„Katarzyna Wielka” – recenzja i ocena serialu
„Katarzyna Wielka” – recenzja i ocena serialu
Zacznijmy od początku. Miniserial HBO składa się z czterech odcinków trwających poniżej godziny. Opowiada o panowaniu carycy Katarzyny II, która przejęła tron po swoim mężu, carze Piotrze III. Sam przewrót nie został pokazany w serialu, jednak wydarzenia te są kluczowe dla jego fabuły. Carycy towarzyszymy przez całe rządy, aż do jej śmierci. Główną osią narracji jest romans Katarzyny Wielkiej z Grigorijem Potiomkinem. W tle przewija się sprawa sukcesji po carycy, walka o utrzymanie tronu oraz kolejne podboje terytorialne Rosji.
W kwestii obsady postawiono wszystko na jedną kartę, a byłą nią Helen Mirren. Aktorka ta znana jest zresztą właśnie z wcielania się w role wielkich monarchiń, m.in. Elżbiety I czy Elżbiety II (za tę drugą kreację otrzymała Oscara). Nie powinien więc dziwić wybór tak doświadczonej aktorki do roli kolejnej władczyni – ale czy na pewno?
Co poszło nie tak?
Niestety, jedną z największych wad serialu jest właśnie Helen Mirren w roli carycy. Mówi się, że kobiecie nie powinno wypominać się wieku, ale w tym wypadku dochodzi do rażącego błędu historycznego. Katarzyna obejmując tron Rosji była kobietą po trzydziestce, zmarła nie ukończywszy siedemdziesięciu lat. Helen wcielając się w rolę carycy była już po siedemdziesiątce. Z całą pewnością lepiej odnalazłaby się grając Katarzynę w ostatnich latach rządów, aniżeli od początku panowania. Brakowało jej młodzieńczej werwy i zapału, a dodatkowo jest to spore niedociągnięcie faktograficzne. Mimo, że Mirren jest aktorką wybitną, nie jest już trzydziestolatką i tego ukryć się nie udało.
Kolejną kwestią jest fabuła, która miejscami bywa nudnawa. Można dojść do wniosku, że serial o rosyjskiej carycy jest zbyt brytyjski – nie oddano charakteru rosyjskiego dworu. Akcję oparto na wątku miłosnym, całkowicie pozbawiając carycę jej osiągnięć. Scenariuszowa Katarzyna Wielka przypomina bardziej sfrustrowaną emerytkę uzależnioną od mężczyzn. O ile caryca znana była ze swojej miłości do mężczyzn, często młodszych, o tyle serialowa monarchini wydaje się być bez nich po prostu bezradna. W obrazie HBO nie widać potęgi władczyni, widać za to nieporadność i dużą naiwność. Miejscami ma się wrażenie, że głównym zadaniem Katarzyny było snucie się po komnatach i rozpaczanie z powodu nieobecności ukochanego.
Serial, opisywany jako dramat historyczny, wygląda bardziej na brytyjską komedię. Nie byłoby w tym nic złego, jednak miejscami ma się wrażenie, że akcja przenosi się z Petersburga do Londynu. Sarkazm i ironia są wszechobecne, a żarty z czasem przestają bawić. Dialogi stają się drewniane i przydługie. Samo wyobrażenie twórców o carskim dworze wydaje się być nudnawe i bez charakteru, którego Rosjanom odmówić nie można.
Moim największym zarzutem jest jednak kwestia fabuły i wizerunku carycy Katarzyny. Akcja nie porywa, podboje Imperium Osmańskiego sprowadzone zostały do ledwie kilkuminutowych przebitek. Scen wojennych praktycznie nie uświadczymy. Cała fabuła skupia się na wiecznie nieszczęśliwej Katarzynie Wielkiej. Mimo wszystko odnieść można wrażenie, że caryca jest tłem. Jej postać bywa tak bezbarwna, że można zapomnieć o tym, że jest główną bohaterką oglądanego serialu.
Trudno odnaleźć się w fabule. Twórcy w czterech odcinkach starają się zmieścić ponad trzydzieści lat rządów Katarzyny II, nie zaznaczają przy tym ram czasowych na początku odcinków. Jedyną wskazówką dla oglądającego są wydarzenie historyczne, które toczą się w tle, jak np. zdobycie Krymu. Jednak dla niezorientowanego odbiorcy nie będzie to pomocne. Mimo, że fabuła rozciągnięta jest w czasie, aktorzy nie zmieniają się, można więc odnieść wrażenie, że wszystkie wydarzenie toczą się na przestrzeni zaledwie kilku lat.
Ostatnim z problemów serialu jest jego nierówny poziom. Dwa pierwsze odcinki wypadają lepiej niż dwa kolejne. Szczególnie słabo prezentuje się ostatni odcinek, który miejscami dłuży się niemiłosiernie.
Strona techniczna nie zawiodła
Serial, mimo wielu wad, ma również kilka ogromnych zalet. Oglądając go można podziwiać piękne kostiumy i scenografie. Strona techniczna seriali oryginalnych HBO zawsze stała na najwyższym poziomie i podobnie w tym przypadku.
Kostiumy to moim zdaniem najjaśniejszy punkt serialu. Cała charakteryzacja zapiera dech, a szczególnie stroje carycy oraz innych kobiet na dworze. Również pokaźne peruki, nawet na mężczyznach, nie wyglądają karykaturalnie. Sama Mirren w osiemnastowiecznych strojach prezentuje się naprawdę majestatycznie, kradnąc całą uwagę oglądającego. Jedynym wyjątkiem jest Jason Clarke wcielający się w rolę Potiomkina, który wygląda tak, jakby został przebrany za karę.
Oprócz kostiumów uwagę przykuwa także wspomniana już scenografia oraz zdjęcia. Serial kręcony był m.in. w Petersburgu, Wilnie czy Trokach. Wnętrza carskich pałaców opływają w złocie, co podkreśla praca kamery, która rejestruje przepych carskiego dworu. Jest to kolejny jasny punkt produkcji – strona wizualna rekompensuje w pewnym stopniu braki scenariuszowe i dziury fabularne.
Jak już wspomniałam, na szczególną pochwałę zasługują również dwa pierwsze odcinki. Skupiają się one na sprawach sukcesji po carycy oraz na próbach obalenia Katarzyny przez kolejnych domniemanych następców tronu. Wówczas historia skupia się na życiu i funkcjonowaniu dworu, a akcja jest bardziej wartka.
Brytyjskie wyobrażenie o rosyjskim dworze
Podsumowując „Katarzynę Wielką” można zauważyć, że serial w dużej mierze składa się z mniejszych i większych wad. Począwszy od castingu i nieszczęśliwego wyboru Helen Mirren do roli młodej, żadnej władzy carycy, kończąc na brakach scenariuszowych. Dwór cesarzowej bardziej przypomina bowiem brytyjski pałac Buckingham niż pełen życia i intryg Petersburg. Największą wadą jest jednak krzywdzące przedstawienie postaci Katarzyny Wielkiej, której w serialu odebrano sporo z owej wielkości. Zamiast potężnej monarchini mamy zakochaną do szaleństwa starszą panią, która nie radzi sobie z rządzeniem. Nie pokazano władzy, jaką dysponował pierwowzór oraz tego, jak bezwzględnie była ona sprawowana. Nie przedstawiono praktycznie żadnych rządów, ponieważ stanowią one wyłącznie tło dla dramatu romantycznego.
Dużo do życzenia pozostawia również miałki scenariusz i niekiedy drewniane dialogi. Brakuje również ciągu przyczynowo-skutkowego w działaniach carycy. Razi brak rzetelności historycznej i daleko idące uproszenia.
Czy serial jest kompletną klapą? Moim zdaniem nie. Warto go obejrzeć chociażby ze względu na jego długość – to zaledwie cztery odcinki, które pozwolą wyrobić sobie własną opinie. Dodatkowo można podziwiać kostiumy, scenografię oraz kadry – to, w czym produkcje HBO nie zawodzą.
Z całą pewnością twórcy postawili na niekonwencjonalne przedstawienie carycy, zaryzykowali stawiając ją w roli nieszczęśliwej romantyczki. Jednak odebrali jej w ten sposób to, z czego Katarzyna Wielka była najbardziej znana – władzę i potęgę.