Jak ziemniak decydował o przetrwaniu?

opublikowano: 2024-02-21 19:01
wolna licencja
poleć artykuł:
Uderzająca bieda, bezrobocie, choroby i głód. To tylko część problemów, z którymi mierzyła się Łódź w czasie I wojny światowej. W walce o przetrwanie niezwykle ważną rolę odegrały… ziemniaki.
REKLAMA
Wykopki ziemniaków, czasy późniejsze (fot. Archiwum NAC)

Pyry, ziemniaki, psianki, kartofle… jakkolwiek by je nazywać, warzywa te nie tylko przez lata królowały na polskich stołach, ale i niejednokrotnie ratowały Polaków od problemu głodu. To właśnie te niepozorne warzywo położyło znaczne zasługi podczas rozwiązywania problemu żywienia mieszkańców Łodzi w czasie wielkiej wojny. Łodzianie stali się wtedy nie tylko specami w dziedzinie ich przyrządzania na wszelkie możliwe sposoby, ale i w ich uprawie.

Widmo głodu

Pierwsza wojna światowa przyniosła Łodzi szeroko rozumiany upadek we wszelkich dziedzinach życia: wzrost bezrobocia, wyniszczenie przemysłu, potworną biedę oraz problemy aprowizacyjne. Władze miasta nie mogąc uporać się z brakiem żywności, musiały wprowadzić system kartkowy na najważniejsze produkty spożywcze takie jak chleb, mąka czy ziemniaki. Z każdym kolejnym rokiem wojny, problemy z zaopatrzeniem rosły a przydziały kartkowe systematycznie malały. W górę szły natomiast ceny – w czasie wojny ziemniaki podrożały aż o 1333%.

Łódzkie władze gorączkowo starały się rozwiązywać problem głodu. Wiosną 1915 r. podczas obrad Głównego Komitetu Obywatelskiego padł pomysł założenia w Łodzi tzw. zagonków. Wspomniane zagonki były niewielkimi działkami, wytyczonymi na wszelkich wolnych przestrzeniach w mieście, gdzie uboga ludność miała uprawiać warzywa, głównie ziemniaki. Wstępnie rozważano, by zagonki zorganizować w miejskich parkach. Ostatecznie pomysł upadł pod sugestiami znawców tematyki agrarnej. Parki nie posiadały bowiem ani odpowiedniego nasłonecznienia ani gleby.

Łódź pod okupacją niemiecką w czasach I wojny światowej

Ostatecznie postanowiono zwrócić się do właścicieli niezabudowanych działek miejskich oraz podłódzkich majątków, by ci użyczyli na czas wojny swoich placów. Nadzór nad akcją objęła początkowo Sekcja Rolna, sprawującego tymczasową władzę w mieście, Głównego Komitetu Obywatelskiego, składająca się w dużej mierze z podłódzkich włościan, doskonale obeznanych z tematyką upraw warzyw. Wielkość wytyczanych działek wahała się od 40 do 200 m2 w zależności od lokalizacji i typu gruntu. Akcję rozdzielania działek koordynował Komitet Obywatelski Niesienia Pomocy Biednym, przy którym utworzono Sekcję Zagonków, zastąpioną w połowie 1915 r. po reorganizacji administracji, Komitetem Zagonków. Zagonki dzierżawiono najuboższym, którzy wnosili za nie opłaty w wysokości od 1 do 3 kop za każdy pręt tj. 4,2 m ziemi. Najdroższe były zagonki położone na gruntach miejskich oraz na posiadających najżyźniejsza glebę tj. folwarkach na terenie Brusa i Stoków. Najniższe ceny osiągały natomiast tereny poleśne, wymagające dużego nakładu pracy w celu przystosowania ich do uprawy. „Rolnicy” otrzymywali też stosowną ilość ziemniaków na rozsad a czasem także nasiona innych warzyw. Umowa zawierana z Komitetem Zagonków przewidywała późniejszy zwrot określonej ilości ziemniaków z każdego dzierżawionego pręta ziemi. Dzierżawcy mieli też obowiązek utrzymywania w czystości dróg prowadzących do zagonków. Ci, którzy nie podejmowali pracy na przyznanym im zagonku w ciągu dwóch tygodni od jego uzyskania, musieli liczyć się z jego utratą.

REKLAMA

Sceptycyzm i pragmatyzm, czyli spór wokół ziemniaka

Pomysł organizacji zagonków nie od razu zdobył sojuszników. Sceptyczni przedstawiciele łódzkich władz słusznie podawali w wątpliwość przede wszystkim umiejętności i wiedzę rolniczą mieszkańców, którzy choć w większości posiadali chłopskie korzenie, niewiele mieli już wspólnego z pracą na roli. Często pojawiały się też głosy, że potencjalni dzierżawcy działek po otrzymaniu ziemniaków na rozsad, po prostu je zjedzą, ignorując zasady całej akcji.

Aby przeciwdziałać tego typu sytuacjom, Sekcja Rolna organizowała wystąpienia z udziałem okolicznych włościan, które promowały całą ideę. Jednym z prelegentów był znany działacz ludowy, Błażej Stolarski, który nie tylko wyjaśnił przeszło dwu tysiącom zgromadzonych słuchaczy zasady uprawy ziemniaka, ale i korzyści płynące z prac na świeżym powietrzu. Stolarski przewidywał, że dzięki zagonkom ostatecznie zatrze się też granica między chłopem a robotnikiem. Przy okazji walczył z krążącymi po mieście pogłoskami, jakoby najlepszym sposobem hodowli było ukorzenianie wierzchołków krzaków ziemniaczanych.

Polecamy e-book Mateusza Balcerkiewicza – „Wojna Jasia. Polski żołnierz w walce z bolszewikami”

Mateusz Balcerkiewicz
„Wojna Jasia. Polski żołnierz w walce z bolszewikami”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
99
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-34-1
REKLAMA

Do organizacji akcji sumiennie przygotowywali się też przedstawiciele władz łódzkich oraz wspomagający ich okoliczni włościanie, którzy udali się do podberlińskiej miejscowości Britz, gdzie zagonki od dłuższego czasu z powodzeniem zaopatrywały ubogą ludność w ziemniaki.

Z każdym kolejnym rokiem wojny liczba łodzian zainteresowanych zagonkami rosła. W 1916 r. mieszkańcom udostępniono 7638 zagonków, w tym 1864 wytyczone na gruntach miejskich. W kolejnych sezonach akcji pierwszeństwo w uzyskaniu działek mieli „rolnicy” z lat ubiegłych, zwłaszcza ci „obarczeni rodzinami”. Działki natomiast nie przysługiwały osobom „bezżennym”.

Wykopywanie ziemniaków (fot. Archiwum NAC)

W związku ze wzrostem popularności zagonków wśród łodzian, Komitet Zagonków zmuszony był do poszukiwania kolejnych terenów pod ich zakładanie. Na łamach prasy apelowano do łodzian o udostępnianie kolejnych działek, przekonując, że był to obywatelski obowiązek a ociąganie się w tej sprawie jest krzywdą społeczną. W akcję pozyskiwania nowych terenów włączyli się też miejscowi duchowni, apelując podczas kazań o zgłaszanie działek i udostępnianie ich ubogim. Na apel odpowiadały zarówno osoby prywatne, ale i miejscowe firmy. Zagonki wytyczano na podwórzach fabrycznych, ogrodach, niezabudowanych działkach, stadionie Łódzkiego Klubu Sportowego czy nawet w pustej jeszcze wówczas części cmentarza na Mani. Największe skupiska zagonków znajdowały się na terenach po wyciętych w czasie wojny lasach miejskich na Widzewie i Polesiu Konstantynowskim. Rozdzielano też tereny poza miastem, chociażby w podłódzkich wsiach Moskule, Rogi czy Gospodarz. Władze Łodzi próbowały też bezskutecznie znaleźć stosowne tereny w pobliskiej Rudzie Pabianickiej, gdzie jednak przeprowadzono już wcześniej podobną akcję z myślą o tamtejszej ludności.

Poszukiwano też sposobów podniesienia wydajności uprawy. Zagonki użyźniano przy użyciu nawozu z pryzm kompostowych, szlamu, fekaliów czy wysoko cenionego nawozu końskiego. Na zagonkach z czasem zagościły fasola, groch, bób i sałata. Nie zdołały one jednak zdetronizować najbardziej popularnego warzywa tj. ziemniaka.

REKLAMA

Warzywa – owoce pracy

Uzyskiwane plony realnie poprawiały sytuację najuboższych łodzian. Mieli oni zapewnione własne warzywa, które w przypadku uzyskania nadwyżek mieli prawo odsprzedać. Zwolennicy akcji zagonkowej podkreślali też jej aspekt wychowawczy – na wszelkie profity płynące z zagonków, ubodzy musieli zapracować sami, a dzierżawa działek, choć pobierano za nią jedynie symboliczne opłaty, nie była darmowa, przez co nie urażano dumy potrzebujących, dla których wyciąganie ręki po pomoc niejednokrotnie było poniżające.

Prace przy wykopkach (fot. Archiwum NAC)

Akcja zagonkowa działająca w myśl szlachetnej zasady, że potrzebującemu nie należy dawać ryby a wędkę, odsłoniła też mniej pozytywne oblicze łódzkiego społeczeństwa. „Gazeta Łódzka” w 1916 r. opisywała rozczarowania jakich doznali niektórzy ze starających się o przydział działki:

(…) Większości bowiem dzierżawców zdawało się, że dostaną już ziemię uprawianą i wkładać w nią pracy nie będzie potrzeba. Wobec tego zdarzały się wypadki, że niektóre zagonki sześciokrotnie w tym roku zmieniały dzierżawców, lecz tylko dlatego, że były nieuprawiane. Na zagonki było tysiące chętnych, lecz przeważnie na te, które sobie pracowici ludzie w roku zeszłym uprawiali (…).

Warzywa uprawiane na zagonkach nie zawsze były jednak spożywane przez tych, którzy je sadzili i przez tygodnie doglądali. Ziemniaki często padały łupem rabusiów, którzy nocami zakradali się na niestrzeżone zagonki. Z problemem tym walczyły specjalne straże nocne organizowane przez „zagonkowiczów”, a pomocne było także legitymowanie osób przebywających na terenach upraw.

Akcja zagonkowa dowiodła też niezbicie, że nie wszyscy ubodzy mieszkańcy miasta byli gotowi polepszać swoją sytuację na drodze wytężonego wysiłku fizycznego. Pracownicy Sekcji Zagonków zwracali uwagę, że osoby pobierające zasiłki pieniężne lub rzeczowe nie były zainteresowane pracą na roli. Niektórym z nich przydzielano więc działki przymusowo, grożąc odebraniem innym form pomocy. Paradoksalnie, miejskimi rolnikami stawała się najchętniej zubożała łódzka inteligencja – bezrobotni urzędnicy czy nauczyciele.

POLECAMY

Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!

Bibliografia:

A.Stawiszyńska, Łódź w latach I wojny światowej, Oświęcim 2016.

A. Stawiszyńska, Zagonki jako forma pomocy mieszkańcom Łodzi w czasie I wojny światowej, „Acta Universistatos Lodzensis. Folia Historica” 2013, T. 90.

Redakcja: Jakub Jagodziński

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Aneta Stawiszyńska
Ur. 1983 r. Absolwentka historii na Uniwersytecie Łódzkim. Autorka książki „Łódź w latach I wojny światowej”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone