Jerzy Kirszak: generał Anders uczy nas walki do samego końca

opublikowano: 2022-07-12 13:09
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Typowy kawalerzysta – zarówno umiejętnościami, jak i temperamentem. Tak można opisać Władysława Andersa. Dowódca 2 Korpusu Polskiego przeszedł do historii nie tylko jako jeden z wybitniejszych polskich wojskowych XX wieku, ale i jako symbol odysei wolności, która stała się udziałem tysięcy obywateli polskich w okresie II wojny światowej. O jego walce o wolność opowiada dr hab. Jerzy Kirszak, jeden z autorów najnowszej publikacji Instytutu Pamięci Narodowej, obszernego albumu „Generał broni Władysław Anders 1892–1970. Czyny i pamięć”.
REKLAMA
Jerzy Kirszak - doktor habilitowany, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej i Wojskowego Biura Historycznego im. gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego. Specjalizuje się w historii wojskowości pierwszej połowy XX wieku, biografistyce kadry oficerskiej Polski niepodległej, Polskich Sił Zbrojnych na Obczyźnie oraz Drugiej Wielkiej Emigracji. Uczestnik i edukator historyczny Międzynarodowych Motocyklowych Rajdów „Śladami gąsienic Pierwszej Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka”.

Natalia Pochroń: Gdy myślimy o generale Andersie, przed oczami mamy przede wszystkim ewakuację Polaków z ZSRR, 2 Korpus Polski oraz bitwę o Monte Cassino. Jego odyseja wolności, o której piszą Panowie w swojej książce, zaczęła się jednak znacznie wcześniej. Kiedy? Jak wyglądał jego udział w walkach o niepodległość Polski?

Jerzy Kirszak: Rzeczywiście, Anders kojarzy nam się najczęściej z Armią Polską, nazywaną często Armią Andersa, i bitwą o Monte Cassino. Nic dziwnego, to w końcu najbardziej rozpoznawalne wydarzenia jego życia i z resztą nie tylko – batalia ta urosła do rangi symbolu całej II wojny światowej. Natomiast oczywiście nie wzięła się ona znikąd, a Anders nie znalazł się jako dowódca u wzgórz klasztoru Monte Cassino przypadkowo.

Kariera wojskowa Władysława Andersa rozpoczęła się dość wcześnie. Początkowo w armii carskiej, co wynikało z jego miejsca urodzin i braku istnienia państwa polskiego. Mimo że już wtedy wsławił się męstwem i zyskał liczne odznaczenia, trudno uznać to za działanie na rzecz niepodległości Polski. Wtedy jeszcze nie było o tym mowy. Kiedy jednak na skutek klęsk Rosji na frontach I wojny światowej w 1917 roku zaczęto tworzyć pierwsze polskie formacje wojskowe na Wschodzie, Władysław Anders bez wahania do nich dołączył.

Władysław Anders (1892 - 1970)

Co ukształtowało jednego z najwybitniejszych dowódców polskich XX wieku?

Myślę, że kilka czynników. To był przede wszystkim wybitnie utalentowany człowiek. Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej studiował na politechnice w Rydze, na kierunku mechanika. Planował zostać inżynierem, pewnie ani myślał jeszcze wtedy o karierze wojskowej. Jego plany, jak wielu młodych osób w tamtym czasie, pokrzyżowała jednak wojna. Wybuch światowego konfliktu sprawił, że po zaliczeniu sześciu semestrów Anders musiał przerwać studia i odnaleźć swoje miejsce na froncie. I odnalazł.

Wojna i dokonania na froncie ukształtowały go chyba najmocniej. To właśnie wtedy odkrył u siebie żyłkę kawalerzysty, którym był naprawdę wybitnym – od początku do samego końca. Później przyszły walki o granice nowo odrodzonej Polski, wojna z bolszewikami w 1919 i 1920 roku – już wtedy Anders dał się poznać jako wybitny dowódca kawaleryjski.

Nie wszyscy jednak oceniają jego umiejętności dowódcze tak pozytywnie. Część historyków krytykuje poziom dowodzenia Andersa w czasie kampanii wrześniowej, zarzucając mu chociażby prowadzenie walk opóźniających na drugorzędnych kierunkach taktycznych, prowadzące do  bezużytecznego wyniszczenia oddziałów, czy działania zmierzające do oszczędzania sił dowodzonych przez siebie formacji za wszelką cenę, nawet kosztem odmowy wykonania rozkazów. Czy to słuszne zarzuty?

REKLAMA

Na pierwszy rzut oka działania dowódcy Nowogródzkiej Brygady Kawalerii czy później Grupy Operacyjnej Kawalerii rzeczywiście mogą sprawiać takie wrażenie. Ktoś kiedyś powiedział nawet, że Anders prezentował sobą antytezę napoleońskiego powiedzenia „marsz na huk dział”, które odzwierciedlało taktykę działania żołnierzy napoleońskich – szli tam, gdzie strzelały działa. Anders tego nie robił. Ale deprecjonowanie jego umiejętności dowódczych czy zarzucanie mu uchylania się od rozkazów jest krzywdzące.

Wielkopolska Brygada Kawalerii w bitwie nad Bzurą

Ostatnio trafiłem na dokument opowiadający o kampanii wrześniowej – to były jeszcze jej początki, bodaj 3 września 1939 roku. Anders był wówczas ze swoją brygadą na północy, blisko Prus Wschodnich. I co zrobił? Na rozkaz Naczelnego Dowództwa wydzielił część swojego wojska, oddając je pod inne dowództwo. We wrześniu 1939 roku nie zdarzało się to często, dowódcy nie chcieli dzielić i osłabiać liczebnie swoich sił. Anders to zrobił, a do tego zaoferował jeszcze pomoc.

Ale mimo wszystko do walk kampanii wrześniowej włączył się dość późno, nie wziął chociażby udziału w bitwie nad Bzurą, mimo że pojawił się taki rozkaz…

Rzeczywiście, nie wziął udziału w największej bitwie września 1939 roku, ale to głównie z uwagi na sprzeczne rozkazy, które otrzymywał. Raz słyszał, że Nowogródzka Brygada Kawalerii powinna dołączyć do walk, innym razem, że nie. Pamiętajmy, że to wszystko rozgrywało się bardzo dynamicznie, a łączność niestety zawodziła. Dziś mamy telefon, radiostacje. Wtedy tego nie było. W wielu przypadkach przekazywaniem informacji zajmował się łącznik konny – zupełnie tak, jak dwadzieścia lat wcześniej podczas walk z bolszewikami. Nierzadko zdarzało się więc, że zanim dowódca otrzymał rozkaz, był on już nieaktualny. W świetle tego wszystko zarzuty wysuwane wobec Andersa są w wielu przypadkach wyolbrzymione.

Powiedział Pan kiedyś, że w czasie II wojny światowej generał Anders miał nieprawdopodobne szczęście wojenne. Czym się ono objawiało?

REKLAMA

Dobrym przykładem jest tu chociażby wspomniana bitwa nad Bzurą. Jeśli wziąłby w niej udział, co faktycznie rozważano, nigdy nie usłyszelibyśmy o Andersie jako dowódcy polskiej armii w Rosji. Zapewne podzieliłby los swoich kolegów dowódców brygad, dostał się do niemieckiej niewoli i na tym jego aktywna rola w wojnie by się skończyła. To szczęście polegało na tym, że potrafił znaleźć się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Albo też nie znaleźć – nie znalazł się w Armii „Poznań” w walkach nad Bzurą. Dla niego być może byłoby to lepsze – uniknąłby w ten sposób ciężkich katuszy w sowieckich więzieniach. Ale wtedy nigdy nie byłby tym Andersem, jakiego znamy dzisiaj.

Władysław Anders po aresztowaniu przez NKWD, 1940 r.

Do tego chyba niewiele brakowało – według pierwotnych założeń Sikorski zamierzał powierzyć dowództwo nad armią polską w ZSRR komuś innemu.

Tak. W 1941 roku na mocy układu polsko-sowieckiego zaczęto formować armię polską w Rosji i naturalnie pojawiła się potrzeba znalezienia osoby, która zajmie się tym zadaniem i obejmie nad nią dowództwo. Początkowo nie miał to wcale być Anders. Generał Władysław Sikorski, pełniący wówczas funkcję Naczelnego Wodza, na stanowisku dowódcy tej armii widział generała dywizji Stanisława Hallera i to jemu zamierzał powierzyć to zadanie. Problem był jednak taki, że nigdzie nie można go było znaleźć, zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Dziś wiemy, że już od ponad roku nie żył – zginął w wyniku zbrodni katyńskiej. Wtedy nikt jeszcze o tym nie wiedział, ale trzeba było działać. Hallera nie było, ale był Anders – równie dobry generał, doskonale obeznany w sowieckich realiach. I tak wybór padł na niego.

Wkrótce okazało się jednak, że jego wyobrażenie ewakuacji Polaków z ZSRR w dość istotny sposób odbiega od wizji i planów Sikorskiego, ich poglądy na ten temat znacząco się od siebie różniły. W jakich kwestiach?

Sikorski nie był zwolennikiem ewakuacji wojska polskiego z Rosji. Uważał, że w tym czasie – a był to początek 1942 roku – nie wiadomo jeszcze, która część wojska polskiego jako pierwsza dotrze do Polski – czy ta stacjonująca w Anglii, na Środkowym Wschodzie, czy ta formująca się w Rosji. Z tego powodu chciał, by polskie siły pozostały rozproszone, tak, by na każdym z teatrów działań wojennych obecna była polska reprezentacja, która będzie zdolna w odpowiednim momencie jako pierwsza wkroczyć do Polski.

REKLAMA

Brzmi dość rozsądnie.

W tamtym czasie było to całkowicie uzasadnione stanowisko. My dzisiaj możemy z wątpliwością patrzeć na jego wiarę w skuteczność układów z Rosjanami, natomiast trzeba pamiętać, że w tym czasie sprawa katyńska nie była jeszcze nagłośniona. Sikorski żywił nadzieję, że uda się jakoś porozumieć z Rosjanami. Anders wychodził z innego założenia. Uważał, że Rosja upadnie, Niemcy przez Kaukaz przedostaną się na Środkowy Wschód do Iraku i to tam rozegra się główna batalia. Tym bardziej, że stamtąd mieliby już niedaleko do połączenia się z generałem Rommlem, który parł na Egipt. Przypuszczał, że później być może zorganizują marsz na Indie, gdzie podchodzili również Japończycy.

Generał Władysław Anders rozmawiający z żołnierzami 5 Kresowej Dywizji Piechoty (fot. NAC)

Taki scenariusz byłby dla państw koalicji alianckiej katastrofą. Mając to na uwadze, Anders nie chciał zostawiać nawet części polskiego wojska w Rosji. Planował wyprowadzić wszystkie siły z tego kraju na Środkowy Wschód, tam połączyć się między innymi z Samodzielną Brygadą Strzelców Karpackich i razem z aliantami stoczyć decydującą bitwę z Niemcami napierającymi z Kaukazu. Czysto wojskowa wizja. Chociaż Sikorski postrzegał to inaczej, Anders ostatecznie postawił na swoim i zainicjował ewakuację polskich żołnierzy z terytorium Związku Radzieckiego.

I nie tylko żołnierzy – ogromną część ewakuowanej ludności stanowiła ludność cywilna.

Tak, ci żołnierze mieli w końcu swoje rodziny, chociaż trzeba przyznać, że stanowiły one zdecydowaną mniejszość. W większości byli wszyscy ci zesłańcy, którym tylko udało się dotrzeć do miejsc stacjonowania wojska – kobiety, dzieci, staruszkowie. Nie było wówczas miejsca na żadne namysły czy kalkulację. To był naturalny odruch, by uratować najwięcej osób, jak to możliwe. To niewątpliwie ogromna zasługa Andersa. Ci, którym udało się przeżyć, do dziś pamiętają, co dla nich zrobił i są mu za to dozgonnie wdzięczni.

Armię Polską w ZSRR określa się często mianem fenomenu. Czy słusznie?

Sam tak często mówię. Trudno znaleźć w historii drugi tak duży związek wojskowy złożony w całości z byłych więźniów, jeńców, łagierników. Na tym polega ten fenomen. Inną rzeczą jest to, jak oni docierali do tego wojska – przemierzając często tysiące kilometrów, w ciężkich warunkach, wielu z nich było chorych, niedożywionych. Czasami ta wędrówka do punktów werbunkowych trwała tygodniami lub miesiącami. Nie każdy zdołał dotrzeć. Nie wiemy, jak wielu ludzi umarło w drodze, na dalekich połaciach ZSRR. Dla ludzi od miesięcy cierpiących na zesłaniu czy katowanych w sowieckich łagrach samo zgłoszenie się do wojska było ogromnym przedsięwzięciem. A jednak ciągnęli jak do magnesu, bo raz, że było to polskie wojsko, dwa – namiastka upragnionej wolności.

REKLAMA

Zainteresowały Cię losy dowódcy 2 Korpusu Polskiego? Kup książkę "Generał broni Władysław Anders 1892-1970. Czyny i pamięć"!

Jerzy Kirszak, Bogusław Polak, Michał Polak
„Generał broni Władysław Anders 1892–1970. Czyny i pamięć”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
608
ISBN:
978-83-8229-456-9
EAN:
9788382294569

Armia złożona z wymęczonych, niedożywionych, schorowanych żołnierzy, dwa lata później zasłynęła zdobyciem Monte Cassino – jedną z najbardziej symbolicznych bitew II wojny światowej. Jak to było możliwe? Jak Andersowi udało się tego dokonać?

Formowanie i organizacja wyłonionego z Armii Polskiej na Wschodzie 2 Korpusu Polskiego to był żmudny i czasochłonny proces. Nie było tak, że po opuszczeniu Sowietów zniknęły wszystkie problemy i ci żołnierze znaleźli się niemal w raju. Materialnie może tak, ale zwróćmy uwagę na to, gdzie oni zostali ewakuowani – do Iraku. Temperatury w tym kraju są nieporównywalnie wyższe od tych, w jakich przebywali przez lata sowieckiej niewoli. Funkcjonowanie w tak ekstremalnych warunkach pogodowych dla ludzi z Europy Środkowej na dłuższą metę jest nie do zniesienia. To sprawiało, że ich wydolność również malała. Często wyglądało to tak, że zajęcia odbywały się wcześnie rano i wracano do nich dopiero wieczorem, gdy temperatura nieco spadła. I w taki właśnie sposób – stopniowo, bo stopniowo – udawało się nadrabiać te wszystkie braki.

Ale też nie do końca, nie wszystko udało się w ciągu tych dwóch lat wypracować, co widać chociażby w bitwie pod Monte Cassino. W porównaniu do 3 Dywizji Strzelców Karpackich, walczącej wcześniej pod dowództwem brytyjskim, żołnierze Andersa tworzący 5 Kresową Dywizję Piechoty posiadali zauważalne braki w wyszkoleniu. Różnice między tymi jednostkami zatarły się tak naprawdę dopiero w połowie 1944 roku.

Decyzję o wzięciu udziału w bitwie o Monte Cassino Anders podjął w zasadzie samodzielnie, bez konsultacji z Naczelnym Wodzem, co nie zostało najlepiej odebrane. Nie był to zresztą pierwszy raz, gdy dowódca 2 Korpusu Polskiego działał na własną rękę. Jak to wpływało na jego relacje z przełożonymi?

REKLAMA

Anders był typowym kawalerzystą. Nie zawsze miał dobry ogląd polityczny, ale jak czuł, że ma moc, to nie myślał wiele, tylko działał. Tak było już z wyprowadzeniem armii polskiej z Rosji. Generał Sikorski nie był do końca zachwycony tym pomysłem, miał inny plan. Anders przeforsował jednak swoją wizję i przeprowadził ewakuację po swojemu. Tak samo było z decyzją o przystąpieniu do bitwy o Monte Cassino.

Dowództwo polskie sprzeciwiało się tej bitwie?

Nie do końca. Tu chodziło o coś innego – o kwestie decyzyjne. Generał Anders, jako dowódca 2 Korpusu Polskiego we Włoszech, organizacyjnie podlegał dowódcy brytyjskiej 8 Armii, w skład której wchodziły siły polskie. Ten też dowódca – w tamtym czasie generał Oliver Leese – spotkał się z nim w marcu 1944 roku i zapytał go czy zechciałby wraz ze swoim korpusem wziąć udział w ataku na Monte Cassino. Na odpowiedź dał mu dziesięć minut. Oczywiście to pytanie miało formę kurtuazyjnego rozkazu, Anders nie za bardzo mógł odmówić. Problem polegał jednak na tym, że następnego dnia do Włoch przyjeżdżał Naczelny Wódz generał Kazimierz Sosnkowski. W dobrym tonie byłoby więc, aby Anders poprosił Leese’go o dzień zwłoki i skonsultował tę decyzję ze swoim przełożonym – atak miał mieć miejsce za dwa miesiące, więc jeden dzień nie zrobiłby wielkiej różnicy.

Władysław Anders i Kazimierz Sosnkowski, 1944 r. 

Byłoby to o tyle zasadne, że kilka miesięcy wcześniej Sosnkowski ustalał z aliantami zasady użycia 2 Korpusu Polskiego w walkach we Włoszech i zastrzeżono, że nie będzie on brał udziału w działaniach przełamujących. Tymczasem Anders w ciągu dziesięciu minut podjął całkiem inną decyzję i następnego dnia postawił Naczelnego Wodza przed faktem dokonanym, co doprowadziło do pewnego spięcia między nimi. Sam Sosnkowski przyznał później, że niewykluczone, iż podjąłby taką samą decyzję – ale chodziło tu o kwestie hierarchii. Anders nie uznał za konieczne jej przestrzegać i zadziałał samodzielnie. Ale koniec końców wyszło to dla niego na dobre – przeszedł do historii jak dowódca w bitwie, będącej do dziś symbolem polskiego bohaterstwa i poświęcenia.

Wiemy już, że Władysław Anders bywał impulsywnym człowiekiem. Jakim był dowódcą?

REKLAMA

Bez wątpienia dobrym. Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej ukończył elitarną Wyższą Szkołę Wojenną we Francji, posiadał szerokie horyzonty operacyjne, przy czym nie do końca miał możliwości, by je pokazać. Wzorowo rozegraną bitwą – jeśli chodzi o sztukę wojenną – była nie tyle bitwa o Monte Cassino, co bitwa pod Ankoną. Ona była przeprowadzona w iście napoleońskim stylu – z pozorowanym atakiem od czoła, z zagonem pancernym na zaplecze wroga, z okrążeniem i zamiarem zniszczenia sił przeciwnika. Ta bitwa pokazała prawdziwe talenty dowódcze Andersa.

Władysław Anders podczas inspekcji polskiego Gimnazjum w Casarano we Włoszech, 2 czerwca 1946 r.

Walka Andersa nie zakończyła się wraz z końcem II wojny światowej. Jak przytaczają Panowie w swoim albumie, w przedmowie „Księgi pamiątkowej Monte Cassino” z 1969 roku napisał: „Każdy Polak musi walczyć tak długo, aż wreszcie zdobędzie dla swego narodu prawa wolności i sprawiedliwości…” Jak wyglądała ta walka Andersa na emigracji?

To było przede wszystkim dążenie do tego, by nie dać się pozbawić możliwości działania na forum międzynarodowym. Żeby wszędzie, gdzie to tylko możliwie, uświadamiać, że nie ma możliwości wchodzenia w jakiekolwiek alianse z Rosją, bo ona prędzej czy później zostanie agresorem. Ostatnie wypadki pokazują dobitnie, że miał rację. Ale nie tylko on. Wielu Polaków na emigracji myślało podobnie i próbowało cokolwiek z tym robić. Niestety mieli ograniczone możliwości działania. Mimo tego Anders nie poddawał się. Odbył mnóstwo podróży zagranicznych, spotkał się z samym prezydentem Johnem F. Kennedym – chociaż niewiele mógł zdziałać dyplomatycznie, starał się konsolidować wokół siebie polską emigrację wojskową.

Udawało mu się?

Różnie z tym było. Wypowiadając posłuszeństwo konstytucyjnemu Prezydentowi RP w 1954 roku doprowadził de facto do rozbicia emigracji niepodległościowej. Mimo to Anders cieszył się na emigracji ogromnym poparciem polskiej społeczności. Pewnie nie bez znaczenia był tu fakt, że większość tej emigracji po II wojnie światowej stanowili żołnierze Polskich Sił Zbrojnych, w tym 2 Korpusu Polskiego. Większość z nich w pierwszych latach po zakończeniu wojny żyło nadzieją wybuchu kolejnego konfliktu i powrotu do kraju z bronią w ręku. Nadzieja ta ożyła szczególnie po wybuchu wojny w Korei. Polacy snuli wówczas plany odtworzenia wojska na Zachodzie i ponownej walki – tym razem przeciwko Rosji. Ale nadzieja ta z upływem lat gasła. Zrozumieli, że nie ma szans na wybuch kolejnej wojny, więc swoje wysiłki skupili na walce o polskość na innej płaszczyźnie – kulturalnej i oświatowej.

REKLAMA
Władysław Anders przed mikrofonem Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa

Dbali o to, by tworzyć na emigracji polskie ośrodki kulturalne, edukacyjne i w ten sposób pielęgnować polskość, w oczekiwaniu na to, aż przyjdzie moment, gdy kraj odzyska wolność. Anders niestety tego momentu nie doczekał, ale wielu jego żołnierzy tak.

Zasługi Władysława Andersa możemy oceniać na wielu polach. Chociaż sam stronił od nazywania się politykiem, w pewnych momentach mimowolnie się nim stawał – czy to podejmując decyzję o ewakuacji z ZSRR, czy stając się przywódcą emigracji po zakończeniu wojny. Jak dzisiaj możemy i powinniśmy spoglądać na jego postać? Jak na wojskowego, polityka, rzecznika Polonii?

Przede wszystkim jak na gorącego patriotę i dobrego żołnierza. Politykiem raczej był kiepskim – często działał impulsywnie. Chociaż później reflektował się i weryfikował swoje poglądy, niekiedy było już za późno. Do tego na emigracji był – i w zasadzie pozostaje do dziś – ważnym symbolem. Miernikiem jego znaczenia może być tu stosunek władz komunistycznych do jego osoby – a te szczerze go nienawidziły i na różne sposoby próbowały deprecjonować jego postać. Nawet jak w pewnym momencie pozwolono już mówić o bohaterach spod Monte Cassino, Anders wciąż pozostawał „tym złym”.

Utrzymywało się to w zasadzie do końca istnienia PRL. W latach osiemdziesiątych dyktator PRL Jaruzelski przyjechał na cmentarz w Monte Cassino. Przechadzając się po nim, ostentacyjnie ominął grób Andersa, a wieniec złożył bodaj na grobie generała Ducha. Nawet wtedy pozostawał on w pewnym stopniu zagrożeniem. Nic dziwnego – był i pozostaje do dziś symbolem niezłomnej, niepodległej Polski.   

Jaki testament pozostawił po sobie Anders?

Anders uczy nas przede wszystkim tego, że zawsze trzeba wierzyć, działać i absolutnie się nie poddawać, niezależnie jak beznadziejna może wydawać się sytuacja. On tak właśnie robił. Pozostał wierny do końca. Nigdy nie dał się złamać, kurczowo trzymał się misji, jaką była walka o niepodległość Polski i wytrwał w tym do śmierci. On niestety tej niepodległej ojczyzny nie doczekał. My tak i możemy wyciągać z jego walki refleksje.

Zainteresowały Cię losy dowódcy 2 Korpusu Polskiego? Kup książkę "Generał broni Władysław Anders 1892-1970. Czyny i pamięć"!

Jerzy Kirszak, Bogusław Polak, Michał Polak
„Generał broni Władysław Anders 1892–1970. Czyny i pamięć”
cena:
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
608
ISBN:
978-83-8229-456-9
EAN:
9788382294569
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Natalia Pochroń
Absolwentka bezpieczeństwa narodowego oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Rekonstruktorka, miłośniczka książek. Zainteresowana historią Polski, szczególnie okresem wielkich wojen światowych i dwudziestolecia międzywojennego, jak również geopolityką i stosunkami międzynarodowymi.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone