Jak państwa bałtyckie odzyskały wolność

opublikowano: 2013-04-30, 08:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Litwa, Łotwa i Estonia zostały podstępnie przyłączone do Związku Sowieckiego i stały się częścią tego państwa na blisko 50 lat. Dopiero początek lat 90. przyniósł im w końcu upragnioną niepodległość. Droga do wolności była jednak kręta…
reklama
Michaił Gorbaczow (fot. Владимир Вяткин; Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.)

W końcu 1989 roku wewnętrzna dyskusja w łonie bałtyckich ruchów narodowych między zwolennikami większej autonomii i całkowitej niepodległości rozstrzygnięta została na korzyść tych drugich. Kierownictwa partii komunistycznych we wszystkich trzech republikach usiłowały nadążyć za ruchami ludowymi, ale wykazywały coraz większe zaniepokojenie. Podejmując rozpaczliwą próbę podtrzymania choćby częściowego poparcia, Komunistyczna Partia Litwy ogłosiła w grudniu swoją niezależność od Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Gorbaczow, świadom śmiertelnego niebezpieczeństwa, jakie tego rodzaju posunięcie stwarza dla ZSRS, poleciał do Wilna, ale Brazauskasa przekonać nie zdołał. Nigdy nie doceniał siły i autentyczności sentymentów narodowych w ZSRS, dlatego ostatecznie poniósł porażkę. Wkrótce we wszystkich trzech bałtyckich partiach komunistycznych doszło do rozłamu – głównie według kryterium etnicznego – na starą gwardię i organizacje niepodległościowe. Jedynie na Łotwie kontrolę nad partią utrzymali konserwatywni komuniści pod wodzą Alfrēdsa Rubiksa (ur. 1935).

W kwietniu pojawił się w Estonii oddolny ruch komitetów obywatelskich. Pomysł, wysunięty przez Trivimi Velliste (ur. 1947), przywódcę Estońskiego Stowarzyszenia Dziedzictwa Narodowego, polegał na spisaniu obywateli przedwojennej republiki i ich potomków (łącznie z emigrantami) i przywróceniu niepodległej państwowości na podstawie ich powszechnej woli, bez odwoływania się do instytucji sowieckich. W lutym 1990 roku zarejestrowała się większość Estończyków – 800 tysięcy osób. Kulminacyjnym punktem działań komitetów były wybory – 24 lutego 1990 roku 90 procent zarejestrowanych opowiedziało się za zwołaniem zgromadzenia nazwanego Kongresem Estonii. Wybory przeprowadzono dzięki wolontariuszom, i to mimo sprzeciwu sowieckich władz, co samo w sobie było ogromnym osiągnięciem, a uczestnictwo w ruchu stało się moralnym i psychologicznym przełomem.

Kongres wybrał organ wykonawczy nazwany Komitetem Estonii, któremu przewodniczył dysydent Tunne Kelam (ur. 1936), jeden z przywódców Estońskiej Narodowej Partii Niepodległości. Komitet nie zamierzał sprawować władzy; miał odgrywać wyłącznie rolę autorytetu moralnego. Sytuacja przypominała w pewnym sensie rewolucyjny rok 1917, kiedy najwyższą władzę przypisywali sobie i Rząd Tymczasowy, i Sowieci. Ruch narodowy rozpadł się na Front Ludowy, dążący do podważenia systemu przez przejęcie kontroli nad sowieckimi instytucjami, i na zwolenników „restauracji” niezależności republiki, którzy wyznawali zasadę kontynuacji prawnej i instytucje te uważali za nielegalne, przy czym nie ufali byłym komunistom stojącym na czele Frontu. Z kolei stanowisko fundamentalistów wydawało się nieracjonalne. W łonie ruchów niepodległościowych doszło więc do rywalizacji i wzajemnych oskarżeń, ostatecznie jednak oba nurty istotnie przysłużyły się sprawie bałtyckiej, a ich współzawodnictwo wręcz jej pomogło. Fundamentaliści narzucili tempo i czuwali, by kierownictwo Frontu Ludowego nie zawarło żadnych zgubnych kompromisów z Kremlem, sam Front natomiast mógł uważać się za „umiarkowanego” partnera w rozmowach z moskiewskimi reformatorami.

reklama

Komitety obywatelskie powstawały też na Łotwie, ale nie zdobyły tam aż takich wpływów. Za to podobnie jak w Estonii, pojawiły się napięcia między bezkompromisowym skrzydłem ruchu narodowego i „pragmatykami”. Nie było kongresu obywateli na Litwie, gdzie ruch narodowy skupił się pod czapką Sajūdisu. Model zwolenników „restauracji” nie był dla Litwy specjalnie atrakcyjny, bowiem na skutek sowieckiej aneksji miała własne terytorium i była dość jednorodna pod względem etnicznym.

Dążenie do niepodległości przyjęło formy instytucjonalne, kiedy w wyniku pierwszych wolnych wyborów do Rady Najwyższej, przeprowadzonych między lutym i kwietniem 1990 roku, fronty ludowe zdobyły większość we wszystkich trzech republikach bałtyckich. Rządy zwycięskich ugrupowań, sformowane kolejno przez Kazimierę Prunskienė (ur. 1943) na Litwie, Edgara Savisaara w Estonii i Ivarsa Godmanisa (ur. 1951) na Łotwie, składały się głównie z technokratów wywodzących się z reformatorskich środowisk komunistycznych. Stanowiska przewodniczących prezydium Rady Najwyższej (odpowiednik głowy państwa) na Łotwie i w Estonii utrzymali wysocy rangą komuniści o nastawieniu narodowym, Gorbunovs i Arnold Rüütel (ur. 1928). Litwini okazali się bardziej radykalni i powierzyli tę funkcję przywódcy Sajūdisu Landsbergisowi. Jednym z pierwszych posunięć nowo wybranych ciał było pozbycie się z nazw słów „Sowiecka socjalistyczna” i przywrócenie symboli przedwojennych republik.

Litewska Rada Najwyższa, już pod nową nazwą, parła do przodu szybciej od innych i 11 marca 1990 roku ogłosiła niepodległość Litwy. Jak łatwo było przewidzieć, Kreml uznał ten krok za niezgodny z konstytucją. Nieco ostrożniejsi Estończycy i Łotysze zadeklarowali tylko (30 marca i 4 maja) nie do końca zdefiniowany „okres przechodzenia do niepodległości”. W kwietniu Moskwa spróbowała przywołać Litwę do porządku blokadą ekonomiczną. Rezolucja dyplomatyczna, zaproponowana przez przywódców Francji i Niemiec po trzech miesiącach trudnych rozmów, pomogła obu stronom zachować twarz: Gorbaczow przerwał blokadę, a Litwini „zawiesili” swoją deklarację niepodległości.

reklama

W partiach komunistycznych wszystkich trzech republik nie brakowało twardogłowych, którzy sprzeciwiali się demokratyzacji i gorbaczowowskim reformom. Razem z reakcyjnymi środowiskami w Moskwie powołali oni opozycyjne do frontów ludowych czy ruchów narodowych „fronty międzynarodowe”, powszechnie nazywane interfrontami (na Litwie „Jedinstwo”, pol. „Jedność”). Ich zwolennikami byli zwykle rosyjskojęzyczni mieszkańcy (na Litwie także etniczni Polacy) zatrudnieni w sowieckim kompleksie wojskowo-przemysłowym. Zaniepokojeni nowymi ustawami o języku, które językom narodowym nadawały status państwowych, chcieli utrzymania statusu rosyjskiego jako języka międzynarodowego (stąd nazwa frontów). W 1989 roku interfronty naprężyły muskuły, organizując akcje strajkowe, jednak zablokowali je Estończycy, Łotysze i Litwini, którzy na ochotnika przejęli pałeczkę. W maju 1990 roku, kiedy tłumy zwolenników interfrontu usiłowały zdobyć budynki Rady Najwyższej w Rydze i Tallinnie, konflikt wisiał na włosku.

Vytautas Landsbergis (fot. AndreasStrasbourg/wikipedia)

Współpracę bałtycką w owym czasie można porównać do drużynowego wyścigu kolarskiego, w którym jeden z cyklistów (jeden naród) ciężko pracuje przez kilka okrążeń, a pozostali jadą tuż za nim. Pierwsza, łotewska faza trwała najkrócej. Rozpoczęła się od protestów ekologicznych w roku 1986, po których przyszły „kalendarzowe” demonstracje z 1987; Estończycy przeżywali swoją śpiewającą rewolucję od propozycji samorządności z września 1987 roku aż do jesieni 1989, a od końca 1989, gdy Komunistyczna Partia Litwy oderwała się od KPZS, na czoło ruchu niepodległościowego wysunęli się Litwini. O takiej, a nie innej kolejności zadecydowała przede wszystkim sytuacja demograficzna każdej z republik. Łotysze, którzy najostrzej odczuwali realną groźbę, że zostaną mniejszością we własnym kraju, zareagowali pierwsi, chociaż zbyt radykalne posunięcia mogły sprowokować zdecydowany kontratak rosyjskojęzycznych mieszkańców. Estończycy byli w lepszym położeniu, jednak też nie mogli od razu wykładać wszystkich kart na stół. Litwini przebudzili się na końcu, za to, jako najbardziej jednorodne i silnie zjednoczone społeczeństwo, byli w stanie poprowadzić ostatni, najostrzejszy atak bitwy o niepodległość i zwyciężyć.

Starając się o umocnienie swej władzy Gorbaczow z wahaniem dokonywał w sowieckim establishmencie wyboru między liberałami i konserwatystami. Jesienią 1990 roku zbliżył się do konserwatystów. Stara gwardia zamierzała przywołać Bałtów do szeregu, narzucając zbuntowanym republikom bezpośrednie rządy prezydenckie. Twardogłowi chcieli w tym celu wykorzystać moment, gdy uwaga świata skupi się na nadciągającej wojnie w Zatoce. W grudniu 1990 roku wokół różnych sowieckich urządzeń wojskowych i budynków partii komunistycznej na Łotwie wybuchło dwanaście bomb o niewielkim ładunku. Moskwa natychmiast oskarżyła „skrajnych nacjonalistów”. W wyniku eksplozji nikt nie ucierpiał, ale jednoczesne powołanie przez sowieckich twardogłowych Łotewskiego Komitetu Ocalenia Narodowego i sprowadzenie kolejnych jednostek sowieckich wojsk, jakoby do poszukiwań mężczyzn uchylających się od służby wojskowej, wskazywały na przygotowywanie gruntu pod przywrócenie sowieckiej władzy drogą bezpośrednich „rządów prezydenckich”. Kiedy jednak 7 stycznia 1991 roku, na skutek kłopotów gospodarczych, niespodziewanie upadł rząd litewski, spiskowcy przenieśli swoje zainteresowanie na Litwę, mylnie zakładając, że nadszedł właściwy moment na wykorzystanie widocznego rozłamu w tamtejszych szeregach. W nocy 12 stycznia zagadkowy Litewski Komitet Ocalenia Narodowego ogłosił, że przejmuje władzę. Do republiki ściągnięto sowieckie wojska, które miały kontrolować miejsca o strategicznym znaczeniu. Litwini bohatersko utworzyli żywą tarczę wokół budynku Rady Najwyższej, a 14 nieuzbrojonych ludzi zginęło w obronie wieży telewizyjnej. Cały świat obiegły niezapomniane zdjęcia Litwinów usiłujących zepchnąć sowiecki czołg z ciała jednego z towarzyszy.

reklama
Borys Jelcyn (fot. ITAR-TASS; Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0.)

Szyki pomieszały twardogłowym nie tylko odważny pokojowy opór i niechętne im zachodnie media, lecz także niespodziewana wizyta Borysa Jelcyna, przewodniczącego Rady Najwyższej Rosyjskiej SFRS, złożona 13 stycznia w Tallinnie. Jelcyn podpisał tam deklaracje ustanawiające dwustronne stosunki z trzema republikami bałtyckimi. Zdawał sobie sprawę, że ważą się losy demokratyzacji Rosji i wezwał wojska sowieckie, by nie prowadziły działań przeciw ludności. Niebezpieczeństwo jednak nie minęło. Kiedy specjalne jednostki (OMON) sowieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zwiększały napięcie, a Łotewski Komitet Ocalenia Narodowego domagał się zmiany rządu, w Rydze i Tallinnie błyskawicznie wzniesiono barykady wokół budynków publicznych. 20 stycznia Oddziały OMON splądrowały łotewskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Rydze, zabijając pięć osób. Późniejsze twierdzenia Gorbaczowa, że o tym akcie przemocy nie wiedział i zrzucanie winy na miejscowych ekstremistów brzmiały bardzo nieszczerze.

reklama

Użycie siły przez Kreml tylko wzmocniło determinację Bałtów w ich dążeniu do samostanowienia. Gorbaczow uciekł się więc do strategii utrudniania im wyjścia z ZSRS na wszystkie możliwe sposoby. Zaproponował nowy traktat związkowy przekształcający ZSRS w luźną federację republik. Rządy bałtyckie zbojkotowały wszechzwiązkowe referendum zarządzone przez Gorbaczowa na 17 marca i uprzedziły je, ogłaszając własne referenda w sprawie niepodległości. 9 lutego 1991 roku opowiedziało się za nią 91 proc. Litwinów, 3 marca 78 proc. głosujących wybrało niepodległość Estonii; nawet na Łotwie, gdzie mieszka duża mniejszość rosyjskojęzyczna, tego samego dnia padło 74 proc. głosów na „tak”.

Wiosną 1991 roku nastąpił impas. Bałtowie bezskutecznie usiłowali skłonić Kreml do rozmów. Rządy republik bałtyckich pełniły niemal wszystkie funkcje państwowe, tylko nie sprawowały kontroli nad swoimi terytoriami, mimo że powołały własne, nieuzbrojone służby straży granicznej. Zabrakło więc jednego z najważniejszych kryteriów międzynarodowego uznania państwa. Kreml wciąż określał demokratycznie wybranych przywódców bałtyckich mianem ekstremistów i usiłował zdestabilizować republiki, by zdyskredytować ich dążenia do niepodległości.

Jednym z bezpośrednich narzędzi wykorzystywanych w tym celu były oddziały OMON, które w pierwszej połowie 1991 roku przeprowadziły liczne ataki. Ścigały uchylających się od służby w Armii Czerwonej, zajmowały urządzenia telekomunikacyjne, drukarnie i budynki, do których pretensje rościła sobie promoskiewska partia komunistyczna. Szczególnie okrutnym wydarzeniem była przeprowadzona z zimną krwią 31 lipca egzekucja siedmiu litewskich strażników granicznych. Strategia ta była po części obliczona na zastraszenie Bałtów, ale miała na celu głównie sprowokowanie ich do gwałtownych kroków. Sympatia, jaką okazywał im świat, zależała od ich pokojowego i demokratycznego postępowania. Gdyby dopuścili się przemocy, sowieckie władze mogłyby w imię utrzymania porządku wprowadzić bezpośrednie rządy prezydenckie. Mimo długich miesięcy wyjątkowych nacisków, Bałtom udało się zachować spokój.

Rządy frontów ludowych na Litwie, Łotwie i w Estonii zabiegały w tym czasie o uznanie za granicą. Doszło wprawdzie do kilku spotkań na wysokim szczeblu z przedstawicielami rządów zachodnich, miały jednak charakter nieoficjalny i służyły zachowaniu stabilności w stosunkach międzynarodowych. Sprawa Bałtów budziła sympatię, ale priorytetem dla społeczności międzynarodowej było wsparcie reform Gorbaczowa i zakończenie zimnej wojny. Na mocy milczącego porozumienia nie należało robić niczego, co mogłoby podważyć lub osłabić pozycję Gorbaczowa. Większość państw Zachodu przyjęła wprawdzie zasadę nieuznawania aneksji państw bałtyckich, tak jak to w 1940 roku sformułowały Stany Zjednoczone, ale kazały Bałtom cierpliwie czekać i nie kołysać łodzią zbyt mocno.

reklama
Czołgi na Placu Czerwonym w czasie puczu Janajewa w sierpniu 1991 (fot. Almog/wikipedia)

Nie tylko Bałtowie odrzucili gorbaczowowski traktat związkowy. Projekt szedł za daleko także zdaniem twardogłowych z partii komunistycznej, którzy 19 sierpnia 1991 roku, w przeddzień planowanego podpisania dokumentu, przeprowadzili w Moskwie pucz. Gorbaczow został osadzony w areszcie domowym w swojej letniej rezydencji na Krymie. Władzę przejął Komitet Stanu Wyjątkowego (złożony głównie z członków rządu Gorbaczowa, łącznie z ministrem spraw zagranicznych Borysem Pugo, byłym szefem partii na Łotwie). Komitet – niezbyt przekonująco – poinformował, że Gorbaczow jest chory i nie może pełnić swoich obowiązków. Bałtyckie rządy, którym o wprowadzeniu stanu wyjątkowego oznajmił dowódca sowieckiego bałtyckiego okręgu wojskowego generał Fiodor Kuźmin, odmówiły podporządkowania się i potępiły przewrót. Do miast bałtyckich skierowano sowieckie wojska i oddziały OMON. Udało im się zająć niektóre kluczowe obiekty, w tym studia telewizyjne w Kownie i centralę telefoniczną w Rydze, ale w innych strategicznych miejscach, przede wszystkim w wieży telewizyjnej w Tallinie, pokrzyżowano ich zamiary. Podobnie jak w styczniu, Bałtowie natychmiast wznieśli barykady, a ludność ruszyła bronić ważnych budynków rządowych. Estończycy, Łotysze i Litwini działali zdecydowanie i jednomyślnie.

Pucz rozwiał resztki wątpliwości co do sensu dotychczasowych dążeń. Litwa potwierdziła niepodległość 20 sierpnia, tego samego dnia przegłosowała natychmiastowe jej przywrócenie estońska Rada Najwyższa, a dzień później ich śladem poszła Łotwa. O wszystkim zadecydowały wydarzenia w Moskwie, gdzie spiskowcy nie liczyli na bohaterską obronę rosyjskiej Rady Najwyższej przez Jelcyna. Ostatecznie 22 sierpnia okazało się, że przewrót nie ma szans i wojsko wróciło do koszar, a Gorbaczow do swego gabinetu, ale władza była teraz w rękach Jelcyna.

Jako pierwsze uznały niepodległość państw bałtyckich kraje nordyckie, wschodnioeuropejskie i Rosyjska SFRS; po nich w ostatnim tygodniu sierpnia zrobiły to kolejne, a 6 września nastąpił punkt kulminacyjny – niechętne uznanie przez ZSRS. Do Organizacji Narodów Zjednoczonych państwa bałtyckie zostały przyjęte17 września. Trzy miesiące później Jelcyn rozwiązał Związek Sowiecki. Choć zdobycie niepodległości przez kraje bałtyckie wiąże się zwykle z upadkiem ZSRS, bliższa prawdy jest wersja przeciwna. Ruchy ludowe w republikach bałtyckich zwiększyły tempo demokratyzacji w łonie ZSRS i podważyły fundamenty sowieckiego imperium.

Tekst jest fragmentem książki Andres Kasekampa pt. „Historia Państw Bałtyckich”:

Andres Kasekamp
Historia Państw Bałtyckich
Wydawca:
PISM
Rok wydania:
2013
Okładka:
miękka
Liczba stron:
253
ISBN:
978-83-62453-55-9
reklama
Komentarze
o autorze
Andres Kasekamp
Estoński historyk i politolog. Ukończył University of Toronto, w 1996 r. obronił doktorat w School of Slavonic and East European Studies na University of London. Pracował także jako Visiting Professor na University of Toronto i Humboldt-Universität zu Berlin. Dyrektor Estońskiego Instytutu Spraw Zagranicznych (od 2000 r.) i specjalista od polityki bałtyckiej na Uniwersytecie w Tartu (od 2004 r.).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone