Jak zginął Nathen Hersch Hamer?

opublikowano: 2022-02-17 14:38
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Hamer był konfidentem, który stworzył w okupowanej Polsce komórkę wywiadowczą mającą udawać organizację działającą na polecenie rządu emigracyjnego (Akcja NW). Infiltracja wywiadu Armii Krajowej przyniosła skutek w postaci serii aresztowań. Wyrokiem sądu podziemnego Hamer został skazany na karę śmierci.
REKLAMA

Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Konigsberga i Bartłomieja Szyprowskego „Zlikwidować! Agenci Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia”.

Likwidacja Hamera była już wielokrotnie opisywana, mimo to przez długi czas w literaturze przedstawiano różne daty wykonania tej akcji. Józef Garliński, który brał w niej udział jako obserwator, upierał się, że miała miejsce 30 czerwca 1942 r. Kategorycznie przy tym odrzucał inne wskazywane terminy jej przeprowadzenia. Bernard Zakrzewski oraz Stefan Matuszczyk w swych opracowaniach podawali datę 30 sierpnia 1942 r. Ten sam termin podawał w powojennych zeznaniach drugi z obserwatorów akcji – Stefan Ryś. Regina Domańska w kronice Pawiaka opublikowanej w 1978 r. wskazała dzień 1 sierpnia, powołując się przy tym na meldunki akowskiego kontrwywiadu zgromadzone w ówczesnym Centralnym Archiwum KC PZPR. Ów termin za Domańską przyjął również Cezary Chlebowski. Autor ten, analizując relacje uczestników akcji, stwierdził, że oczekując na rozkaz do działania, słyszeli podawane przez „szczekaczki” wyniki lubelskich wyścigów konnych. Wyniki te były przedstawiane jedynie w sobotę, a 1 sierpnia 1942 r. przypadał tego dnia tygodnia. Podobnie wskazywał Paweł Maria Lisiewicz, na podstawie tych samych źródeł co Domańska. Rozbieżności co do daty likwidacji Hamera powinny się skończyć wraz z ukazaniem się publikacji Domańskiej o Pawiaku. W chwili obecnej nie ulega wątpliwości, że akcja likwidacyjna została wykonana 1 sierpnia 1942 r. Potwierdzają to meldunki kontrwywiadu AK, materiał na temat Hamera sporządzony w październiku 1942 r. przez Władysława Boczonia i jego powojenne zeznania.

Funkcjonariusz Abwehry (Abteilung Ausland) z komórki nasłuchu radiowego przy Oberkommando der Wehrmacht (Bundesarchiv, Bild 146-2005-0157 / CC-BY-SA 3.0)

Kolejną sporną kwestię stanowiło miejsce wykonania akcji, mimo faktu, że wszyscy byli zgodni, iż nastąpiło to na ul. Tamka w Warszawie. Bernard Zakrzewski wskazywał, że Hamer został zastrzelony koło domu nr 34, Andrzej Krzysztof Kunert – nr 42, Juliusz Kulesza – nr 45a, Stefan Matuszczyk oraz Cezary Chlebowski – nr 45b, Paweł Maria Lisiewicz – nr 46, zaś Józef Garliński – nr 52. Mieszkanie Eugeniusza i Heleny Rzepkiewiczów, w którym zainstalowany był podsłuch „Nadwywiadu”, jak już wskazywano, mieściło się przy ul. Tamka 45a/8.

Należy się temu jednak przyjrzeć nieco bliżej, bowiem przebieg likwidacji także nie jest do końca jasny. Cezary Chlebowski, opierając się na relacji Stefana Rysia oraz materiałach przekazanych mu przez Stefana Matuszczyka, wskazywał, że w dniu akcji około godz. 16.00 Ryszkowski i Ratkiewicz mieli się spotkać z jednym z braci Maciejewskich przy pl. Krasińskich, skąd miał ich zaprowadzić na miejsce narady. Obaj strażnicy byli obserwowani przez grupę likwidacyjną AK pod dowództwem ppor. Leszka Kowalewskiego „Twardego”, która podążała za nimi. W jej skład wchodzili: kpt. Leonard Zbyszyński „Garbus” vel „Lalek”, ppor. Roman Rozmiłowski „Srebrny” vel „Zawada”, por. Edmund Ślużyński „Marynarz” oraz Jerzy Orlicki „Jurek”. Planowano, że po naradzie jako pierwszy kamienicę opuści Ratkiewicz i zdjęciem czapki wskaże, że za nim wyjdą Ryszkowski, Hamer i jego adiutant. Kiedy pojawią się na ulicy, Ryszkowski pożegna się i pójdzie w przeciwnym kierunku niż pozostała dwójka. Wtedy „Twardy” zastrzeli Hamera, a „Jurek” zlikwiduje Maciejewskiego. W tym czasie „Srebrny” będzie ubezpieczał akcję od strony ul. Kopernika, „Lalek” od ul. Dobrej. „Marynarz” natomiast obstawi schody prowadzące na ul. Okólnik.

REKLAMA

Według Stefana Rysia akcja wyglądała następująco:

Zgodnie z założeniem, o godz. 17.30, z bramy domu przy Tamce 45b [45a] wyszedł Radkiewicz [Ratkiewicz] i zdejmując nakrycie głowy, zasygnalizował, że tuż za nim wychodzi Baczewski. W 5 minut po nim z bramy domu wyszli Ryszkowski, Baczewski i młody człowiek, który podejmował strażników na placu Krasińskich, a więc prawdopodobnie jeden z Maciejewskich [Kazimierz Maciejewski]. Ryszkowski pożegnał obu i ruszył w kierunku ul. Dobrej, sygnalizując w ten sposób, że delikwenci pójdą w kierunku ul. Kopernika. Rzeczywiście po przejściu jezdni, przeciwległym chodnikiem skierowali się w stronę ul. Kopernika. W tym momencie oczekujący na tej stronie ulicy „Twardy” i „Jurek” podeszli do delikwentów. „Twardy” otworzył ogień z pistoletu bezpośrednio do Baczewskiego. „Jurek” nie potrafił wydobyć swojego parabellum z kieszeni prochowca, a Maciejewski zaczął uciekać w kierunku bramy domu nr 45b [45a]. Spostrzegł to „Twardy” i przytomnie oddał strzał w kierunku uciekającego. Maciejewski upadł na ziemię i doczołgał się do bramy, w której zniknął. Na schodach prowadzących do ul. Okólnik pojawił się podoficer Wehrmachtu i widząc, co się dzieje, odwrócił się twarzą w kierunku ul. Dobrej, kurczowo uchwyciwszy oburącz poręcz schodów. Bezpośrednio za nim usytuował się „Marynarz”, gotowy na wszelki wypadek do akcji.
REKLAMA

Inny przebieg likwidacji podał w swych wspomnieniach drugi z obserwatorów, Józef Garliński. Według niego na miejscu akcji o godz. 14.00 zjawił się Zbyszyński z grupą ludzi, którzy mieli stanowić ubezpieczenie. Pół godziny później przybył Ryś. Mniej więcej w tym samym czasie pojawił się sam Garliński, który obrał punkt obserwacyjny na Tamce, w pobliżu ul. Dobrej. Około godz. 14.40 na przystanku przy ul. Dobrej wysiadł Ryszkowski i udał się w górę Tamki do mieszkania Rzepkiewiczów. W kilka minut po nim od strony wiaduktu Poniatowskiego przyszli dwaj mężczyźni, z których jeden przypominał z wyglądu Hamera. Gdy znaleźli się koło bramy domu nr 52, w którym miało się odbyć spotkanie, od strony schodów wiodących na ul. Okólnik padło głośne polecenie: Hände Hoch! Jak się potem Garliński dowiedział, został tam sterroryzowany wspomniany żołnierz Wehrmachtu. Spłoszony okrzykiem Hamer próbował minąć bramę. Wtedy z jej środka padły w jego kierunku celne strzały. Maciejewski, także raniony, wczołgał się do bramy kamienicy, a w mieszkaniu spotkał Ryszkowskiego. „Twardy” przeszukał kieszenie Hamera, w którym znalazł portfel z legitymacją Gestapo oraz trzy dowody osobiste, w tym jeden na imię i nazwisko Józef Schweitzer.

Obie relacje naocznych świadków przeanalizował Juliusz Kulesza, który stwierdził, że Garliński był zbyt daleko od miejsca akcji i o części rzeczy dowiedział się z drugiej ręki, jak na przykład o sterroryzowaniu niemieckiego żołnierza. Autor publikacji Z wyroku Polski Podziemnej… wskazywał ponadto, że udział grupy Zbyszyńskiego, która miała być rozstawiona na trasie marszu Hamera, jest wątpliwy, bowiem musiałaby ona zwrócić jego uwagę. Można się zgodzić, że Garliński ze względu na odległość mógł nie widzieć dokładnie przebiegu likwidacji i z tej przyczyny w relacji złożonej już w listopadzie 1945 r. w Londynie podał błędnie nr 52. Trudno natomiast na podstawie argumentów podawanych przez Kuleszę z góry odrzucać możliwość wykonania akcji przed odprawą, a nie po jej zakończeniu. Należy jednak podnieść, że w relacji Garlińskiego nielogiczne wydaje się uprzednie sterroryzowanie żołnierza Wehrmachtu, zanim padły strzały do Hamera. Takie bowiem działanie podjęte w miejscu likwidacji, a przed jej rozpoczęciem, mogło skutecznie udaremnić wykonanie akcji, stanowić ostrzeżenie dla Hamera, a także poskutkować związaniem ogniem wykonawców likwidacji, co uniemożliwiłoby jej przeprowadzenie. Oprócz Garlińskiego nikt nie wspominał również, że strzały padły z wnętrza bramy, zaś takie ulokowanie grupy likwidacyjnej mogło „spłoszyć” Hamera, a także utrudnić ewentualną ucieczkę po akcji.

REKLAMA
Kościół Zmartwychwstania Pańskiego przy ul. Tamka 4 w Warszawie

Mamy zatem dwie rozbieżne wersje. Wersja Rysia została przyjęta m.in. przez: Matuszczyka, Zakrzewskiego, Chlebowskiego i Kuleszę. Wersję Garlińskiego powielił Kazimierz Leski. Przemawia za nią ponadto kilka faktów:

1. Także w innych relacjach potwierdzony jest udział w akcji ludzi Zbyszyńskiego, w tym pchor. Romana Grodzkiego „Romana” vel „Romka”, który stanowił wewnętrzną obstawę. W zewnętrznej znajdował się natomiast jego dobry kolega, kpr. Juliusz Garztecki „Wilczur” vel „Ludwik” vel „Maks”.

2. Władysław Ryszkowski w wywiadzie udzielonym w 1961 r. dziennikarzowi ukazującego się w Melbourne „Tygodnika Katolickiego” podkreślił, że wszelkie fakty podane w książce Garlińskiego pt. Dramat i opatrzność na temat „Nadwywiadu” są zgodne z prawdą.

3. Podczas tej samej rozmowy Ryszkowski wskazywał, że gdy oczekiwał w mieszkaniu Rzepkiewicza na odprawę, usłyszał strzały wymierzone w Hamera. Świadczy to, że likwidacja miała miejsce przed spotkaniem i Ryszkowski nie „wystawiał” go na ulicy. Nie ulega wątpliwości, że ani on, ani Ratkiewicz nie byli potrzebni do identyfikacji. Obecni na miejscu „Garbus” i jego obserwatorzy od kilku miesięcy rozpracowywali Hamera, a do tego posiadali jego zdjęcia w różnych charakteryzacjach, które przybierał. Nie mieli więc kłopotu z rozpoznaniem.

4. Matka Jerzego Hagmajera otrzymała od rodziny Maciejewskich informację, że „Pułkownik”, który załatwił zwolnienie jej syna z Pawiaka, został zastrzelony, gdy szedł do lokalu na Tamce. Informację tę uzyskali oni „z pierwszej ręki” od syna Kazimierza, który uniknął wówczas śmierci.

5. Również w jednym z meldunków akowskiej „dwójki” możemy przeczytać: „Tamka 45a. […]. Rzepkiewicz Eugeniusz. Hamer w chwili zabójstwa szedł właśnie tam, często tam melinował”.

Jest jeszcze jedna wersja wydarzeń z 1 sierpnia 1942 r., która łączy elementy dwóch pozostałych. Według Stanisława Leszczyńskiego, który badał sprawę z ramienia KG AK, Ludwik Ratkiewicz rzeczywiście zdjęciem czapki wskazał Hamera, ale dokonał tego jeszcze na pl. Krasińskich, gdy ten zmierzał na spotkanie z Ryszkowskim. Zamachowcy udali się w ślad za nim. Oprócz żołnierzy wymienionych przez Cezarego Chlebowskiego w tej grupie mieli się także znajdować pchor. Jan Kowalczyk „Kieł” oraz Ryszard Duplicki „Gil”, późniejsi żołnierze oddziału „993/W”. Na ul. Tamka Hamer został zastrzelony. Udział „Kła” i „Gila” odnotował również Stefan Matuszczyk w swym opracowaniu oraz Tomasz Strzembosz w książce o akcjach zbrojnych. Zaprzeczał natomiast ich obecności były żołnierz „Wapiennika” Andrzej Zawadzki, który przygotował szereg uwag dla Strzembosza, wskazując, że zostali oni żołnierzami oddziału dopiero jesienią 1942 r.

REKLAMA

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wojciecha Konigsberga i Bartłomieja Szyprowskego „Zlikwidować! Agenci Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Wojciech Konigsberg, Bartłomiej Szyprowski
„Zlikwidować! Agenci Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia”
cena:
79,99 zł
Wydawca:
Znak Horyzont
Rok wydania:
2022 r.
Okładka:
twarda
Liczba stron:
784
Premiera:
09.02.2022
Format:
242 x 65 x 155 [mm]
ISBN:
978-83-240-7807-3
EAN:
9788324078073

Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Konigsberga i Bartłomieja Szyprowskego „Zlikwidować! Agenci Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia”.

Co do dokładnego miejsca akcji, to w jednym z raportów kontrwywiadu wskazano, że Hamer padł przed domem nr 45, w innym, sporządzonym kilka dni później, podany jest nr 46. Prawdopodobnie miało to miejsce między tymi budynkami, które znajdowały się po dwóch stronach ulicy, a wiemy, że Hamer próbował uciekać. We wskazanych meldunkach nie podano niestety godziny akcji. W jednym z nich odnotowano jedynie, że było to po południu. Prawdopodobnie Hamer nie zginął od razu, bowiem zdążył coś jeszcze przed śmiercią powiedzieć polskim policjantom, którzy zjawili się na miejscu akcji. Znaleziono przy nim 145 tys. zł oraz 1,2 tys. dol. w złocie. Ponadto miał kilka legitymacji, w tym jedną wystawioną na imię i nazwisko Kazimierz Szwejcer oraz legitymację Gestapo z numerem telefonu do kontaktu w razie konieczności. Gdy policjanci zatelefonowali pod wskazany numer, na miejscu zjawiło się Gestapo, które przejęło sprawę. Z ich ramienia miał się nią zajmować mężczyzna o nazwisku Bem. Możliwe, że w rzeczywistości był nim SS-Sturmscharführer i sekretarz kryminalny (Kriminalsekretär) Stephan Böhm z komórki Alfreda Spilkera, który osiem miesięcy później, 30 marca 1943 r., padł z ręki „Twardego” w cukierni „Europejska” u zbiegu ul. Wilczej i Marszałkowskiej.

REKLAMA
Gen. Stefan Rowecki „Grot”. Fotografia z okupacyjnej Kennkarty

Hamer w ciężkim stanie został zabrany karetką do Szpitala św. Rocha, gdzie dowieziono go już martwego. Jego adiutant z raną postrzałową wątroby trafił do Szpitala im. Przemienienia Pańskiego na Pradze. Przeprowadzono tam operację, której na prośbę Maciejewskich przyglądał się ojciec Jerzego Hagmajera, będący lekarzem. Ranny stracił dużo krwi. Mimo to przeżył. Od dr. Janusza Miłaszewskiego, który pełnił dyżur w szpitalu, gdy przywieziono tam zwłoki Hamera, „Kiejstut” dowiedział się o jego prowokacyjnej działalności oraz znalezionej przy nim legitymacji Gestapo. Skontaktował się w tej sprawie z wywiadem AK, a także zdobył adres Ryszkowskiego, którego znał z pobytu na Pawiaku. Jak wspominał: „Zreferowałem mu sprawę. Zesztywniał i ograniczył się do kilku zdań. Jednak poprosiłem, aby uprzedził Ratkiewicza. Rozstaliśmy się chłodno. Dopiero w pamiętniku Śliwickiego [dr. Zygmunta Śliwickiego z Pawiaka] poznałem jego rolę w wykończeniu Hammera (był współorganizatorem zamachu)”.

Cztery dni po akcji odbył się uroczysty pogrzeb Hamera na Bródnie. Przed pochówkiem Kazimiera Olszewska miała opłakiwać go jako wybitnego niepodległościowca, przypinając mu nawet Order Wojenny Virtuti Militari oraz Krzyż Walecznych do piersi. Osoba, która widziała ciało, zapamiętała, że miał kilka ran głowy. Według Bolesława Miklińskiego Hamer otrzymał sześć postrzałów, a Maciejewski dwa.

Następnego dnia pracownicy firmy Hurtowy Handel Owocami i Warzywami Henryk Szwajcer zjawili się w zarządzie dystryktu z zapytaniem, co dalej mają czynić po śmierci szefa. Tego samego dnia żydowski wydział w urzędzie zaopatrywania wstrzymał wypłacanie pieniędzy za dostawy do getta. Wkrótce zarządzanie firmą przejął kolejny współpracownik Gestapo Wacław Nowicki, który został jej oficjalnym likwidatorem. Agent ten podlegał SS-Untersturmführerowi Erichowi Mertenowi, jednej z czołowych postaci biorących rok później udział w aresztowaniu dowódcy AK gen. Stefana Roweckiego „Grota”. Co ciekawe, firma przy ul. Miodowej została wykreślona z rejestru handlowego dopiero w 1953 r.

Miejsce Hamera w „Nadwywiadzie” początkowo zajął Edward Zajączkowski. Alfred Spilker miał jednak inną wizję działania grupy, w której chciał wykorzystać Władysława Boczonia vel dr. Richarda Wagnera vel Antona Barcklaya „Panterę”. Według niektórych relacji Boczoń był niezidentyfikowanym agentem niemieckim o kryptonimie „Marta”, który już dużo wcześniej pracował dla Spilkera na terenie Krakowa. Jeden z byłych krakowskich gestapowców Kurt Heinemeyer, który pracował w referacie IV A, zeznawał, że „Marta”, były polski oficer, początkowo był agentem szefa Abwehry w Krakowie mjr. Franza von Koraba, a następnie został przejęty przez Alfreda Spilkera z krakowskiego Gestapo. Działał na terenie Małopolski, Katowic, Warszawy oraz czeskiej Pragi. Rozpracowywał organizacje podziemne o proweniencji prawicowej oraz dostarczał informacji o kontaktach przedstawicieli PPS z tymi środowiskami. Jesienią 1942 r. udał się za Spilkerem do Warszawy. Bronisław Mazurkiewicz, tłumacz z siedziby Gestapo „Palace” w Zakopanem, w swoim powojennym procesie wskazywał, że dr Boczoń z Zakopanego (Stanisław Boczoń – brat Władysława) może znać „grubszą rybę” wśród agentów Gestapo o pseudonimie „Marta”. Był to współpracownik szefa zakopiańskiego Gestapo SS-Hauptsturmführera i radcy kryminalnego (Kriminalrat) Roberta Weissmanna.

REKLAMA

Także w notatce Departamentu II MSW z 1974 r., dotyczącej Sonderkommando IV AS, można przeczytać, że po śmierci Hamera Gestapo ściągnęło na jego miejsce agenta „Martę” z Krakowa. Boczoń pytany po wojnie przez śledczych, czy to on nosił ten pseudonim, stanowczo temu zaprzeczył, wskazując, że w kontaktach z Weissmannem występował jako „Martens”, i to dopiero po przeniesieniu w lipcu 1943 r. do Gestapo krakowskiego. Przyznawał się wprawdzie do pracy dla wrocławskiej placówki Abwehry, ale miał im jedynie dostarczać gazetki konspiracyjne oraz materiały dublowane, co ustalał ze swymi rzekomymi „wtyczkami” w krakowskim Gestapo oraz kancelarii Hansa Franka. Utrzymywał ponadto, że nie podał ani jednego nazwiska czy informacji, które mogłyby zaszkodzić walce niepodległościowej. Natomiast 2 tys. zł miesięcznego wynagrodzenia z Abwehry miał w całości przesyłać do obozów koncentracyjnych lub przeznaczać na walkę podziemna. Alfred Otto określił go tymczasem mianem jednego z najlepszych niemieckich agentów, którego doniesienia agenturalne okazały się najcenniejsze. Musiały się sprawdzać niemal w stu procentach, skoro Alfred Spilker zaproponował Boczoniowi kierowanie tak złożoną i ważną strukturą jak „Nadwywiad”. Na samym kolportażu gazetek konspiracyjnych oraz powielaniu informacji wywiadowczych raczej nie osiągnąłby takiej pozycji.

REKLAMA
Ulica Tamka w Warszawie

Do spotkania, podczas którego Spilker zaproponował Boczoniowi objęcie „Nadwywiadu”, doszło 18 sierpnia 1942 r. w mieszkaniu funkcjonariusza krakowskiego Gestapo Rudolfa Körnera przy ul. Katowickiej 58/3 w Krakowie. W rozmowie uczestniczył również Alfred Otto, najlepiej znający specyfikę „osieroconej” grupy Hamera. Według Boczonia na jego wejście do „Nadwywiadu” zgodę wyraził szef ekspozytury Abwehry we Wrocławiu, z którym miał pozostawać jedynie w luźnych kontaktach, nie przejawiając od dłuższego czasu żadnej aktywności agenturalnej. W trakcie kilkugodzinnej rozmowy ustalono, że w ciągu paru dni Boczoń zamknie swoje sprawy osobiste i służbowe w mieście, w tym zlikwiduje sklep spożywczy lub restaurację stanowiącą przykrywkę dla jego pracy wywiadowczej i przyjedzie do Warszawy. On sam wskazywał, że czas był mu potrzebny do skonsultowania sprawy gestapowskiej propozycji z grupą KOP-u w Zakopanem, którą dowodził. W jej szeregach znajdowało się kilka osób, w tym jego ojciec i bracia.

Już 23 sierpnia 1942 r. Boczoń zjawił się w Warszawie. Zaraz po przyjeździe zadzwonił na przekazany mu w Krakowie numer telefonu i umówił się na spotkanie ze Spilkerem. Spotkanie wyznaczono na ostatnim przystanku linii tramwajowej na Okęciu. Około godz. 15.00 podjechał po niego samochód, do którego wsiadł. W środku znajdowali się Spilker, Gustaw Schulz, Otto Schulz oraz Roman Zasławski. Odjechali kilka kilometrów szosą w kierunku Radomia, gdzie omawiali sprawy związane z przejęciem dowództwa. Boczoń wyraził zgodę na propozycję Spilkera. Ten natomiast zaproponował mu gabinet służbowy w al. Szucha oraz nocleg w mieszkaniu braci Schulzów przy ul. Chocimskiej 33/21. Boczoń miał odrzucić te propozycje i zająć lokal przy ul. Chłodnej 60. W innej wersji wskazywano mieszkanie przy ul. Dobrej 22/24. Spotkania członków „Nadwywiadu” odbywały się natomiast w lokalu przy ul. Hożej 34/4. Boczoń poznał tam Edwarda Zajączkowskiego, który opowiedział mu o dotychczasowej działalności.

Józef Garliński wskazywał, że po śmierci Hamera dowództwo nad organizacją przejęli Zawadzki i Zajączkowski, ale rzeczywiście kierował nią mocno zakamuflowany płk Dobrzański. Niewykluczone, że chodziło właśnie o Boczonia, który początkowo zajmował się studiowaniem archiwum „Nadwywiadu”, pozostawiając kontakty „z dołami” organizacji swym podkomendnym. Do jego zadań należały ponadto praca z siecią wywiadowczą, kompletowanie i analiza spływających meldunków, wydawanie instrukcji oraz łączność ze Spilkerem, któremu składał raporty.

Aby zrealizować swoją rzekomą misję wywiadowczą w szeregach Gestapo, Boczoń ściągnął do Warszawy por. Stanisława Szczepańskiego vel Stanisława Zaturskiego vel Jana Trojaczka vel Arnolda Krügera „Robaka”. Miał to być oficer wywiadu z terenu Śląska, którego znał ze wspólnej służby w wojsku jeszcze sprzed wybuchu wojny. Został wtajemniczony w jego działania i miał mu pomóc w zbieraniu informacji na temat współpracowników niemieckich służb bezpieczeństwa. Swoim przełożonym z Gestapo Boczoń przedstawił natomiast „Robaka” jako swojego pomocnika w rozpracowywaniu AK.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wojciecha Konigsberga i Bartłomieja Szyprowskego „Zlikwidować! Agenci Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Wojciech Konigsberg, Bartłomiej Szyprowski
„Zlikwidować! Agenci Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia”
cena:
79,99 zł
Wydawca:
Znak Horyzont
Rok wydania:
2022 r.
Okładka:
twarda
Liczba stron:
784
Premiera:
09.02.2022
Format:
242 x 65 x 155 [mm]
ISBN:
978-83-240-7807-3
EAN:
9788324078073
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Bartłomiej P. Szyprowski
Historyk, autor książki „Z moich kości i z mojej krwi powstanie prawdziwy Polak…”. II Inspektorat Zamojski Armii Krajowej (marzec 1948 – grudzień 1954 r.)”.

Wszystkie teksty autora
Wojciech Königsberg
(ur. 1983). Absolwent historii na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego, który ukończył w 2007 r. Königsberg jest czterokrotnym stypendystą Polonia Aid Foundation Trust w Londynie. Ten wybitny historyk specjalizuje się głównie w zagadnieniach Armii Krajowej, przede wszystkim w opisie dziejów Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” czy akcji zbrojnych polskiego podziemia. Dużo miejsca w swej pracy badawczej poświęca zagadnieniom kontrwywiadu i losów cichociemnych.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone