, jak i w życiu politycznym. Czy liczył na łut szczęścia, które niejednokrotnie mu sprzyjało? Nie wykluczałbym i tego. Powołanie 10 maja 1926 roku gabinetu centroprawicowego zwanego Chjeno-Piastem w jeszcze większym stopniu inspirowało go do natychmiastowego działania. Rządy narodowej demokracji, wspieranej przez inne ugrupowania prawicowe oraz PSL „Piast” z Witosem na czele, kojarzyły się Piłsudskiemu i piłsudczykom przede wszystkim z polityczną oraz moralną odpowiedzialnością za zamordowanie prezydenta Narutowicza. Kojarzyły się także z niestabilną sytuacją w kraju, której wyrazem były krwawe starcia z robotnikami jesienią 1923 roku, partyjniactwem, sejmokracją i zatracaniem wartości, o jakie legioniści walczyli podczas Wielkiej Wojny.

Do władzy doszli najwięksi i nieprzejednani wrogowie Marszałka, dla których nie miał on krzty szacunku. To przez nich wycofał się ze służby państwowej i wojskowej do Sulejówka. Teraz powrócili, gotowi deptać imponderabilia, robić brudne geszefty, a wiedzeni partykularnymi interesami — szarpać na kawałki ledwie utkane płótno czy radziwiłłowskie sukno, uosabiające odrodzone po wieku niewoli i wciąż słabe państwo.

Po Warszawie krążyć zaczęły plotki o inwigilowaniu przez agentów willi Piłsudskiego w Sulejówku. Nakład „Kuriera Porannego” z wywiadem Marszałka, w którym ostro i bardzo negatywnie wypowiadał się o nowym rządzie, został skonfiskowany, choć jak to w Polsce nieraz bywało — zdołał dotrzeć do części opinii publicznej. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Piłsudski postanowił działać stanowczo, decydując się pójść o krok dalej niż jesienią 1925 roku. Kolejna manifestacja wiernych mu żołnierzy w Sulejówku nikogo już przestraszyć nie mogła, a co za tym idzie — byłaby zbyt słabym środkiem nacisku na nowy rząd. Teraz demonstracja wojskowa z Piłsudskim na czele miała się odbyć w samej Warszawie właśnie pod hasłem obrony armii i państwa. Jej rezultatem miało być wymuszenie dymisji rządu Witosa na warunkach, jakie dyktować miał Marszałek, który widział w takiej właśnie formie działania najprostszą drogę powrotu do władzy. Gdyby plan się powiódł, warunki stawiałby Piłsudski i od niego zależałby układ sił na polskiej scenie politycznej.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Mariusza Wołosa „Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności” bezpośrednio pod tym linkiem!

Mariusz Wołos
„Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności”
cena:
119,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Literackie
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
680
Premiera:
29.10.2025
Format:
165x240 mm
Format ebooków:
epub, mobi
Zabezpieczenie ebooków:
watermark
ISBN:
978-83-08-08802-9
EAN:
9788308088029
reklama

Pognębieni przeciwnicy zostaliby rozstawieni po kątach. Marszałek był świadom, że taki wariant spodoba się wielu Polakom, zwłaszcza tym, którzy byli niezadowoleni z ostatnich lat rządów jego przeciwników. Była to grupa niemała. Chłopi i robotnicy odczuwali skutki kryzysu gospodarczego zwalczanego reformami Grabskiego, ale przecież niezażegnanego. Piłsudski wiedział, że może liczyć nie tylko na swoich zwolenników w szeregach armii, ale i zdecydowaną większość sił lewicowych z PPS na czele, niemałą część sił umiarkowanych oraz na niepodległościową i demokratyczną inteligencję.

Wojska zamachowców na dziedzińcu Belwederu

Jeszcze istotny fakt. Już po mobilizacji wiernego Piłsudskiemu 7 Pułku Ułanów, który przybył do Rembertowa, zostawiając na wszelki wypadek w Sulejówku jeden pluton do ochrony domu i rodziny bohatera książki, przed południem 12 maja Marszałek pojechał samochodem do Warszawy na spotkanie z prezydentem Wojciechowskim. Wizyta nie była umówiona, co można interpretować jako lekceważący stosunek Piłsudskiego do głowy państwa. Wojciechowskiego nie zastał. Prezydent wyjechał wcześniej do swej rezydencji w Spale. Marszałek wrócił zatem do Rembertowa i wydał rozkazy przygotowania marszu na stolicę. Kluczową rolę odegrać mieli ułani 7 Pułku, którymi dowodził niezawodny i inteligentny podpułkownik Stamirowski, oraz żołnierze 36 Pułku Piechoty pod dowództwem pułkownika Kazimierza Sawickiego, równie sprawdzonego piłsudczyka o korzeniach sięgających bojówki PPS i ZWC.

Trzeba postawić pytanie, po co Piłsudski udał się do Wojciechowskiego nie przed mobilizacją części wiernych mu oddziałów, ale już po niej. Trudno uznać to za przypadek. Moim zdaniem miała to być łagodniejsza forma manifestacji siły, jeszcze bez wejścia żołnierzy do miasta, ale już gotowych to uczynić na rozkaz swego Komendanta. Jej celem miało być wymuszenie dymisji gabinetu Witosa. Skoro przez nieobecność prezydenta pomysł spalił na panewce, to teraz należało sięgnąć po formę bardziej stanowczą, czyli wkroczyć z wojskiem na ulice Warszawy bez oglądania się na kogokolwiek. W ten sposób efekt manifestacji miał być zwielokrotniony.

reklama

Czy ową szykowaną demonstrację wojskową można traktować jako polityczny zamach stanu? Zapewne tak, bo zmiany miały być wymuszone siłą i dokonać się poza legalnymi kanałami, aczkolwiek bez uciekania się do użycia siły skutkującej ofiarami śmiertelnymi. Przeciwnicy tej tezy, szukający apriorycznie argumentów na rzecz szykowanego od dawna krwawego przewrotu, podnoszą jeszcze i dziś, że przecież żołnierze maszerujący 12 maja 1926 roku na Warszawę z Piłsudskim na czele mieli w ładownicach ostre naboje. Marny to argument, któremu można równie dobrze przeciwstawić inny: dlaczego zatem oficerowie wierni Marszałkowi nie zaopatrzyli się nawet w mapy stolicy, gdzie jakoby zamierzali toczyć boje? Czyżby dobrze wykształceni sztabowcy Piłsudskiego po prostu o nich zapomnieli? To zbyt banalne. Walczyć nie zamierzano, a ustępstwa chciano wymusić ostentacyjną gotowością do walki, żołnierskim buntem odartym ze spontaniczności, bo kierowanym sprawną ręką wodza. Na marginesie warto dodać, że improwizowany naprędce sztab generała Dreszera został zaopatrzony w mapy dopiero w ostatnim dniu walk.

Piłsudczycy postrzegali się w roli strażników niepodległości. Pokolenie legionistów właśnie wchodziło w życiową dojrzałość. Większość z nich nie osiągnęła czterdziestego roku życia. Dowodzący wojskami wiernymi Marszałkowi generał Dreszer miał w maju 1926 roku niespełna trzydzieści siedem lat. Szef jego prowizorycznego sztabu podpułkownik Beck — jeszcze mniej, bo niespełna trzydzieści dwa lata. W Piłsudskim widzieli Polskę, a służba dla niego była dla wielu jego wiernych żołnierzy tożsama ze służbą ojczyźnie. Może tylko nieliczni byli w stanie te dwie kwestie rozdzielić, co w dniach przewrotu prowadziło do rozterek z często tragicznymi następstwami w postaci samobójstw lub prób samobójczych. Ta ostatnia stała się udziałem Sosnkowskiego, postrzeganego przez wielu byłych żołnierzy I Brygady Legionów jako niezaprzeczalnie druga w obozie osoba po Marszałku. „Szef” nie został nawet poinformowany o szykowanej demonstracji, choć po latach Bogusław Miedziński kajał się, że po prostu przez fatalny zbieg okoliczności nie zdążył tego uczynić. Niezależnie od wszystkiego Sosnkowskiego musiało boleć, że wypadł z grona zaufanych ludzi Komendanta i znalazł się poza nawiasem głównego biegu wypadków, postawiony przed wyborem: czy iść ze swoimi, czy stać na straży prawa jako osnowy państwa. Wybrał samobójczy strzał. Na szczęście kula przeszła obok serca i po długiej rehabilitacji „Szef” wrócił do zdrowia.

Józef Piłsudski z Gustawem Orlicz-Dreszerem na moście Poniatowskiego tuż po spotkaniu z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim, 12 maja 1926 roku (fot. Marian Fuks)

Demonstracja siły się nie udała. Spotkanie Piłsudskiego z prezydentem Wojciechowskim na moście Poniatowskiego popołudniem 12 maja nie zakończyło się kompromisem. Prezydent namawiał Marszałka do przejęcia władzy drogą legalną, lecz usłyszał dobitne słowa: „dla mnie droga legalna zamknięta”. Piłsudski wiedział, że w ten sposób nie odniósłby pożądanego efektu w postaci zastraszenia politycznych adwersarzy. Liczył jeszcze na niesubordynację wiernych prezydentowi i rządowi Witosa żołnierzy, których szpaler stał na moście. Marszałek zapytał, czy go przepuszczą na lewy brzeg Wisły. Odpowiedź była negatywna. Już wówczas Piłsudski wiedział, że musi dojść do walki. Wycofanie się w tym momencie zostałoby odebrane jako jego tchórzostwo, niekoniecznie tylko polityczne. Położyłoby się cieniem na całej jego życiowej drodze. Skutkowałoby najpewniej postawieniem go przed sądem jako buntownika występującego przeciwko legalnej władzy. Opuszczając most Poniatowskiego, bohater książki miał wciąż cień nadziei na porozumienie żołnierzy i pozostawił na miejscu Wieniawę. Niewiele to dało. Długoszowskiego aresztowano i osadzono w więzieniu wojskowym przy ulicy Dzikiej.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Mariusza Wołosa „Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności” bezpośrednio pod tym linkiem!

Mariusz Wołos
„Józef Piłsudski. Rzecz o nieprzeciętności”
cena:
119,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Literackie
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda
Liczba stron:
680
Premiera:
29.10.2025
Format:
165x240 mm
Format ebooków:
epub, mobi
Zabezpieczenie ebooków:
watermark
ISBN:
978-83-08-08802-9
EAN:
9788308088029
reklama
Komentarze
o autorze
Mariusz Wołos
Polski historyk, profesor na Uniwersytecie Pedagogicznym im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie oraz w Instytucie Historii PAN w Warszawie. Członek Polskiego Towarzystwa Historycznego, Toruńskiego Towarzystwa Naukowego, Komitetu Nauk Historycznych PAN oraz Association internationale d’histoire contemporaine de l’Europe z siedzibą w Strasburgu i Genewie.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2025 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone