Jung H. Pak – „Kim Dzong Un. Historia dyktatora” – recenzja i ocena
„Jung H. Pak – „Kim Dzong Un. Historia dyktatora” – recenzja i ocena
Mam wrażanie, oparte choćby na obserwacjach dokonanych pośród znajomych, że każda osoba pasjonująca się Azją ma ulubiony kraj, któremu poświęca większość zainteresowania. Swoich fascynatów mają Chiny (sam, choć nie uważam się za znawcę, jestem zaciekawiony postacią Czang Kaj Szeka i ewolucją ustrojową Republiki Chińskiej na Tajwanie), Japonia z jej kulturą (także popularną), jak również mogąca służyć za symbol spektakularnego sukcesu Korea Południowa. Choć może wydawać się to z pozoru dziwne, wiele osób interesuje się też tą drugą Koreą – Północną. Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna uważana jest, chyba słusznie, za najbardziej totalitarne państwo na kuli ziemskiej i sam ten fakt czyni ją interesującym. Zainteresowanie KRLD nie dziwi więc, choć czasem mają miejsce przykłady wręcz niezdrowej fascynacji – parę lat temu np. przedstawiciele środowiska reprezentującego ekstremizm raczej prawicowy niż lewicowy, w tej bądź co bądź komunistycznej dyktaturze dopatrywali się wręcz „ostatniego bastionu logiki sakralnej”.
W obliczu tak dużego zainteresowania tematyką Korei Północnej nie dziwi, że wciąż ukazują się kolejne poświęcone jej pozycje. Autorką książki „Kim Dzong Un. Historia dyktatora” jest Jung H. Pak, była analityczka CIA. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zawodowy background autorki wpływa na perspektywę, z jakiej patrzy ona na omawiane zagadnienia. Kluczowe okazują się zagrożenia związane z północnokoreańskim programem atomowym. Książka może więc być interesująca dla czytelników zajmujących się działem politologii, jakim jest nauka o bezpieczeństwie. Jung H. Pak uważa, że Kim Dzong Un nie dąży do wywołania wojny nuklearnej, jednak broń masowej zagłady w rękach tego niewątpliwie nieobliczalnego człowieka i tak stanowi powód do niepokoju. Zdaniem Pak Kim wykorzystuje możliwość szantażu atomowego do lawirowania pomiędzy Stanami Zjednoczonymi oraz Koreą Południową oraz jako element pewnego nacisku na Chiny, od których KRLD uzależniona jest politycznie i ekonomicznie.
Nie oznacza to jednak, że omawiana pozycja porusza jedynie kwestie związane z bezpieczeństwem. Omówionych jest wiele zagadnień dotyczących różnych aspektów funkcjonowania państwa pod władzą Kimów, choć należy wyraźnie zaznaczyć, że nie jest to całościowy obraz północnokoreańskiej dyktatury. Nie jest to też, co mógłby sugerować tytuł polskiego wydania, typowa biografia Kim Dzong Una.
Autorka wprowadza nas w tematykę północnokoreańską, pokrótce, acz nie po łebkach omawiając rządy dziadka i ojca bohatera książki – Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila. Omówiona zostaje droga Kim Ir Sena do władzy, zaś oficjalną w KRLD ideologię dżucze autorka określa jako miks wpływów komunistycznych, azjatyckich oraz nacjonalistycznych – szczególny nacisk kładąc na komponent nacjonalistyczny właśnie i nie odmawiając Kim Ir Senowi udziału w antyjapońskiej walce narodowowyzwoleńczej. Jak zaznaczyłem, nie jest to obraz całościowy, więc czytelnicy szczególnie zainteresowani meandrami ustroju KRLD, szczegółowymi rozważaniami nad dżucze czy analizą państwowej propagandy, powinni dodatkowo sięgnąć po inne pozycje. Nakreślenie szerszego tła służy tu wskazaniu czynników, które miały wpływ na kształtowanie Kim Dzong Una. Obecny władca Korei Północnej jawi się z jednej strony jako trochę „duże dziecko”, „dyktator z pokolenia milenialsów” i amator nowinek technicznych, z drugiej zaś jako jednostka nieobliczalna i bezwzględna, nie wahająca się dla zabezpieczenia swojej władzy wystąpić nawet przeciw członkom własnej rodziny.
Bardzo ciekawy jest pokazany w książce obraz społeczeństwa północnokoreańskiego i procesów w nim zachodzących. Mimo prób całkowitej izolacji (własny intranet) i totalnej kontroli, nie jest obecnie możliwe zupełne odcięcie Koreańczyków z Północy od wpływów zewnętrznych. Ludzie oglądają się na Chiny, a kultura japońska czy południowokoreańska ma słodki posmak owocu zakazanego. Społeczeństwo północnokoreańskie robi się coraz bardziej konsumpcjonistyczne. O tyle oczywiście, na ile pozwalają na to warunki. Ale to już nie te czasy, gdy ludzie w KRLD masowo umierali z głodu, obecnie przynajmniej stolica może służyć jako przykład zgrzebnego socjalistycznego „dobrobytu” zbliżonego – bazuję to jedynie na opisach z książki! – co najwyżej do poziomu późnego PRL-u. Japońska konsola do gier z lat 80. to w KRLD rarytas, na jaki pozwolić mogą sobie nieliczni. Oczywiście nie ma tutaj mowy o żadnym „ocieplaniu wizerunku Korei Północnej”, przeciwnie – z drastycznymi szczegółami opisany jest funkcjonujący w tym kraju aparat represji. Nie sposób uwolnić się od refleksji, że ze swoim niewydolnym systemem ekonomicznym KRLD skazana byłaby na upadek, gdyby nie potężne wsparcie Chin. Z punktu widzenia logiki utrzymania władzy nie może dziwić, że Kim Dzong Un widzi w broni nuklearnej czynnik, dzięki któremu także Chińczycy będą tratować go poważnie. Swoją drogą po lekturze łatwo zrozumieć dylematy władz Korei Południowej, która po ewentualnym upadku dyktatury z północy stanęłaby przed wyzwaniem bodaj większym niż zjednoczenie Niemiec Wschodnich i Zachodnich.
„Kim Dzong Un. Historia dyktatora” to książka o historii najnowszej, uściśliłbym nawet: bardzo najnowszej. Wspominane na jej kartach wydarzenia minionej dekady, takie jak „arabska wiosna” pamiętam jako wydarzenia bieżące, z pierwszych stron gazet. Zdaniem autorki, Kim Dzong Un wziął sobie do serca lekcję płynącą z egzekucji Husseina czy obalenia Kadafiego. Ma być przekonany, że mając atut w postaci broni atomowej zabezpiecza nie tylko swoją władzę, ale też swoje życie. Stąd też, według byłej analityczki CIA, z góry skazane na niepowodzenie są zabiegi mające na celu przekonanie Korei Północnej do rezygnacji z głowic nuklearnych.
Autorka wyraźnie zdaje się sympatyzować z administracją Baracka Obamy i prowadzoną przez nią polityką. Wobec Donalda Trumpa kreśli wiele niechętnych słów i to w sferach niezwiązanych z tematyką książki (co trochę razi). Nie dezawuuje jednak całkowicie niebanalnej, jak sama podkreśla, polityki północnokoreańskiej Trumpa. Uważa wszakże, że amerykański prezydent wykazał się naiwnością licząc, że skłoni Kima do rezygnacji z broni atomowej. Cóż, czas pokaże jakie owoce ta polityka przyniesie. Na razie wydaje się, że Kima udało się trochę „sprowadzić do parteru” i zagrożenie północnokoreańskie jak gdyby zniknęło z nagłówków.
Książka zawiera dość obszerną bibliografię i indeks osobowo-rzeczowy, którego zamieszczenie uważam za dobry pomysł.
„Kim Dzong Un. Historia dyktatora” to świetnie napisana i wciągająca książka. Choć jest to pozycja lekka w odbiorze, zapewnia niemałą dawkę wiedzy i dostarcza materiału do przemyśleń. Myślę, że warto polecić ją osobom, które chcą pogłębić wiedzę na tematy znane z mediów. Wydaje się też, że jest dobrym punktem startowym dla kogoś, kto zaczyna interesować się Koreą Północna.